Kraj

Pan wie już za co, profesorze!

Ostatnie teksty profesora Matczaka tworzą kolejnego wroga demokracji, którym miałaby być lewica. Szkoda, że jest to wróg całkowicie zmyślony. Student prawa Krzysztof Katkowski odpowiada wykładowcy prawa Matczakowi.

„Patrzę na studentów pierwszego roku prawa i widzę zdolnych maturzystów o jasnym spojrzeniu. Kogo zobaczyłby lewicowy aktywista?” – pytał jakiś czas temu w tekście dla „Gazety Wyborczej” profesor Marcin Matczak, jeden z wykładowców na Wydziale Prawa i Administracji UW. Odpowiedź przyszła mu wtedy bardzo prosto: lewicowy aktywista ma tam zobaczyć „kijanki socjety, larwy establishmentu, narybek kasty”.

16-godzinny dzień pracy profesora M.

Potem poszło jeszcze dalej: internet obiegły screeny wypowiedzi Matczaka o „16-godzinnym dniu pracy”, które spotkały się z krytyką nie tylko publicystyczną, ale też tą w formie internetowych memów. I tak jak dawniej profesor Matczak atakował „hipokryzję” i „głupotę” polityków Prawa i Sprawiedliwości, tak teraz wziął się za do tej pory jako tako tolerowaną przez niego lewicę. Lewica, zdaje się, zaczęła profesorowi jawić się jako kolejny wróg demokracji, tak samo niebezpieczny jak prawica czy niepublikujący polemik „Tygodnik Powszechny”.

Matczak przeciwko światu

Rozumiem troskę, z jaką profesor Matczak, jako prawnik, martwi się o społeczeństwo. Mimo to tezy, które stawia, są nawet nie tyle zaczepne, co absurdalne. Najpierw był to publicystyczny atak na bliżej niezdefiniowanych „lewicowych aktywistów”, którzy zakłócają Matczakowi wizję studentów prawa „o jasnym spojrzeniu”. W ostatnim tekście profesor WPiA UW idzie dalej, walcząc z lewicą, która ma promować „przeciętność”.

Studiuję prawo na UW już drugi rok. Poglądy mam liberalno-lewicowe, w biogramach zwykle figuruję jako „publicysta i aktywista”. Żadnych kijanek socjety, larw establishmentu ani tym bardziej narybku kasty nie widzę, ani też w swojej przygodzie studenckiej – przynajmniej do tej pory – nie spotkałem. Ba, studiuję więc to prawo jako lewicowy aktywista, a jednocześnie nikogo nie nienawidzę, ani nawet nie dokonuję proletariackiej rewolucji.

Zabawa w Gatesa

Mam przy tym świadomość, że pozycja, z której się wypowiadam, jest uprzywilejowana. Jestem publikowany, wypowiadam się publicznie, studiuję trzy kierunki w stolicy Polski: zdaniem Matczaka nie jestem więc z pewnością „przeciętniakiem”. Byłbym pewnie self-made manem, gdybym jeszcze dodatkowo rzucił się w wir pracoholizmu i próbował już na drugim roku prawa praktykować w jakiejś kancelarii. Wybrałem jednak, że wolę mieć czasem chwilę odpoczynku.

Praca po godzinach. Długo jedziesz? Łatwiej się zajedziesz

Ba, mam masę znajomych, którzy wolą to robić – i dobrze dla nich! Żyjemy w XXI wieku, gdzie nikt nikogo do pracy nie powinien zmuszać. Jeśli ktoś ma potrzebę pracowania do późna, to niech to robi. Profesorowi Matczakowi jednak warto przypomnieć, że większość Polaków profesorem Matczakiem po prostu nie jest. Ludzie wolą zająć się rodziną, mieć na mieszkanie, szybko spłacić kredyt. Chcą pójść na mecz, a nie czytać o językowej analizie prawa. Więcej: często wolą komfort niż bronienie wolnych sądów czy konstytucji. Często, zwyczajnie, nie chcą porzucać zwykłej codziennej rutyny na rzecz kariery. Panie profesorze, naprawdę, kiedy ktoś ma problem ze spłatą czynszu, opłaceniem rachunków, to nie będzie się zajmował zabawą w polskiego Billa Gatesa.

To wszystko komunały, ale jak widać, trzeba je wciąż przypominać. Napomykały je osoby, które profesora Matczaka krytykowały. Na tym właśnie polega krytyczne podejście, które profesor Matczak nazywa „tradycją lewicy” jako „kontrolera kapitalizmu”. Zmieniać świat lewica potrafi przez krytykę drugiego człowieka już od dawna – nie chodzi w lewicowości wszak o krytykowanie samych struktur społecznych, lecz również ludzi, którzy te struktury tworzą i umacniają. Powiedzenie, że „przeciętność jest OK”, to nie hasło nihilistyczne, które zabija motywację w społeczeństwie. To po prostu sprzeciw wobec ideologii „zapierdolu”, którą dały nam kapitalizm i feudalna kultura pracy. Pisał o tym obszernie już Max Weber, a ostatnio, na gruncie polskim – Andrzej Leder, Alicja Urbanik-Kopeć czy Kacper Pobłocki.

Zobaczyć społeczeństwo w jego złożoności

Kilka miesięcy temu napisałem do „Wyborczej” tekst o tym, dlaczego warto studiować prawo, i tezy tam zaprezentowane podtrzymuję. Prawo może służyć społecznemu zaangażowaniu, a nawet powinniśmy zacząć je tak traktować. Kiedy rozmawiam ze znajomymi ze studiów, widzę, że wielu podziela to stanowisko. W prawie nie chodzi o posiadanie „jasnego spojrzenia”, ale o umiejętność zobaczenia społeczeństwa w jego złożoności. Bo nie tylko praktyka czyni prawnika, ale też to, czy będzie umiał zrozumieć społeczeństwo. A w analizie społeczeństwa nie chodzi o samą lekturę Rawlsa i podkreślanie „równości szans”, ale weryfikację, w jakim stopniu te „równe szanse” istnieją. Sam Rawls przecież był świadomy tego, że jego teoria to pewne idealne założenie kontrfaktyczne, do którego powinniśmy dążyć, a nie które realnie istnieje w jakimś społeczeństwie. A jeśli teoria jest gorsza dla faktów, to znaczy, że mamy ją raczej modyfikować niż forsować.

„Młody Matczak”: nieudana ucieczka od bananowości

Prawo, jako jeden z największych wydziałów UW, od zawsze gromadzi dużą liczbę studentów o różnych poglądach politycznych. Żaden z lewicowców, jakich znam, nie widzi naszego wydziału tak jak pan profesor Marcin Matczak. Oczywiście, będziemy podważać teorię „równości szans”, będziemy przyznawać, że studiują (i osiągają wiele) częściej ci uprzywilejowani. Większość z nas, jak i zapewne profesor Matczak, pochodzi ze środowisk inteligenckich, mieszczańskich, biznesowych.

Nie znaczy to jednak, że kogoś nienawidzimy, ale że jesteśmy świadomi pewnych ograniczeń, które niesie ze sobą życie w społeczeństwie. To, że w tych analizach pojawi się myśliciel marksistowski czy związany z jakimkolwiek nurtem teorii krytycznej, nie znaczy, że będzie nienawidzić ludzi, którym się udało.

Gdzieś w oddali może „jakiś Żulczyk czy Zandberg stoi z jakimś transparentem”, ale średnio mnie to obchodzi. Widzę za to, że jeden z moich wykładowców dostrzega problem tam, gdzie go nie ma, i że wśród winowajców stawia głównie lewicę. Jasne, że się nie będziemy często zgadzać ze sobą, panie profesorze, ale zamiast rzucać tezy pełne generalizacji i oburzenia, proszę troszkę się nad tą krytyką zastanowić.

***

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Krzysztof Katkowski
Krzysztof Katkowski
Student MISH UW, aktywista
Publicysta, pisze między innymi w OKO.press, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, Krytyce Politycznej i Kulturze Liberalnej. Obecnie studiuje na Uniwersytecie Warszawskim i barcelońskim Universitat Pompeu Fabra. Współpracownik Centrum Studiów Figuracyjnych UW. Jego teksty ukazywały się też m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Polityce”, „Więzi”, „The New Humanist” czy „Tygodniku Powszechnym”.
Zamknij