Kraj

Sadura: Tusk jedzie na zderzenie z resztą demokratycznej opozycji

Przemysław Sadura

– Można doradzać Lewicy łowienie u Hołowni, Hołowni wśród niezdecydowanych, a PSL-owi życzyć powodzenia w przekraczaniu progu wyborczego z Agrounią. Tyle że to jest przepis na totalne zamieszanie i wojenki podjazdowe między partiami demokratycznej opozycji, a nie walka o Polskę z Prawem i Sprawiedliwością i całą Zjednoczoną Prawicą – mówi prof. Przemysław Sadura.

Katarzyna Przyborska: We wtorek niemal wszystkie media odgrywały requiem dla Szymona Hołowni. Dyrektorka Instytutu Strategie 2050 i „szefowa” sztabu wyborczego Polski 2050 deklarowała lojalność wobec PSL. Równocześnie poseł Hetman z tego samego PSL wypowiadał się dość bezwzględnie, że Polska 2050 będzie musiała sobie poradzić z kolejnym koalicjantem, czyli Agrounią, co Pełczyńskiej-Nałęcz wydawało się pomysłem egzotycznym i właściwie niemożliwym.

Przemysław Sadura: Deklaracja lojalności to jedno, ale Pełczyńska-Nałęcz była tak asertywna, jeśli chodzi o możliwość rozszerzenia koalicji Hołowni z PSL, że trudno się dziwić komentatorom spisującym Trzecią Drogę na straty.

Odnoszę wrażenie, że problem jest tu estetyczny, że wyborcom Hołowni może nie podobać się koalicja z Michałem Kołodziejczakiem, który zostawiał na ulicy ciało nieżywej świni i rozrzucał jedzenie po asfalcie. A jednocześnie brak koalicji z Agrounią faktycznie może być powodem rozwodu z PSL.

My na tę egzotykę estetyczną zwracaliśmy uwagę od początku, zaraz po raporcie Wyborcy za wspólną listą, liderzy przeciw. Zawierał on dane również o sympatii elektoratów dla poszczególnych liderów i było widać dużą asymetrię, jeśli chodzi o tę sympatię na linii PSL–Hołownia. O ile bowiem Władysław Kosiniak-Kamysz cieszył się sporą sympatią w elektoracie Hołowni, o tyle już Hołownia nie miał takiego wzięcia w elektoracie PSL.

Paternalizm, nie socjalizm. Ile jest propracowniczej lewicy w PiS-ie?

Widać też, że Kosiniak-Kamysz jest osamotniony wśród reszty liderów PSL i to nie on jest zwolennikiem szukania nowych partnerów w Agrounii czy w Porozumieniu. A między elektoratami Hołowni i PSL zieje przepaść. Ten pierwszy jest raczej miejski, postinteligencki, który przynajmniej początkowo poszukiwał alternatywy dla zepsutej przez polaryzację polityki duopolu, bawił się też fantazjami o rządach eksperckich – to wszystko niedobitki po projektach inteligenckich i partiach inteligenckich w rodzaju Unii Demokratycznej.

Nie ma już miejsca dla pięknoduchów?

Ich czas się chyba skończył w polskiej polityce. Do tego PSL to partia bardzo pragmatyczna z elektoratem, który też jest pragmatyczny na maksa. Jeżeli spojrzeć na to kluczem, jaki zastosowaliśmy z Sierakowskim w naszych badaniach, to mamy wyborców ideowych, sceptycznych i cynicznych. Pierwsi głosują na swoją partię z głębokiego przekonania, sceptycy, bo „inne partie są jeszcze gorsze”, a cynicy wybierają partię, kierując się indywidualnym interesem. PSL jest jedyną partią demokratycznej opozycji, która ma duży elektorat cyniczny, głosujący ze względu na indywidualne korzyści. Co, notabene, upodabnia go raczej do PiS-u i Konfederacji, a odróżnia od demokratycznej opozycji. Tam nie ma ideowców. Rządzi zimny pragmatyzm.

Wyborcy Hołowni mają być na drugim biegunie? Cyników wśród nich jest najmniej, a najwięcej tych, co chcą, żeby polityka wyglądała inaczej, żeby polaryzacja nie była aż taka ostra?

Którzy chcieliby, żeby polityką zajmowali się noszący białe rękawiczki społecznicy, eksperci, ludzie wykształceni. To wzruszające, ale naiwne. Pozostałości po takim sposobie myślenia o polityce i o państwie powodowały, że Platforma w trakcie ośmiu lat rządów Tuska nie była konsekwentna w swoim centrowym populizmie. Co pewien czas przedsiębrała jakieś wielkie reformy w stylu tych, które rozwaliły kiedyś rząd UW-AWS.

Sam Hołownia też nie jest konsekwentny: czasem przesadza w prośbach do wyborców i melodramatyzmie, czasem w krytyce kolegów z opozycji. A wydawało się, że to nie jest najgorszy pomysł, żeby Hołownia łowił niezdecydowanych, niechętnych polaryzacji.

Może, ale wyniki ewaluacji tego pomysłu w postaci spływających ostatnio sondaży pokazują, że on nie zadziałał. W swoich raportach pokazywaliśmy, że sympatie wśród niezdecydowanych i niegłosujących układają się podobnie jak wśród reszty. Teraz podobne pytanie zadał CBOS: na kogo by ostatecznie zagłosowali niezdecydowani – i widać, że Hołownia ma w tej grupie dokładnie takie samo poparcie jak wśród tych zdecydowanych.

Czyli ma tylko swój lojalny kawałek elektoratu.

I nic więcej. I nic więcej nie łowi i raczej już nie złowi.

Suchecka: Dla Platformy i PiS-u młodzi nie są ważnymi wyborcami

A nie mają racji politycy Polski 2050, narzekając, że to efekt ataków ze strony kolegów z opozycji? Taka samospełniająca się przepowiednia – jak z Konfederacją, o której zaczęto mówić, że rośnie, więc nieco urosła. A o Hołowni mówi się, że „zdrajca”, i rzeczywiście ludzie się zaczynają do niego zniechęcać.

Osobiście mogę współczuć Hołowni, ale mnie interesuje to, kto będzie Polską rządził po wyborach, a mniej rozliczanie, kto grał fair, a kto nie. Od wielu miesięcy, może od roku, wiele osób, również ja, apelowało: jeśli nie jedna lista, to chociaż pakt o nieagresji, to chociaż jakieś porozumienie w ramach demokratycznego ekosystemu, żeby traktować się partnersko i pokazać, że jesteśmy w stanie się dogadywać ponad podziałami, a nie prowadzić walkę na wyniszczenie.

No i?

Nikt tego nie potraktował poważnie: ani sami politycy, ani media nie próbowały tego od polityków wyegzekwować. No a tutaj dochodzi jeszcze siła oddolnych emocji. Tym razem odwołam się do badań, które robiliśmy w trakcie kampanii prezydenckiej, kiedy widać było, że najwięcej agresji, niechęci, konfliktów jest nie między elektoratem Dudy a elektoratami innych kandydatów, lecz między elektoratami kandydatów opozycyjnych, czyli między wyborcami Trzaskowskiego, Hołowni, Biedronia. Kłótnie w pracy i w rodzinie najczęściej wybuchały między wyborcami kandydatów opozycji, a nie „naszymi” i „pisiorami”.

Ale takie nastroje też opozycja mogłaby wykorzystać, by łowić we wszystkich elektoratach. Z wyciekłych maili dowiedzieliśmy się, że PiS z Konfederacją umawiają się na wzajemną krytykę, wiedząc, że zwiększa ona ich wiarygodność. Może należałoby takich ustaleń oczekiwać i od opozycji? Skoro już grają przeciw sobie, to może chociaż strategicznie, żeby nie tracić głosów?

Tam w ogóle nie ma żadnej strategii, tam jest tylko trochę chwytów taktycznych, ale takich ad hoc, żeby tylko przetrwać, żeby złapać oddech. To wygląda tak, jakby mniejsze partie opozycji próbowały za wszelką cenę utrzymać się na powierzchni, resztką sił wciągać w powietrze – czyli wygląda rozpaczliwie, jak przepis na katastrofę. Z drugiej strony ustawka między PiS-em i Konfederacją, która ma naprawdę szczerze antypisowski elektorat, to jest jawna kpina z ludzi, kpina z demokracji na taką skalę, której jeszcze tutaj nie było.

Czy to znaczy, że już nie ma nadziei dla Hołowni, czy też może, jak radził profesor Markowski, powinien łowić w elektoracie wciąż niezaktywizowanym, który liczy 15 milionów ludzi, spośród których te swoje przynajmniej 5 procent mógłby pozyskać?

Problem w tym, że dopóki nie ma wspólnej listy, to wszyscy próbują łowić z tych samych akwenów. Można radzić Hołowni, żeby łowił tu czy tam, ale Lewica też ma niskie notowania, a w dodatku spodziewamy się, że one są w tym momencie i tak zawyżone w stosunku do tego, co dostanie w dniu wyborów. A wnosimy to z badań, które pokazywały, że według jednej trzeciej lewicowego elektoratu w tych wyborach stawka jest tak wysoka, że trzeba głosować na tych, którzy mają szansę wygrać. To elektorat warunkowy, który opuści Lewicę przy urnie. W związku z tym Lewica, jeżeli ma startować osobno, łakomym wzrokiem patrzy na elektorat Hołowni.

Niebezpieczny flirt PiS-u z wagnerowcami

Teraz można więc doradzać Lewicy łowienie u Hołowni, Hołowni łowienie wśród niezdecydowanych, a PSL-owi życzyć powodzenia w przekraczaniu progu wyborczego z Agrounią, co zresztą nie jest głupim pomysłem, bo na wsi poparcie do Agrounii jest trochę wyższe niż w mieście. To jest partia, która rzeczywiście nawiązuje do branżowych interesów, np. producentów żywności. Tyle że to jest tak naprawdę przepis na totalne zamieszanie i wojenki podjazdowe między partiami demokratycznej opozycji, a nie walka o Polskę z Prawem i Sprawiedliwością i całą Zjednoczoną Prawicą.

W którym momencie Hołownia popełnił błąd? Czy było to wejście w koalicję z PSL?

Niekoniecznie. Hołownia jest kolejnym pretendentem, który próbował się wbić do polskiego systemu partyjnego, który wcale nie jest zabetonowany, jak to się zwykło uważać, tylko całkiem otwarty i co pewien czas wchodzą tam nowi aktorzy, tyle tylko że rzadko są w stanie przetrwać. Zyskują bowiem taki elektorat, który jest najmniej stały w uczuciach, którego miłość trwa trzy lata. I właśnie trzy lata, a nie cztery, dlatego nie starcza do kolejnej kadencji. Tak było z Ryszardem Petru, z Januszem Palikotem, z Pawłem Kukizem również, choć to bardziej skomplikowany przypadek.

Hołowni dosłownie miesięcy zabrakło, żeby tę miłość elektoratu dowieźć do wyborów. Gdyby odbywały się rok wcześniej, jeszcze by zdążył skorzystać z poparcia, które zgromadził na początku, ze swojej świeżości, atrakcyjności. Długi czas oczekiwania wymęczył też jego zaplecze, a poza tym pozorem okazał się proponowany przez niego symetryzm. Przecież Trzecia Droga to nie jest opowieść o tym, że PiS i PO to jedno zło.

Czyli ci, którzy są u Hołowni ze względów antyklerykalnych, mogą zasilić Lewicę. Ci, którzy są prodemokratyczni, prounijni, mogą dołączyć do Donalda Tuska?

Zapewne też jakaś garstka wiernych zostanie przy Hołowni do końca, z lojalności wobec lidera, z jakiegoś sentymentu za tymi emocjami, które obudził…

Jest ryzyko, że nie ma ich 5 procent. Może więc lepiej, by nie startował?

Pójście osobno naprawdę nie wróży dobrze. Hołownia może się unieść honorem, zachować jak kiedyś Włodzimierz Cimoszewicz i obrazić na politykę, ale zostawi w ten sposób ludzi, którzy go przez te lata wspierali. Myślę więc, że Hołownia będzie próbował do ostatniej chwili.

Czyli jedna lista jest mało prawdopodobna. Miały być trzy, a teraz wydaje się, że będą nawet cztery listy? PSL razem z Unią i Porozumieniem, Hołownia sam, Lewica sama i Koalicja Obywatelska…

Rozpacz. Ja uważam, że sytuacja jeszcze jest do uratowania na takiej zasadzie, że się demokratyczna opozycja zderzy z dnem jeszcze przed terminem zgłoszenia listy wyborczych i zdoła od niego odbić. Ale to odbicie polegałoby na jednoczeniu w ostatniej chwili, co zależy od Koalicji Obywatelskiej.

„Zdrajcy” Sierakowskiego to powtórka z pisowskiego repertuaru

Wydaje mi się, że od dawna to na KO spoczywa odpowiedzialność, bo jest największym ugrupowaniem opozycyjnym i z największym poparciem. Ale Donald Tusk już drugi rok gra na swoją partię, jakoś nie próbując stać się liderem całej opozycji, zaprosić innych liderów do rozmów, zorganizować to, kto na której flance będzie stał i gdzie będzie łowił wyborców, żeby jak najwięcej ich złowić dla całej opozycji.

No tak, tylko że to jest stary wyga, który już raz się sparzył na zapędach uniodemokratycznych, kiedy w interesie całego społeczeństwa próbował wdrażać niepopularne reformy. Teraz jest bardziej wyrachowany.

Grał twardziela po to, żeby maksymalnie wzmocnić pozycję Koalicji Obywatelskiej i swoją, by móc jako hegemon narzucić warunki jednoczenia. To jest jak gra w cykora, gdzie jadą na siebie z naprzeciwka dwa samochody i chodzi o to, kto będzie miał słabsze nerwy i ustąpi pierwszy. Tusk jedzie na zderzenie z resztą demokratycznej opozycji.

A jak się żaden nie zatrzyma?

Oczywiście, to jest ryzykowna gra i jeżeli Tusk przetrzyma partnerów, ale nie zaproponuje ostatecznie rozwiązania, które byliby w stanie zaakceptować i Lewica, i PSL, i Hołownia, no to oczywiście opozycja przegra te wybory, a rozczarowani wyborcy rozliczą w przyszłości nie tylko Hołownię czy Czarzastego, ale również Tuska jako tych, którzy nie byli w stanie wykorzystać zaufania i poparcia, które zgromadzili.

To parcie na zderzenie czołowe odbija się w sondażach, spycha mniejsze partie do granicy progu, to może nie przynieść zwycięstwa nad PiS-em.

Tak jak mówiłem, to jak gra w cykora. Chodzi o to, żeby nie było negocjacji przy jednoczeniu opozycji, tylko jednostronny dyktat. Tusk przetrzyma i w pewnym momencie reszta opozycji przerażona perspektywą samodzielnego startu pogodzi się z takimi warunkami, które im zaproponuje. Żeby było jasne, te warunki nie mogą urągać niczyjej godności. Jak mu się uda, zostanie ogłoszony zbawcą polskiej demokracji. Natomiast jeśli mu się to nie uda, to prawdopodobnie zostanie za to rozliczony.

Może wrócić do struktur europejskich, jest na emeryturze. Nawet nie będzie kogo rozliczać.

Ale on chyba jednak walczy o miejsce w historii. Nie musiał wracać, mógł sobie zostać w tych brukselskich strukturach, był przewodniczącym Europejskiej Partii Ludowej. Jednak wrócił. Jeszcze za wcześnie, żeby go oceniać.

Z drugiej strony, jeśli demokratyczna opozycja przegra, bo nie potrafi się dogadać i ciągnęła ten chocholi taniec, ośmieszając siebie, ale i samą ideę demokracji, a Konfederacja i PiS machną ręką na wyborców i rzucą się sobie w objęcia, to będziemy mieli nie społeczeństwo populistów, ale społeczeństwo wydymanych. Społeczeństwo, które w przytłaczającej większości poczuje się przez polityków oszukane. Efektem może być kompletna apatia albo nieukierunkowany wybuch wściekłości, który zmiecie dotychczasową klasę polityczną i wyniesie na szczyt zupełnie nowe osoby, tak jak to było swego czasu w Hiszpanii.

**

Przemysław Sadura – doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Wykłada na Wydziale Socjologii UW. Kurator Instytutu Krytyki Politycznej. Założyciel Fundacji Pole Dialogu. Bada relacje między państwem i społeczeństwem w obszarach funkcjonowania różnych polityk publicznych. Autor m.in. książki Państwo, szkoła, klasy i współautor (ze Sławomirem Sierakowskim) badań Polityczny cynizm Polaków i Koniec hegemonii 500 plus oraz książki Społeczeństwo populistów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij