Z Martą Dzido, współreżyserką „Siłaczek”, pierwszego filmu o polskich emancypantkach, rozmawia Marta Knaś.
Marta Knaś: Zaczęło się od przypadkowego spotkania po pokazie twojego filmu Solidarności według kobiet, na którym poznałaś prawnuczkę poznańskich emancypantek.
Marta Dzido: Było to po pokazie filmu w Pile w 2016 roku. Poznałam Dorotę Tułodziecką Adams. Zaczęłyśmy rozmawiać o zapomnianych, ale zasłużonych kobietach. Opowiedziała mi o swoich praciotkach – Zofii i Anieli Tułodzieckich, działaczkach społecznych, sufrażystkach, które działały w zaborze pruskim. Aniela prowadziła tajne nauczanie języka polskiego, za co została skazana na więzienie. Natomiast Zofia była założycielką pierwszego związku zawodowego kobiet i pionierką spółdzielczości. Obie były niesamowitymi postaciami, o których dziś nikt nic nie wie. Była to dla mnie inspiracja, aby zainteresować się tematem emancypantek. Trafiłam na książkę Cecylii Walewskiej W walce o równe prawa. Nasze bojownice z 1930 roku. Opisuje ona najważniejsze działaczki z przełomu XIX i XX wieku. Czytając Walewską, zdałam sobie sprawę, jak wiele kobiecych postaci zostało zapomnianych.
Wiśniewska: Dlaczego trzeba zobaczyć „Solidarność według kobiet”
czytaj także
Gdyby nie zbiórka na Polak Potrafi, premiera opowiadającego o emancypantkach filmu Siłaczki mogłaby się znacznie opóźnić.
Zorganizowaliśmy (współreżyserem filmu jest Piotr Śliwowski – red.) zbiórkę już na sam koniec prac nad filmem, ponieważ nie mieliśmy pewności, czy zdążymy z postprodukcją na 28 listopada, czyli dokładnie na setną rocznicę podpisania przez Józefa Piłsudskiego dekretu wyborczego. Bardzo mi na tym zależało. Otrzymaliśmy też ogromne wsparcie podczas kręcenia filmu. Między innymi ze strony statystek, które przyjeżdżały z całej Polski jako wolontariuszki, aby przebrać się w stroje z epoki i wysłuchać na przykład przemówienia Marii Dulębianki na wiecu. Statystki spędzały na planie po kilka godzin w dość skromnych warunkach, fundusze nie pozwalały nam nawet na organizację cateringu. Wszyscy działaliśmy w imię wspólnego celu, każdemu zależało, żeby ten film powstał, i to właśnie teraz, w stulecie uzyskania przez kobiety praw wyborczych.
czytaj także
Odkrywanie zapomnianych, kobiecych historii powoli staję się twoją specjalnością.
Kiedy zaczynasz zgłębiać nieopowiedziane historie kobiet, dostrzegasz, że to naprawdę niesamowite postaci. Odważne, zdeterminowane, nieobawiające się podejmować ryzyka i narażać na śmieszność. Musimy się o tym dowiedzieć, aby kształtować nasze postawy. W swoich książkach także opisuję świat z perspektywy kobiety. Gdy kilkanaście lat temu pisałam Małża czy Ślad po mamie, kwalifikowano je jako literaturę kobiecą. Interesował mnie ten podział, tak jakby prawdziwa „literatura” była zarezerwowana dla mężczyzn. Teraz powoli zaczęło się to zmieniać.
Jak wybierałaś główne bohaterki Siłaczek?
Staraliśmy się pokazać kluczowe i charakterystyczne postaci ruchu kobiecego. Wybraliśmy Marię Dulębiankę, która, mimo że kobiety nie miały możliwości startowania w wyborach, w 1908 roku zgłosiła swoją kandydaturę do Sejmu galicyjskiego. Wraz ze swoją partnerką, Marią Konopnicką, organizowała wiece wyborcze w wielu miastach. Na początku nie traktowano jej poważnie, ale miała taką charyzmę, że słuchacze podpisywali się pod jej kandydaturą. Choć zebrała wymagane poparcie, nie uwzględniono jej zgłoszenia ze względu na płeć.
Kolejną postacią jest Kazimiera Bujwidowa – bojownica o edukację, która zorganizowała akcję masowego pisania podań na Uniwersytet Jagielloński przez kobiety. Efektem było przyjęcie na UJ pierwszych studentek.
Jest też Paulina Kuczalska-Reinschmit.
Niesamowita osobowość. W bardzo młodym wieku Kuczalska-Reinschmit została zarażona przez męża chorobą weneryczną. W jej wyniku straciła oko. Rozwiodła się z nim, choć mieli już 6-letniego syna, a prawo nakazywało wówczas, że dziecko powinno zostać przy ojcu. Sprzedała resztki majątku i wyjechała za granicę, aby się kształcić. Wróciła kilka lat później i stała się inicjatorką ruchu kobiecego działającego ponad granicami zaborów. To ona była autorką postulatu ustanowienia praw wyborczych bez różnicy płci.
Film przywołuje także pierwszą manifestację z okazji Dnia Kobiet z 1911 roku.
To wtedy krakowskie sufrażystki zdecydowały się wyjść na ulicę i domagać się przyznania praw wyborczych. Nawiązały współpracę z robotnicami z fabryki cygar, aby zasilić swoje szeregi. Prasa pisała o manifestacji ponad dwóch tysięcy kobiet, na tamte czasy było to bardzo dużo. Przemawiała wtedy Zofia Daszyńska-Golińska, która jest autorką pamiętnych słów: „Praw się nie dostaje, prawa się zdobywa w walce”.
Dlaczego tak mało o tych kobietach wiemy?
Sama się nad tym zastanawiam. O Kazimierze Bujwidowej dowiedziałam się zaledwie kilka lat temu, a to jej zawdzięczamy dostęp do uczelni wyższych. Swoimi działaniami sprawiła, że Uniwersytet Jagielloński – który po powrocie Marii Skłodowskiej-Curie z Paryża odmówił jej prowadzenia badań – przyjął na próbę trzy pierwsze studentki. Jestem tu, gdzie jestem i mam te prawa, które mam, dzięki emancypantkom. Przez lata nie zadałam sobie nawet pytania, komu powinnam za to podziękować.
Siłaczki nie są filmem stricte historycznym. Niektóre ze scen umieściliście we współczesnych miastach – w tle widać nową architekturę, komunikację miejską, zwykłych mieszkańców.
Na początku wydawało mi się, że możemy zrealizować dokument w konwencji Solidarności według kobiet, pokazać archiwa, fotografie. Ale okazało się, że dostępnych jest niewiele materiałów. Mieliśmy jednak liczne teksty sufrażystek i zdecydowaliśmy, że powstanie dokument fabularyzowany. Nie mieliśmy funduszy, aby zamykać ulice czy budować scenografię i chcieliśmy wykorzystać tę sytuację. Pokazać, że postulaty bojownic są wciąż aktualne, a ich teksty mogą inspirować także dziś. W role niektórych bohaterek wcieliły się współczesne aktywistki jak Lana Dadu, która gra Zofię Daszyńską-Golińską, czy Katarzyna Wala w roli Zofii Tułodzieckiej. Mieszamy różne rzeczywistości. Dzięki temu historie siłaczek mogą stać się drogowskazem, który pokazuje kierunek, w jakim warto rozwijać współczesny ruch kobiecy.
Które z postulatów sufrażystek uważasz za aktualne?
W pamięci mam słowa 23-letniej Zofii Nałkowskiej ze Zjazdu Kobiet w 1907 roku: „Chcemy całego życia”. Miała ona na myśli kwestie obyczajowe, czyli prawo do korzystania z cielesności, prawo do rozkoszy, prawo do seksualności. Jak na tamte czasy było to myślenie wywrotowe, niektóre z sufrażystek podczas jej przemówienia wychodziły z sali. Do debaty publicznej przeniknął jednak temat podwójnej moralności, czyli korzystających z życia mężczyzn oraz kobiet, od których wymagamy, aby pozostały czyste.
Problemem była chęć utrzymania kontroli nad kobietami. Sam Józef Piłsudski nie był przekonany do przyznania im praw wyborczych, argumentując swoje wątpliwości tym, że kobiety nie będą wiedziały, jak głosować lub są zbyt emocjonalne, aby decydować sensownie.
Kwestia kontroli kobiecego ciała jest wciąż aktualna. Świadczy o tym między innymi brak prawa do aborcji oraz nieustanne dyskusje o jego zaostrzeniu.
Oglądając Solidarność według kobiet, miałam wrażenie, że częściową winę za marginalizowanie zasług kobiet w walce o wolność ponoszą również same kobiety. Wiele z nich uczestniczyło w strajkach, działało w podziemiu, ale gdy w 1989 roku zebrano się przy Okrągłym Stole, nie potrafiły upomnieć się o władzę.
Parę lat temu pracowałam w TVP Kultura przy programie dyskusyjnym, do którego staraliśmy się zapraszać jak najwięcej kobiet. Były to specjalistki w swoich dziedzinach, miały dorobek naukowy, ale odmawiały nam, tłumacząc, że na danym temacie wcale się tak dobrze nie znają. Jednocześnie polecały nam swoich kolegów po fachu. Jeszcze jakiś czas temu występując przed ludźmi, czułam się niepewnie. Przygotowując się do panelu dyskusyjnego, robiłam sterty notatek, z których i tak nie mogłam potem korzystać. Problem wynika z bardzo niskiego poczucia własnej wartości kobiet. Działaczki Solidarności siedziały w więzieniach, były internowane, szantażowane, ale nie doceniały swojej odwagi, uporu. Myślę, że to efekt wychowania – wpajanej młodym dziewczynom skromności oraz przekonania, że tam, gdzie nie zostałaś zaproszona, nie wypada się pojawić.
czytaj także
Okazuje się, że od emancypantek musimy uczyć się przede wszystkim postaw.
Znowu przypomina mi się Maria Dulębianka, która kandyduje do Sejmu. Opinia publiczna wyśmiewa ją, w prasie przedrukowywane są jej karykatury. Dulębianka nie zadaje sobie pytania, dlaczego nikt nie zaprosił jej do udziału w wyborach. Zaprasza się sama. Choć wie, że jej działanie skazane jest na porażkę, robi to, aby zmieniać status quo i budować świadomość społeczną.
czytaj także
Ten rok to czas przełomów. Otwarto pierwszą w Warszawie wystawę o polskich emancypantkach. Pojawiła się też ciekawa literatura na temat nieznanych, zasłużonych Polek. Między innymi książka Anny Dziewit-Meller Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy czy Brakująca połowa dziejów. Krótka historia kobiet na ziemiach polskich Anny Kowalczyk. Czy narracja herstoryczna ma szansę na stałe wejść do polskiej historii?
To już się dzieje. Pamiętam, jak zaczynaliśmy kręcić Siłaczki. Ubraliśmy trzy dziewczyny w stroje sufrażystek i wręczyliśmy im transparenty. Dziewczyny poszły z warszawską manifą w marcu 2017 roku, robiliśmy wtedy zdjęcia próbne. W pewnym momencie usłyszałam, że jedna z przemawiających na scenie zaczyna wymieniać kobiety Solidarności – Annę Walentynowicz, Ewę Ossowską – kobiety, które były bohaterkami mojego filmu. Używała też zdań z dokumentu Solidarność według kobiet. Wtedy poczułam, że to się dzieje – te ważne dla naszej historii kobiety zaczynają przenikać do szerszej świadomości.
Czy masz już pomysł na następny projekt?
Historie sufrażystek to świetny materiał na kilkuodcinkowy serial. Mają w sobie elementy sensacji, dramaturgii, do tego cały czas są aktualne. Bardzo chciałabym go zrealizować.
czytaj także
***
Marta Dzido – pisarka, reżyserka, producentka filmowa. Absolwentka PWSFTviT w Łodzi. Autorka powieści Ślad po mamie, Małż, Frajda, powieści hipertekstowej Matrioszka, książki reporterskiej Kobiety Solidarności oraz tekstów drukowanych w antologiach Wolałbym nie i Walka jest kobietą. Wspólnie z Piotrem Śliwowskim zrealizowała kilka filmów dokumentalnych, między innymi Downtown – Miasto Downów, Solidarność według kobiet oraz Siłaczki.
***
Specjalne pokazy przedpremierowe filmu Siłaczki z udziałem twórców odbędą się:
28 listopada, Warszawa, Kino Muranów
30 listopada, Kraków, Kino pod Baranami
1 listopada, Wrocław, Dolnośląskie Centrum Filmowe
2 grudnia, Poznań, Kino Pałacowe CK Zamek
2 grudnia, Słupsk, Kino Rejs
3 grudnia, Piła, Kino Koral
4 grudnia, Gryfino, Kino Gryf
5 grudnia, Szczecin, Kino Zamkowe
7 grudnia, Żory, Miejska Biblioteka Publiczna
10 grudnia, Lublin, Galeria Labirynt
12 grudnia, Olsztyn, Miejski Ośrodek Kultury
14 grudnia, Gliwice, Kino Amok
20 grudnia, Warszawa, DK Świt
Planowana premiera kinowa odbędzie się 26 stycznia 2019, czyli stulecie pierwszych wyborów „bez różnicy płci”.