Zastanawiam się nad kłopotami, jakie ma nasza lewica z narracją wspólnotową. Co możemy przeciwstawić liberalnemu indywidualizmowi i egoizmowi? Coś, co byłoby ciepłe, a nie tylko użyteczne, jak płacenie podatków na państwo opiekuńcze. I nie sprowadzało się do rozliczeń z uprzywilejowania i pilnowania, żeby nie być klasistą.
Etos, serial prod. tureckiej, scenariusz i reżyseria: Berkun Oya
Nie oglądam tureckich seriali, tak samo jak Peri, psychiatrka, psychoterapeutka, sucha czterdziestolatka, wege i joga, pochodząca z bogatej, świeckiej tureckiej rodziny, znająca lepiej Londyn, Paryż i Nowy Jork niż własny kraj. Jednak teraz Peri pracuje w szpitalnej poradni w Stambule. W jej gabinecie pojawia się Meryem, młoda, pełna uroku, w hidżabie. Z powodu zdarzających jej się omdleń zgłosiła się do lekarza, ale badania nic nie wykazały, więc skierowano ją do psychiatry.
Peri nie widzi potrzeby stosowania u niej leków, ale podejmuje się terapii. Meryem jest sprzątaczką, sprząta między innymi u bogatego pana Sinana, w którym chyba się podkochuje. Mieszka w starym domu na obrzeżach Stambułu z bratem, byłym żołnierzem, zbankrutowanym drobnym przedsiębiorcą, aktualnie ochroniarzem, jego pogrążoną w ciężkiej depresji żoną, którą terapeutyzuje nie medycyna, tylko miejscowy hodża, oraz dwójką ich małych dzieci.
Właściwie wygląda to na mało prawdopodobną sytuację, wykoncypowaną, a w konsekwencji mogącą co najwyżej prowadzić do rozgrywania dość oczywistych stereotypów. Jednak od pierwszej chwili Meryem przykuwa naszą uwagę – znakomita rola Öykü Karayel – i chociażby dla niej warto obejrzeć ten serial.
Meryem jest z innego świata niż Peri, nie zna reguł rządzących psychoterapeutyczną rozmową, nie bardzo wie, o czym ma mówić, na pewno nie ma narzędzi do opowiadania o emocjach czy autoanalizy, mówi o sprawach przyziemnych albo unika odpowiedzi na pytania. Peri zachowuje kamienną twarz profesjonalistki, jednak nie do końca, widać, że ta wizyta ją porusza.
Co dalej? Peri idzie do swojej terapeutki, superwizorki, i opowiada o tym, jak beznadziejna wydaje jej się sytuacja Meryem i jak wiele negatywnych emocji budzą w niej kobiety w hidżabach.
Gülbin pochodzi z bardziej tradycyjnej rodziny niż Peri, jej siostra nosi hidżab. Jak wyglądają ich stosunki? Gülbin mówi siostrze: trzydzieści pięć lat temu ktoś kopnął naszą mamę, kiedy była w ciąży, od tego czasu codziennie zarabiamy kopniaki. Na to siostra, która nie jest ubogą sprzątaczką, a hidżab chyba założyła niedawno, zaczyna ostentacyjnie się modlić. Kończy się to na rękoczynach, co nie znaczy, że nic ich nie łączy.
Kiedy Gülbin wieczorem idzie do swojego okazjonalnego kochanka, zwierza mu się ze swoich uczuć związanych z terapią Peri. On milczy, będzie milczał prawie do końca serialu. Kochankiem tym jest Sinan, u którego sprząta Meryem. I tak dalej… Jak wiadomo, wszystkich ludzi na świecie dzieli od siebie ledwie pięć uścisków dłoni. Kolejne postaci i kolejne często nieuświadamiane sobie przez nie wzajemne powiązania, przekraczające granice klas i religii.
Znowu można powiedzieć – serialowa klasyka, i skupić się na śledzeniu ich perypetii. A potem trochę ponarzekać, że wszystko toczy się zbyt wolno, jednocześnie chwaląc aktorstwo i to, że wszystkie postaci są wielowymiarowe, pogłębione, jednocześnie dobre i złe. Podobno będzie drugi sezon!
czytaj także
Perypetii bohaterów dalej już nie będę streszczała. Przyjrzyjmy się, czemu one służą. Serial rysuje nam obraz Turcji jako kraju podzielonego klasowo i pod względem stosunku do modernizacji, czasem w stanie wojny kulturowej, w dużej mierze bardzo tradycyjnego i z rosnącymi wpływami konserwatystów. Oraz patriarchalnego. I to jest patriarchat w wydaniu muzułmańskim, nie chodzi w nim tylko o chusty, ale dużo silniejsze podporządkowanie kobiet męskiej władzy. Z męskim światem wiąże się również specyficzne pojmowanie honoru.
Światy męski i kobiecy są też dużo bardziej od siebie oddzielone i twórca bardziej skupia się na tym kobiecym, w większym stopniu uwzględnia ich punkt widzenia. (W jednej ze scen pan Sinan przypadkiem podsłuchuje obgadujące go kobiety i dowiaduje się, jak go widzą. Piękne!) Rodziny tradycyjne są opresyjne, ale dają poczucie przynależności, nowoczesny indywidualizm skazuje często na samotność i alienację – tu serial zdaje się skłaniać ku docenianiu tradycyjnych wartości. O aktualnej władzy pada tylko jedno zdanie – ktoś mówi, że ma ona swój cień, ciemną stronę, z której nie zdaje sobie sprawy, tak zresztą jak każdy człowiek. Teoretycznie nie ma tu więc polityki.
czytaj także
Taki jest świat uwarunkowań kulturowych, w którym żyją bohaterowie. Stanowią one rodzaj blokady uniemożliwiającej pokazanie tego, jacy jesteśmy (my, Turcy) naprawdę: czasem źli, a czasem dobrzy, zdolni do miłości, opiekuńczy, bezinteresowni i skłonni do złości, gotowi do zemsty, bezmyślni, często bezradni, a przede wszystkim bardziej emocjonalni, niż pozwala na to kultura.
I to jest chyba taki główny, jasno wypowiedziany morał: niepotrzebnie tłumimy emocje, nie mówimy o nich, nie umiemy mówić ani ich wyrażać, nawet przyznać się sami przed sobą, że istnieją. A tłumione emocje zamieniają się w chorobliwe reakcje. I jak się wydaje, w szczególny sposób dotyczy to mężczyzn. Jednak każdy z ważniejszych męskich bohaterów serialu w pewnym momencie zapłacze, pokazując, że pod tą skorupą norm bije żywe serce.
Do tych kulturowych uwarunkowań odnosi się polskie tłumaczenie tytułu serialu: Etos. Ale nieco zmieni on swoje znaczenie, kiedy uda się zrozumieć tytuł turecki, Bir başkadir. Przede wszystkim chodzi o wspólnotę, która jest czymś więcej niż realizacją kulturowych uwarunkowań. I jest też częścią wielkiej wspólnoty ludzkiej, stąd w serialu pojawi się domorosły miłośnik psychologii jungowskiej.
Bir başkadir. Najprostsze tłumaczenie Google’a odsyła do „inności”, ale o jaką inność chodzi? Reddit podpowiada więcej. Powiedzenie bir başkadir oznacza inność rozumianą pozytywnie, coś podobnego do innych rzeczy, ale wyróżniającego się. Jak w zdaniu: moja mama gotuje wyjątkową zupę. Kolejne skojarzenie prowadzi zaś do popularnej piosenki: Bir Başkadır Benim Memleketim, moja ojczyzna jest bir başkadir. Można znaleźć różne jej wersje, również paskudnie nacjonalistyczne, ja proponuję stadionową:
W serialu jednak sama piosenka nie występuje, są za to inne.
Podstawą wspólnoty są emocje i przeszłość. I chociaż czasem migają w filmie jakieś ruiny przysypane piaskiem, to miejsce w przeszłości, do której emocjonalnie odwołuje się ten obraz, jest dużo bliżej, to lata 70.–80. I Ferdi Özbeğen, nieżyjący już piosenkarz i kompozytor, ojciec tureckiego popu.
Czyli kultura popularna. Taką funkcję pełnią też kontestowane przez klasę wyższą lokalne seriale, prawie zawsze obecne w tle scen domowych, w których telewizyjne dialogi przeplatają się z dialogami bohaterów i na nie nadkładają. Dopasowana do tego jest też estetyka serialu, te różne przyćmione kolory, jak za dawnych lat, tak że przez pewien czas nie byłam pewna, czy to się dzieje współcześnie. Szczególnie że Stambuł w tym filmie w niczym nie przypomina turystycznych prospektów, nie jest ani miastem zabytkowym, ani nowoczesnym.
A tak przy okazji zastanawiam się nad kłopotami, jakie ma nasza lewica z narracją wspólnotową. Co możemy przeciwstawić liberalnemu indywidualizmowi i egoizmowi? Coś, co byłoby ciepłe, a nie tylko użyteczne, jak płacenie podatków na państwo opiekuńcze. I nie sprowadzało się do rozliczeń z uprzywilejowania i pilnowania, żeby nie być klasistą. Z oczywistych względów nie pasuje nam opowieść o orle w koronie, szabelce, prawdziwych Polakach, krwawej bliźnie i ukochanej ojczyźnie. Jednak wspólnota musi mieć komponent emocjonalny, który łączy mimo wszystkich różnic i tego, że skaczemy sobie do oczu. Czy da się tak opowiedzieć Polskę, żeby była bir başkadir? I czy takiej opowieści powinniśmy szukać?
Tureckiemu twórcy udało się to zrobić w sposób, który mimo wszystkich nieco egzotycznych realiów jest dla nas zrozumiały. Chociaż nie wiem, co mogą sobie o nim pomyśleć Kurdowie. Ja też mam wątpliwości, czy ta opowieść w większym stopniu nie zaspokaja jednak ciągot konserwatywnych, czy jak na oczekiwania lewicowe nie jest zbyt mało krytyczna i progresywna. (A nie czujecie się już czasem zmęczeni krytyką i progresywizmem?) Czy takim wspólnym punktem odniesienia może być emocjonalnie przeżywana popkultura, pozbawiona barw partyjnych? (PiS już na to wpadł i nazywa się to Zenek Martyniuk).