Historia

Nowi właściciele niemieckich obozów

60 tysięcy osób zamordowanych w polskich obozach koncentracyjnych to rzeczywiście mało w porównaniu z niemieckimi, ale to wciąż o 60 tysięcy osób za dużo.

„Obozy koncentracyjne nie zostały zlikwidowane, tylko przejęte przez nowych właścicieli” alarmowali brytyjscy dyplomaci tuż po wojnie. Jednak wojna już się skończyła i nikomu nie było na rękę, żeby rozkręcać trzecią. To znaczy być może byłoby to na rękę tym, którzy w nich siedzieli, bo może by nie zginęli albo uniknęli tortur. Ludzie jednak giną i są torturowani codziennie. Daleko nie szukając, w Polsce co roku 50 tysięcy ludzi ginie z powodu chorób związanych z zanieczyszczeniem powietrza i naszą pasją do używania paliw kopalnych, a jednak nikt nie wypowiada nam wojny. Być może zresztą wojna nie jest najlepszym sposobem rozwiązania tego („czysto teoretycznego”) problemu, że ludzie umierają, a powietrze jest brudne. Są też inne sposoby, żeby ten stan rzeczy zmienić. Niestety polscy politycy raczej nie są tym zainteresowani. Zbyt zajmuje ich kwestia, w której sali w Sejmie jest legalnie głosować.

Powojenni politycy nie byli zainteresowani tym, co się dzieje w poniemieckich obozach. Jak już wspomniałem, po drugiej wojnie światowej nie było zbyt wiele woli do dalszego wojowania, więc nowi, polscy właściciele obozów koncentracyjnych mogli w miarę swobodnie realizować swoje potrzeby zemsty albo zwykłego sadyzmu. Komendant obozu w Świętochłowicach-Zgodzie witał przybywających Ślązaków słowami: „Auschwitz to była pestka przy tym, co wam zgotuję”. Podobno pogłoski o tym, że obdzierał ludzi ze skóry, były przesadzone, ale za to lubił bić więźniów drewnianą pałką do momentu, aż zamieniali się w krwawą miazgę. Autorskim pomysłem komendanta była piramida, czyli układanie nagich więźniów w stos, w którym jeden więzień leżał na drugim. Aby być pewnym, że ci na dole nie przeżyją, na szczycie piramidy tańczył kalinkę.

Infrastruktura obozowa zachowała się często w nienaruszonym stanie, więc po wypuszczeniu Żydów, wystarczyło ją zaludnić nowymi podopiecznymi. Po wojnie na terenie Polski działało 206 obozów pracy i koncentracyjnych. Zginęło w nich ponad 60 tysięcy osób. Choć wyłączono piece, to więźniowie umierali od tortur, chorób i głodu, a także kul i pałek. Często zresztą byli niewinni. Żeby wylądować w obozie, wystarczyło podczas wojny podpisać volkslistę. Co ciekawe, za zgodą rządu emigracyjnego namawiał do tego biskup katowicki Stanisław Adamski. Rząd emigracyjny pozostał jednak na emigracji, a w Polsce powstał inny, więc w nagrodę za podpisanie volkslisty można było na żywo zobaczyć, jak komendant obozu w Świętochłowicach tańczy kalinkę. Ot, przypadki chodzą po ludziach.

Wiedzieliście o tym? Ja trochę słyszałem, a jednak zawsze dobrze sobie przypomnieć, że sadyzm i okrucieństwo nie ma narodowości.

O tych i innych przypadkach możemy przeczytać we właśnie wydanej książce Marka Łuszczyny Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne. 60 tysięcy osób zamordowanych w polskich obozach koncentracyjnych to rzeczywiście mało w porównaniu do 6 milionów zgładzonych w niemieckich obozach, ale wciąż 60 tysięcy osób za dużo. Osobiście uważam, że nikt nie zasługuje na bicie, tortury, głód doprowadzający do kanibalizmu („był przydzielony do komanda, które zabierało świeże trupy z baraku, […] wrzucali zwłoki do ziemi i zanim przysypali niegaszonym wapnem, odcinali ostrymi kamieniami pośladki”) czy gwałty. Wiem jednak, że są niestety wciąż są tacy, którzy uważają inaczej. I najwyraźniej po wojnie było ich nawet więcej niż dzisiaj. A może po prostu były bardziej sprzyjające warunki do tego rodzaju działalności? Rozrywki strażników w polskich obozach nie różniły się specjalnie od tych znanych nam z historii. Więzniowie zmuszani do bicia siebie nawzajem, dzieci zmuszane do bicia rodziców, kobiety zmuszane do zlizywania odchodów z oficerskich butów. „Kopał ją po brzuchu i piersiach. Kiedy leżała na wpół przytomna, poszedł do latryny, ubrudził swoje wysokie buty fekaliami i kazał je oblizywać. Kiedy przestała, bił ją i kopał tak długo, aż zabił”. Rażenie prądem, wystawianie nagich na mróz, zmuszanie do stania w bunkrach wypełnionych wodą. Przejeżdżanie ciężarówkami po głowach, a dla ciężarnych wywoływanie poronienia oficerskim butem. I tak dalej, i tym podobne. To Polacy Polakom gotowali ten los. Choć w obozach byli też Niemcy, Ukraińcy czy Łemkowie.

Wiedzieliście o tym? Ja trochę słyszałem, a jednak zawsze dobrze sobie przypomnieć, że sadyzm i okrucieństwo nie ma narodowości. Tym bardziej warto o tym pamiętać w Polsce, gdzie mówienie o „polskich obozach koncentracyjnych” grozi karą więzienia. Polskie obozy koncentracyjne, polskie obozy koncentracyjne, polskie obozy koncentracyjne. Oczywiście, że były. A jednak Polacy, a szczególnie polscy politycy nie chcą o tym pamiętać. Gdy Ewa Będkowska znalazła w archiwach likwidowanej kopalni w Sosnowcu akta kilkunastu tysięcy ludzi, którzy zginęli w zorganizowanym tam po wojnie obozie pracy, uznała, że przekaże je stowarzyszeniu Niemiecka Wspólnota Pojednanie i Przyszłość. Wśród ofiar było wielu Polaków, ale jednak głównie byli to więźniowie niemieccy. Jak zauważał prezes stowarzyszenia: „To dokumenty najwyższej wagi humanitarnej, których istnienia nie wolno zatajać, bo działa się przeciwko demokracji”. Wspólnota i pojednanie nie potrwały jednak długo, gdyż Urzęd Ochrony Państwa miał odmienne zdanie. Już następnego dnia po konferencji prasowej, informującej o znalezisku, do siedziby stowarzyszenia wszedł UOP i państwo polskie odebrał swoją własność. Warto może przypomnieć, że UOP-em kierował wówczas Krzysztof Kozłowski. Ujawnianie prawdy o polskich obozach koncentracyjnych było nie na rękę politykom wszystkich opcji. O czym dobitnie przekonał się Zbigniew Gluza, twórca ośrodka „Karta”, który o tę prawdę walczył. Z kwitkiem odesłał go nawet Władysław Bartoszewski, mówiąc: „Z moralnego punktu widzenia należałoby ujawnić”, ale: „Proszę pana, ja na to pieniędzy nie dam”.

Skąd ta niechęć Polaków do poznawania prawdy, naprawdę trudno mi pojąć. Sam lubię znać prawdę nawet, gdy jest ona nieprzyjemna. Jednak choć Polacy oburzają się, że w Austrii na terenie dawnego obozu są domy mieszkalne, to – zdaje się – nie bardzo przeszkadza im Sanktuarium Matki Boskiej Nieustającej Pomocy i osiedle Stałe znajdujące się na terenie Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie, gdzie bito, gwałcono i mordowano Ukraińców i Łemków podejrzewanych o sympatyzowanie z UPA. Osobiście nie mam nic przeciwko budowaniu kościołów i supermarketów na terenie dawnych obozów. Choć postulowałbym, żeby umieszczano na nich murale albo inne wizualizacje upamiętniające niegdysiejsze zbrodnie. Zawsze się lepiej robi zakupy czy modli, gdy ma się świadomość, że sześćdziesiąt lat temu ginęli w tym miejscu z głodu i od pałek jacyś być może całkiem sympatyczni i niewinni ludzie. Tylko pamiętając o naszej niechlubnej przeszłości, mamy szansę, że już się ona nie powtórzy. Polecam zatem czytać i pamiętać o polskich obozach koncentracyjnych, zanim zaczniemy budować kolejne dla uchodźców czy innych elementów, które nie pasują do wizji wielkiej, białej, katolickiej Polski.

Marek Łuszczyna, Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne, Znak Horyzont, Kraków 2017.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jaś Kapela
Jaś Kapela
Pisarz, poeta, felietonista
Pisarz, poeta, felietonista, aktywista. Autor tomików z wierszami („Reklama”, „Życie na gorąco”, „Modlitwy dla opornych”), powieści („Stosunek seksualny nie istnieje”, „Janusz Hrystus”, „Dobry troll”) i książek non-fiction („Jak odebrałem dzieci Terlikowskiemu”, „Polskie mięso”, „Warszawa wciąga”) oraz współautor, razem z Hanną Marią Zagulską, książki dla młodzieży „Odwaga”. Należy do zespołu redakcji Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Opiekun serii z morświnem. Zwyciężył pierwszą polską edycję slamu i kilka kolejnych. W 2015 brał udział w międzynarodowym projekcie Weather Stations, który stawiał literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. W 2020 roku w trakcie Obozu dla klimatu uczestniczył w zatrzymaniu działania kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Drzewce.
Zamknij