Na szczęście film Holland nie jest po prostu umoralniającą opowieścią o przemianie szmalcownika w „sprawiedliwego wśród narodów świata”. Polskie kino znów na poważnie dyskutuje z pamięcią wspólnoty, w której powstaje. Film W ciemności Agnieszki Holland recenzuje Jakub Majmurek.
W swoim najnowszym filmie, W ciemności, Agnieszka Holland, wraca do podejmowanego przez nią wcześniej w Europie, Europie tematu Zagłady, w tle ukazując skomplikowany splot narodowościowych relacji w Europie Wschodniej: często niełatwych, toksycznych, a przy tym nie dających się rozsupłać związków łączących Polaków, Żydów, Niemców, Rosjan, Ukraińców. Film rozgrywa się w okupowanym przez Niemców Lwowie, miastem rządzi kolaborująca z nazistami ukraińska policja. Polacy znajdują się pomiędzy, nie są – jak Żydzi – poddawani planowej zagładzie (choć w każdej chwili mogą paść ofiarą przemocy nudzącego się żołnierza), nie są też politycznie rozgrywani przez Niemców jak Ukraińcy. Próbują przede wszystkim jakoś przeżyć – kombinując, oszukując władze okupacyjne, przemycając towary między miastem a gettem itp.
Film Holland zaczyna się od zbiorowych, przeznaczonych na wielki ekran scen, wykorzystujących głębie ostrości i odległe plany, prześladowań Żydów w getcie. W szerokich, panoramicznych kadrach widzimy Żydów popychanych przez niemieckich żołnierzy, ustawianych w rzędzie w łapankach i rozstrzeliwanych. W jednym z najbardziej sugestywnych ujęć w filmie w szerokim planie, gdzieś w rogu ekranu widać dwóch niemieckich żołdaków ze śmiechem grożących szpicrutą Żydowi w chałacie i z pejsami, zmuszających go groteskowego tańca. Od tych ogólnych obrazów terroru film bardzo szybko przechodzi na poziom losów konkretnych bohaterów. Z jednej strony niewielkiej grupy Żydów próbujących uciekać z getta i ukrywać się przed Niemcami w kanałach. Z drugiej polskiego kanalarza, Leopolda Sochy (świetna rola Roberta Więckiewicza). Socha do pensji kanalarza dorabia sobie kradzieżami z niemieckich domów, a kanały wykorzystuje jako kryjówkę dla swoich łupów. W jego procederze pomaga mu okupacyjny chaos i przyjaźń z ukraińskim policjantem, z którym niegdyś siedział w więzieniu. W kanałach Socha trafia na pragnących uciec z getta Żydów. Pomaga im się ukrywać w kanałach, początkowo za pieniądze, następnie za darmo, ryzykując życie dla ocalenia ludzi, których wcześniej traktował wyłącznie jako źródło dochodu.
Na szczęście film Holland nie jest po prostu umoralniającą opowieścią o przemianie szmalcownika w „sprawiedliwego wśród narodów świata”. W Ciemności nie tylko dzieje się o wiele więcej – film mówi o Zagładzie i towarzyszących jej wydarzeniach, w sposób, który stanowi wyraźne novum w polskim kinie i w dominujących ostatnio dyskursach polityki historycznej.
Zaskakuje przede wszystkim brak bohatera reprezentującego hegemoniczną, inteligencką, postszlachecką, heroiczno-insurekcyjną polskość. Nie ma tu żadnego szlachetnego żołnierza AK, pięknego młodzieńca z granatami i prozą Conrada (czy poezją Słowackiego) w chlebaku, żadnej szlachetnej i urodziwej panny z dobrego domu z narażeniem życia, bezinteresownie pomagającej Żydom. Leopold Socha jest plebejuszem mówiącym ciężko zrozumiałą dla współczesnych widzów gwarą lwowską, byłym więźniem i drobnym złodziejaszkiem, dla którego wojna nie jest (przynajmniej na początku) okresem heroicznej próby, gdy „człowiek musi być cały czas w pogotowiu”, ale kolejnym „ciężkimi czasami” (dla takich ludzi jak on czasy w II RP lat 30. też lekkie przecież nie były), w których „trzeba sobie jakoś radzić” – a wykorzystując panujących w nich chaos można „ustawić się na przyszłość”.
Niezwykle ciekawa jest relacja, jaka łączy Sochę z ukrywanymi przez niego Żydami.
Ich życie zależy od niego, jego wspólnik namawia go, wziął od nich pieniądze i wydał ich Niemcom albo ukraińskiej policji. Polski kanalarz, podzielając typowe antysemickie przesądy polskiego ludu gardzi Żydami („zabójcami Pana Jezusa”), nie ufa im, nie uznaje za „swoich”. A jednocześnie ma poczucie, że i oni nim gardzą, nie ufają mu, nie traktują jako osobę równą sobie, godną podstawowego szacunku i zaufania. Ukrywani przez Sochę Żydzi reprezentują hegemoniczną kulturę klas średnich, to porządni i porządnie wykształceni mieszczanie, mówiący literackimi wersjami swoich ojczystych języków (jidisz, polskiego, niemieckiego – w lwowskim getcie znajdują się także przesiedleni Żydzi z Niemiec, np. z Lipska). Między Sochą, a Żydami dochodzi do bardzo ciekawego wzajemnego procesu uznania. On uznaje w nich ludzi takich, jak on i jego rodzina, przekracza antysemicki fantazmat, w którym do tej pory funkcjonował. Oni, także pokonując swoje opory, uznają w mężczyźnie, którego postrzegają jako pospolitego przestępcę, któremu nie można ufać, partnera, przyjaciela, człowieka.
Ukrywający się w kanałach Żydzi nie są przez Holland – i to jest druga szczególnie warta uwagi rzecz w jej filmie – portretowani jako bezcielesne, anielsko niewinne, szlachetne ofiary. Ich życie w ukryciu pokazane jest tutaj w bardzo naturalistyczny sposób, z punktu widzenia ciała. Obserwujemy ich problemy z fizjologią, jedzeniem, odchodami, emocjami, miłością, seksem. Zwłaszcza te ostatnie sfery pokazane zostały w filmie dość odważnie. Mamy co prawda z jednej strony dość konwencjonalny wątek szlachetnej, czystej, romantycznej miłości dwójki ukrywających się Żydów, pochodzącego z Lipska Mundka Marguliesa (Benno Fürmann) i polskiej Żydówki, Klary Keller (Agnieszka Grochowska). Ale mamy także poboczne wątki rozpadającego się małżeństwa, ludzi nie radzących sobie z własnym pożądaniem, niechcianej ciąży.
Holland konsekwentnie przyjmuje tu realistyczny, naturalistyczny klucz. Film świetnie został sfotografowany przez Jolantę Dylewską: dominują ciasne, ciemne klaustrofobiczne kadry, w ten sposób pokazana jest nie tylko przestrzeń kanałów, gdzie ukrywają się Żydzi, ale także mieszkanie Sochy – mała, niedoświetlona klitka na poddaszu w obskurnej kamienicy dla biedoty.
Film Holland wchodzi do kin w bardzo niedługim odstępie czasu od Róży Wojciecha Smarzowskiego i filmu Anny i Wilhelma Sasnalów Z daleka widok jest piękny. Wszystkie trzy mierzą się z najnowszą polską, historią, z wydarzeniami, które ukształtowały naród polski w jego powojennej, nowoczesnej, dzisiejszej formie (Zagłada, okupacja, stalinizm). W każdym z tych filmów rozbita zostaje dominująca w ostatnich czasach, hegemoniczna klasowo (inteligencka) i narodowościowo (wyłącznie polska) narracja. W Róży równoważy ją narracja emancypujących się (przeraźliwym kosztem) przez stalinizm klas ludowych, czy wynaradawianych w równym stopniu przez Niemców i Polaków Mazurów. W ciemności i Z daleka… przedstawiają historię okupacji i Zagłady z punktu widzenia polskich klas ludowych. Sasnalowie pokazują jej niechlubne, przerażające, wypierane przez naszą pamięć oblicze; Holland to bardziej szlachetne. Polskie kino znów na poważnie dyskutuje z pamięcią wspólnoty, w której powstaje.