Film

Po przyjrzeniu się temu wszystkiemu z bliska całkowicie porzuciłem jedzenie mięsa

Jonathan Foer wpadł na pomysł, żeby na podstawie jego książki „Zjadanie zwierząt” powstał film. Przyszedł z Natalie Portman do reżysera Christophera Quinna. Aktorka została narratorką filmu.

Agata Diduszko-Zyglewska: Dlaczego postanowiłeś nakręcić film na podstawie książki Zjadanie zwierząt Jonathana Foera?

Christopher Quinn to amerykański reżyser dokumentalista i producent.
Christopher Quinn to amerykański reżyser dokumentalista i producent.

Christopher Quinn: Właściwie to Jonathan wpadł na pomysł, że go nakręcę. Pewnego dnia zjawił się u mnie razem z Natalie Portman. Powiedział, że widział moje poprzednie filmy i że to ja powinienem pójść tropem jego opowieści. Przeczytałem Zjadanie zwierząt – część informacji oraz historii była dla mnie szokująca, a uważałem się za wyedukowanego konsumenta, który dokonuje świadomych wyborów! W trakcie pracy nad filmem odkryłem, jak często łapałem się na promocyjne hasła mówiące o tym, że coś jest „organiczne” lub „ekologiczne”, które tak naprawdę nic nie znaczyły.

Czyli twoje życie po pracy nad tym filmem nie jest już takie jak przedtem?

Po przyjrzeniu się temu wszystkiemu z bliska całkowicie porzuciłem jedzenie mięsa. Kupuję warzywa i owoce od farmera, którego znam, u którego bywam i z którym podpisałem stałą umowę. Zresztą widzę, że coraz więcej osób próbuje szukać takich sposobów na omijanie koncernów produkcyjnych – i tego, co ze sobą niosą: plastikowych opakowań, międzykontynentalnych transportów, chemicznych przyśpieszaczy produkcji.

Coraz więcej, ale chyba wciąż niezbyt dużo. Czy fakt, że przemysłowe fermy hodowli zwierząt odpowiadają za jedną trzecią światowego zanieczyszczenia powietrza, wody i gleby, jest powszechnie znany w Stanach?

Niestety ta wiedza nie jest popularna, a przynajmniej ludzie nie przekładają jej masowo na codzienne wybory – wkładając sobie coś na talerz nie mamy oczywistego poczucia, że w ten sposób współdecydujemy też o poziomie emisji zanieczyszczeń do środowiska i szybkości globalnego ocieplenia. A powstrzymanie się od jedzenia mięsa nawet przez jeden dzień w tygodniu ma sens.

W filmie porównujesz działania ministerstw zdrowia w Chinach i w Stanach Zjednoczonych. To chińskie próbuje wprowadzać odgórnie pewne zdrowotne ograniczenia diety obywateli. Amerykańskie ministerstwo zdrowia ignoruje problem skali szkód wywoływanych przez fermy przemysłowe i wspiera wielkich producentów.

W Chinach jakiś czas temu pojawiła się moda na zachodnią dietę i dramatycznie wzrosło spożycie mięsa. W kontekście liczby obywateli tego kraju ta zmiana może bardzo szybko i bardzo negatywnie wpłynąć na los całej planety i dlatego władze zdecydowały się na działanie. Oczywiście sposób sprawowania władzy w Chinach ułatwia takie odgórne działanie.

Tymczasem w Stanach, jak pokazujesz, w ramach rządowego programu dożywiania mięso bardzo złej jakości ze zwierząt faszerowanych antybiotykami trafia do szkół. Rodzice nie protestują?

Niestety większość rodziców nie ma pomysłu, żeby tę jakość szkolnego jedzenia weryfikować. Szkolne obiady to zresztą nie tylko mięso z wielkich ferm, ale też ogromne ilości sera dodawanego do pizzy czy burgerów, stąd epidemia otyłości wśród amerykańskich nastolatków.

Wygląda na to, że jedną z najbardziej świadomych grup konsumentów stają się ci farmerzy, którzy biorą od środka udział w procesie produkcji przemysłowej i uciekają z tego systemu, żeby wrócić do tradycyjnych sposobów hodowli i produkcji.

Kilku bohaterów mojego filmu to tacy farmerzy, a ich historie są dramatyczne. Tam, gdzie pojawiają się wielkie korporacje, farmerzy z właścicieli ziemi stają się słabo opłacanymi pracownikami własnej farmy, pomimo że jej nie sprzedają. Korporacja dostarcza farmerowi maszyny, ale także wpisuje do umowy wyśrubowane normy produkcyjne i ma pełną kontrolę nad cenami skupu. Ta kombinacja sprawia, że farmerzy muszą produkować coraz więcej, żeby w ogóle przetrwać, co konkretnie wpływa na warunki życia hodowanych zwierząt. Niektóre korporacje wprowadzają też mordercze zasady konkurencji: kary dla farmerów, którzy przekazują sobie nawzajem know-how, uzależnianie wysokości premii dla jednych od tego, jak źle poszło innym. W tej chwili fermy przemysłowe stanowią 99 proc. wszystkich, a te tradycyjne rodzinne farmy, na których zbudowano Amerykę, mieszczą się w jednym procencie. Powrót do tradycyjnych form hodowli jest wciąż niszową, ale narastającą tendencją, która oznacza powrót do myśli o zwierzętach jako żywych istotach a nie poruszających się kawałkach mięsa.

W tym wszystkim nie chodzi tylko o etykę czy zdrowie, ale też o godność samych farmerów. Posiadanie i uprawianie ziemi, która pozwala być samowystarczalnym, to część amerykańskiego ducha. Utrata niezależności, a wraz z nią tego ducha, związana z rozwojem wielkich międzynarodowych przemysłowych korporacji była dla ludzi ze środkowych stanów prawdziwym ciosem. Jest taki amerykański poeta, Wendell Berry, który jest także farmerem i pionierem ruchu odrodzenia drobnego ekologicznego rolnictwa. Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego on od dawna tak dramatycznie nawołuje: musimy odzyskać naszą ziemię. Dopiero robiąc Zjadanie zwierząt i spotykając moich bohaterów zrozumiałem, do czego nawiązuje. Międzynarodowe korporacje wykupują gigantyczne połaci ziemi uprawnej w Stanach i to nie jest dobre.

Również dlatego, że zarządzający znajdują się na tyle daleko od miejsc produkcji, że po prostu nie doświadczają ewentualnych negatywnych skutków swoich decyzji.

A ludzie, którzy ich doświadczają mają niewielkie szanse na spotkanie z tymi decydentami. Dlatego ci farmerzy, którzy mają dość sił, próbują wydostać się z systemu.

Korporacje nie ułatwiają tego.

Nie. Ci farmerzy mają ogromne kłopoty. Hodują zwierzęta etycznie, czyli troszczą się o nie i próbują działać tak, żeby te zwierzęta miały dobre spokojne życie i tylko jeden zły dzień. Jednak na koniec i tak wpadają w pułapkę systemu – właściwie wszystkie rzeźnie i system dystrybucji należy do korporacji. Korzystanie z niego z zewnątrz jest trudne i kosztowne – i części hodowców zwierząt czy roślin nie udaje się utrzymać.

Sekretny koniec życia krów

Druga grupa bohaterów, którym towarzyszysz w filmie, to sygnaliści. Jednym z nich jest profesor weterynarii, który po latach pracy dla agencji rządowej Meat Animal Research Center (MARC), która współpracuje z Uniwersytetem w Nebrasce, pokazał sfilmowane przez siebie przerażające efekty eksperymentów na zwierzętach prowadzonych w celu optymalizacji produkcji.

Tak, dzięki niemu informacje o tym, co się tam dzieje, trafiły na okładkę „New York Timesa” i wywołały gigantyczne oburzenie opinii publicznej. Na chwilę nawet zamknięto to centrum, chociaż teraz znowu działa. Właściwie nie wiadomo, w jakim celu. Ten ośrodek to przeżytek z czasów II Wojny Światowej. Przedmiotem eksperymentów są jagnięta, a celem – próby oddomowienia ich, żeby zmniejszyć koszty produkcji. Sęk w tym, że w Stanach jagnięcina jest niepopularna, więc nawet z komercyjnego punktu widzenia to wszystko nie ma sensu. Modyfikowano tam też genetycznie krowy, żeby rodziły po dwa cielęta zamiast jednego. Skutki tego były koszmarne. Mnóstwo zwierząt zdechło, bo zwyczajnie nie były w stanie przetrwać bliźniaczej ciąży. Występujący w filmie weterynarz, nie był w stanie znieść tego, w czym brał udział, ale słono zapłacił za swój akt odwagi.

W filmie pojawia się książka Podręcznik sygnalisty: jak zrobić to, co trzeba i zadbać o własne bezpieczeństwo. Jim wyczytał z niej, że 80 proc. sygnalistów płaci wysoką cenę za to, co robi, ale mimo to zdecydował się działać. Natychmiast po publikacji dostał zakaz zbliżania się do terenu ośrodka, którego oczywiście strzegą uzbrojeni strażnicy. Padły wobec niego zarzuty o ekoterroryzm. Nachodziło go i przesłuchiwało FBI. Władze Uniwersytetu przeniosły go do filii oddalonej od jego miasteczka o prawie dwieście kilometrów, rozdzielając go z rodziną przez co jego małżeństwo się rozpadło. Nie dostał też zbyt dużego wsparcia ze strony lokalnej społeczności, którą tworzą rolnicy uprawiający olbrzymie ilości kukurydzy na potrzeby MARC. Ośrodek jest po prostu głównym pracodawcą w tej okolicy.

Drugi sygnalista, którego pokazujesz, to człowiek, który zaczyna się zastanawiać nad tym, dlaczego w pobliskim jeziorze ciągle pływają martwe ryby i czy ma to związek z chorobami skóry i niegojącymi się rankami na rękach okolicznych mieszkańców.

I udaje się w podróż w górę rzeki, która wpływa do jeziora. Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów trafia na zespół ferm przemysłowych, które spuszczają ścieki – odchody świń – wprost do rzeki. Okazało się też, że ferma do tego stopnia zanieczyszczała powietrze, że okoliczni mieszkańcy z powodu straszliwego smrodu nie mogli nigdy otwierać okien ani spędzać czasu przed domem. Ta sprawa skończyła się pozwem do sądu federalnego przeciwko Smithfield Group, które teraz nazywa się WH Group i należy do Chin. To największy producent wieprzowiny na świecie. I zapadł wyrok skazujący! Firma musi wypłacić pozywającym 50 milionów dolarów. To bardzo ważny wyrok, który może odmienić życie ludzi nie tylko w Północnej Karolinie, ale także w innych przemysłowych regionach, bo jest precedensem.

W twoim filmie nadzieja wypływa też z innych źródeł – zabierasz widzów do firmy Beyond Meat, w której naukowcy wypracowali niesamowity sposób na etyczną produkcję mięsa na potrzeby komercyjne – i mięso produkowane w ten sposób jest już sprzedawane w Stanach. Kiedy te produkty staną się częścią naszej codziennej diety?

Naukowcy z Beyond Meat przeanalizowali to, w jaki sposób zwierzęta roślinożerne przetwarzają rośliny, które zjadają, w tkankę własnych mięśni, a następnie nauczyli się odtwarzać ten proces bez pośrednictwa zwierząt. I produkują prawdziwe kotlety z białka roślinnego. Głównie z zielonego groszku. To otwiera niesamowite perspektywy. W tej chwili uprawia się gigantyczne ilości roślin, żeby karmić nimi zwierzęta uwięzione w przemysłowych fermach i produkować z nich mięso. Wynalazek Beyond Meat sprawia, że produkcja tej samej żywności stanie się o wiele tańsza, bo proces się skraca – i do tego nie wymaga zwierzęcego cierpienia. Produkowane w ten sposób mięso będzie o wiele zdrowsze, bo nie będzie zawierało antybiotyków i innych chemicznych specyfików aplikowanych w hodowli przemysłowej zwierzętom, żeby zwiększyć ich objętość, odporność i tak dalej.

Gzyra: W byciu weganinem nie ma nic heroicznego

Dwa kluczowe aspekty sprawiają, że ten projekt niesie prawdziwą nadzieję. Pierwszy jest taki, że ludzie nie będą musieli zmieniać swoich nawyków żywieniowych, żeby jeść zdrowo i etycznie – to mięso smakuje jak mięso. A drugi jest taki, że to naprawdę jest tanie i dlatego już teraz budzi ogromne zainteresowanie branży producentów żywności i nie tylko. Mnóstwo pieniędzy zainwestował w to Bill Gates i Microsoft. Wierzę, że ta rewolucja się wydarzy, bo nie wymaga rewolucji życiowej od zwykłego konsumenta, a przyniesie realne korzyści producentom. Ta żywność rzeczywiście już jest w sprzedaży, choć jeszcze nie w masowej, i mam przyjaciół, którzy kupują ją już regularnie.

W książce Jonathana Foera pojawia się informacja o tym, że ludzie w tej chwili wykorzystują tylko niewielki procent gatunków jadalnych roślin na Ziemi.

Tak, i badania nad masowym wykorzystaniem tych nieużywanych dotąd gatunków także jako zastępników tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni rozwijają się w ogromnym tempie. W San Francisco działa firma, która między innymi testuje rośliny, które mają takie same właściwości jak jajka w procesie przygotowywania różnych dań i którymi można całkowicie zastąpić jajka – i tak jak w wypadku mięsa będzie to tańsze i zdrowsze, bo proces produkcji skraca się. Wypadają z niego dręczone kury. To co mówię, nie jest nowiną dla wegan, ale to  co jest nowe, to fakt, że te prace badawcze i inwestycje zmierzają do tego, żeby produkcja wszelkiego rodzaju jedzenia z roślin stała się masowa i żeby przemysłowy chów zwierząt powoli przeszedł do historii. To jeden z kluczowych warunków spowolnienia globalnego ocieplenia i zanieczyszczenia środowiska.

Christopher Quinn gościł w Polsce z filmem Zjadanie zwierząt na 15.  Festiwalu Filmowym Millenium Docs Against Gravity.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Diduszko-Zyglewska
Agata Diduszko-Zyglewska
Polityczka Lewicy, radna Warszawy
Dziennikarka, działaczka społeczna, polityczka Lewicy, w 2018 roku wybrana na radną Warszawy. Współautorka mapy kościelnej pedofilii i raportu o tuszowaniu pedofilii przez polskich biskupów; autorka książki „Krucjata polska” i współautorka książki „Szwecja czyta. Polska czyta”. Członkini zespołu Krytyki Politycznej i Rady Kongresu Kobiet. Autorka feministycznego programu satyrycznego „Przy Kawie o Sprawie” i jego prowadząca, nominowana do Okularów Równości 2019. Współpracuje z „Gazetą Wyborczą" i portalem Vogue.pl.
Zamknij