Film

Mare matkuje całemu Easttown

„Mare z Easttown”

W Easttown, umęczonym nie tylko makabryczną zbrodnią, ale całą serią plag, kobiety nie są od wygłaszania kwestii, których jedyny cel to utorowanie drogi szeryfom przywracającym ład i porządek. To one i ich dylematy, problemy i wyzwania napędzają serial „Mare z Easttown”.

Detektyw przyjeżdża na miejsce zbrodni i znajduje zwłoki. To ciało młodej kobiety z dziurą w czaszce. Blade, nagie, obmywane przez zimny strumień w lesie. Jest zbrodnia, nie ma winnego, a główny bohater, zmęczony życiem detektyw, zmaga się z bagażem doświadczeń tak przytłaczającym, że ledwo wstaje z łóżka. Do rozwiązania dostaje zagadkowe morderstwo. Kryminał jak każdy inny. Tylko że Mare z Easttown, detektyw z najnowszej kryminalnej produkcji HBO, to detektywka – kobieta, policjantka, matka i babcia. A to zmienia bardzo dużo.

To nie pierwszy serial, który w centrum umieszcza kobietę z odznaką. W Upadku detektyw Stella Gibson zatraca się w ściganiu seryjnego mordercy, jest wyjątkowo inteligentna, skrajnie racjonalna, jedyna w swoim rodzaju. Robin Griffin w Tajemnicach Laketop ma w sobie tyle siły, że staje sama naprzeciw patriarchatowi w niewielkim nowozelandzkim miasteczku. Saga Norén z Mostu nad Sundem jest synonimem wyjątkowości.

Krawczyk: Kto zabił? To naprawdę nieistotne

Sukces Mare z Easttown zbudowany jest na czymś zupełnie innym. Główna bohaterka nie jest szczególnie wyjątkowa. To w gruncie rzeczy przeciętna policjantka w przeciętnej mieścinie. Najważniejsze jest jednak, że w tym dramacie rozpisanym na siedem odcinków nie gra sama. Kobiety zaludniają scenariusz od pierwszej do ostatniej strony tak gęsto, że równać może się to tylko chyba z Orange Is the New Black, a przypominam, że to serial o żeńskim więzieniu.

Orange Is the New Black: Prywatne jest bardziej polityczne

W Easttown, umęczonym nie tylko makabryczną zbrodnią, ale całą serią plag, kobiety nie są od wygłaszania kwestii, których jedyny cel to utorowanie drogi szeryfom przywracającym ład i porządek. To one i ich dylematy, problemy i wyzwania napędzają tę historię. I mimo że przez siedem godzin oglądamy na wskroś konwencjonalny kryminał, to kobiece postaci napędzają go tak dobrze, że jeszcze przed premierą finałowego odcinka Mare z Easttown została okrzyknięta serialowym hitem tego roku.

Legenda powraca

Mare to w zasadzie Marianne, ale nikt tak do niej nie mówi. 25 lat temu wygrała jakiś ważny mecz koszykówki i po dziś dzień cieszy się statusem legendy w Easttown. Chociaż „cieszy się” to trochę zbyt dużo powiedziane, bo Mare radości w życiu ma niewiele, a uczestnictwo w obchodach rocznicy legendarnego meczu jest dla niej raczej obowiązkiem niż czymś, na co czekałaby z ekscytacją.

Scena, w której całe miasteczko zbiera się w sali gimnastycznej, żeby świętować wygraną sprzed lat, która poza granicami tego miasteczka nikogo nie obchodzi, jest chyba jedną z moich ulubionych w całym serialu. Trudno zapewne o lepszą ekspozycję tej klaustrofobicznej społeczności. Z jednej strony sąsiedztwo jest tu prawdziwą relacją, przeplecioną z więzami rodzinnymi i przyjacielskimi. Z drugiej niemal czuć z ekranu tę duchotę małego miasteczka, które obsesyjnie pielęgnuje zbiorową pamięć o rzucie piłką do kosza.

W takiej to społeczności Mare pracuje jako detektywka. Jej rodzinne Easttown leży w hrabstwie Delaware, czyli na przedmieściach Filadelfii. Ludzie jedzą tu nieszczególnie zdrowo, raczej są biedni niż bogaci i mówią z akcentem nazywanym przez Amerykanów delco (od Delaware County). Tylko że nawet ten ich akcent nie jest na tyle charakterystyczny, żeby można było na jego podstawie zbudować jakąś spójną tożsamość. Przedmieścia te niczym nie przypominają zadbanych, odmalowanych domków z przystrzyżonym trawnikiem. W Easttown nigdy nie świeci słońce, trawa nie jest zielona, tylko szarobura, zresztą jak wszystko, włącznie z ciuchami głównej bohaterki.

W robocie Mare nie tropi wielkich kryminalnych spisków, nie rozpracowuje narkotykowych gangów ani nie ściga seryjnych morderców. Jeździ wielkim SUV-em, wiecznie brudnym od kurzu i błota, i gania drobnych przestępców między podwórkami oddzielonymi zardzewiałą siatką. Nierzadko to jej znajomi z dzieciństwa albo bliscy przyjaciół, więc zamiast broni i kajdanek częściej używa emocji, troski, zdolności negocjacji.

Poznajemy ją w momencie, kiedy jej życie ustabilizowało się na poziomie trochę ponad kryzysowym. Jest rozwiedziona, a jej mąż mieszka za płotem z nową rodziną. Chociaż to nie główny powód smutku przemieszanego z rezygnacją, który jest jej domyślnym stanem.

Tragedia, która naznaczyła Mare, to śmierć jej syna. Powiesił się na strychu, chociaż bardziej precyzyjnie należałoby powiedzieć, że zmarł z powodu uzależnienia od narkotyków. Zanim zmarł, zdążył spłodzić dziecko, które teraz wychowuje nasza główna bohaterka. Mare mieszka ze swoją matką, córką i wnukiem. Natomiast z biologiczną matką wnuka i byłą partnerką zmarłego syna, również uzależnioną od narkotyków, jest w konflikcie o prawa rodzicielskie nad chłopcem. Nieźle, nie? To dopiero początek.

Przy takiej rodzinnej konstrukcji łatwo, żeby kryminał osunął się w rejony melodramatu, a momentami wręcz telenoweli. Z klimatem tego pierwszego twórcy umiejętnie romansują, co razem z małomiasteczkową scenerią i względnie powolnym tempem narracji rymuje się idealnie. Natomiast siedmioodcinkowa formuła skutecznie chroni ich przed telenowelizacją – nadmiernym rozwlekaniem napięć w skomplikowanej rodzinnej konstelacji.

Bez nadziei

Dom Mare nie jest wcale wyjątkowy pod względem rodzinnych tragedii. Uzależnienie od narkotyków, nastoletnie ciąże, alkoholizm, przemoc domowa, choroby, bieda – to tylko kilka barw z palety, którą odmalowane jest Easttown. Depresyjny krajobraz amerykańskiego miasteczka przedstawiony jest z godną podziwu konsekwencją. Tak jakby twórcy nie czuli się zobowiązani, żeby pocieszyć widza, zapewnić go, że gdzieś jest nadzieja. – „Z czasem człowiek uczy się żyć z tym, co jest nie do przyjęcia” – mówi Mare w ostatnim odcinku. I to chyba największy optymizm, na jaki stać tę historię.

Nie znajdziemy w Easttown żadnego pięknego wodospadu jak z Twin Peaks, urzekających luizjańskich mokradeł z pierwszego sezonu Detektywa czy tajemniczych jezior z serialu Ozark. Fikcyjna miejscowość nieopodal Filadelfii to nie miejsce, gdzie można zrobić pocztówkowe zdjęcie.

Majmurek: Być jak Hannibal Lecter

W tych warunkach morderstwo wciąż jest jednak transgresją, szokiem dla całej społeczności. Chociaż widmo śmierci nie jest mieszkańcom Easttown zupełnie obce. Jednym z pobocznych wątków eksplorowanych w serialu jest porwanie, którego od miesięcy nie może rozwikłać Mare. Nikt nie mówi tego wprost, ale wszyscy zdają sobie sprawę, że odpowiedzią na tę kryminalną zagadkę może być kolejne martwe ciało.

Tak w tym, jak w każdym innym wątku istotnym dla fabuły serialu, na pierwszym planie widzimy matkę. W tym przypadku to akurat rozpacz matki poszukującej swojej zaginionej córki. Rozpacz, która jest jak nieustający wyrzut sumienia dla policji, zwłaszcza dla Mare, która wyrzuca sobie śmierć swojego syna.

Ofiarę morderstwa centralnego dla głównej linii narracyjnej też poznajemy przede wszystkim jako matkę, a dopiero później jako nastolatkę. Mare jest matką nie tylko dla swojej córki, zmarłego tragicznie syna, ale też dla wnuka. Z własną matką relacje ma dalekie od idealnych, a z matką wnuka jest w otwartym konflikcie. Nie byłoby przesadą powiedzieć, że Mare matkuje całemu Easttown.

W konserwatywnej społeczności Easttown – oprócz sali gimnastycznej kościół jest jedynym miejscem, gdzie przez cały sezon widzimy wszystkich bohaterów razem – kobieta i matka to w zasadzie synonimy. Nawet córkę Mare, która w równym stopniu zajęta jest romansowaniem z dziewczynami i wyborem studiów, widzimy na ekranie, kiedy ta opiekuje się swoim bratankiem.

Na szczęście matki z Easttown to nie postaci bez wad. Nerwowe pociąganie przez Mare tytoniu z waporyzatora na pewno nie jest jej największą winą. Żeby osiągnąć swoje cele, posuwa się momentami na tyle daleko, że sympatyzujący z nią widz zmuszony jest do zastanowienia się, komu tak naprawdę kibicuje. Mare potrafi grać nieczysto, naginać prawo, ale jej pomysł na bycie policjantką daleki jest od wymachiwania rewolwerem w stylu Brudnego Harry’ego. Chcąc go uchwycić, na pewno trzeba byłoby posłużyć się słowem „troska”.

Ostatecznie staje przed wyborem między byciem empatyczną matką i głową matriarchatu całego Easttown. To najważniejszy dylemat, z którym musi zmierzyć się w tej serialowej opowieści tytułowa bohaterka.

Zapamiętamy Kate Winslet

Głównie za sprawą fenomenalnej gry Kate Winslet, która dzięki tej roli otwiera nowy rozdział w swojej bogatej aktorskiej karierze, łatwo wybaczyć niedociągnięcia, pomyłki i potknięcia twórcom serialowej opowieści o policjantce z Easttown. Chociaż scenarzyści idą na łatwiznę nie raz i nie dwa.

Praktycznie każda scena psychoterapii z udziałem głównej bohaterki to szybki i dość łopatologiczny sposób na to, żeby zaznaczyć kolejne ważne momenty jej przemiany. Tyle wizyt u terapeuty naoglądaliśmy się już w filmach i serialach, że trudno patrzy się na te, które sprowadzone są do swego rodzaju dydaktycznych przypisów.

Mnogość wątków prowadzi do tego, że niektórzy bohaterowie zbyt szybko lądują poza scenariuszem, bez odpowiedniego domknięcia, co daje z kolei wrażenie, jakby momentami historia rozłaziła się w szwach.

Królowa, celebrytka i Żelazna Dama

W innych chwilach trudno uwierzyć w psychologiczną wiarygodność niektórych postaci, włączając w to główną bohaterkę. Mare od samego początku naznaczona jest przez stratę syna. To ona determinuje jej wszystkie działania, styl bycia, motywacje. Nie zdradzając zbyt wiele, strata syna to niejedyne traumatyczne wydarzenie, z którym musi zmierzyć się Mare. A to, z jaką lekkością sobie radzi z jednym z takich wydarzeń, jest zupełnie nieprzekonujące. Z odcinka na odcinek po prostu o nim zapomina. Nie wraca do niego, jakby go po prostu nie doświadczyła.

Z pewnością potknięć w serialu jest więcej. Ale wszyscy dobrze wiemy, że z Mare z Easttown zapamiętamy przede wszystkim Kate Winslet. Tak jak bohaterka, w którą się wciela, brytyjska aktorka pokazała, że jest kimś więcej niż legendą sprzed lat.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij