Właściciel dwustu tygrysów, prywatnego zoo i tlenionych blond włosów, poliamoryczny gej konserwatysta, showman, iluzjonista i fascynat broni palnej, muzyk country. To tylko kilka zajęć głównego bohatera dokumentu „Król tygrysów”.
Facet w czarnym garniturze, koloratce i kowbojskim kapeluszu trzyma w wyciągniętej ręce lwie gówno. Spod kapelusza wystają tlenione blond włosy, a na twarzy wąs wystrzyżony jak u Hulka Hogana w czasach szczytu jego popularności. Obok niego kobieta z kwietnym wizłankiem na głowie karmi wielkiego dorosłego lwa uwięzionego w klatce. Na tacy ma kawałki mięsa i ludzką głowę z plastiku. „O, masz kotku, kotku, mama ma dla ciebie coś” – facet śpiewa refren ballady o kobiecie, która rzucić miała męża na pożarcie lwom i tygrysom.
To możliwie najkrótszy opis jednej ze scen z teledysku do kawałka country Here Kitty Kitty, który znalazł się w miniserialu dokumentalnym wyprodukowanym przez Netflix. Facet w kapeluszu z lwim gównem w ręku to Joe Exotic, kobieta obok niego to aktorka, która do złudzenia przypomina jego arcywroga, Carol Baskin – obrończynię lwów i tygrysów. Exotic poświęcił kilkanaście lat życia na to, żeby ją zniszczyć. Baskin tyle samo, żeby zamknąć prywatne zoo prowadzone przez Joe. Kto wygrał? Siedmiogodzinny dokument udziela odpowiedzi, ale przewrotnej i pesymistycznej.
Człowiek orkiestra
Mogę tylko sobie wyobrażać, jak Eric Goode i Rebecca Chaiklin, twórcy dokumentu Król tygrysów, musieli głowić się nad tym, jak przedstawić głównego bohatera. Programy telewizyjne przyzwyczaiły nas do tego, że bohaterowie mają imię, nazwisko i jakieś zajęcie, które ich określa.
W serialu Netflixa, kiedy przed kamerą siadają kolejne postaci, na ekranie pojawiają się podpisy: np. „Eric Goode, filmowiec”. Ale jak podpisać Joe Exotica? Właściciel dwustu tygrysów, prywatnego zoo i tlenionych blond włosów, poliamoryczny gej konserwatysta, showman, iluzjonista i fascynat broni palnej, muzyk country, wreszcie kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych, bankrut i skazaniec. Nawet z imieniem i nazwiskiem jest problem. Urodził się w Kansas jako Joseph Allen Schreibvogel, żeby później wychodząc za mąż za kolejnych mężczyzn kolekcjonować ich nazwiska. Dzisiaj nazywa się Joseph Allen Maldonado-Passage, ale i tak wszyscy znają go jako Joe Exotic.
Król tygrysów to jedna z tych historii, która przydarzyła się Goode’owi przy okazji pracy nad czymś, co miało wyglądać zupełnie inaczej. Podobnie jak twórca nagrodzonego Oscarem Ikara z 2017 roku, filmowiec miał intuicję i naprawdę dużo szczęścia. Reżyser Ikara planował zrobić autotematyczny dokument o wpływie dopingu na jego ciało, a skończył ze szpiegowskim thrillerem dokumentalnym o spisku na szczytach rosyjskiego świata sportu. Goode kilka lat temu zaczął kręcić materiał o hodowli egzotycznych zwierząt w Stanach, a po drodze poznał Joe i nikt o zdrowych zmysłach nie mógł się spodziewać, że odkryje tak zagmatwaną historię, buzującą od czarnych charakterów, wielkich pieniędzy, miłości, chorych ambicji, broni i tygrysów.
Nie uwierzysz, dopóki nie zobaczysz
Spojlery dotyczą zazwyczaj fabuły. Dobra recenzja nie zdradza za dużo z historii, którą widzowie mają prawo poznać w tempie i rytmie zaprojektowanym przez twórców. Problem z Królem tygrysów jest taki, że co najmniej tak samo ważne jak fabuła są postaci w nią uwikłane. Galeria dziwaków, odmieńców, szarlatanów, zawodowych oszustów i wariatów robi momentami takie wrażenie, że szczękę z podłogi zbierałem kilka razy na odcinek. Żeby nie zepsuć zbytnio zabawy tym, którzy historii Joe jeszcze nie znają, postaram się ograniczyć do tego, czego dowiadujemy się ze zwiastuna.
Joe Exotic jest oskarżony o zlecenie zabójstwa. Uwielbia swoją fryzurę, swoje kowbojskie stroje, cekinowe koszule, swoich mężów, swoje tygrysy i lwy, ale najbardziej uwielbia siebie. W sklepiku na terenie prywatnego zoo, które prowadzi, sprzedaje majtki ze swoim wizerunkiem, a podczas kampanii na gubernatora Oklahomy rozdaje prezerwatywy ze swoim zdjęciem. Chcę zostać królem świata, ale po drodze oprócz ponad kilkuset trzystukilowych tygrysów udaje mu się wyhodować niezdrową obsesję na punkcie obrończyni zwierząt z Florydy, Carol Baskin. Napędzany szczerą nienawiścią i chęcią zemsty traci miłość, pieniądze, tygrysy i królewski tron.
Mogłoby się wydawać, że na amerykańskim Południu, gdzie rozgrywa się ten dramat, ktoś taki jak Joe będzie dziwadłem, barwnym ptakiem na tle milczących twardych kowboi i wycofanych gospodyń domowych. Nic z tych rzeczy. Nie zdradzając za wiele starczy powiedzieć, że w uniwersum Króla tygrysów facet podający się za pierwowzór Tony’ego Montany jest zaledwie bohaterem epizodycznym. Inny bohater, Bhagavan Antle, treser zwierząt z Karoliny Południowej jeździ po swoim ośrodku na słoniu, przyznaje się, że prowadzi swoją firmę na wzór sekty, a wszystkie siedem żon najpierw zatrudniał jako pracownice. Lista bohaterów liczy kilkadziesiąt osób, a zdecydowanie jedną z najbardziej przytomnych osób wydaje się na niej radykalny libertarianin.
Tigercatcher
Kilka lat, które dwoje reżyserów spędziło na farmie w Oklahomie, upchane zostaje w siedmiu godzinnych odcinkach. Nie wierzę, że można na raz przyjąć tę buzującą od treści, kolorów i ekstremów historię. Przez kilka dni, w których przyswajałem ten serial, miałem nieodparte wrażenie, że mimo całej jego wyjątkowości i totalnego przeładowania bodźcami, już gdzieś to widziałem.
Król tygrysów jest jak najbardziej odpałowe reportaże VICE, przemieszane z serialem Making a Murder, współczesnym klasykiem true crime od Netflixa. Ten sam fanatyzm, co u wyznawców guru Osho ze świetnego dokumentu Bardzo dziki kraj, znajdziemy bez trudu u pracowników karmiących tygrysy.
Historia spłukanego ekscentryka, który nazwisko Schreibvogel zamienił na przydomek Exotic ma jednak najwięcej wspólnego z tragicznym życiorysem Johna du Ponta, multimilionera wspierającego amerykańską reprezentację w zapasach. Ten drugi jest bohaterem fabuły Foxcatcher i dużo mniej popularnego dokumentu Team Foxcatcher (do obejrzenia na Netlfixie), ukazującego obłęd du Ponta na archiwalnych nagraniach.
czytaj także
Obydwaj bohaterowie, ukształtowani przez traumy dzieciństwa, patologicznie nie potrafią osiągnąć zadowolenia. Szukają miłości, akceptacji, władzy w sposób tak obsesyjny, że świat jawi im się w końcu jako nic więcej tylko emanacja ich woli. Jeden i drugi w końcu upadają pod ciężarem swoich życiowych projektów.
Dla zapaśniczej historii Foxcatchera tło stanowiło absurdalnych rozmiarów bogactwo, w tygrysiej epopei Joe Exotica z każdym odcinkiem zanurzamy się w skrajnej biedzie wiejskiej Oklahomy. Wariacki rollercoaster zwalnia jednak kilka razy, żeby bez cenzury pokazać codzienność pracowników ogrodu zoologicznego – szczerbatych włóczęgów, uzależnionych od metamfetaminy, którzy zarabiają grosze i żywią się przeterminowanym mięsem wyrzuconym na śmietnik Wallmarta. Bieda, quady, materiały wybuchowe i kowbojskie kapelusze, to niezbędne elementy na ranczu w Oklahomie.
Nie miałem jednak wrażenia, że reżyserski duet pochyla się nad pracownikami zoo z wyższością, ani tym bardziej z litością. Wydaje się, że na ekranie mają tyle samo praw, co wywiadowani milionerzy. Chociaż sceny, w których bohaterowie odpowiadają na pytania filmowców mając już mocno w czubie, są cokolwiek problematyczne.
Baskinowie protestują
W zwiastunie Netflix chwali się, że Król tygrysów to kolejne dzieło producentów dokumentu o festiwalu Fyre. Za sprawą tej planszy rozważałem, czy w ogóle chce mi się odpalać tygrysi serial. Fyre: Najlepsza impreza, która nigdy się nie zdarzyła to taki sobie film i beznadziejny dokument, rujnujący zaufanie wobec całego gatunku. Netflix umieszczając na swojej platformie Fyre zgodził się na dystrybucję dokumentu, którego bohaterowie byli jednocześnie jego producentami, innymi słowy: sami sobie zadawali „trudne pytania” i prowadzili śledztwo w sprawie własnego przekrętu.
czytaj także
Na szczęście Król tygrysów wolny jest od tego rodzaju skaz. Bez wątpienia twórcy dają się do pewnego stopnia uwieść osobowości Joe Exotica, ale nie próbują go wybielać, a do oskarżeń o przestępstwa podchodzą bardzo poważnie. W konfliktach, w które Exotic wchodzi z innymi bohaterami, nie zajmują stanowiska, tylko naświetlają perspektywy wszystkich zaangażowanych.
Kiedy pojawiają się wątpliwości, co do wersji wydarzeń prezentowanej przez bohaterów, filmowcy konfrontują ją ze słowami przeciwników. Największe tajemnice starają się rozwikłać odtwarzając śledztwa policji i innych służb. Nawiasem mówiąc lokalne służby nawet nie próbują się oszukiwać, że mają jakąkolwiek władze na tym Dzikim Południu.
Przynajmniej tak to wygląda w filmowej narracji. Krótko po premierze serialu Howard Baskin, mąż Carol Baskin, głównej przeciwniczki Joe Exotica, opublikował na Facebooku nagranie, w którym krytykuje twórców Króla tygrysów. Nazywa ich „największymi oszustami” ze wszystkich zawodowych oszustów sportretowanych w filmie. Eric Goode i Rebecca Chaiklin mieli zdobyć zaufanie Baskinów informując ich, że film, który przygotowują, nie będzie skupiał się na postaci Exotica, tylko na krzywdzie lwów i tygrysów.
– Powiedzieli, że pracują nad dokumentem o wielkich kotach na wzór słynnego filmu Blackfish, który ukazywał wykorzystywanie orek – mówi Howard Baskin. – Nie tylko skłamali w tej sprawie, ale nigdy nie dali nam szansy odpowiedzieć na wiele fałszywych oskarżeń – dodaje. 31 marca Baskinowie opublikowali na stronie Big Cat Rescue odpowiedź na film Netflixa. W tekście tłumaczą m.in. na czym polega różnica między ich azylem dla kotów, a ogrodem zoologicznym Joe Exotica.
czytaj także
Czy filmowcy zobowiązani byli przedstawić każdemu z bohaterów kontekst, w którym zamierzają użyć ich wypowiedzi? To ich film, a nie materiał promocyjny Big Cat Rescue. Czy skłonienie ich do udziału w filmie podstępem było w porządku? To już na pewno bardziej problematyczne.
Kiedy Goode’owi i Chaiklin udaje się namówić kogoś, żeby usiadł przed ich kamerą, to z każdego są w stanie wyciągnąć takie momenty, które zmuszają widza do współczucia i takie, które powodują co najmniej obrzydzenie.
Ostatecznie dają głównemu bohaterowi bardzo życzliwe zakończenie, ale przez cały film uczciwie dokumentują jego nienawistne tyrady, przemoc, oszustwa, manipulacje i wyzysk. Na szczęście nie bawią się w sędziów i nie serwują prostych rozstrzygnięć. Kto tu jest dobry, a kto zły? Kto łże w żywe oczy, a kto został po prostu wydymany przez oszustów? Innego sposobu niż przekonać się na własne oczy nie ma.
Porcja eskapizmu na czas przymusowego zamknięcia. Co oglądać na VoD (1)
czytaj także
Możliwe, że wszyscy, którzy emocjonowali się tygrysią historią, dostaną w prezencie na czas samoizolacji jeszcze jeden odcinek Króla tygrysów. Zapowiedział to w filmie opublikowanym na Twitterze, Jeff Lowe – obecny właściciel zoo, które należało do Exotica. Każdy, kto obejrzał dokument dobrze wie, że nie jest to najbardziej wiarygodny z bohaterów. Kiedy piszę te słowa, Netflix nie potwierdził jeszcze tych zapowiedzi.