„The End of the F*** World” jest zapisem pokoleniowej przemiany. Może trochę utopijnej, ale bardzo atrakcyjnej.
Nastoletnia bohaterka The End of the F*** World zabiera do domu obcego chłopaka, z którym ma zamiar uprawiać seks. „Przykro mi, zmieniłam zdanie” – mówi jednak. „To nie fair!” – krzyczy chłopak, „Owszem, fair” – odpowiada Alyssa bez wahania. A my oglądamy i dowiadujemy się, jak można (a może nawet: jak trzeba) reagować. Oglądamy historię, w której młode dziewczyny nie boją się przerywać starszym mężczyznom. Oglądamy rzeczywistość, w której nie ma miejsca na sztuczną uprzejmość. Serial jest współczesnym poradnikiem mówienia „nie” i zapisem pokoleniowej przemiany. Może trochę utopijnej, ale bardzo atrakcyjnej. I jeśli to nie zmieni świata, to nie wiem, co go zmieni. Jednym słowem – Netflix rozpierdoli system, proszę państwa.
The End of the F*** World pokochali nie tylko fanatycy seriali. Ta „niestandardowa historia miłosna” zawiera elementy dobrze znane miłośnikom kina niezależnego, produkcji z Sundance, starego Trainspotting i amerykańskiego kina drogi (które chyba nigdy nie będzie passé).
Brytyjski serial to opowieść o dwójce nastolatków – James sam siebie określa jako socjopatę, od dziecka spędza czas na zabijaniu mniejszych i większych zwierząt, ale jest ambitny, więc stawia poprzeczkę wyżej – postanawia zabić człowieka. Na swoją ofiarę wybiera Alyssę, uczennicę tej samej szkoły, która nie ma nic wspólnego z „dziewczyną z sąsiedztwa” i na pewno nie przyjaźniłaby się z Winnie Cooper z serialu Cudowne lata. W ogóle nie przyjaźni się z nikim, ostentacyjnie rozbija swój telefon, kiedy w stołówce dziewczyna siedząca naprzeciwko niej wysyła jej wiadomość. „Jest określenie na takie jak ty” – mówi do niej wspomniany wcześniej chłopak, który musiał opuścić jej łóżko. „Nie wątpię” – odpowiada Alyssa, bo przecież na każdą dziewczynę jest jakieś określenie.
Alyssa jest siedemnastolatką, od której wszystkie powinniśmy się uczyć. Jej postać to feminizm w praktyce, przerysowany, mocny, podany z popkulturowym przegięciem. Dziewczyny powinny być miłe i zawsze się uśmiechać? Alyssa nigdy nie uśmiechnie się bez powodu, nie będzie się przymilać, walczyć o sympatię. Jest programowo niezainteresowana tym, co pomyślą o niej inni. Kiedy wsiada do samochodu „miłego pana”, komentuje: „Cuchnie tu skarpetami”.
czytaj także
Okazuje się, że niegrzeczne słowa młodej dziewczyny nie zasługują nawet na oburzenie. Najbardziej bezczelne zachowania Alyssy nie wywołują gniewu mężczyzny, bo nie traktuje jej poważnie. „Zadziorna ta twoja gołąbeczka” – kwituje facet. Żeby kogoś obrazić, trzeba najpierw być w jego oczach osobą. Młoda dziewczyna nią nie jest. Strategia, którą wybiera bohaterka, żeby zaistnieć, jest radykalna i nieznosząca sprzeciwu. Ta strategia to obrażanie, wkurzanie, irytowanie, permanentny bunt, emancypacyjna terapia szokowa.
W filmie Przeminęło z wiatrem Mammy (czarna służąca – stara, często wykorzystywana w amerykańskim kinie rasistowska figura) mówi do Scarlett: „Dama powinna jeść jak ptaszek, a nie opychać się jak prosię”. Alyssa się opycha, uwielbia jeść; podczas gdy James skubie powoli jedną smutną frytkę, ona pochłania jedzenie. Tak jak Hannah Horvath z Girls jest dyscyplinowana przez matkę, bo nie wypada, bo jedzenie to jeden z najchętniej kontrolowanych i komentowanych fragmentów dziewczyńskiego życia.
czytaj także
„Miała w sobie coś z nimfomanki” – mówi o niej James, a ona głośno wyraża swoje seksualne potrzeby, ogląda porno, ale też stanowczo protestuje, jeśli ktoś przekracza granice. Granice wyznacza ona sama i nikt nie ma prawa mówić jej, co o tym myśli. To ona podejmuje kluczowe dla fabuły serialu decyzje, jest motorem działań. Starsze koleżanki po drugiej stronie ekranu robią rachunek sumienia.
„Co za ulga. Myślałem, że jest gejem” – mówi ojciec Jamesa, kiedy ją poznaje. „Może ja jestem lesbijką. Może on jest biseksualny. W dzisiejszych czasach możliwości jest wiele” – odpowiada dziewczyna. Przejmuje dyskusję o seksualności, poszerza ją, stawia pod znakiem zapytania z pozoru oczywiste sądy. Mężczyźni nie objaśniają jej świata.
czytaj także
Czego dowiadują się męscy widzowie oglądający The End…? Że możesz być bohaterem, ale być nieśmiały i wycofany. Że chłopak nie zawsze musi mieć ochotę na seks. Że nie ma nic upokarzającego w tym, że to dziewczyna zachowuje zimną krew, a ty jesteś kłębkiem nerwów. Że można czasem nie reagować, chociaż pewnie by należało. Że molestowanie seksualne dotyczy również mężczyzn. Że można poradzić sobie ze swoimi traumami. Że miłość jest ważna. Serial podaje wszystkie te prawdy bez edukacyjnego smrodku, publicystycznego patosu i politycznego zacietrzewienia. Tak po prostu jest, tak wygląda świat. I jeśli dzisiejsze nastolatki przeżywają historie bohaterów The End… i jakoś się z nimi utożsamiają, to już nic nie będzie takie samo. Bo dzieciaki wychowane na obrazie szczupłego, neurotycznego Jamesa z poparzoną ręką na pewno nie będą takie same jak te wychowane na obrazie Dylana McKaya podjeżdżającego pod highschool kabrioletem z opuszczonym dachem.
Jeśli dzisiejsze nastolatki przeżywają historie bohaterów „The End of the F*** World” i jakoś się z nimi utożsamiają, to już nic nie będzie takie samo.
Serial zbudowany jest na nieustannym konflikcie pomiędzy dorosłymi a młodymi. Jest to też walka nowego świata ze światem starych, konserwatywnych wartości. Młodzi bohaterowie dźwigają bagaż przygotowany im przez starych. Świat, który ci im zostawili, pełen jest przemocy i nierówności. Matka Alyssy i jej nowa idealna rodzina to patriarchat w pigułce, ojciec Jamesa to męskość, która jest słabością, niemocą, parodią samej siebie. Bo kiedy sprzedaje synowi edukację seksualną w stylu: „Kobiety mają inaczej. Mogą leżeć i myśleć o Anglii. Faceci muszą być Anglią”, możemy się już tylko uśmiechnąć z politowaniem.
Ojciec Alyssy to inny typ męskości / dorosłości – przebrzmiały buntownik z przyczepy kempingowej, który porzuca dzieci, kontestuje świat za pomocą garści wytartych banałów. „W świecie pełnym szaleńców bycie szalonym jest normalnością” – mówi. Super, warto to sobie wytapetować na ścianie. Świat, który znamy, świat liberalnych mieszczuchów to ocean nudy, a jedyną alternatywną jest jałowa kontestacja oparta na banałach. „Może zostanę alkoholiczką. Przynajmniej zawsze będę miała co robić” – mówi Alyssa. Tłem wydarzeń i relacji pomiędzy bohaterami jest świat ludzi, którzy „mają pieniądze i czują się bezpiecznie” – zdeprawowany, nieuczciwy, pełen fałszu. Ma twarz szanowanego wykładowcy, który w domowym wygodnym zaciszu gwałci i morduje kobiety. To młodzi kontestują, wymierzają sprawiedliwość, wiedzą. I to oni ponoszą ofiarę.
Gang Śródmieście: Chcemy budować solidarność i siostrzeństwo
czytaj także
The End of The F*** World to opowieść o fundamentalnej niezgodzie na świat. W przeciwieństwie do innych, dobrze nam znanych historii o dorastaniu, ta nie opowiada o próbie dostosowania się do społeczeństwa, umoszczenia się w nim chwilę po przejściowym, pozornym buncie. Tutaj świat kończy się w momencie osiągnięcia dorosłości. Bo nie da się go zmienić, a w bohaterach (naprawdę bohaterach) nie ma miejsca na kompromis. Kompromis to domena starych – zawsze jest zgniły.