Miasto

Leśniak: Platforma do szkoły

Może wreszcie damy krakowskim radnym PO szansę na dłuższy wyjazd do Finlandii, żeby podpatrzyli kilka dobrych rozwiązań oświatowych?

Półtora roku przed wyborami samorządowymi mający większość w krakowskiej Radzie Miasta klub Platformy Obywatelskiej zdecydował, że zajmie się szkołami. W ubiegłym tygodniu doczekaliśmy się pierwszej prezentacji, z której wyłania się wizja polityki edukacyjnej PO.

Liczącą cztery strony uchwałę „w sprawie kierunków działania Prezydenta w sprawie pozytywnego programu zmian krakowskiej edukacji na lata 2013–2014” przygotował liczny, bo aż osiemnastoosobowy zespół. Jest ona o tyle ważna, że do tej pory edukacyjne plany radnych PO można było jedynie rekonstruować na podstawie głosowań i wypowiedzi w mediach.

Wynikało z nich, że szkolnictwo publiczne nie budzi szczególnego entuzjazmu lokalnych działaczy Platformy, a edukacja ma znaczenie dopiero wtedy, gdy można na niej zarobić pieniądze (co w sumie nie jest niespodzianką, bo sporo członków PO jest związanych ze szkolnictwem niepublicznym) lub zbić kapitał polityczny. Do historii przejdzie odpowiedź przewodniczącego Rady Miasta Bogusława Kośmidera na dramatyczny list rodzica w obronie likwidowanej szkoły: „Biorąc pod uwagę lokalizację szkoły, stwierdzam, że nie jest Pan moim wyborcą”. Lekceważenie pracy nauczycieli, arogancja wobec rodziców, poparcie dla prywatyzacji oświaty i likwidacji szkół (radna Marta Patena przelicytowała nawet samą byłą prezydent Okońską, proponując zamknięcie siedemdziesięciu placówek) – takie skojarzenia z polityką edukacyjną PO mają mieszkańcy Krakowa.

Jestem za, a nawet przeciw likwidacji szkół

Czy faktycznie mamy jednak do czynienia z nową i „pozytywną” wizją, która odpowiada na problemy krakowskiej oświaty oraz potrzeby dzieci, rodziców i pracowników szkół? Niestety zasadniczych różnic między projektem PO a polityką prezydent Okońskiej nie ma, o czym najlepiej świadczy podejście do likwidacji placówek oświatowych. Zaskoczeniem może być jedynie krytyka tego, jak do tej pory ta polityka była realizowana – PO chyba zapomniała, że sama ją współtworzyła.

Nie zaskakuje za to w ogóle fakt, że radni po raz kolejny jako główny problem lokalnej edukacji wskazują niż demograficzny. Najwyraźniej wciąż nie znaleźli czasu, żeby zapoznać się z prognozami GUS-u mówiącymi o wzroście liczby uczniów w Krakowie o 11 tysięcy do 2020 roku. Wypierają też informację o sześciolatkach w szkołach i nie widzą zależności między liczebnością klas a postulowaną przez siebie koniecznością „podwyższenia jakości usług edukacyjnych” – a zdarzają się w Krakowie nawet klasy 40-osobowe.

Odpowiedzią na niż ma być „optymalizacja sieci szkolnej” (czyli likwidacja szkół), a najbliższe półtora roku będzie służyło „pozyskaniu partnerów reformy” (czyli mediów i dyrektorów szkół, które mogą skorzystać na likwidacji konkurencji). Ciekawostką jest fakt, że jeden z członków zespołu przygotowującego uchwałę, Maciej Żmuda, działa w Stowarzyszeniu Przyjaciół Oświaty Samorządowej, które protestowało przeciwko likwidacji szkół. Najwyraźniej członkowie Platformy mają zdolność do bycia jednocześnie za i przeciw.

Uchwała zakłada, że szkoły osiągające niskie wyniki nie będą likwidowane od razu, tylko dostaną najpierw możliwość stworzenia programów naprawczych. Nie wiadomo, na czym takie programy miałyby polegać, ale poprawę wyników najłatwiej osiąga się na dwa sposoby: selekcjonując uczniów na wejściu do szkoły i pozbywając się dzieci, które zaniżają średnią. Postulowane w projekcie dodatki motywacyjne dla dyrektorów i nauczycieli ze szkół osiągających wysokie wyniki na egzaminach czy pomysł tworzenia elitarnych „zespołów szkół dostosowanych do pracy z uczniem zdolnym” tylko utrwalą mechanizmy selekcji. Pomysł Platformy prowadzi zatem do pogłębiania już zaawansowanych nierówności edukacyjnych i wzmacnia podział na szkoły elitarne i masowe. Dla dzieciaków z mniej zamożnych dzielnic, Kazimierza czy Nowej Huty, oznacza jedynie dalszą marginalizację.

Dzieci do kontenerów

Jest jeden cel tego projektu, z którym można się całkowicie zgodzić: zapewnienie większej liczby miejsc w przedszkolach. Co roku ponad 2 tysiące dzieci z Krakowa nie dostaje się do wybranych przedszkoli publicznych, a prawie 30% miejsc zapewniają, wybierane najczęściej z konieczności, placówki prywatne. Do tego liczba dzieci w wieku 3–6 lat rośnie – w 2014 roku będzie ich o blisko 2600 niż w roku 2011. Warto też zauważyć, że około 13% dzieci w ogóle nie uczęszcza do przedszkola. W niektórych dzielnicach wskaźnik ten jest o wiele wyższy, bo rodziców nie stać nawet na opłacenie przedszkola publicznego. Po tym, jak zwiększyły się opłaty, około 10% dzieci korzysta z przedszkoli publicznych tylko w wymiarze do 5 godzin (które są bezpłatne).

Idea aktywnej polityki opiekuńczej pojawiła się w głowach radnych PO chyba stosunkowo niedawno, skoro jeszcze w 2012 roku likwidowali jedno z niewielu przedszkoli działających w centrum miasta. Niestety wątpliwości powinny budzić instrumenty wdrażania tej polityki. Miejsc w przedszkolach ma być bowiem więcej dzięki budowie przedszkoli kontenerowych – a to oznacza zdecydowanie gorsze warunki opieki w porównaniu z funkcjonującymi obecnie placówkami publicznymi i prywatnymi.

Kontenery w polskim kontekście mają też charakter silnie stygmatyzujący, o czym przekonaliśmy się w trakcie dyskusji o kontenerach socjalnych w Poznaniu, Warszawie i Wrocławiu. Można się zatem spodziewać, że ci rodzice, którzy mogą sobie na to pozwolić, zdecydują się na placówki prywatne, a mniej zamożni będą skazani na „blaszaki” albo pozostanie z dzieckiem w domu. Choć w programie pojawiają się również inne koncepcje na zwiększanie liczby miejsc w przedszkolach (np. tworzenie oddziałów przedszkolnych w szkołach), można się obawiać, że tylko pomysł budowy kontenerów zostanie zrealizowany – radna Małgorzata Jantos jest jego tak wielką entuzjastką, że w swojej interpelacji wskazała nawet nazwę firmy, która mogłaby się nim zająć.

Co z nierównościami?

Coraz więcej badań wskazuje, że problemem polskiej szkoły nie jest marnowanie talentów, tylko nierówności edukacyjne. Dziecko pochodzące z rodziny o niższym kapitale ekonomicznym, kulturowym i społecznym ma mniejsze szanse na dobrą edukację. Przykładem mogą być już przedszkola: uczęszcza do nich 60% dzieci, których rodzice mają wykształcenie wyższe, i ledwie 3% dzieci z rodzin z wykształceniem podstawowym. Tymczasem władze Krakowa robią wszystko, żeby te nierówności pogłębiać. Taki efekt przyniosła podwyżka opłat za przedszkole i prywatyzacja szkolnych stołówek – z wyżywienia w szkołach w Krakowie korzysta teraz, według wstępnych danych Wydziału Edukacji, blisko 3 tysiące uczniów mniej.

W przyszłym roku będziemy mieli okazję ocenić te i inne działania PO w dziedzinie edukacji podczas wyborów samorządowych. Może warto wreszcie zwolnić radnych z ich obowiązków i dać im szansę na dłuższy wyjazd do Finlandii, żeby podpatrzyli kilka dobrych, prorównościowych rozwiązań oświatowych?

 

Tomasz Leśniak – członek krakowskiego klubu Krytyki Politycznej, socjolog. Prowadzi profil Edukacja dobrem publicznym.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij