Agnieszka Wiśniewska

„Girls”. Głos pokolenia dziewczyn

Pewność siebie bohaterek „Dziewczyn” jest gówniarska, niekiedy bezczelna. I godna pozazdroszczenia.

W lutym ruszył ostatni, szósty sezon serialu Dziewczyny (Girls). W pierwszym odcinku pierwszego sezonu główna bohaterka Hannah, która chce być pisarką, mówi, że wydaje jej się, że może być głosem pokolenia. W pierwszym odcinku ostatniego sezonu widzimy, jak Hannah po wielu życiowych perturbacjach wraca do pisania. Na spotkaniu z przyszłą pracodawczynią szczerze oznajmia, że idealnie pasuje do linii magazynu, dla którego ma pisać – nic jej nie obchodzi i jednocześnie ma opinię na każdy temat, nawet na taki, o którym nic nie wie. Panie i panowie: jakie pokolenie, taki głos.

Dziewczyny są oczywiście dużo mądrzejsze niż ich główna bohaterka, czy nawet wszystkie bohaterki razem wzięte. Ten serial sporo namieszał. Przynajmniej w USA. Nie wiem, czy jest sens pisać jeszcze o filmach, książkach czy serialach, które są głosami pokolenia, bo nowoczesność taka płynna, a pokolenia tak szybko przemijają. Na pewno są jednak seriale, które wpływają na kulturę i debatę społeczną, z którymi utożsamiają się jeśli nie pokolenia, to na pewno klasy i grupy społeczne. Takimi popularnymi serialami byli kiedyś Przyjaciele czy Seks w wielkim mieście. Dziewczyny mają w sobie coś z tamtych produkcji.

Nic o nas bez nas

Jak to w popularnym serialu, który ma być głosem pokolenia, trzeba jakoś to pokolenie przedstawić. No więc są nim dwudziestoparolatkowie z Nowego Jorku. Część studiuje, mają jakieś dorywcze prace, ale raczej jeszcze nie te docelowe. Nie opływają w luksusy, ale też nie mają problemów finansowych, a te, które mają, nie oznaczają dla bohaterek wielkich życiowych tarapatów.

Rewolucyjność Dziewczyn polega na tym, że to serial kobiet. Pisany przez kobietę, reżyserowany, zagrany przez kobiety. Niby Seks w wielkim mieście też był cały o kobietach, ale w sumie kobietom tym zależało głównie na tym, żeby ładnie wyglądać i znaleźć sobie chłopaka. Bohaterki Dziewczyn trochę inaczej definiują swoje życiowe cele.

Rewolucyjność Dziewczyn to też cielesność, której w ten sposób w mainstreamie jeszcze nie pokazywano. Bohaterki nie wyglądają jak wycięte z żurnala, bohaterowie też nie. To nie pokaz mody. To serial. W Przyjaciołach jednym z najśmieszniejszych motywów serialu było to, że Monika, jedna z bohaterek, była kiedyś gruba. Potem schudła, jak na lata 90. przystało, ale zawsze, kiedy wracał wątek wagi, w tle radośnie rozlegał się śmiech z puszki. Bohaterki Seksu były niby wyzwolone i takie bezpruderyjne, ale seks zawsze uprawiały w staniku. W Dziewczynach nie ma już ani dyktatu wychudzonych kobiet, ani bezsensownego budzenia się rano w staniku. Są za to nagie piersi, nagie cipki, krzaczaste włosy łonowe, cellulitis na udach, zęby niewyrównane aparatem ortodontycznym. Tak, właśnie dlatego ten serial jest taki niezwykły. Przez te cycki i uda.

Przełomowość Dziewczyn nie ma oczywiście takiej samej wagi w USA jak np. w Polsce. Kiedy amerykański „Glamour” umieścił w lutym tego roku na okładce cztery aktorki grające w serialu, Lena Dunham bardzo się ucieszyła i oficjalnie podziękowała magazynowi za to, że grafik zostawił jej cellulit w spokoju i pozwolił jej być na okładce taką, jaka jest w rzeczywistości. Polski„Glamour” chyba nie był na to gotowy. Zobaczcie:

girls-dziewczyny-serial-okladka
Okładka oryginalna i polska. Fot. Facebook.com

Serial Dziewczyny odniósł ogromny sukces. Lena Dunham wydała autobiograficzną książkę Nie taka dziewczyna. Prowadzi też feministyczny portalo-newsletter Lenny. Niedawno brała udział w marszu kobiet w USA.

Ale nie myślcie, że oto Lena Dunham i Dziewczyny są przykładem jakiegoś daleko posuniętego progresywnego głosu amerykańskiego pokolenia. Kiedy serial pojawił się w telewizji, w amerykańskich mediach natychmiast zaczęto pytać, gdzie są kolorowe dziewczyny. Jak się okazało, cycki i uda z cellulitem to za mało. Lena Dunham bardzo szybko musiała stawić czoła krytykom zarzucającym jej, że jak na opowieść, która dzieje się w tak multikulturowym mieście jak Nowy Jork, obsada jest trochę za bardzo „biała”.

Z punktu widzenia Polski ten zarzut może brzmieć jak kosmiczne czepialstwo, ale cóż. Na łamach The Nation i Jezebel pytano, czemu Lena Dunham zapomniała o kolorowych dziewczynach. Dunham broniła się tłumacząc, że serialowe postaci są często oparte na prawdziwych przyjaciołach. Kiedy przeczyta się Nie taka dziewczyna, łatwo się domyślić, że Lena mogła się obracać w dość homogenicznym środowisku liberalnej artystycznej klasy średniej i rzeczywiście nie zdołała wyjść ze swojej „hipsterskiej bańki”, a więc nie zauważyła, że nagrywa bardzo „biały serial”. Po latach powiedziała jednak, że teraz nie wyobraża sobie zrobienia serialu, w którym występują cztery białe dziewczyny. Żeby słowu stało się zadość, w pierwszym odcinku ostatniego sezonu Hannah ma romans z instruktorem surfingu. Nie białym. W drugim Shoshanna i Jessa spotykają znajome Shosh sprzed lat. Też nie białe. A Elijah flirtuje z kolorowym facetem. W ostatnim sezonie widać, jak dziewczyny dojrzewają. Dojrzała też Lena Dunham i stara się unikać błędów, które popełniła wcześniej.

W Polsce Dziewczyny nie są tak popularne i kontrowersje dotyczące za mało zróżnicowanej rasowo obsady serialu brzmią jak problemy pierwszego świata. Mimo tego serial na pewno wart jest uwagi. Ciekawe w nim jest choćby to, że bohaterki wcale nie są takie miłe i łatwe do pokochania. Hannah jest egoistką, Marnie marnie śpiewa, a myśli, że śpiewa pięknie, i na dodatek daje się wkręcać w emocjonalne szantaże męża, Dessiego. Shoshanna i Elijah nie wiedzą, czego chcą, Ray wie, czego chce – chce być z Marnie, ale nie oszukujmy się, więcej go łączy z Shosh. Adam i Jessa odizolowali się od grupy i próbują swoje problemy przykryć szaleństwem związku. Niby bohaterowie są już kilka lat starsi i widzieliśmy, że trochę przeszli, jednak nadal trudno powiedzieć, żeby ktoś poza dużo starszym od reszty Rayem Ploshanskym był stabilny emocjonalnie.

Bohaterki „Dziewczyn” wcale nie są takie miłe i łatwe do pokochania.

Brak stabilności nie przeszkadza jednak bohaterkom – bo one są tu jednak w centrum uwagi – wierzyć w siebie. Hannah niby często się załamuje, ale z drugiej strony to ikoniczna bohaterka całego serialu. To jej ciało, pokryte tatuażami, najczęściej odkryte czy wystające zza jakiegoś koszmarnego kostiumu, jest tak ważne dla serialu. Manohla Dargis napisała niedawno w „New York Timesie”, że oglądając Dziewczyny, zdała sobie sprawę, że Lena Dunham jest body artist, że duża część zachodniej historii sztuki to historia mężczyzn tworzących portrety kobiet, a Lena tworzy sztukę, te obrazy przekształcając. W zasadzie sama tworzy obraz kobiety. W jednym z odcinków Hannah chce zrobić dla swojego chłopaka nagie zdjęcie. Pomaga jej Ray. Hannah rozebrana leży na kanapie w knajpie Raya, ten trzyma komórkę i próbuje zrobić najlepszą fotografię. Hannah, parodiując scenę z Titanica, mówi: „Sportretuj mnie tak, jak malowałeś swoje Francuzki”.

Hannah jest pogubiona, ale trudno ją nazwać zahukaną, niepewną siebie. W Polsce niedawno sporą karierę zrobił felieton Anny Dziewit-Meller o tym, jak na propozycję zostania felietonistką „Tygodnika Powszechnego” zareagowała strachem, że nie da rady, bo – upraszczając – się nie zna. Prowadzimy bazę Ekspertki.org, w której rejestrują się kobiety znające się na różnych rzeczach i gotowe wypowiedzieć się w debacie publicznej. Ileż to razy panie mówiły, że nie czują się na tyle pewnie, żeby się do bazy zapisać, bo mają tylko doktorat. Kiedy w ramach promowania tej bazy organizowaliśmy w Krytyce Politycznej warsztaty dla dziennikarzy, zadzwoniłam do jednej z bardziej doświadczonych dziennikarek prasowych i radiowych. Powiedziała, że nie poprowadzi zajęć, bo się na mediach nie zna.

W takich chwilach wolę już Hannah z Dziewczyn, która na niczym się nie zna, ale zawsze ma jakieś zdanie. Młoda jest. W końcu się na czymś pozna, a pewność siebie już wtedy będzie miała. W drugą stronę to chyba idzie wolniej – co z tego, że wiele kobiet z pokolenia starszego od pokolenia Dziewczyn ma wybitną wiedzę, jeśli brak im tej gówniarskiej, bezczelnej niekiedy pewności siebie, jaką mają Hannah, Jessa, Marnie i Shoshanna.

Wiśniewska: Skarpety do sandałów

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij