9 grudnia premiera „Rewolucji 1905. Przewodnika KP” z udziałem F. Tycha, J. Piniora, I. Desperak i W. Marca.
Kamil Piskała: Jak moglibyśmy ocenić rewolucję 1905 roku na tle powstań narodowych, organizujących nasze wyobrażenia o czasach zaborów?
Feliks Tych: Tym, co należy wysunąć na pierwszy plan w wydarzeniach 1905 roku, czymś szczególnym, była aktywizacja szerokich mas społecznych, na skalę nieznaną wcześniej w historii Polski. Bo gdyby zestawić liczbę uczestników wystąpień antycarskich w czasie rewolucji 1905 roku z liczbą walczących w czasie powstania listopadowego czy styczniowego, to różnica między nimi jest ogromna. Liczba ludzi zaangażowanych w walkę w 1905 roku, w ten czy w inny sposób, wielokrotnie przewyższa liczbę uczestników powstań. Nie była to zazwyczaj walka zbrojna, chociaż i takie przypadki się zdarzały, zwłaszcza ze strony PPS, podejmującej ataki na transporty pieniędzy (tak zwane ekspropriacje) czy na rosyjskich żołnierzy i funkcjonariuszy Ochrany. Szczególnie ważne były te akcje, które służyły zdobyciu pieniędzy – chciano je spożytkować na zakup broni dla robotników, by mogli walczyć niemal jak równy z równym z rosyjskimi żołnierzami. SDKPiL nie popierała takich akcji, ale to nie znaczy, że jej działacze nie konfrontowali się zbrojnie z władzą. Oprócz tego miały miejsce także spontaniczne odruchy buntu przeradzające się w walkę zbrojną. Największym tego typu wydarzeniem były krwawe walki barykadowe w Łodzi w czerwcu 1905 roku.
Mobilizacja, aktywizacja polskiego społeczeństwa odbyła się na nieznaną dotąd skalę. Tyle warstw społecznych włączyło się w ten ruch, oczywiście każda ze swoimi postulatami, że trudno szukać precedensu w poprzedzającej tę rewolucję historii.
Poza tym był to pierwszy zryw wolnościowy w porozbiorowej Polsce, którego zakończenie nie oznaczało pogorszenia sytuacji Polaków. Wręcz przeciwnie, doprowadzono przecież na przykład do tego, że w prywatnych szkołach można było nauczać w języku polskim, w Dumie zasiedli polscy posłowie, pojawiły się możliwości tworzenia organizacji społecznych i zelżała cenzura. To były naprawdę duże i odczuwalne zmiany.
Początek nowoczesnej polityki?
Tak, to dobre określenie. Według mnie rewolucja 1905 roku zapoczątkowała nowożytne prądy polityczno-społeczne już na szeroką, masową skalę. Skalę, jakiej Polska nigdy wcześniej nie znała. W tym sensie był to przełom.
No właśnie – przełom, ale jakby… niezauważony?
Niestety, w Polsce często narracja historyczna jest traktowana jak coś na kształt szwedzkiego stołu. Każdy podchodzi, ogląda i bierze z niego, co mu się podoba. Historia jest jednak bardzo złożona i rzadko zdarza się, że interpretacja, którą proponuje rzetelny historyk, zaspokaja oczekiwania jakiejś grupy politycznej czy ludzi stojących u władzy. Z perspektywy historyka trzeba powiedzieć, że to niesłychanie ważne wydarzenie, pierwszy w historii Polski zwrot w stronę nowoczesnej polityki, w stronę masowego zaangażowania społecznego, jest w dominującej narracji marginalizowane. Po rewolucji 1905 roku nie ma prawie w ogóle śladu w świadomości historycznej społeczeństwa! Przywiązujemy wagę do drobnych, nieistotnych epizodów, a pomijamy całkowicie sprawę rewolucji 1905 roku, która miała ogromne znaczenie dla społeczeństwa jako całości. Bo pamiętajmy, że doświadczenie rewolucji było wspólne, choć oczywiście nie takie samo, zarówno dla inteligencji, jak i dla robotników, chłopów, ale też dla burżuazji i ziemian.
Skoro więc rewolucja 1905 roku to wydarzenie kluczowe dla zrozumienia całej polskiej historii XX wieku, to co takiego się stało, że pamięć o niej została zupełnie zatarta, a to wydarzenie niemal zupełnie nie funkcjonuje w świadomości społeczeństwa?
Myślę, że rewolucję 1905 roku wypchnięto z pamięci społecznej w dużej mierze dlatego, że był to splot wydarzeń niezwykle skomplikowanych i trudnych do jednoznacznej interpretacji. W odniesieniu do tej rewolucji wcale niełatwo ferować wyroki; jest w niej dużo więcej barw, nie tylko czerń i biel. Starły się wtedy różne siły, różne grupy i różne postulaty, których nie da się ocenić krótkim stwierdzeniem, że jedni mieli całkowitą rację, a reszta po prostu się myliła. Sądzę także, że do zbiorowej amnezji w odniesieniu do 1905 roku przyczyniło się i to, że w tym rozkołysaniu polskiego społeczeństwa największy udział miała lewica. To jest fakt bezsporny. Tymczasem wiemy, w jaki sposób mówi się obecnie o historii polskiej lewicy: albo prezentuje się ją w sposób skrajnie uproszczony, czasami wręcz groteskowy i niespełniający standardów zwyczajnej uczciwości, albo też się na jej temat milczy. Oczywiście trochę przejaskrawiłem, chodzi mi jednak o to, żeby mocno tutaj wyartykułować problem z prezentowaniem skomplikowanych dziejów polskiej lewicy.
Bez rewolucji 1905 roku obraz polskiej historii jest niepełny.
Krótko mówiąc, sądzę, że pominięcie rewolucji 1905 roku i jej roli w unowocześnieniu polskiego życia politycznego jest właściwie rodzajem kłamstwa historycznego. To ciekawe, że największe kłamstwa są efektem milczenia.
Taka metoda była w naszych polskich dziejach dość popularna, przykładów można by wskazać sporo; sprawa rewolucji 1905 roku jest jednym z nich.
Widać to zresztą dobrze po liczbie publikacji, zarówno naukowych, jak i popularyzatorskich, poświęconych rewolucji. W 1990 roku ukazał się zeszyt, którego byłem autorem, ale to był tylko popularny zarys. A na kolejne pozycje, nie licząc drobnych artykułów, musieliśmy czekać kilkanaście lat! Dopiero niedawno ukazało się kilka prac, zresztą bardzo ciekawych. To też świadczy o tym, że o tej rewolucji trochę zapomniano. Nawet zawodowi historycy, ludzie, którzy muszą sobie zdawać sprawę ze znaczenia rewolucji 1905 roku, długi czas zupełnie nie interesowali się tym tematem.
(…)
Wróćmy jednak jeszcze do 1905 roku i do endecji, która po manifeście październikowym zajęła bardzo ciekawą pozycję. To sprawa nie do końca zrozumiała, ale chyba najważniejsza dla zrozumienia losów narodowej demokracji co najmniej do 1939 roku.
Roman Dmowski, bo to zdecydowanie on nadawał ton polityce endecji, miał wówczas wielu zwolenników. Otaczali go ludzie podzielający jego poglądy, mocno zaangażowani w ich rozpowszechnianie. W początkowym okresie rewolucji endecja odegrała pewną rolę, nazwijmy ją, pozytywną. Tak się złożyło, że lewica nie miała żadnych kontaktów z Kościołem, z klerem. To było istotne szczególnie na terenach wiejskich. Tymczasem endecy w okresie rewolucji bardzo blisko współpracowali z klerem. To też charakterystyczne: w latach rewolucji endecja niesamowicie się umocniła, a niektóre ówczesne wybory rzutowały na politykę tej formacji przez długie lata. Początkowo jednak endecja znalazła sobie miejsce w tym ogromnym, szerokim ruchu, który wybuchł w styczniu 1905 roku. Z czasem jednak endecy przełożyli to powodzenie na język ostrej walki politycznej, przede wszystkim walki z lewicą i walki z Żydami. Trzeba powiedzieć, że pozycja endecji nie była statyczna. Ich postawa ulegała ewolucji, często wymuszonej sytuacją.
W 1905 roku endecja uzyskała – i to jest rzecz bardzo ważna – mimo wszystko większą klientelę polityczną niż partie socjalistyczne. Ułatwił to także nierówny rozkład represji. Oczywiście zdarzały się też aresztowania narodowców, ale główny nacisk kładziono na zwalczanie lewicy. To było naturalne, ponieważ Rosjanie wiedzieli, że ta lewica – a szczególnie najbardziej radykalna SDKPiL – jest nastawiona na współpracę z rosyjskimi rewolucjonistami.
Ale rewolucja to przecież nie tylko endecja. Wręcz przeciwnie. W 1905 roku po raz pierwszy na szerszą skalę wystąpiły organizacje robotnicze. Tego zresztą narodowcy szczególnie się bali. Przedtem robotnicy tworzyli kółka, nieliczne grupy, a nagle, w ciągu kilku miesięcy, liczebność tych organizacji zaczęła iść w tysiące. Niestety, okazało się, że była to dosyć krucha konstrukcja. Represje porewolucyjne podjęte energicznie przez władze carskie doprowadziły do tego, że przy partiach socjalistycznych, czyli obydwu frakcjach PPS, SDKPiL i Bundzie, zostało bardzo niewiele osób. Ten ruch został przez carat z całą bezwzględnością spacyfikowany. Udało się jednak zachować, jak mówiono wówczas, legendę, a także, co szczególnie ważne, pewne struktury i sieci kontaktów, które przetrwały aż do czasów międzywojennych i odegrały wtedy niemałą rolę.
(…)
Jednym ze sposobów dzielenia poruszonego przez rewolucję społeczeństwa, po który sięgała władza carska, była figura Żyda-rewolucjonisty. Próbowano dowieść, że winę za wszelkie zło ponoszą Żydzi, którzy opanowali kierownictwa partii socjalistycznych i próbują burzyć spokój społeczny, aby osiągnąć swoje cele. Pod tym względem carat znalazł sojusznika w endecji. Czy możemy dziś ocenić, jakie znaczenie w tłumieniu rewolucji miał ten odgórny, stymulowany przez władze antysemityzm?
Problematyka żydowska już przed rewolucją miała duże znaczenie w życiu Rosji i była jednym z problemów, któremu poświęcano wiele uwagi w publicystyce. Żydzi odgrywali znaczną rolę w różnych podziemnych organizacjach antycarskich, o czym zawsze przypominali antysemici różnego autoramentu. Obsesja antyżydowska królowała też na dworze carskim. W Królestwie było jednak nieco inaczej.
Antysemityzm nie pojawił się w 1905 roku, ale właśnie wtedy, za sprawą endecji, stał się jednym z istotnych elementów dzielących społeczeństwo pod względem politycznym. Po raz pierwszy antysemityzm został wykorzystany na taką skalę jako jeden z kluczowych elementów programu liczącego się stronnictwa i narzędzie w walce o przychylność klienteli politycznej.
W 1905 roku endecja pokazała swoją antysemicką twarz i nie ma sensu udawać, że było inaczej, pudrować rzeczywistości. Trzeba to powiedzieć krótko i stanowczo.
Natomiast Rosjanie w Królestwie znacznie mniej interesowali się sprawami żydowskimi. Nie czuli się nimi zagrożeni, i choć co jakiś czas w miastach pojawiały się pogłoski o zbliżającym się pogromie czarnej sotni, to antysemickie rozruchy nie przyjęły takich form i rozmiarów, jak w rdzennie rosyjskich guberniach Cesarstwa.
W Królestwie można było rozpoznać dwa rodzaje antysemityzmu. Pierwszy był oparty o elementy religijne: „bo Żydzi są innej wiary i zamordowali Jezusa”. Taka mniej więcej byłaby linia argumentacji. Drugi, zdecydowanie wtedy słabszy i w zasadzie dopiero w Polsce międzywojennej zyskujący większe znaczenie, to antysemityzm o podłożu rasowym, którego najskrajniejszą formą na gruncie niemieckim był nazizm. Ale to, jak powiedziałem, w 1905 roku nie było szczególnie widoczne. W Polsce dopiero w dwudziestoleciu międzywojennym część skrajnej prawicy pójdzie w tę stronę.
W 1905 roku Narodowa Demokracja ukazała się w zupełnie innym świetle niż przed rewolucją. Jej antysemityzm stał się bardzo wyraźnie widoczny i… okazał się też jednym z elementów cementujących jej przymierze z klerem. Taki stan utrzymywał się bardzo długo; żadna inna partia nie posiadała przywileju otrzymywania pochwał z ambony.
W 1905 roku ukształtował się podział polskiej sceny politycznej, który pozostał aktualny w zasadzie do 1939 roku, a może nawet dłużej. Mam wrażenie, że chyba w tym obszarze trzeba by szukać jednej z głównych przyczyn słabości formacji liberalnych w polskiej polityce w pierwszej połowie ubiegłego wieku. Bo postępowa demokracja, jak określali się wtedy królewiaccy liberałowie, mimo obiecujących początków ostatecznie tę rewolucję przegrała. Tym samym mocno ograniczyła swoje szanse na zajęcie trwałej pozycji w polskim życiu politycznym. Co zadecydowało o tej klęsce?
Mówiąc najprościej, było ich po prostu za mało! Było ich za mało i mieli zbyt małe wpływy w społeczeństwie. Z jednej strony było to ugrupowanie o dość elitarnym charakterze, silne dzięki pojedynczym osobowościom, znanym nazwiskom i świetnym piórom. Dlatego w momencie gwałtownego umasowienia polityki stało raczej na straconej pozycji. Z drugiej zaś strony, na co też trzeba zwrócić uwagę, postępowa demokracja nie miała w zasadzie żadnego dostępu do rządu. Monopol na to mieli endecy, i choć często ironizowano, że „wycierają ministerialne przedpokoje”, to jednak czerpali z tych kontaktów pewne korzyści. Natomiast postępowa demokracja była stosunkowo nieliczną grupą inteligencką szlachetnych często ludzi, która nie bardzo umiała znaleźć formułę działania w tych warunkach. Inna sprawa, czy w ogóle było to możliwe, czy z tego tortu, którym podzieliły się endecja i partie socjalistyczne, można było jeszcze uszczknąć coś dla siebie.
(…)
Niepodległa Polska wiele rewolucji zawdzięczała.
Tak, zdecydowanie, pod wieloma względami. Wydaje mi się, że rewolucja 1905 roku w jakimś sensie przygotowała społeczeństwo do powstania niepodległego państwa polskiego. Państwa, podkreślmy to, demokratycznego i pod tym względem będącego przeciwieństwem caratu, przeciwko któremu w 1905 roku tak masowo wystąpiono. Oczywiście wtedy nikt tak tego nie postrzegał. Kto mógł przypuszczać, że za niespełna dekadę wybuchnie wojna, w której naprzeciwko siebie staną zaborcy i…wszyscy trzej poniosą klęskę? Zaczęła się jednak kształtować, i to w przyspieszonym tempie, kultura polityczna, która później pomagała tworzyć infrastrukturę polityczną niepodległej Polski.
To wówczas narodziły się i umocniły w Królestwie masowe ruchy społeczne, na bazie których powstaną później ogólnopolskie partie polityczne. Pojawiła się też grupa liderów politycznych, zarówno na najwyższym szczeblu, jak i tych lokalnych, w poszczególnych ośrodkach.
Co równie ważne, dopiero po powołaniu Dumy (na mocy manifestu październikowego) Polacy zamieszkujący największy zabór – rosyjski – mieli okazję znaleźć się w parlamencie. W zasadzie pseudoparlamencie. Ale jednak była to ważna lekcja, zarówno dla tych wybranych, jak i wybierających. W innych zaborach, jak wiemy, było pod tym względem lepiej – w parlamencie wiedeńskim Polacy niejednokrotnie odgrywali ważne role, w berlińskim już może mniej, ale ich prawa do pełnienia mandatów nikt nie kwestionował. Wydaje się więc, że do międzywojennego parlamentaryzmu, do wyborów 1919 roku, zabór rosyjski bez rewolucji i jej owoców nie byłby po prostu przygotowany. Musimy sobie uzmysłowić, że od końca rewolucji do powstania niepodległej Polski, jak by nie liczyć, upłynęło tylko kilkanaście lat. Często nie docenia się ogromnego znaczenia tamtych wydarzeń. Jeśli szuka się genezy II Rzeczypospolitej, to po prostu nie można przejść do porządku dziennego nad rewolucją 1905 roku. W Polsce międzywojennej te sprawy były ciągle przypominane. Spory z okresu rewolucji wcale nie wygasły, wciąż dyskutowano, i to bardzo zażarcie, nad postawą i wyborami poszczególnych osób i grup w gorących dniach 1905 roku.
Jedną z najbardziej przenikliwych obserwatorek rewolucji 1905 roku była bez wątpienia Róża Luksemburg. Jej publicystyka pochodząca z tamtego okresu, a jest to pokaźna spuścizna, do dziś zachowuje świeżość i jest znakomitym komentarzem, który warto czytać równolegle z pracami współczesnych historyków. Gdzie była Róża Luksemburg w 1905 roku? I, co ważniejsze, jak doświadczenia tej rewolucji wpłynęły na jej stanowiska i wybory polityczne?
To bardzo dobre pytanie. Przede wszystkim Róża Luksemburg była urodzoną rewolucjonistką. Zawsze niepokorna, zawsze skora do działania, pełna energii i werwy, której mogłaby jej pozazdrościć większość ówczesnych przywódców europejskich partii socjaldemokratycznych. Na wieść o wybuchu rewolucji zaczęła się starać o możliwość powrotu do Królestwa, przebywała bowiem wtedy w Niemczech. Ostatecznie na wiadomość o grudniowym powstaniu w Moskwie przyjechała z fałszywym paszportem do Warszawy, uważała bowiem, że to może być początek końca caratu. Od razu włączyła się też w działalność organizacji SDKPiL. Nie trwało to jednak długo, wkrótce Ochrana trafiła na trop Luksemburg i aresztowała ją w jej pokoju hotelowym. Stało się tak, mimo że działaczka była dobrze zakonspirowana i podjęto wszelkie możliwe środki bezpieczeństwa. Niestety, wśród członków kierownictwa warszawskiej SDKPiL był agent Ochrany, który zadenuncjował Luksemburg. Całą tę sprawę, zresztą bardzo powikłaną, opisałem w artykule Ostatni pobyt Róży Luksemburg w Warszawie. Na szczęście obyło się bez poważnych konsekwencji i w schyłkowej fazie rewolucji Róża Luksemburg wróciła do Niemiec. Doświadczenia rewolucji odcisnęły jednak silne piętno na jej twórczości. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że jako jedna z pierwszych dostrzegła ogromny potencjał tego ruchu, który z czasem ogarnął całe Cesarstwo. Tym, co robiło na niej największe wrażenie, były spontaniczne wystąpienia klasy robotniczej, ich zasięg, entuzjazm ich uczestników i okazywany przez nich, jak się wtedy mówiło, instynkt klasowy.
Doświadczenia 1905 roku pokazały, że proletariatu nie trzeba wcale organizować i brać za wszelką cenę w karby żelaznej dyscypliny. Według Róży Luksemburg groziło to zawsze jakąś dyktaturą, wypaczeniem oddolnego, autentycznego ruchu. W 1905 roku widać było, że partia zazwyczaj podąża za zaangażowanym w rewolucję proletariatem, a nie odwrotnie. Taka sytuacja wydawała się Luksemburg optymalna: w walce to robotnik sam decydował o tym, czego żądać, jakie formy powinno przyjąć jego działanie, jakich powinien znaleźć sojuszników. Róża Luksemburg w dużym stopniu przeniosła doświadczenia zdobyte na polskim i rosyjskim gruncie do wielkiej debaty toczonej w łonie niemieckiej socjaldemokracji, najpotężniejszej wówczas partii robotniczej w Europie.
Carat się chwiał, tysiące robotników manifestowały pod czerwonymi sztandarami na ulicach… Czy nie pojawiła się wtedy pokusa, żeby podjąć rozważania, jak będzie wyglądało przyszłe społeczeństwo socjalistyczne?
Róża Luksemburg nigdy nie próbowała przewidywać, jak będzie wyglądało społeczeństwo przyszłości. W jej licznych dziełach nie znajdziemy ani jednej utopii społecznej. To bardzo ciekawe, bo wielu socjalistów, czy w ogóle myślicieli społecznych, tworzyło pewne projekcje przyszłego ładu. W 1905 roku Róży Luksemburg chodziło natomiast o zupełnie inne sprawy. Przede wszystkim zastanawiała się, co zrobić, żeby przeprowadzić demokratyzację Rosji; co zrobić, żeby robotnicy mogli mieć swoich reprezentantów w samorządzie i w parlamencie i własnymi głosami forsować postępowe zmiany prawne. Pomysły, jak walczyć o zupełnie nowy ład, pojawiają się w myśli Róży Luksemburg i jej najbliższych towarzyszy dopiero w latach 1917–1918. Ale to też nie miał być komunizm w takiej wersji, jaką zaserwowali Rosji bolszewicy. To żadna tajemnica – powszechnie dostępne są jej ówczesne prace, pod wieloma względami bardzo krytyczne wobec zmian zachodzących pod rządami bolszewików.
Wspominaliśmy już o tym, że na doświadczenie rewolucji 1905 roku Róża Luksemburg powoływała się podczas ówczesnych dyskusji toczonych w łonie zachodniej socjaldemokracji. Tym, co stanowiło oś jej rozważań, była analiza relacji pomiędzy partią polityczną a zaangażowanymi w rewolucję masami społecznymi. Co było w tych jej dywagacjach takiego wyjątkowego, że jej teksty z tamtego okresu wciąż uważane są przez wielu badaczy za inspirujące i zaskakująco aktualne?
Róża Luksemburg uważała, że partie są na usługach robotników, że powinny służyć im pomocą, opisywać i wyjaśniać sytuację, nie powinny jednak aspirować do całkowitego zagarnięcia przewodnictwa w ruchu. Dla niej największą wartość miało to, co spontaniczne, oddolne i niepodporządkowane ściśle dyrektywom jakichkolwiek partyjnych instancji. Spontaniczność dawała gwarancję autentyczności ruchu i jego, powiedzmy, etyczności. Jeśli ruch jest rzeczywiście spontaniczny, to znaczy, że przywódcy czy działacze partyjni nim nie manipulują. Wizja kierowania rewolucją była jej całkowicie obca. Podkreślam, całkowicie obca. Przebieg wydarzeń w latach 1905–1907 w Królestwie i w Rosji umocnił poglądy Róży Luksemburg. Na gorąco, jeszcze w Finlandii (tamtędy bowiem wracała do Niemiec), napisała dużą i ważną pracę o strajku masowym i związkach zawodowych3. Przyjechała z tym materiałem do Niemiec i – w zasadzie to właśnie za jej sprawą – rozpoczęła się w łonie niemieckiej socjaldemokracji wielka debata o taktyce i roli strajków masowych jako oręża w rękach klasy robotniczej.
(…)
Czy może pan na zakończenie krótko ocenić znaczenie rewolucji 1905 roku w historii Polski?
Cóż, to znaczenie jest po prostu ogromne. Rok 1905 w największym skrócie jest początkiem nowoczesnej polityki w Królestwie Polskim oraz przygotowaniem społeczeństwa do życia w państwie demokratycznym, jakim od listopada 1918 roku była niepodległa Polska. Z demokracją w tym państwie, zwłaszcza po przejęciu władzy przez obóz Piłsudskiego w 1926 roku, bywało różnie, niemniej jednak przywiązanie do pewnych form społecznego współżycia, zapoczątkowane właśnie w 1905 roku, było widoczne nawet wtedy. Pewnie doświadczenia rewolucji miały wpływ i na to, że międzywojenny polski autorytaryzm był na tle innych państw pod wieloma względami dość miękki. Oczywiście to bardzo względne, bo działy się różne, często haniebne rzeczy, ale nie posunięto się do całkowitego demontażu wielu zdobyczy wolnościowych, które swoją genezą sięgały właśnie 1905 roku.
Myślę, że dzisiaj naszym obowiązkiem jest przypominanie ludzi z tamtych lat, ludzi, którzy często nadawali ton tym niezwykłym wydarzeniom. Za mojej młodości, zaraz po wojnie, Żeromski wciąż był dla nas, wówczas gimnazjalistów, pisarzem, którego się chłonęło. Czytało się go tak, by nic nie uronić z jego słów. A kto dziś czyta Żeromskiego? Kto pamięta dziś o Okrzei? Montwiłł-Mireckim? Albo, z drugiej strony, o Marchlewskim, Krzywickim i wielu, wielu innych? Powinniśmy dążyć do zmiany tej sytuacji.
Naszym obowiązkiem jest przypominanie o rewolucji i jej bohaterach – bez tego trudno nam będzie zrozumieć skomplikowaną historię Polski w XX wieku.
Warszawa, maj 2011
Feliks Tych – profesor historii, wieloletni pracownik Instytutu Historii PAN. W latach 1995–2006 dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego. Autor i redaktor kilkunastu książek, prac zbiorowych i wydawnictw źródłowych. Przez wiele lat zajmował się dziejami rewolucji 1905–1907, autor (wspólnie ze Stanisławem Kalabińskim) pierwszej kompleksowej monografii na ten temat: Czwarte powstanie czy pierwsza rewolucja. Lata 1905–1907 na ziemiach polskich (1969).
Wywiad pochodzi z książki Rewolucja 1905. Przewodnik Krytyki Politycznej, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Publikacja jest bezpłatna i będzie dostępna w świetlicach KP w Warszawie, Łodzi, Cieszynie i w Trójmieście. Książka jest też w całości dostępna w internecie.
Zapraszamy na spotkania wokół książki:
- w poniedziałek 9 grudnia o godz. 19 do warszawskiej redakcji Krytyki Politycznej (Foksal 16, II p.) na premierę książki. Udział wezmą: Feliks Tych, Józef Pinior, Izabela Desperak; prowadzenie: Wiktor Marzec.
- w czwartek 12 grudnia o godz. 18 do Klubokawiarni Zemsta w Poznaniu (ul. Fredry 5/3a). Udział wezmą: Wiktor Marzec i Kamil Śmiechowski.
- w piątek 13 grudnia o godz. 18 do Świetlicy KP w Łodzi. Goście: Krzysztof Dudek, dyrektor Narodowego Centrum Kultury; Anna Dzierzgowska, nauczycielka historii w Wielokulturowym Liceum im. Jacka Kuronia w Warszawie; Michał Gauza, autor bloga rewolucja1905.blogspot.com Prowadzenie: Kamil Piskała, historyk, redaktor książki.