Kraj

Stokfiszewski: Oburzeni na ACTA

Protestując przeciwko ACTA, polskie społeczeństwo włączyło się do globalnego ruchu Oburzonych, walczących o polityczną i ekonomiczną transformację świata. I mało prawdopodobne, by ten proces obywatelskiego samostanowienia dało się powstrzymać.

Każdemu, kto uczestniczy w międzynarodowym ruchu Oburzonych lub śledzi jego działania, maska Guya Fawkesa z komiksu Allana Moora V jak Vendetta kojarzy się jednoznacznie. Od Aten po Nowy Jork, od Madrytu po Tokio w minionym roku nakładali ją na twarze wszyscy przeciwnicy klasy rządzącej, która nie potrafiła zapobiec społecznym skutkom kryzysu ekonomicznego i kroczyła ramię w ramię z elitami biznesowymi w kierunku dekonomokracji – systemu, w którym generowanie PKB wzbogacającego 1% światowej społeczności stawia się wyżej niż solidarną dbałość o zrównoważony rozwój demokratycznej wspólnoty, a roszady na sejmowych fotelach uznaje się za emanację władzy ludu.

Wyobcowanie klasy politycznej, działanie na korzyść instytucji finansowych i prywatnych właścicieli kosztem jakości życia Kowalskich, Smithów i Sanchezów, pogłębiające się poczucie niesprawiedliwości społecznych, coraz silniej odczuwane rozwarstwienie ekonomiczne, coraz mniej przejrzysta relacja między wyborami zwykłych ludzi a decyzjami rządów – wszystko to doprowadziło w ubiegłym roku do masowych wystąpień jednostek i grup społecznych, które zorganizowały się w platformy obywatelskie, takie jak Ruch 15 Maja, Prawdziwa Demokracja Teraz! czy Ruch Okupuj i zyskały ogólną nazwę Oburzonych.

Maski Guya Fawkesa pojawiły się też na protestach przeciwko podpisaniu przez rząd Donalda Tuska umowy handlowej ACTA. Czy fakt, że tysiące demonstrujących Polaków posłużyły się ikonografią i performatyką międzynarodowych Oburzonych świadczy o tym, że nasze społeczeństwo włączyło się do globalnego ruchu na rzecz politycznej i ekonomicznej transformacji świata? Wiele mogłoby przemawiać na niekorzyść tej tezy: akty przemocy, które stoją w sprzeczności z pokojowym charakterem „słonecznej” rewolucji Oburzonych; wyraźnie słyszalny dyskurs narodowy, który towarzyszył wielu demonstracjom i który również sytuuje się w opozycji do uniwersalistycznych haseł Indignados; udział kibiców i ich antyrządowe hasła, kojarzące się raczej z ubiegłorocznymi zajściami na stadionie w Bydgoszczy niż z marszem solidarności z Oburzonymi, który pod hasłami wyzwolenia spod dominacji kapitału przeszedł 15 października 2011 roku ulicami Warszawy.

Ta swoista polityczna wieża Babel, jaką wznieśli manifestujący przeciwko ACTA, w której mieszają się hasła antykapitalistyczne i patriotyczne, okrzyki przeciwko świętemu prawu własności i te na rzecz oddania hołdu „pomordowanym” w Smoleńsku, wydaje się daleka – na pierwszy rzut oka – od jednolitego (znów – na pierwszy rzut oka) politycznego przekazu ruchów Oburzonych.

Europejska Zima

Arabska Wiosna, Hiszpańskie Lato i Amerykańska Jesień miały swoją lokalną specyfikę, jeśli chodzi o powody masowych wystąpień, motywacje, które wyciągnęły ludzi z domów, przewodzące im grupy i hasła organizujące zbiorowy sprzeciw. Dlatego – pomimo rzucających się w oczy różnic pomiędzy Oburzonymi i polskimi wystąpieniami przeciwko ACTA – jeśli przyjrzymy się fundamentom wszystkich tych akcji społecznego nieposłuszeństwa, dojdziemy do wniosku, że polskie społeczeństwo włączyło się w globalny ruch sprzeciwu. Ich aktywiści przepowiadali zresztą, że czeka nas Europejska Zima.

Analogii do fali światowego oburzenia było w ostatnich dniach wiele. Mobilizacja obywatelska odbywała się za pośrednictwem społeczności internetowych i platform cyfrowych, które służą jako narzędzie komunikacji i organizacji protestów na całym świecie. Wszystkie znane z wystąpień Oburzonych grupy, takie jak Democracia Real Ya!, w istocie były i wciąż pozostają w pierwszej kolejności platformami cyfrowymi, umożliwiającymi wielu podmiotom indywidualnym i zbiorowym porozumiewanie się i wyrażanie swoich poglądów w czasie, gdy nie głoszą ich na ulicach. Hasła odnoszące się do wolności słowa, wzywające do zniesienia cenzury oraz krytyka mediów masowych również pochodzą z repertuaru globalnych ruchów sprzeciwu, a wyrażane podczas manifestacji poczucie, że standardy demokratycznego współistnienia są zagrożone, jest wręcz ich esencją.

Należy także zwrócić uwagę na ponadlokalny charakter protestów, które – w przeciwieństwie choćby do „obrony krzyża” na Krakowskim Przedmieściu – rozlały się nie tylko poza stolicę, ale nawet poza większe ośrodki miejskie. To ożywienie pasywnej dotychczas z punktu widzenia działań politycznych „prowincji” do żywego przypomina zjawiska znane z Ruchu Oburzonych, gdy do akcji włączali się mieszkańcy najdalszych zakątków Hiszpanii, Grecji czy USA.

W stronę demokracji uczestniczącej

Zasadniczą jednak cechą, która pozwala rozpatrywać wydarzenia ostatnich dni w analogii do globalnych wystąpień Oburzonych, jest przekonanie wyrażane przez manifestantów we wszystkich krajach i przez przeciwników ACTA – że władza polityczna się wyobcowała, podejmuje decyzje ponad głowami obywateli. Innymi słowy, że dokonała się głęboka erozja współczesnego modelu demokracji przedstawicielskiej.

Wystąpienia ostatnich dni to głos sprzeciwu, którego celem jest uzmysłowienie politykom, że są tylko wykonawcami woli suwerena, jakim jest społeczeństwo obywatelskie. Arogancja, jaką wykazał się rząd Donalda Tuska, ignorując społeczne odczucia dotyczące ACTA – kolejny po zamieszaniu wokół służby zdrowia przykład urzędniczej samowoli ministrów rządzącej koalicji – przelała czarę goryczy: obywatele poczuli, że nie mają realnej politycznej reprezentacji.

W manifestacjach ostatnich dni dostrzegam apel, który można usłyszeć również w innych krajach: musimy włożyć wysiłek w zmiany systemowe i wypracować bardziej bezpośredni model demokracji niż ten, z którym mamy do czynienia dziś, a który jest całkowicie fasadowy. W sytuacji, gdy partie polityczne nie reprezentują już poszczególnych grup społecznych i ich interesów, gdy nastąpiło utożsamienie sił politycznych z organami państwowej administracji, demokracja domaga się większego obywatelskiego uczestnictwa niż maźnięcie wyborczej kartki. Wypracowywanie nowych strategii podejmowania zbiorowych decyzji jest w tej chwili jednym z najżywszych objawów aktywności globalnego ruchu Oburzonych. Być może warto będzie skorzystać z tych doświadczeń, aby uczynić zadość wyrażanemu przez demonstrujących przeciwko ACTA pragnieniu, byśmy wszyscy zyskali większy wpływ na bieg wspólnych wypadków.

Ku politycznej podmiotowości

Tak daleko idące konsekwencje aktywności ruchów globalnego sprzeciwu będą możliwe tylko pod warunkiem, że jednostki i grupy dokonają aktu politycznego samoustanowienia. I jeśli miałbym nazwać istotę protestów minionych dni, a nawet ponadnarodowych tendencji, w które protesty te – w moje ocenie – się wpisują, byłaby nią walka o indywidualną i zbiorową podmiotowość polityczną.

Demonstracje przeciwko ACTA postrzegam jako platformę umożliwiającą wyrażanie jednostkowych i grupowych żądań społeczno-politycznych, niezależnie od tego, jaki wektor światopoglądowy żądania te przyjmują. Tłumaczy to, dlaczego na ulicach polskich miast stanęli obok siebie ci, którzy dotychczas – by użyć eufemizmu – przyglądali się sobie z podejrzliwością: młodzi intelektualiści i młodzi zadymiarze, osoby dojrzałe i nastoletnie, ci bardziej na lewo i ci bardziej na prawo od centrum. Obecność na manifestacjach tak różnych ludzi świadczy o tym, że kluczowym parametrem społecznej mobilizacji jest w tym wypadku nie światopogląd czy interes jakiejś grupy, lecz pragnienie publicznego wyrażenia faktu bycia obywatelem, bycia homo politicus.

Egalitarna sieć

Mobilizacja społeczna przeciwko ACTA pozwoliła przekroczyć istniejące dotychczas partykularyzmy grupowe czy światopoglądowe. Tym samym polscy manifestujący wkroczyli na ścieżkę nowych ruchów społecznych, którą podążają Oburzeni. Mianownikiem tej mobilizacji –podobnie jak w innych krajach – jest prawdziwie demokratyczna wolność. W przypadku Polski jej emanacją stała się swoboda korzystania z osiągnięć cywilizacji cyfrowej.

Internet, jako egalitarna sieć łącząca równe sobie podmioty i narzędzie tak jednostkowego samorozwoju, jak i zbiorowego postępu, stał się dla nas w ostatnich dniach tym, czym dla Tunezyjczyków były wolne wybory, a dla Hiszpanów złagodzenie drakońskiego prawa dotyczącego eksmisji – symbolem podmiotowości i niezależności. Fakt, że znalazły one swój społeczny i polityczny język oraz przybrały postać demonstracji, może świadczyć o tym, że w naszej świadomości zbiorowej dokonała się zasadnicza zmiana: nieposiadanie poglądów nie uchodzi już za cnotę, a ich publiczne wyrażanie nie jest anachronizmem i postawą roszczeniową.

Przeciw przemocy

Wierzę w konieczność samoustanowienia politycznego każdego obywatela i każdej obywatelki. Wierzę w konieczność upodmiotawiania siebie nawzajem, by podnieść jakość indywidualnego i zbiorowego życia. Ale wierzę również, że działania na rzecz wspólnego dobra należy prowadzić z rozmysłem i orientować się w sytuacji, w której realizuje się emancypacyjne cele. Dlatego gdybym miał sobie czegokolwiek życzyć w związku z narastającym oporem przeciw politycznej alienacji władzy, byłaby to większa czujność wobec zachowań przemocowych. W tym wypadku Oburzeni mogą nie tyle posłużyć za analogię wyjaśniającą ducha ostatnich wypadków, ile za dobrych nauczycieli uprawiania skutecznej polityki w opozycji do aparatu państwa.

Istnieją dwa zasadnicze powody, które każą unikać praktyk przemocowych nowym ruchom społecznym. Pierwszy wynika z działania na rzecz ludzkiej solidarności i kreowania wewnątrz protestującej wspólnoty utopii wzajemnego współodczuwania, współpostrzegania świata i współdziałania na rzecz jego transformacji. Znane skądinąd hasło „zło dobrem zwyciężaj” znakomicie pasuje do atmosfery, jaka panuje na demonstracjach nowych ruchów społecznych. Trudno przeciwstawiać się egoizmowi, konkurencji, wyzyskowi, nienawiści i podejrzliwości, jeśli sami się do nich odwołujemy, generując w ten sposób przemoc. Siła nowych ruchów protestu polega na jednoczesnym występowaniu przeciw światu, jaki znamy, i kreowaniu wspólnoty społecznej opartej na zgoła odmiennych wartościach. Ktokolwiek znalazł się w sercu okupowanego przez Oburzonych placu, ten wie doskonale, że inny świat jest możliwy.

Po drugie zaś, strategie pokojowe mają dużo większą skuteczność polityczną. Pod tym względem nowe ruchy społeczne są na wskroś „gandhijskie”. Państwo do perfekcji opanowało siłowe przeciwdziałanie zachowaniom, które są niezgodne z prawem. W walce na strategie przemocowe, gdy licencję na przemoc posiada wyłącznie jedna strona konfliktu, stosujący ją obywatele są na z góry przegranej pozycji. Ich polityczna skuteczność jest bliska zeru, a dodatkowo tracą uznanie w oczach większości społeczeństwa, co daje najlepszą gwarancję rządzącym, że ich pozycja pozostanie po wsze czasy niezachwiana.

Praktyki Ruchu Oburzonych pokazują, że państwo jest bezradne wobec masowych akcji obywatelskich, które mają pokojowy charakter. W Barcelonie, Paryżu czy Brukseli, gdzie w ubiegłym roku doszło do aresztowań aktywistów Ruchu, służby porządkowe musiały użyć prowokacji, by wymusić na demonstrantach zachowania niezgodne z prawem. Tracili w ten sposób zaufanie obywateli, zyskując satysfakcję na niecałe dwie doby, po których wszystkich Oburzonych zwalniano z aresztów, gdyż ich czyny nie były szkodliwe społecznie. Niektóre z tych prowokacji szły tak daleko, że jeden z policjantów, który w Brukseli zaatakował demonstrantkę (zarejestrowały to kamery), do tej pory siedzi w więzieniu.

Hiszpańscy czy amerykańscy politycy włożyli wiele wysiłku w „bandytyzację” ruchu Oburzonych, ale ponieważ żadne chuligańskie działania nie miały miejsca, politycy ci dokonali autokompromitacji w oczach swoich obywateli. Według danych z listopada ubiegłego roku postulaty ruchu Oburzonych popiera ponad 70% Hiszpanów.

Pokojowe strategie oddolnych praktyk politycznych nie tylko obalają współczesną quasi-darwinistyczną antropologię, na której ufundowany jest nasz świat, ale stają naprzeciw państwowemu monopolowi na przemoc i okazują się dużo bardziej skuteczne w walce o transformację życia zbiorowego niż jakiekolwiek działania, które się do przemocy odwołują.

***

Nie ma znaczenia, czy Donald Tusk i jego ministrowie ostatecznie ratyfikują umowę ACTA. Stała się ona wyłącznie pretekstem do przełamania politycznego milczenia i wyrażenia społecznego oburzenia na rządzących, którzy ignorują głos obywateli. Nie ma też znaczenia, jakie hasła, z jakiego światopoglądowego słownika i w imię jakich wartości wykrzykują demonstranci na ulicach polskich miast. Polityczne upodmiotowienie to akt, który zawsze działa na korzyść emancypacji. Mało prawdopodobne, by proces obywatelskiego samostanowienia, którego objawem są ostatnie demonstracje, dało się powstrzymać. Możemy się więc spodziewać ciekawej zimy – i zrobić wszystko, by wiosna była jeszcze ciekawsza.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Igor Stokfiszewski
Igor Stokfiszewski
Krytyk literacki
Badacz, aktywista, dramaturg. Współpracował m.in. z Teatrem Łaźnia Nowa, Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards, Rimini Protokoll z artystami – Arturem Żmijewskim, Pawłem Althamerem i Jaśminą Wójcik. Był członkiem zespołu 7. Biennale Sztuki Współczesnej w Berlinie (2012). Autor książek „Zwrot polityczny” (2009), „Prawo do kultury” (2018).
Zamknij