Kraj

Pod żadnym pozorem nie mówcie, że książkę do HiT-u czyta się jak podręcznik dla Hitlerjugend

Trudno oprzeć się wrażeniu, że zarzuty wobec radia Tok FM, dotyczące wygłoszonej w jednej z audycji opinii o podręczniku napisanym przez byłego europosła PiS, są maksymalnie naciągane, a cała sprawa ma charakter czysto polityczny.

Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Maciej Świrski, nałożył na Radio Tok FM karę w wysokości 80 tysięcy złotych – radio będzie się od tej decyzji odwoływało. Jak czytamy w oświadczeniu Rady, kara jest wynikiem postępowania, w którym ustalono, że radio naruszyło prawo przez wyemitowanie audycji „propagującej działania sprzeczne z prawem, poglądy i postawy sprzeczne z moralnością i dobrem społecznym oraz zawierającej treści nawołujące do nienawiści i treści dyskryminujące”. W trakcie audycji w dodatku, jak twierdzi Rada, „poniżono i naruszono godność ofiar II wojny światowej, w tym Żydów. Pojawiły się w niej treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści z uwagi na poglądy polityczne”.

O jaką audycję konkretnie chodzi? O program Pierwsze śniadanie w TOK-u, z kwietnia 2022, w którym prowadzący Piotr Maślak stwierdził, że podręcznik do przedmiotu Historia i teraźniejszość, napisany przez radykalnie prawicowego historyka Wojciecha Roszkowskiego „czyta się jak podręcznik dla Hitlerjugend czasami”.

To nie jest mowa nienawiści

Można uznać podobną opinię za przesadzoną, niesprawiedliwą, ekscentryczną, krzywdzącą dla książki profesora Roszkowskiego, niepotrzebnie prowokacyjną – jak byśmy jej jednak nie ocenili, mieści się ona w prawie do dozwolonej krytyki. Zwłaszcza jeśli przytoczymy ją w całości: „Mam wrażenie, że [HiT] ma przekonać młodych, że Unia Europejska to zło, przekonać do… nie wiem… eksterminacji osób nieheteronormatywnych, bo są zagrożeniem dla zdrowej tkanki społecznej. Czyta się to jak podręcznik – przepraszam za porównanie – dla Hitlerjugend jakiś trochę, chwilami, nie wszędzie, ale chwilami”.

Wujowy podręcznik, czyli gwóźdź do trumny szkoły publicznej

Wyraźnie widać tu przecież, że Maślak nie twierdzi, że treści podręcznika są zbieżne z ideologią nazistowską, słowa „czyta się to jak podręcznik dla Hitlerjugend” mają służyć wyrażeniu emocji związanych z radykalnie prawicową treścią publikacji Roszkowskiego. Emocje te są w pełni zrozumiałe, podręcznik bowiem – podobnie jak cała książkowa produkcja profesora Roszkowskiego w ostatnich latach – to przykład myślenia nawet nie konserwatywnego, ale otwarcie reakcyjnego, odrzucającego wszystko to, co wydarzało się na Zachodzie od czasu II wojny światowej z wyjątkiem pontyfikatu Jana Pawła II i prezydentury Reagana. Roszkowski od dawna nie pisze o rzeczywistości, tylko o swoich ideologicznych obsesjach i jako taki jest jedną z ostatnich osób, której powinno powierzone zostać napisanie podręcznika objaśniającego młodzieży historię najnowszą i świat współczesny.

Dziennikarze mają prawo do formułowania opinii na temat podręcznika do HiT, także posługując się takimi środkami wyrazu jak przesada, wyjaskrawienia, redukcja do absurdu. Sformułowanie o Hitlerjugend należało do zestawu podobnych środków. Próbując przykleić do tych słów zarzut „poniżenia i naruszenia godności ofiar II wojny światowej, w tym Żydów” Rada kompromituje się, dając popis braku elementarnych umiejętności odbioru publicystycznych konwencji.

Równie absurdalne są zarzuty, że podanie na początku rozmowy o podręczniku prawdziwej przecież informacji, że profesor Roszkowski był eurodeputowanym z ramienia PiS, stanowi „nawoływanie do nienawiści z uwagi na poglądy polityczne oraz do prezentowania treści dyskryminujących z uwagi na poglądy polityczne”. Gdyby do końca zastosować tę logikę, to mową nienawiści byłaby każda krytyka każdego polityka związanego z jakąkolwiek partią – co czyniłoby realny demokratyczny spór niemożliwym.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że zarzuty wobec radia są maksymalnie naciągane, a cała sprawa ma charakter czysto polityczny. Tok FM dostało się nie za to, że audycja o nieszczęsnym podręczniku Roszkowskiego naruszała standardy, ale dlatego, że opozycyjne radio uraziło majestat PiS-owskiego profesora, w dodatku zaprzęgniętego w jeden ze sztandarowych projektów czarnkowego MEiN.

Rozgrzany miecz na wolne media

Podejrzenia, że chodzi tu wyłącznie o politykę, wzmacnia jeszcze tryb nałożenia kary. Skarga na audycję o książce Roszkowskiego – ze strony bliskiego obozu władzy wydawnictwa Biały Kruk z Krakowa – wpłynęła jeszcze, gdy pracami Rady kierował poprzedni przewodniczący, Witold Kołodziejski – związany ze środowiskiem politycznym Kaczyńskiego od czasów Porozumienia Centrum. Kołodziejski w odpowiedzi na skargę – według korespondencji Rady z Tok FM ujawnionej przez radio – miał wezwać rozgłośnię do „unikania na radiowej antenie sformułowań i określeń, które mogą prowadzić do sankcjonowania mowy nienawiści”. Kary jednak nie nałożył.

Zrobił to, i to samodzielnie, nie zasięgając opinii pozostałej części Rady, jej nowy przewodniczący, Maciej Świrski. Trafił on do Rady nie ze względu na wyróżniającą się wiedzę na temat mediów czy etyki dziennikarskiej, ale z powodu swojego politycznego zaangażowania na froncie różnych wojen kulturowych prawicy. Sam Świrski powiedział nawet kiedyś o sobie, że jest „talibem”: „Jestem talibem, bo tak jak prawdziwi talibowie jestem przywiązany do mojej wiary i tradycji, fundamentu polskiej cywilizacji. Innej drogi jak radykalizm religijny nie ma. Trzeba być gorącym jak rozgrzany do czerwoności miecz”.

Lex Czarnek chce nas wszystkich postawić do kąta, a prezydent się namyśla

Nowy przewodniczący KRRiT zasłynął jako założyciel Reduty Dobrego Imienia, organizacji, która sama przedstawiała siebie jako siłę walczącą o „prawdę historyczną” i „dobre imię Polski i Polaków”. W rzeczywistości angażowała się w działania o charakterze faktycznie cenzorskim, które miały uniemożliwić, a przynajmniej utrudnić obecność w polskiej sferze publicznej poglądów niepodobających się Reducie, głównie na temat historii relacji polsko-żydowskich w okresie wojny i tuż po niej.

Reduta organizowała m.in. kampanię przeciw filmowi Ida Pawła Pawlikowskiego, który miał według niej zakłamywać historię relacji polsko-żydowskich i nie służyć polskiemu interesowi narodowemu. Wspierała też starszą kobietę, Filomenę Leszczyńską, która pozwała autorów książki Dalej jest noc, Jana Grabowskiego i Barbarę Engelking, zarzucając im „naruszenie pamięci” po swoim stryju.

Stając na czele KRRiT, Świrski bynajmniej nie złożył swojego „rozgrzanego do czerwoności miecza” – skierował go przeciw krytycznym wobec rządu mediom.

Wszczął aż trzy postępowania przeciw TVN, mogące się zakończyć karami finansowymi dla stacji. Pierwsze dotyczy reportażu Siła kłamstwa, pokazującego przekonująco, że raport podkomisji Macierewicza zignorował w końcowych wnioskach – mówiących o wybuchu rozmieszczonych w statku powietrznym ładunków jako przyczynie rozpadu samolotu – zamówionej przez samą podkomisję ekspertyzy, w zasadzie wykluczającej wybuch.

 

Drugie postępowanie dotyczyło materiału Franciszkańska 3, badającego postawę Jana Pawła II wobec przypadków pedofilii wśród duchownych, gdy był jeszcze biskupem metropolitą krakowskim. Trzecie – wywiadu Moniki Olejnik z profesor Barbarą Engelking przy okazji rocznicy powstania w getcie warszawskim. Historyczka mówiła w nim o tym, jak w świetle badań niewielka była pomoc Polaków dla Żydów w trakcie powstania. Na celowniku Świrskiego znalazło się także Radio Zet, ze względu na materiał o mężu marszałek Elżbiety Witek, według ustaleń stacji trzymanego na OIOM-ie znacznie dłużej niż przeciętny pacjent.

Halo, tu rządowa policja historyczna, przyjechaliśmy po panią Engelking!

Świrski wszczął też co prawda postępowanie w sprawie materiałów Radia Szczecin i TVP, które mogły pomóc w zidentyfikowaniu syna szczecińskiej posłanki PO jako ofiary pedofila – chłopak ostatecznie popełnił samobójstwo. Nawet biorąc to postępowanie pod uwagę, trudno nie dostrzec wyraźnego skrzywienia Świrskiego jako przewodniczącego KRRiT. Widać wyraźnie, że groźba kar ze strony Rady stosowana jest wobec mediów wtedy, gdy nadają materiały drażniące wpływowe osoby z obozu władzy i jego zaplecza – Macierewicza, Roszkowskiego, Witek – albo poruszają tematy, drażniące elektorat PiS: jak krytyka papieża Jana Pawła II albo temat postaw Polaków wobec Żydów w czasie wojny.

Czy media publiczne muszą zabijać?

Przed wyborami zacieśniają uścisk

Co jest ostatecznym celem działań Świrskiego? W najlepszym wypadku są one tylko pozbawionym większego znaczenia politycznym cyrkiem, przedstawieniem odgrywanym dla zaspokojenia emocjonalnych potrzeb najbardziej radykalnego i autorytarnego elektoratu rządzącego obozu, który fakt, że w Polsce w ogóle nadaje TVN albo może się w nim wypowiadać prof. Engelking, odbiera jako swoje osobiste prześladowanie.

W najgorszym wypadku takie akcje jak kara dla Tok FM za materiał o podręczniku do HiT mogą być wstępem do bardzo wymiernych, administracyjnych szykan wobec nieposłusznych mediów. W listopadzie kończy się koncesja radiu Tok FM, rozgłośnia złożyła wniosek o jej przedłużenie. Kara za rozpowszechnianie „mowy nienawiści”, a nawet za „poniżenie i naruszenie godności ofiar II wojny światowej, w tym Żydów” może zostać potraktowana jako pretekst do jej nieprzedłużenia. Z kolei koncesja głównego, naziemnego kanału TVN wygaśnie w kwietniu przyszłego roku.

Działania Świrskiego to nie jedyna aktywność obozu władzy z ostatnich miesięcy wymierzona w wolność słowa. Wspomniany wywiad z prof. Engelking wywołał ataki szeregu polityków obozu władzy, łącznie z premierem Morawieckim i ministrem Czarnkiem. Ten ostatni zagroził, że zrewiduje swoje decyzje finansowe co do jednostki akademickiej zatrudniającej profesor Engelking – bo Polacy nie będą płacić naukowcom, którzy ich „obrażają”.

Ogłoszony niedawno projekt mający chronić dzieci przed „seksualizacją” to tak naprawdę ubrane w pseudoobywatelskie szaty kolejne podejście do Lex Czarnek. Ma to samo zadanie: wypchnąć ze szkół organizacje pozarządowe – nawet jeśli ich obecności życzą sobie uczniowie i rodzice – dostarczające rzetelnej edukacji seksualnej, a przez to wchodzące w konflikt z ideologicznymi poglądami pisowskiej elity na tę sferę ludzkiego doświadczenia. Solidarna Polska zebrała z kolei podpisy pod obywatelskim projektem ustawy „w obronie chrześcijan” – ułatwiającej karanie za obrazę „uczuć religijnych”.

Obóz rządzący wysyła więc dość jasny sygnał, że są tematy, które władza pragnęłaby wyciszyć w sferze publicznej, a przynajmniej zepchnąć je do zupełnej niszy. Są to przede wszystkim postawy Polaków wobec Zagłady, krytyka Jana Pawła II, krytyka religii, ale też rzetelna, oparta na wiedzy edukacja seksualna. Nawet jeśli groźby Czarnka się nie zmaterializują, a ustawa ziobrystów utknie w sejmowych komisjach, to samo stosowanie przez władzę podobnej retoryki może tworzyć efekt mrożący.

Na ogół przed wyborami rządzący starają się pokazać swoje łagodniejsze, bardziej koncyliacyjne oblicze. PiS wręcz przeciwnie, pokazuje swoją autorytarną twarz, jeszcze bardziej zaciska uścisk, w którym nas trzyma.

Lex Czarnek po pierwszym czytaniu. Burza w parlamentarnej Komisji Edukacji

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij