Naczytałam się feministycznych manifestów i nie satysfakcjonuje mnie już, że ktoś daje kobiecie głos po to, żeby opowiedziała o „swoim mężczyźnie”. Ja bym chciała, żeby opowiedziała o sobie.
„Mam wątpliwości, bo tak naprawdę przez całe życie stoję za Robertem, w drugim szeregu. Przeniesienie akcentu jest dla mnie czymś nowym. Zdarzają mi się momenty, kiedy mówię o sobie i w swoim imieniu, ale dzieje się to rzadko”. Tymi słowami zaczyna odpowiedzi na pytania jedna z bohaterek książki Dzisiaj rozmawiamy o Pani Agnieszki Nabrdalik.
Pomysł na książkę jest prosty – rozmawiamy o kobietach, które dotąd były raczej schowane w cieniu znanych mężów. Mężami są m.in. muzyk, pisarz, fotograf, kompozytor, lekarz. Każdego z nich zna większość osób, które choć trochę interesują się kulturą. Ich żon i życiowych partnerek praktycznie nie znamy. Książka ma – jak rozumiem – wyciągnąć żony z cienia i pokazać, że są ciekawymi osobami. Nie jest to łatwe zadanie, bo bohaterki – przedstawione jako żony znanych mężów – z założenia skazane są na mierzenie się z rolą „stojącej w cieniu”. Gdyby w cieniu nie stały, nie byłoby ich w tej książce. Przezwyciężenie paradoksu „wyciągania z cienia” osób, które zdefiniowało się jako te w cieniu stojące, to największe wyzwanie, przed jakim stanęła Agnieszka Nabrdalik. Nie mam niestety poczucia, że temu wyzwaniu sprostała.
Pomysł na książkę jest prosty – rozmawiamy o kobietach, które dotąd były raczej schowane w cieniu znanych mężów.
Równolegle z Dzisiaj rozmawiamy o Pani ukazała się książka Krystyny Cierniak-Morgenstern Nasz film. Sceny z życia z Kubą. Wspomnienia. Konwencja podobna – żona znanego męża opowiada o… życiu z tym znanym mężem, tyle że do dyspozycji ma całą książkę, nie krótki wywiad. Jest tu zatem więcej miejsca na samą Krystynę Cierniak-Morgenstern, ale i tym razem nie udaje się uniknąć wspomnianej pułapki.
Żony w cieniu totalnym
Zacytowana na początku wypowiedź to słowa Moniki Gawlińskiej. Rozmowa z nią otwiera książkę Dzisiaj rozmawiamy o Pani. I – tak w w każdym razie było w moim wypadku – ustawia jej lekturę. Lekturę z bólem zębów i wkurwem na co drugie słowo. Monika Gawlińska cały czas opowiada o sobie właśnie w taki sposób, jak w przytoczonym fragmencie: ciągle myśli o Robercie, robi to, co dobre dla Roberta, to, co Robert powie itp. No więc „Robert zawsze mówił, że dziewczyna poety musi mieć piątkę z polskiego, to z matury też miałam”. Czy Robert miał piątki? Raczej nie. „Robert wpadał do mnie, zostawiał zadania z matmy do rozwiązania (chodził wtedy do wieczorówki) i pędził dalej, bo był umówiony ze swoją dziewczyną albo z koleżankami”.
Wzruszające. Nie kpię. Serio można by pomyśleć, że to piękne, jak bardzo Monika kocha Roberta. Można by, gdyby to była część jej opowieści o sobie, ale to jest cała opowieść. Ten wywiad nie przechodzi testu Bechdel.
Dunin: Test Bechdel. Apel do recenzentów filmowych Dziennika Opinii
czytaj także
Rozmówczynie co prawda wspominają o kimś innym niż Robert, ale zawsze w kontekście… Roberta właśnie. Pojawiają się nawet inne kobiety. Choć „pojawiają” to za dużo powiedziane. Na pytanie, czy Monika Gawlińska pozwala chłopakom z zespołu zabierać w trasę dziewczyny, pada stanowcza odpowiedź: „Nie wyobrażam sobie, żeby jakaś baba z nami jeździła”. Czemu? Bo „między dwiema kobietami w końcu musi dojść do tarcia […] Kontakty z facetami są dużo prostsze. Jak facet mówi «nie», to znaczy nie, jak kobieta mówi «nie», to nie wiadomo, co to znaczy”. Tak, testu siostrzeństwa rozmowa też nie zdaje.
Choć Monika Gawlińska wspomina, że ma przyjaciółkę, z którą „spotyka się bez makijażu”, to po wcześniejszych wypowiedziach na temat kobiet trudno mi sobie wyobrazić, jak one się dogadują, skoro jedna z nich ma tak złe zdanie o kobietach i nie umie zrozumieć, co mówią.
Wyzłośliwiam się na otwierający książkę wywiad, bo niestety to on został wybrany na start i to on najjaskrawiej pokazuje pułapkę, w jaką się wpada, kiedy chce się rozmawiać z żonami o znanym mężu, po to, żeby pokazać, że mają jakieś życie poza znanym mężem, a potem się z nimi rozmawia tylko o… znanym mężu.
W kolejnych rozmowach dowiadujemy się, jak żony poznały znanych mężów (Karolina Niedenthal, Wiesława Starska), jakimi ci mężowie są czy byli ojcami (Alicja Kapuścińska, Karolina Niedenthal), jak oni pracują (Wacława Myśliwska), a one jak im gotują, żeby tamci mieli zawsze spokój i czas na pracę (Jolanta Pawlik; podobnie wygląda to też we wspomnieniach Krystyny Cierniak-Morgenstern), jak dbają o ich kariery (Monika Gawlińska), pomagają w pracy (Jolanta Pawlik), jak po śmierci mężów muszą dbać o ich spuściznę (Alicja Kapuścińska).
czytaj także
Żony, które miewają swoje życie
Wiele bohaterek Dzisiaj rozmawiamy o Pani ma ciekawe prace. Jolanta Pawlik opowiada o produkowaniu płyt, Anna Religa o pracy na Akademii Medycznej, ale jakoś tak się dzieje, że koniec końców i tak muszą – jak Jolanta Pawlik – odpowiedzieć na pytania, czy nie miały żalu do męża o to, że w ich małżeństwie tylko on mógł się spełnić jako artysta.
Podobne wrażenie odniosłam, czytając książkę Krystyny Cierniak-Morgenstern. Możemy w niej przeczytać o jej dzieciństwie, o czasach studenckich, kiedy to w jej pracowni na ASP były najładniejsze dziewczyny i niemal codziennie pracownię odwiedzali „jacyś reżyserzy” szukający aktorek. Znamy te historie z różnych wspomnień o Polsce lat 50. i 60.
Krystyna Cierniak-Morgenstern grała w filmach. O tamtych czasach pisze tak: „Dzisiaj gdybym miała siebie zapytać, czy Kubie podobał się jakiś film, w którym grałam, to odpowiedź jest prosta: żaden, nawet nie chciał ich oglądać. Natomiast jeśli ja miałabym odpowiedzieć na pytanie, który film Kuby mi się podoba najbardziej, po zastanowieniu powiedziałabym: wszystkie”.
czytaj także
Podobne fragmenty znajdowałam w Dzisiaj porozmawiamy o Pani. Kiedy czytam: „Nauczyłam się wstawać o świcie, bo mąż lubił sobie długo pospać” (Jolanta Pawlik), to nie wiem, czy ta książka to kpina z kobiet i bycia żoną i matką, czy naprawdę ktoś myśli, że to jest piękna opowieść o miłości? Ja widzę tu tylko zbiór dowodów na to, że żyję w patriarchalnym społeczeństwie, w którym szczęście bycia z mężczyzną, który odniósł sukces, jest zarazem przekleństwem.
Albo taki fragment: „Miałam kilka ważnych koncertów i potrzebowałam w domu ciszy. Wtedy mąż ćwiczył najgłośniej, jakby chciał mnie kompletnie wyprowadzić z równowagi” (Jolanta Pawlik). Serio? Oczywiście to cytat wyrwany z kontekstu, a cała rozmowa opowiada o szczęśliwym małżeństwie, ale czy takie mają być dowody na to szczęście i miłość? Niby lepsze od „jak bije, to kocha”, ale jednak nie jest to opowieść, którą chciałabym opowiadać innym współczesnym kobietom.
Żony, które mają swoje życie
Największe wrażenie zrobiła na mnie rozmowa z Anną Religą. Ma dwa nazwiska, bo tak chciała, a decyzję taką podjęła jeszcze w czasach, kiedy nie było mody na to, żeby zamiast nazwiska męża mieć nazwisko ojca i męża. Anna Religa opowiada o małżeństwie dość partnerskim, w którym oboje realizowali swoje pasje i robili kariery. Co prawda „nic nie można było zaplanować”, tak byli zajęci, ale wspierali się zawodowo. Często się mijali – kiedy on wyjeżdżał, ona zostawała w Polsce, potem odwrotnie. Dzielili się obowiązkami rodzicielskimi. „Na pewno nie okazywaliśmy obłąkanej radości z rodzicielstwa, jaką widzimy dzisiaj w polskich serialach” – mówi Anna Religa. Odważne słowa i bardzo współczesne, chciałabym powiedzieć, a potem przypominam sobie te polskie seriale i fakt, że za podobne słowa wręczono w tym roku Paszport „Polityki”, takie są nowatorskie.
czytaj także
Krystyna Cierniak-Morgenstern ma w książce sporo przestrzeni, żeby opowiedzieć o sobie i dlatego ją też po lekturze zapamiętałam jako żonę, która ma własne życie, pasję, zawód, sukcesy.
Ma też Cierniak-Morgenstern do opowiedzenia masę anegdot o czasach młodości. Wielbiciele historii o warszawskich kawiarniach, o Polańskim, Cybulskim, Himilsbachu znajdą tu trochę znanych opowieści, a kilka pewnie nowych. Na przykład tę o mamie pani Krystyny, która po obejrzeniu Trzeba zabić tę miłość powiedziała: „No wiesz, że ten Kuba wziął do tej roli takiego pijaka?! Ja to nie chciałabym przy nim nawet leżeć na cmentarzu, bo cały alkohol by na mnie spłynął!”. Po latach Cierniak-Morgenstern idzie na grób mamy, patrzy, a koło niej kto leży? Himilsbach.
Niestety, jeśli ktoś będzie szukał opowieści o silnych kobietach z czasów młodości Morgensternów, wiele ich nie znajdzie. Autorka wspomnień sama mówi, że podczas spotkań kawiarnianych zachowywała się jak blondynka, która dyskutuje z filozofami, wszystkiemu się dziwiąc, bo nic nie wie o świecie. Znamy z kina lat 50. role kociaków. Krystyna Cierniak-Morgenstern opowiada o sobie właśnie jak o kociaku, potem żonie stojącej przy mężu, który zawsze robił rzeczy ważniejsze niż ona, a na koniec wdowie, która dba o pamięć o mężu, choćby wręczając debiutantom filmowym nagrodę jego imienia albo pisząc wspominaną tu książkę.
Opowieści żon znanych mężów dla mnie były raczej dołujące. Pewnie dlatego, że naczytałam się feministycznych manifestów i nie satysfakcjonuje mnie już, że ktoś daje kobiecie głos po to, żeby opowiedziała o „swoim mężczyźnie”. Ja bym chciała, żeby opowiedziała o sobie. Tego w obu książkach jest jak na lekarstwo.
czytaj także
Ciekawostka o Brzozowskim
Na koniec ciekawostka dla czytelników Krytyki Politycznej. Krystyna Cierniak-Morgenstern żałuje, że jej mąż nigdy nie zrealizował adaptacji Płomieni Stanisława Brzozowskiego. Planował prace nad Płomieniami w latach 70. Powstał nawet scenariusz pięcioodcinkowego serialu telewizyjnego napisany wspólnie z Michałem Komarem. Szkoda tych Morgensternowskich Płomieni.
*
Krystyna Cierniak-Morgenstern, „Nasz film. Sceny z życia z Kubą. Wspomnienia”, Wydawnictwo Literackie 2017
Agnieszka Nabrdalik, „Dzisiaj rozmawiamy o Pani”, Wydawnictwo Literackie 2017