Nazwać związek Marii Dąbrowskiej i Anny Kowalskiej burzliwym to nic nie powiedzieć. Czasami wydaje się, że ich miłość to głównie męka i udręka. Ale też namiętność, oddanie, wzajemne fascynacje, intelektualne wpływy, przyjaźń. Kinga Dunin czyta „Trzy kobiety” Lisy Taddeo i „Kowalską. Tę od Dąbrowskiej” Sylwii Chwedorczuk.
Lisa Taddeo, Trzy kobiety, przeł. Aga Zano, Marginesy 2020
Ta książka nie jest dziełem fikcji.
Autorka na rozmowy z trzema bohaterkami swojej opowieści poświęciła – jak twierdzi – tysiące godzin. Spotykała się, mejlowała, w dwóch wypadkach przeprowadziła się na jakiś czas do ich miast, żeby je obserwować i lepiej się wczuć. Korzystała z ich dzienników, rozmawiała z przyjaciółmi i rodzinami. A wydawca zachęca do lektury, obiecując „najbardziej pogłębiony reporterski portret kobiecego pożądania, jaki napisano”.
Ogrom włożonej pracy i szumne zapowiedzi każą oczekiwać efektu na tę miarę. Od razu powiem, że u mnie on nie wystąpił, ale niektóre koleżanki się zachwyciły.
Pierwsza kobieta była młodą, siedemnastoletnią dziewczyną, która miała już za sobą romans ze starszym partnerem. I dość trudną sytuację rodzinną. Zakochała się w fajnym nauczycielu, a on wdał się w ten romans, który dość długo obywał się bez seksu. W końcu dowiedziała się o tym jego żona, były też dzieci, więc mężczyzna zakończył ten związek. Dziewczyna przez lata z tego powodu cierpiała, wręcz obsesyjnie, w końcu poszła na policję, oskarżając go o wykorzystanie seksualne. Chociaż chyba głównie nie potrafiła mu wybaczyć, że ją porzucił.
Oczywiście, nauczyciel absolutnie nie powinien wchodzić w taką relację z uczennicą. Społeczność lokalna stanęła po jego stronie – nie powinna, patrz wyżej.
Ale… gdyby, powiedzmy, ona miała lat osiemnaście, a on, starszy, silniejszy, nie był nauczycielem, czy nie mogłoby się to skończyć tak samo? Jej rozpaczą po tym, jak została odrzucona, i poczuciem wykorzystania?
Druga kobieta, zgwałcona, kiedy była nastolatką, ma nudnego męża, który nie okazuje jej czułości, a ich życie seksualne od lat nie istnieje. Zdradza męża z dawnym chłopakiem, który ma już żonę i dzieci. (Dużo szczegółowych opisów seksu). Jej zależy na tym związku dużo bardziej niż jemu. Dla niego jest kimś na boku, kto nie powinien mieszać mu w życiu. A ona się męczy i cierpi.
Trzecia kobieta też miała coś nie tak w dzieciństwie – nieobecny ojciec, zimna, kontrolująca matka. Anoreksja, bulimia, kochanki i kochankowie. Ale też nieźle sobie w życiu poradziła. Spełniła swoje marzenie, prowadzi dobrą restaurację i wychodzi za mąż za szefa kuchni. Okazuje się, że on lubi trójkąty i ona właściwie też. Próbują z kobietami, ale ostatecznie są to głównie mężczyźni. Nie zawsze dla niej atrakcyjni. Znajduje więc atrakcyjnego i wszyscy będą happy, niestety poza żoną tego trzeciego… Będą kłopoty i cierpienie.
Morał może być z tego taki, że kobiety zawsze są wykorzystywane i miłość bardziej je rani. Albo konserwatywny – jak będziesz romansowała z nauczycielem, zdradzała męża albo bawiła się w jakieś trójkąty, to spotka cię kara.
Czy jest coś wyjątkowego w tym kobiecym pożądaniu poza tym, że sprowadza na nie kłopoty? Ja tego nie znalazłam. Może kochają za bardzo, ale to już na inną opowieść. Można ją znaleźć np. w książce Evy Illouz Dlaczego miłość rani?
*
Sylwia Chwedorczuk, Kowalska. Ta od Dąbrowskiej, Marginesy 2020
W marcu 1943 roku do Marii Dąbrowskiej, autorki cenionej, rozpoznawalnej, cieszącej się uznaniem tak czytelników, jak i krytyków, przyjeżdża Anna Kowalska, mało znana pisarka ze Lwowa.
Jeśli naprawdę chcecie się dowiedzieć, jak może wyglądać kobiece pożądanie, namiętność i mniej oczywiste związki niż małżeńska zdrada czy romans z nauczycielem, przeczytajcie raczej biografię Anny Kowalskiej. Duża jej część dotyczy miłosnej relacji z Marią Dąbrowską. Nie, nie ma opisów seksu, ale wiadomo, że był. Tego już się nie ukrywa, chociaż jeszcze do niedawna w rozmaitych biografiach pisało się o tym ogródkami albo wcale. Natomiast jest cała reszta – emocje, tęsknoty, pożądanie, miłość, zazdrość, zadawane na oślep rany, niezwykle intymne zwierzenia…
Źródłem tej wiedzy są dzienniki obu pisarek, a przede wszystkim ich niewydana korespondencja, na którą składa się wiele tysięcy listów. Ich diapazon jest ogromny: od najczulszych wyznań miłosnych i wspominania erotycznych uniesień, po zerwania, złośliwe ataki, wymówki, najgorsze oskarżenia i obelgi.
Gdy spotkały się w 1943 roku i rozpoczął się ich związek, Anna miała 40 lat, a Maria 54. To, co zaczęło się wtedy, będzie trwało do śmierci Dąbrowskiej, a więc do roku 1964. Obie kobiety były wówczas z kimś związane. Anna z Jerzym Kowalskim, starszym od niej profesorem filologii klasycznej. Maria ze Stanisławem Stępowskim – także starszym, przyjacielem, z którym nigdy nie zawarła związku małżeńskiego. Były to istotne i dobre związki, choć niepozbawione wzlotów i upadków. Przed wojną Kowalska z mężem wiele podróżowała – Grecja, Włochy, prowadzili razem badania i napisali wspólnie parę niedobrych powieści. Po wojnie zamieszkała z nim we Wrocławiu w willi z ogrodem. Czasem – wiadomo, powstanie, powojenne tułaczki – korespondencja i spotkania ustawały, ale potem nie tylko korespondencja łączyła obie panie.
Nazwać ten związek burzliwym to nic nie powiedzieć. Czasami wydaje się, że ich miłość to głównie męka i udręka. Ale też namiętność, oddanie, wzajemne fascynacje, intelektualne wpływy, przyjaźń. A może też chodzi o niezwykły rodzaj szczerości, na które zdobywały się w listach – obnażanie emocji, których zazwyczaj się wstydzimy, ale nie są nam obce. Dobre związki z partnerami, owszem, ale czasem i niechęć do nich. Dąbrowska nazywała Stępowskiego „rekwizytem” albo „sublokatorem”, pisała, że opiekuje się nim z litości. Kowalskiego nazywała złośliwym gnomem. Anna też narzekała na egoizm i arogancję męża – „zły, obraźliwy impertynent, trucizna i zakała”. A czy mężowie mieli problem z ich związkiem? Chyba tak, chociaż niewiele się o tym dowiadujemy.
czytaj także
Przede wszystkim jednak walczyły ze sobą. Najpierw to Dąbrowska była tą silniejszą, a Anna bardziej zakochaną i wciąż niepewną. Sytuacja się zmieniła, kiedy Kowalska w wieku 43 lat urodziła córkę, Tulę (pierwszą ciążę prawdopodobnie usunęła). Dąbrowska szalała z zazdrości, bo w końcu dziecko było dowodem na to, że Anna sypiała z mężem, więc potraktowała to jako zdradę. Pisała, że jest to dla niej tysiąc razy gorsze od powstania warszawskiego i śmierci siostry podczas niego. (Może warto dodać, że listy te często powstawały po alkoholu). Dziecko nazywała bękartem i nienawidziła go. „Nie mogę znieść ich przy Tobie” – pisała. Zresztą i Anna, która potem była bardzo związana z córką, nie zawsze jawiła się jako entuzjastka macierzyństwa: „Macierzyństwo to bujda sakramencka. To dobre dla baranów”.
Była to też walka ambicji – obie były pisarkami, a wiemy, która z nich weszła do kanonu literatury. Dąbrowska pyszna i przekonana o swojej wielkości (podobno miała pretensje do organizatorów powstania warszawskiego, że jej wcześniej nie uprzedzili, żeby mogła wyjechać), Anna zawsze w drugim szeregu, a przecież była silną kobietą, walczącą o niezależność i uznanie swego pisarstwa, za które też zdobywała dobre recenzje, odkąd przestała pisać w spółce z mężem. I chociaż w tej biografii to raczej Dąbrowska wygląda na potwora, Kowalska też była kobietą z mocnym charakterem.
czytaj także
Kiedy Tula ma dwa lata, jej ojciec umiera. W tym czasie Dąbrowska całkowicie się zmienia, wspiera ukochaną, pomaga finansowo (zresztą całe życie jej pomagała), szuka lekarzy… Niedługo umrze też Stępowski. Teraz są wolnymi kobietami. Mogą wreszcie zamieszkać razem. I z dzieckiem, które Dąbrowska próbowała zaakceptować, ale nigdy jej się to nie udało, głównie zaś próbowała Tulę wychowywać, czego z kolei nie mogła znieść Anna. Osłabło ich życie intymne, za to zaczęła się konkurencja o wolny czas na tworzenie, własną przestrzeń. Po paru latach znowu zamieszkały oddzielnie, pozostając jednak w stałych kontaktach. Anna do ostatnich chwil zajmowała się umierającą partnerką, a sama przeżyła ją tylko o kilka lat.
Autorka nie zagłębia się w to, jaka była tożsamość seksualna i płciowa bohaterek, chociaż dziś mamy tyle liter do wyboru – LGBTQ itd., że chyba wolno zadawać sobie takie pytania. I odpowiedź „kochały i kobiety, i mężczyzn” to trochę mało.
Anna w wieku 13 lat tak bardzo zakochała się w swojej nauczycielce, że skończyło się to skandalem i wydaleniem jej ze szkoły. Jej wygląd nie pasował do kanonów – zbyt duża, za grubo ciosana. Zawsze nosiła krótkie włosy i w dzienniku pisała o tym, że może niepotrzebnie chwali się swoją „brutalnością i lesbijskością”. Kiedy przyszło jej do głowy, że mogłaby zacząć pracę jako nauczycielka, zaraz zdała sobie sprawę, że to niemożliwe, bo zbyt dobrze jest znany jej „kult piękności dziewcząt”. Snuła rozważania o małżeństwie – nie swoim, ogólnie. Jej zdaniem seks małżeński może wzbudzać w kobietach wstręt, ale dochodzi do niego, bo kobiety są zależne ekonomicznie od mężów. Brak równości płci, który wyraźnie dostrzegała, sprawia, że „małżeństwo to ponura książka wzajemnego upodlenia i upośledzenia”. Krótko mówiąc, Anna była lesbijką.
Natomiast Dąbrowska była rzeczywiście biseksualna, bardziej konwencjonalna, bardziej obawiała się opinii publicznej, miała też romanse z mężczyznami i uznawała heteroseksualną część swojej tożsamości za „bardziej naturalną”. Chociaż związki homoseksualne uważała za równie wartościowe i podlegające tym samym regułom co hetero.
Będziemy mieli swoich bohaterów [Dunin rozmawia z Tomasikiem]
czytaj także
Wszystko to działo się oczywiście w określonych czasach, kiedy homoseksualizm był tabu i kulturalni ludzie dyskretnie o nim milczeli, chyba że dochodziło do skandalu. Przed skandalem chroniła je pewno płeć – związki kobiet są mniej podejrzane. To, że były w stałych związkach z mężczyznami. Wiek – namiętność po czterdziestce? A potem: ot, dwie wdowy zamieszkały razem. Gdyby nie ich listy i dzienniki, pewno do dziś byłyby nazywane w biografistyce przyjaciółkami.