Co się dzieje w społeczeństwach, w których ludzie czytają? Pustoszeją kościoły, zabija się dzieci nienarodzone, zboczeńcy zawierają śluby, granice otwiera się przed barbarzyńcami i terrorystami...
Doroczna lamentacja, że Polacy nie czytają, już się odbyła. Nie zamierzam się do niej dołączać. Edwin Bendyk swój tekst na ten temat (a nie „w tym temacie”) zatytułował prowokacyjnie – O pożytkach z nieczytania. Zgadzam się z autorem, że polskie nieczytanie jest społecznie uwarunkowaną cechą naszej kultury, ale jeszcze szerzej widziałabym zalety takiego stanu. Bo co się dzieje w społeczeństwach, w których ludzie czytają? Pustoszeją kościoły, zabija się dzieci nienarodzone, zboczeńcy zawierają śluby, granice otwiera się przed barbarzyńcami i terrorystami… Sodoma i Gomora. Ale gdyby czytanie miało sprowadzić te klęski na nasz kraj, czy nie warto jednak się poświęcić?
***
Joann Sfar, Nie musisz się mnie bać, przeł. Wojciech Birek, Prószyński i S-ka 2017
Na początek coś prawie jak nieczytanie – komiks. Znamy już Sfara z zabawnego komiksu Kot rabina, można też zacząć od filmu, to jeszcze bardziej nieczytanie.
Tym razem to historia po francusku frywolna. O zakochaniu, kiedy para właściwie nie wychodzi z łóżka, ale też sporo rozmawia. On starszy i Żyd (więc będzie też trochę o Żydach), ona piękna, mądra i oczywiście młoda. On ją maluje, nawet ten najbardziej intymny szczegół, a ona z radością mu pozuje. Króluje tu męskie spojrzenie, a w tym miejscu można sobie dopowiedzieć feministyczna krytykę tego komiksu. Ale sumienie uspokaja może to, że to ona go rzuca, a on cierpi i pije. Co dalej? Wiadomo. Jeszcze raz to samo.
***
Dmitrij Bykow, ŻD, przeł. Ewa Rojewska-Olejarczuk, Czwarta Strona, 2017
Pod wieczór Gromow ze swoją kompanią zajął Diegunino. Należało się śpieszyć: na nocny atak nie mieli siły, ludzie byli zmęczeni, a gdyby zwlekali ze szturmem do następnego dnia, to na urlop mogliby pogwizdać.
A to już bardziej ambitne zadanie, nie dość że książka gruba, to jeszcze bardzo rosyjska.
Fantastyczna powieść o Rosji. Świat równoległy, ale ma w sobie wiele z Rosji współczesnej, z tym, że jest to powieść, która ukazała się w 2006, o czym też warto pamiętać.
Oto Rosja pozostawiona przez świat na uboczu, ponieważ odkryto gaz, który zastępuje ropę oraz inne źródła energii i występuje wszędzie poza tym jednym krajem. W Rosji natomiast toczy się wojna wewnętrzna między Waregami i Chazarami. Waregowie to w zasadzie Rosjanie, ale też potomkowie dawnych najeźdźców z północy. W swoim wtajemniczonym gronie czczą Odyna. Są imperialistami, zbudowali ogromny aparat przemocy, żeby panować nad podbitymi ziemiami. Potrafią być okrutni, kochają władzę dla władzy, budują biurokratyczną maszynę, której sensem jest jej własne istnienie, wierzą w hierarchię i bezwzględnie poniżają tych, którzy są choć o stopień niżej. Cenią honor i odwagę, ale pod tą skorupą skrywają słabość i poczucie niższości.
Chazarowie to właściwie Żydzi (istnieje hipoteza o chazarskiej etnogenezie Żydów Aszkenazyjskich). Ich bazą wypadową jest własne państewko, Kaganat (kiedyś takie było), bardzo podobne do Izraela. To intelektualiści i liberałowie, zwolennicy relacji poziomych. Pozornie, bo pod demokratycznymi sloganami kryje się żądza władzy, a pod deklaracjami o powszechnej równości przekonanie o tym, że są narodem wybranym, do którego nie można się po prostu zapisać.
Chazarowie są przekonani, że Rosja to ich ojczysta ziemia, z której zostali wygnani przez Waregów i do której mają prawo powrócić. ŻD to organizacja, jakby syjonistyczna, propagująca powrót do ojczyzny (przy okazji przypomnijmy, że po rosyjsku żyd to określenie obraźliwe, neutralne słowo to jewrej).
Waregowie budują autorytarne imperium, Chazarowie chcieliby stworzyć z Rosji wielką korporację. Jedni cię zabiją, a drudzy zagłodzą.
Poza tym są jeszcze rdzenni mieszkańcy, zdemoralizowani, bierni, na pozór głupi, podporządkowani cyklom przyrody. Ale gdzieś tli się w nich dobra iskra, trochę dawnych wierzeń i mocy. Oni nie chcą o nic walczyć, chcą, żeby zawsze było tak samo. Ich święci to waśki i maszki, chodzący w kółko po Rosji włóczędzy i menele (tacy współcześni bieguni, jak ci opisywani przez Olgę Tokarczuk). Tutejsi sami w dużej mierze przyjmują optykę kolonizatorów – w istocie dokonują samokolonizacji.
Wydaje się, że Bykow taką właśnie diagnozę stawia współczesnej Rosji: to kraj rządzący się logiką kolonialną. Władza traktuje go jak terytorium podbite, a społeczeństwo odpowiada na to różnymi strategiami oporu i kolaboracji. Historia Rosji to wieczna walka między Waregami (zwolennikami rosyjskiego imperializmu) i Chazarami (liberałami), dlatego po każdym okresie liberalizacji, odwilży, musi nastąpić wzmożenie autorytaryzmu, mrożenie. Żadne z tych rozwiązań nie pozwala na prawdziwą reformę systemu, bo jedni i drudzy są w istocie obcymi najeźdźcami.
Wydaje się, że Bykow taką właśnie diagnozę stawia współczesnej Rosji: to kraj rządzący się logiką kolonialną.
Bohaterowie powieści pochodzą z każdej z tych trzech grup, a ich spotkania mogą zaowocować tym, że uda się wyrwać Rosję z trybów dotychczasowej historii… Może narodzi się antychryst i wszystko się zawali?
Bykow jest znanym krytykiem literackim i rosyjskim intelektualistą, angażującym się w działalność antyputinowską. Jego powieść jest wyrafinowana literacko, czasem groteskowa i zabawna, prowokacyjna. Wymaga wiedzy o literaturze i historii Rosji i choć wspomagają nas przypisy, pewno nie potrafiłam odczytać wszystkich aluzji i odniesień. Ale i tak dobrze się to czyta.
Jeśli ktoś lubi takie klimaty, to polecam.
***
Ian McGuire, Na wodach Północy, przeł Bartosz Kurtowski, Prószyński i S-ka 2017
Oto widzicie mężczyznę.
Z podwórca Clappisonów wychodzi na Sykes Street i węszy w nasyconym powietrzu – terpentyna, mączka rybna, gorczyca, grafit, smołowane jak co dzień dna statków, poranny odór szczyn po świeżo opróżnionych nocnikach.
Straszna opowieść, naprawdę straszna, przyznaję, że zdarzało mi się opuszczać najbardziej drastyczne opisy – te dotyczące polowania na wieloryby, foki i niedźwiedzie. Czyli Arktyka, ale nie przygody dzielnych Nansenów, tylko krwawy historyczny thriller, trochę czarny kryminał, dzieje się to w połowie XIX wieku. Na statku wielorybniczym na Morze Arktyczne wyrusza kapitan pechowiec, załoga obwiesiów, karnie wydalony z wojska lekarz okrętowy narkoman i morderca pedofil, a na statku, jak wiadomo, są też majtkowie. Statek utonie, a oni zostaną na lodzie…
Zło nie pływa w postaci białego wieloryba (gdyby komuś przypomniał się przy okazji Moby Dick), tylko jest w nas.
Ponura to książka, ale świetnie napisana i trzyma w napięciu do końca.