Film

„Mowgli” – film o wyrzutkach

Mowgli cały swój mrok czerpie z książki Rudyarda Kiplinga. Nielubiani są tolerowani, wykluczani są tylko zbyt słabi.

Nie będzie chyba nadużyciem stwierdzenie, że Disney skolonizował masową wyobraźnię (i nie chodzi tylko o wielokrotnie analizowany postkolonialny charakter jego produkcji).

 

Każda próba nowej interpretacji dzieł, które zostały zekranizowane przez to studio, wydaje się skazana na porażkę. Kubusia Puchatka, Królewnę Śnieżkę czy Aladyna trudno sobie obecnie wyobrazić w ich oryginalnych kontekstach, a przecież to ekranizacje już bardzo popularnych opowieści. To jednak zamierzchłe czasy, wersje Disneya traktowane są obecnie wręcz kanonicznie.

Pod górę i pod wiatr

W tym nieprzyjaznym klimacie, po latach opóźnień, na Netflixie pojawiła się wreszcie nowa, świeża ekranizacja Księgi dżungli, powieści dla młodzieży Rudyarda Kiplinga. Za reżyserię odpowiedzialny jest Andy Serkis, a głosów i twarzy (do techniki face motion capture) zwierzętom użyczyli m.in. Christian Bale, Benedict Cumberbatch i Cate Blanchett. Ponieważ remake animowanej Księgi dżungli Disneya z 2016 roku okazał się hitem, zrozumiałe było, że wyprodukowany w tym samym czasie film Serkisa napotka spore przeszkody. Będzie też musiał nosić inny tytuł. Reżyser zdecydował się na Mowgliego, ponieważ „to człowiek jest głównym bohaterem tej historii”. Ta argumentacja pokazuje, że on sam nie do końca zrozumiał książkę, mimo że obchodzi się z nią lepiej niż Disney.

Mimo tego nie było recenzji ani artykułu poprzedzającego piątkową premierę filmu Serkisa, które nie wspominałyby o wypuszczonym dwa lata temu obrazie Jona Favreau jako o „tej właściwej” ekranizacji. Oczywiście nie dosłownie – używano do tego słów „mroczna”, „wersja” i „zastępuje”. Sam reżyser nie umiał opowiedzieć, czemu zdecydował się na nakręcenie tego filmu, bez odwoływania się do wersji Disneya, warto tu wspomnieć, że animacja z 1967 roku to ostatni film, nad którym Walt Disney pracował przed śmiercią. Sztuka to jednak nie internetowa dyskusja, którą zamyka napisanie „pjerszy”. W ekranizacji Serkisa – Baloo jest o wiele poważniejszy, Bagheera ma ciekawszą przeszłość, a małpy pozbawione są króla. Nie ma tam też piosenek (są wiersze), a nastrój jest dużo mroczniejszy.

Kiedy megakorporacje (a za taką należy uznać The Walt Disney Company) narzucają swoje narracje, trudno się przed nimi obronić. Każdy system potrzebuje odpowiednich opowieści, które będą go legitymizować, a skoro większość z nas wiedzie nudne życia, jedyne na co możemy liczyć to podczepienie się pod historie tworzone przez potężniejszych. Warner Bros. i Netflixa trudno uznać za niziołków, ale w przypadku wyjątkowej pozycji, jaką posiada Disney w oczach miłośników animacji, kimś takim właśnie są.

Wybawca

Wydaje się, że Księga dżungli to klasyczny white savior narrative, historia o przybyszu z zewnątrz, z mitycznego Zachodu, który ratuje miejscową kulturę przed nią samą. Kwestionuje on stare prawa i wierzenia, dając proste odpowiedzi na odwieczne pytanie: jak żyć? Zwykle tubylcy wątpią w przybysza, ale w końcu doceniają jego wartość. Idealnie, gdy wcześniej pojawi się jakaś przepowiednia dotycząca takiego bohatera, która uprawomocni jego dążenia do kontroli nad lokalną społecznością. W tych historiach obcy nie staje się Obcym, którego należy odepchnąć, gdy pojawi się w zasięgu ręki. Ponieważ przychodzi z Zachodu, więc opuszcza „lepszy” świat i zniża się do poziomu miejscowych, trzeba go traktować ostrożnie, ale na końcu ulec jego wizji.

Cztery pytania, których „Wysokie Obcasy” nie zadały Dominice Kulczyk

Wystarczy rzut oka na osobę autora powieści Rudyarda Kiplinga, by zobaczyć w Księdze dżungli opowieść o białym wybawcy. Brytyjczyk opiewał kolonializm, przeciwstawiając światłych Europejczyków reszcie świata. W wierszu Brzemię białego człowieka Kipling przedstawiał panowanie nad innymi rasami jako powinność białych.

Wspólne dobro

Nie po to jednak Roland Barthes obwieszczał śmierć autora, żeby osoba Kiplinga nie pozwoliła docenić potencjału jego najbardziej znanej powieści. Poza tym książka jest obecnie własnością publiczną, pozbawioną praw autorskich, więc należy do nas wszystkich. A wspólne dobro wypada traktować z wyjątkowym szacunkiem.

Tego zresztą uczy Prawo dżungli, pojawiające się w wierszowanej formie w Drugiej księdze dżungli. Przez uparte trwanie przy starych zasadach stado wilków, do którego należą także Mowgli, niedźwiedź Baloo i pantera Bagheera, nie decyduje się stracić tygrysa Shere Khana. Ten, z racji kulawej łapy, nie jest w stanie polować na dziką zwierzynę, ale dzięki swojemu sprytowi może zabijać bydło i ludzi. Współczesny Kiplingowi łowca tygrysów-ludojadów, a potem obrońca tych dzikich kotów, podaje właśnie urazy utrudniające poruszanie się jako główną przyczynę przejścia tygrysów na ludzkie mięso.

Cudowny świat Neli

Mimo, że poluje na ludzi, Shere Khan nie może zostać zabity przez stado, podobnie jak przebiegły szakal Tabaki (którego w filmach Disneya nie ma, a w Mowglim jest hieną). Nielubiani są tolerowani, bo są jednymi z nas, wykluczani są tylko zbyt słabi, co jest dosyć dokładnym odwzorowaniem bardzo prawdziwych praw przyrody. Nieważne czy osobnik kierował stadem czy był najniższy rangą w momencie, gdy przestaje być użyteczny, jest przepędzany lub pozostawiany samemu sobie.

Na początku jedynym przyjacielem Mowgliego jest wilk-albinos Bhoot. Wymyślony na potrzeby filmu, wprowadzony tylko po to, by zginąć – już w pierwszej scenie widzimy, że jest zbyt delikatny i wrażliwy, by przetrwać w dżungli. To, że białego Bhoota odtrąca również stado, jest bardzo symboliczne. Musi umrzeć, bo nie pasuje do reszty, mimo że to sympatyczna postać. Obok niego, jedynym białym w Mowglim jest myśliwy, postępujący wbrew prawu dżungli – polujący dla przyjemności. To spotkanie jego i Bhoota, dwóch niedopasowanych postaci, okaże się kluczowe dla przemiany w Mowglim.

Czasem śni mi się, że jestem tygrysem

Victor z Aveyron spędził siedem lat wśród zwierząt. Gdy w roku 1800 dwunastoletni wówczas chłopiec wrócił do świata ludzi, na długi czas stał się obiektem obserwacji i eksperymentów. Nigdy nie nauczył się mówić, nie mógł więc opowiedzieć, co go spotkało. Jedna z hipotez głosi, że Victor miał autyzm, dlatego jego bliscy najprawdopodobniej najpierw próbowali go zabić – chłopiec miał grubą bliznę na szyi – a potem zdecydowali się pozostawić dziecko w lesie na pewną śmierć.

72-letni obecnie Marcos Rodríguez Pantoja mieszkał wśród zwierząt od 7. do 19. roku życia. Po powrocie do cywilizacji miał ogromne problemy ze zrozumieniem ludzi i ich zachowań. Pracował byle gdzie, był bezdomny i pił. Nawet jeśli jego opowieści o zażyłości z wilkami wydają się przesadzone (najpewniej był odrzutkiem, tak jak Mowgli i Bhoot, jedynie tolerowanym przez alfę), nie ulega wątpliwości, że Pantoja był szczęśliwszy w górach, wśród zwierząt.

Zarówno w książce, jak i w kreskówce Disneya, Mowgli porzuca dotychczasowych przyjaciół i postanawia „zostać” człowiekiem. To bardzo wygodne, ale też problematyczne zakończenie. Przyswajanie naszego porządku, który jest w przeważającej części wymyślony, byłoby nie lada wyzwaniem dla kogoś, kto 11 lat spędził w dżungli. Jednak aż do momentu przemiany film Serkisa sugeruje, że jest się tym, kim się jest, nawet jeśli jeszcze się tego nie wie.

Postturyści, czyli jak podróżować, żeby nie kolonizować

Bliskość Bagheery i Mowgliego jest oparta na wzajemnym zrozumieniu. Pantera ma na szyi ślady po obroży, urodziła się bowiem w niewoli i pierwszych kilka lat życia spędziła w klatce. Ostatecznie uciekła i stała się tym, kim od początku była – dzikim zwierzęciem. Według niej choćby nie wiem jak Mowgli chciał zostać pełnoprawnym wilkiem, takim jak jego bracia, zawsze będzie „tylko” człowiekiem. W krótkiej scenie nielubiany Tabaki wyznaje Mowgliemu, że czasem śni o byciu tygrysem, ale codziennie budzi się hieną. Znaczy to tyle, że gdyby zachowywał się jak tygrys, po prostu by nie przetrwał. Dlatego właśnie Tabaki musi oszukiwać, uciekać i knuć – nie jest przysposobiony do innego życia, ma świadomość swoich sił i słabości.

Trickster

Mowgli nigdy nie będzie wilkiem, ale czy to znaczy, że od razu musi być człowiekiem, rozumianym tu jako całkowite zaprzeczenie zwierzęcia? Zakończenie filmu Serkisa pokazuje, że jest trzecia droga, oparta na międzygatunkowym zrozumieniu i dialogu. Wbrew temu, co Bagheera mówi na początku, dżungla wcale nie jest wieczna, zmienia się, bo człowiek zagrabia coraz więcej jej terenów na własny użytek. By ocalić świat zwierząt nie-ludzkich potrzebny jest dialog, a uprawniona do niego może być postać z pogranicza, zatem ktoś taki, jak Mowgli.

Benhabib: Jestem rzeczniczką nieszczelnych granic

Książki i filmy o Mowglim to międzygatunkowe porozumienie ułatwiają, wskazując na punkty spójne między człowiekiem i innymi zwierzętami. Cywilizacja jest pokazana jednak jako wadliwa, co świadczy o wyjątkowości tej ekranizacji. Mowgli bierze udział w święcie Holi, którego kompletnie nie rozumie. Wymazany farbą, pod wieczór siedzi w nogach białego myśliwego, samca alfa. Ale w jego namiocie, za kurtyną, Mowgli znajdzie masę zwłok zwierząt, zabitych dla przyjemności, a więc wbrew prawu, według którego dotychczas żył. Dowiaduje się, że ludzkie święto wymaga ofiar.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Muniowski
Łukasz Muniowski
Amerykanista
Adiunkt w Instytucie Literatury i Nowych Mediów na Uniwersytecie Szczecińskim. Autor i tłumacz książek o sporcie.
Zamknij