Kraj

W tym roku Senat to minimum [Majmurek o pakcie senackim]

Podpisanie Paktu Senackiego 2023

Opozycja tak układała listy, by zapewnić sobie maksymalną efektywność w walce o Senat. W tym roku liderzy obozu demokratycznego zapowiadają nawet 65 mandatów dla opozycji w przyszłym Senacie.

Opozycja ogłosiła w końcu oficjalnie porozumienie w sprawie wspólnego startu do Senatu. W każdym senackim okręgu wystartuje tylko jeden kandydat lub kandydatka paktu senackiego, popierani przez wszystkie partie obozu demokratycznego.

Inaczej niż w przypadku proporcjonalnych wyborów do Sejmu, w wyborach do Senatu, odbywających się w jednomandatowych okręgach wyborczych, wspólny front opozycji był jedyną możliwą opcją. Rozproszenie głosów oddawałoby izbę wyższą Prawu i Sprawiedliwości. Cztery lata temu, gdy PiS był u szczytu popularności – przed pandemią, drożyzną, piątką dla zwierząt i wyrokiem Przyłębskiej w sprawie aborcji – pakt senacki pozwolił opozycji zdobyć kontrolę nad izbą wyższą, co jak dotąd było jej jedynym wyborczym sukcesem po wyborach lokalnych w 2018 roku.

W tym roku liderzy obozu demokratycznego zapowiadają nawet 65 mandatów dla opozycji w przyszłym Senacie. Czy to realna perspektywa?

Wiele będzie zależeć od tego, kto jeszcze wystartuje

Negocjacje w sprawie paktu miały trwać tak długo między innymi dlatego, że opozycja tak układała listy, by zapewnić sobie maksymalną efektywność w walce o Senat. Być może z tego wynika aż tak duża reprezentacja wśród kandydatów paktu osób rekomendowanych przez PSL. Ludowcy, nie licząc Polski 2050, mają aż 20 kandydatów, o 5 więcej niż Lewica, która w poprzednich wyborach do Sejmu zdobyła o około 800 tysięcy głosów więcej niż listy PSL z Kukizem.

Ludowcy zostali jednak „rzuceni” na trudne dla opozycji okręgi takie jak Oświęcim, Biała Podlaska, Tarnów, Nowy Sącz, Stalowa Wola, Końskie.

Jeśli ktoś z kandydatów paktu senackiego ma tam szansę powalczyć z PiS, to przedstawiciele jego najbardziej konserwatywnej partii: PSL. Ale nawet im będzie ciężko, w wielu pisowskich okręgach kandydaci partii Kaczyńskiego wygrywają od lat, często z poparciem zdecydowanie przekraczającym 50 proc. głosów.

Jednocześnie dwóch senatorów wybranych cztery lata temu z list PiS – Józef Zając z Chełma i Jan Maria Jackowski z Ciechanowa – startują faktycznie z poparciem paktu, który w ich okręgach nie wystawi swoich kandydatów. Jackowski, zawsze związany z katolicką prawicą, oddalił się od PiS w tej kadencji. Zając w 2015 roku został wybrany do Senatu z list PSL, w trakcie kadencji odszedł z partii i przyłączył się do stronnictwa Gowina, w 2019 uzyskał mandat senatora z jego rekomendacji. Po rozejściu się dróg Gowina z Kaczyńskim Zając znów oddalił się od klubu PiS i ponownie zbliżył do opozycji.

Jest też kilka okręgów, gdzie cztery lata temu przewaga PiS była niewielka albo głos antypisowski podzielił się między kilka komitetów. W kilku okręgach Dolnego Śląska kandydaci PiS wygrywali dzięki temu, że głosy paktowi senackiemu „urwali” kandydaci Bezpartyjnych Samorządowców. Tak było w Bolesławcu, Jeleniej Górze, Legnicy, Dzierżoniowie. Bezpartyjni Samorządowcy zapowiadają start w tegorocznych wyborach do obu izb parlamentu. O ile nie wiadomo, czy zbiorą podpisy pod listami do Sejmu, to zwłaszcza na Dolnym Śląsku bez problemu zarejestrują kandydatów do Senatu. Kluczowe dla opozycji pytanie brzmi, czy w tym roku rosnąca polaryzacja i wyraźne słabnięcie PiS nie uniemożliwią odegranie kandydatom Bezpartyjnych roli spojlera, blokującego zwycięstwo kandydatów paktu.

Wiele może też zależeć od tego, czy swoich kandydatów wystawi Konfederacja i mniejsze prawicowe komitety. Jeśli kandydaci Konfederacji zaczną zabierać tym popieranym przez PiS kandydatom głosy w tych okręgach, gdzie przewaga rządzącej partii nie była przytłaczająca, może to otworzyć opozycji szanse na kolejne mandaty.

Skąd się biorą senatorowie

Na jakich kandydatów postawił pakt? Bez wątpienia jego najcenniejszym nabytkiem jest były Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar. Jest to kandydat, na którego wyborca każdej z partii tworzącej pakt może zagłosować z pełnym przekonaniem, idealnie reprezentujący wartości wspólne całemu obozowi demokratycznemu w Polsce. Wniesie też do Senatu bezcenną wiedzę i doświadczenie prawnicze, które z pewnością przydadzą się w procesie stanowienia prawa w Polsce.

Bodnar: Staliśmy się bardziej egalitarnym społeczeństwem

W wyborach kontraktowych w 1989 roku Senat był jedyną izbą parlamentu wybieraną w pełni w demokratyczny sposób. Od 1991 roku Polska tak naprawdę nigdy nie odpowiedziała sobie na pytanie, czym właściwie ma być Senat, jeśli nie ma dublować Sejmu, i z jakiego klucza szukać kandydatów do tej izby.

Siły tworzące pakt senacki też próbują różnych pomysłów. Polska 2050 wystawiła np. byłego szefa Naczelnej Rady Adwokackiej, Jacka Trelę (Lublin), oraz generała Mirosława Różańskiego (Zielona Góra), byłego dowódcę generalnego sił zbrojnych, który po przejściu na emeryturę stał się chyba najbardziej elokwentnym byłym wojskowym krytykującym politykę PiS. Emerytowany wojskowy znalazł się też wśród kandydatów KO, która w Puławach wystawi generała lotnictwa Jana Rajchela – jest to jednak okręg, gdzie w ostatnich wyborach kandydat PiS zdobył ponad 62 proc. głosów.

Wśród kandydatów paktu znajdziemy też trochę byłych i obecnych samorządowców. Kandydują np. obecni prezydenci Inowrocławia Ryszard Brejza i Tychów, Andrzej Dziuba, wiceprezydentka Olsztyna Ewa Kalisiak, burmistrz Sieniawy Adam Woś i była burmistrzyni Giżycka Jolanta Piotrowska. Doświadczenie Polski lokalnej z pewnością przyda się w Senacie, dobrze, by wybrzmiało ono w procesie stanowienia prawa. Biorąc pod uwagę, że Ryszard Brejza rządzi Inowrocławiem od 2002 roku, a Andrzej Dziuba Tychami od 2000, także ich miastom pójście zasiedziałych prezydentów do Senatu może się przysłużyć.

W wielu okręgach kandydują jednak politycy, którzy wcześniej kojarzeni byli raczej z sejmową polityką, tacy jak Grzegorz Schetyna (Wrocław), Małgorzata Kidawa-Błońska (dzielnice Warszawy: Mokotów, Ursynów, Wawer, Wilanów), Rafał Grupiński, Maciej Kopiec (Katowice) i Magdalena Biejat (Warszawa). Zwłaszcza w przypadku Grzegorza Schetyny, którego stosunki z Tuskiem stały się ostatnio chłodne, trudno oprzeć się wrażeniu, że Senat jest rodzajem politycznej deklasacji, zepchnięciem do drugiego politycznego szeregu.

Biejat: Zakaz aborcji to nie zasłona dymna. PiS odbiera kobietom prawa świadomie, kawałek po kawałku

W sumie na listach nie ma jednak kandydatów, którzy stanowiliby wielki problem dla jakiejś części wyborców. Kazimierz Michał Ujazdowski z centrum Warszawy, gdzie jego konserwatyzm raczej odstraszał wyborców, został przeniesiony pod Wrocław, gdzie może on nie być już aż tak wielkim problemem. Liderzy paktu podjęli też dobrą decyzję, nie wystawiając Romana Giertycha. Doceniając całą błyskotliwość, złośliwe poczucie humoru i bon moty znanego prawnika, bagaż, jaki Giertych wniósłby na pokład jako kandydat paktu, znacznie przeważałby nad ewentualnymi atutami tej kandydatury.

Co dostała Lewica?

Jak wygląda sytuacja Lewicy? Z 15 przysługujących jej kandydatów tylko jeden – Wojciech Konieczny z PPS w Częstochowie – walczy o reelekcję. Druga kandydatka wybrana cztery lata temu z poparciem Lewicy, Gabriela Morawska-Stanecka, ubiega się o mandat jako kandydatka Koalicji Obywatelskiej. I to nie w okręgu, w którym została wybrana – obejmującym Tychy, Mysłowice i powiat bieruńsko-lędziński – ale w sąsiednim, obejmującym Rudę Śląską, Chorzów i trzy inne miasta konurbacji śląskiej. Poprzednio okręg ten wybrał kandydatkę PiS. Startowały w nim jednak aż cztery osoby kandydackie, a senatorka Dorota Tobiszowska zdobyła tylko 38,35 proc. głosów. Okręg więc jak najbardziej jest do odbicia.

Trzy osoby wskazane przez Lewicę walczą w okręgach, gdzie mandaty zdobyli cztery lata temu kandydaci paktu, a szanse na powtórzenie tego wyniku są więcej niż spore. Są to wspomniany Maciej Kopiec, szef struktur SLD na Opolszczyźnie, Piotr Woźniak oraz Magdalena Biejat w okręgu obejmującym warszawskie dzielnice Bemowo, Ursus, Włochy oraz Wolę. Nawet jeśli w okręgu Biejat dojdzie do złamania paktu i do wyścigu dołączą Roman Giertych lub Joanna Senyszyn, to Biejat ciągle pozostanie faworytką – kandydat paktu senackiego zdobył tam ostatnio ponad dwie trzecie głosów.

Trudniej będzie Annie Górskiej z zarządu Razem, startującej w Chojnicach. Cztery lata temu wygrał tam kandydat paktu, ale stało się to dlatego, że prawicowy głos rozłożył się pomiędzy kandydata PiS a Waldemara Bonkowskiego, który w 2015 roku został wybrany w tym okręgu z poparciem PiS, ale pokłócił się z partią po tym, gdy został zawieszony w prawach członka za antysemickie wypowiedzi w mediach społecznościowych.

W trzech z pięciu powiatów składających się na senacki okręg Górskiej Lewica miała w wyborach do Sejmu cztery lata temu poparcie poniżej 10 proc. Kandydatka reprezentująca najbardziej lewicową lewicę w Polsce może więc mieć problem z utrzymaniem mandatu dla paktu. Zwłaszcza że kojarzona jest na razie – co można jeszcze zmienić w kampanii – z tweetu, w którym wzywa, by w przypadku przestępstwa zgwałcenia stosować zasadę domniemania winy.

Szanse na odbicie swoich okręgów z rąk PiS mają kandydaci z Dolnego Śląska – Waldemar Witkowski w Bolesławcu i Małgorzata Szmajdzińska w Legnicy oraz Krzysztof Kukucki we Włocławku, gdzie cztery lata temu Józef Łyczak wygrał z poparciem na poziomie zaledwie 40,16 proc. Kukucki jest wiceprezydentem Włocławka odpowiedzialnym za program budowy mieszkań na wynajem w mieście. Jego kampania może być więc ciekawym testem na to, na ile program budownictwa społecznego – i to mogący już pochwalić się konkretnymi sukcesami – jest nośny wyborczo. Pozostali lewicowi kandydaci walczą w trudnych, często bardzo pisowskich okręgach i ciężko im będzie zdobyć mandat.

Scheuring-Wielgus: Może jesteśmy trochę nudni, ale solidni, pracowici i przewidywalni

Ogólnie Lewica wynegocjowała dla siebie bardzo przyzwoity pakiet w ramach paktu. Ma szansę co najmniej podwoić swoją parlamentarną reprezentację z Senatu tej kadencji. Jednocześnie wśród lewicowego komentariatu nie brakuje słów rozczarowania związanych z kandydaturą Biejat. Z pewnością jest to zaskoczenie. Jak można zgadywać, decyzja o kandydaturze Magdaleny Biejat do Senatu wynika z sytuacji w wyborach do Sejmu w okręgu warszawskim. Przy obecnych sondażach Lewica ma bardzo niewielkie szanse na to, by znów wziąć trzy mandaty. Biejat w ostatnich wyborach zrobiła drugi wynik na liście Lewicy po Adrianie Zandbergu. Gdyby ta sytuacja się powtórzyła, to Razem, mniejszy partner w lewicowej koalicji, wzięłoby 100 proc. mandatów w prestiżowym, najbardziej widocznym stołecznym okręgu. Można zrozumieć, że Nowa Lewica nie chciała takiego scenariusza.

Czy Senat będzie oznaczał, jak obawia się część zwolenników Biejat, zepchnięcie jej na polityczny boczny tor? To zależeć będzie od senatorki Biejat. Od tego, jak zdefiniuje i wykorzysta swoją ewentualną obecność w Senacie, jak wykorzysta narzędzia, jakie daje senacki mandat.

Sam Senat nie wystarczy

Cztery lata temu niewielkie zwycięstwo w Senacie dało opozycji i reprezentowanym przez nią wyborcom nadzieję, że nie wszystko stracone, że PiS mimo bajecznej koniunktury nie jest w stanie wziąć wszystkiego, że ciągle nie reprezentuje przytłaczającej większości Polek i Polaków.

Senat pod kontrolą opozycji nie był w stanie zatrzymać żadnej istotnej ustawodawczej inicjatywy PiS, rządząca partia w najbardziej kontrowersyjnych kwestiach mobilizowała większość bezwzględną konieczną do odrzucenia weta Senatu. Jednocześnie w sytuacji, gdy Sejm raz po raz miażdżony był przez pisowski walec legislacyjny, cenne było to, że mamy w parlamencie izbę, gdzie autentycznie odbywa się debata publiczna. Dzięki kontroli opozycji nad Senatem PiS nie udało się też wsadzić kolejnego partyjnego lojalisty na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich.

W tym roku sam Senat jednak nie wystarczy opozycyjnym wyborczym. Senat jest minimum, jakie musi zdobyć opozycja, jako polisę na wypadek patowego Sejmu. Biorąc jednak pod uwagę, jak coraz bardziej chaotyczna i szkodliwa staje się władza PiS, trzeba zmienić też sejmową większość.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij