Kraj

Klasie średniej trzeba zaglądać do portfela

Progresja podatkowa jest najlepszym testerem twojej lewicowości. Możesz biegać na demonstracje, kupować dziesiątki reportaży o „malowniczej biedzie”, za pomocą kolejnych nakładek na fejsbuku solidaryzować się z osobami dyskryminowanymi, ale to test portfela mówi wszystko.

Dla każdego, kto rozumie lewicowość jako coś więcej niż wklejenie dzika w awatarze, progresja podatkowa jest oczywistym, pożądanym, a być może nawet najważniejszym postulatem gospodarczym. Dlatego nadejście Polskiego Ładu należy przyjąć z pewnym zadowoleniem. Oczywiście, jak głosi stare przysłowie, Morawiecki tkwi w szczegółach – nawet jeśli w lewicowym rachunku zysków i strat Polski Ład wychodzi na plus, to jednak znajdują się tam punkty dość niepokojące. No i, rzecz jasna, dla lewicy to za mało, o wiele za mało.

Dobrze to ilustruje symulacja przygotowana przez „Gazetę Wyborczą”.

Zauważmy, że oto mamy osobę zarabiającą 7500 zł brutto, której wynagrodzenie spadnie o całe 57 zł. Ba, osoba zarabiająca 10 tysięcy zł brutto dostanie na rękę 282 zł mniej. A osoba zarabiająca 12 tysięcy zł brutto dostanie mniej o 462 zł. Weźmy tę ostatnią grupę, czyli zarabiających 12 tysięcy brutto. Dla tych osób to jest zjazd z 8844 na 8381 zł na rękę. Pamiętajmy, że mówimy o osobie prowadzącej działalność gospodarczą, która może dużo, naprawdę dużo wliczyć w koszty owej działalności. Przy home office to już niemal wszystko, bo przecież remontujesz sobie swoje miejsce pracy, prawda?

Polski Ład, czyli wspaniała fantazja o poprzedniej cywilizacji

A mimo to owe 462 zł doprowadza niecałe 10 proc. najlepiej zarabiających do spazmów rozpaczy. Dlaczego?

Dlatego że progresja podatkowa jest najlepszym testerem twojej lewicowości. A co za tym idzie, twojej empatii do słabszych. Możesz biegać na demonstracje, kupować dziesiątki reportaży o „malowniczej biedzie”, za pomocą kolejnych nakładek na fejsie solidaryzować się z osobami dyskryminowanymi i wzdychać do prawdziwej lewicy w PPS. Ale to test portfela mówi wszystko. A to, co mówi o osobach zarabiających te 10 albo 12 tysięcy, jest nieprzyjemne. Bardzo nieprzyjemne.

Owszem, znamy te stare racjonalizacje libkowych chytrości, skąpstwa i egoizmu. Znamy mit self-made mana, chociaż oczywiste jest, że o sukcesie decydują pochodzenie klasowe (dziecko szwaczki a dziecko lekarki), szczęście i także własny wysiłek razem wzięte, a pokolenie wchodzące na rynek po 1989 wciąż nie zdaje sobie sprawy, że wówczas społeczeństwo klasowe było maksymalnie spłaszczone. I owszem, znamy też mit o ciężkiej pracy, chociaż dziwnym trafem klasa średnia jakoś nie namawia swoich dzieci do rzekomo lżejszej pracy klasy ludowej, a spróbuj tylko libkom w czasie pracy odebrać dostęp do Twittera, Facebooka i Pudelka.

Ale jest jeszcze jeden, mało znany powód, dlaczego osoby z pensją ponad 8 tysięcy na rękę płaczą, jakby im ktoś tynk jeść kazał. Chodzi o rozrzutność. Tak, mówiąc popularnym językiem, o „rozpieprzanie pieniędzy na głupoty”. Otóż klasa średnia jest o wiele bardziej rozrzutna od klasy ludowej. A jeśli spojrzymy na odsetek rozpieprzanych pieniążków, być może nawet bardziej niż klasa najbogatszych.

Sprzątanie późnego kapitalizmu

Internet pełen jest zdjęć i śmieszków o stosach kupowanych książek, dziesiątkach par butów, kolejnych zwrotach do Zalando i coraz częstszych kolejkach do paczkomatów. Najazdy na promocje w galeriach handlowych, gierki komputerowe kupowane na zapas, chociaż przez rok się do nich nie zajrzy. Chodzenie przez 2–3 sezony w tych samych butach wydaje się podejrzane. Gadżetomania ze smartwatchami i po kilka komputerów w domu. Dodatkowo wypady na miasto, jeśli tylko się da, lub ciągłe zamawianie papu do domku.

Tak, klasa średnia nie liczy pieniędzy na przyjemności. W pewnym momencie orientuje się jednak, że, ojej, wydaje trochę za dużo, i rzuca się szukać ratunku. Dlatego Michał Szafrański jako popularny Finansowy Ninja sprzedał ponad 100 tysięcy egzemplarzy książki o tym, jak rozrzutni Polacy powinni oszczędzać. Stąd też popularność Revoluta, który pozwala zaoszczędzić na zaokrąglaniu końcówek zakupów i ich odkładaniu. Bo te pieniądze się jakoś tak rozchodzą, prawda?

Tak, klasa średnia jest rozrzutna i stanowi to jej głęboki kompleks. Zarozumiali, pewni siebie, z bardziej lub mniej jawną pogardą wobec tych durniów z klasy ludowej, co nie potrafią, hehe, liczyć, sami przed sobą czują się winni, że tyle wydają na pierdoły. Czasami się o to kłócą w związkach. Czasami próbują w zrywach racjonalizacji oszczędzać. Kończy się tym co zawsze. Kawa z croissantem na mieście plus lody to oj tam, oj tam 30–40 peelenów. Czyli prawie tyle, co zarabiający 7500 zł będzie musiał oddać państwu w podwyżce podatków! Hańba fiskusowi, hańba!

Wyrzuty sumienia i poczucie wstydu sprawiają, że wypominanie klasie średniej rozrzutności spotyka się z wrogością. Dodatkowo dochodzi bardzo wysoka tabuizacja dyskursu o pieniądzach. Znajomi mogą zwierzać ci się ze swoich problemów, chorób, a nawet zdrad partnerów, ale niekoniecznie z wysokości swojej faktycznej pensji. Pojawia się nieśmiertelne „nie zaglądaj do czyjegoś portfela”.

Oczywiście argument o niezaglądaniu do czyjegoś portfela oparty jest na klasowym i libkowym zakłamaniu. Klasa ludowa jest non stop prześwietlana nie tylko pod kątem tego, na co wydaje pieniądze (przepijają!), gdzie defekują (hołota na wydmach), ale nawet z płodzenia dzieci (mnożą Dżesiki i Brajanki). Oświadczenie majątkowe posła Macieja Gduli od kilku dni krąży po sieci, bo Gdula śmiał pozytywnie wypowiedzieć się o progresji podatkowej. Domy Obajtka były prześwietlane nie tylko dlatego, że jest o coś podejrzany, ale dlatego że jest pisowcem. Dlatego prześwietlane już nie jest dziewięć mieszkań posła Kropiwnickiego, o wielu mieszkaniach rodziny Adamowiczów nie wspominając. Jeśli się kogoś nie lubi, to owszem, jak najbardziej zagląda mu się do portfela.

Co jednak ważniejsze, owo zaglądanie do portfela, badanie wydatków, w tym rozrzutności klasy średniej, jest koniecznym warunkiem określenia realnej progresji podatkowej. Ba, jest to logiczna konsekwencja merytokracji – tego bożka nie tylko polskiego liberalizmu. Żeby skutecznie ściągać podatki i sprawiedliwie określać ich wysokość, należy przecież dokonać analizy przychodów i wydatków przeciętnego podatnika. A koszyk jego wydatków jest podstawową wiedzą na ten temat.

Większa progresja podatkowa to mniej wypłat pod stołem

Nie tylko więc można, ale wręcz trzeba zaglądać do portfela klasy średniej, aby wiedzieć, ile powinna ona płacić, aby utrzymać chociażby pielęgniarki w szpitalu (przypomnijmy, średnia ich wieku to 53 lata). Rzecz jasna, tym bardziej trzeba zaglądać w portfele jednego procenta najbogatszych, ale nie oszukujmy się, polskich multimilionerów jest za mało, aby ich opodatkowanie dało istotną poprawę polityki społecznej.

Dlatego absolutnie nic się nie stanie, gdy osoby zarabiające ponad 8800 zł na rękę dadzą całe 500 zł na zarobki pielęgniarek, salowych czy ratowników. Tak, nie wiem, czy PiS naprawdę myśli o podwyżkach dla pielęgniarek, ale PiS nie będzie rządził wiecznie, a pielęgniarkom naprawdę w końcu trzeba podnieść pensje. I niech na to pójdzie kasa z wyższego podatku zapłaconego przez tych, którzy najwyżej kupią parę butów mniej albo zamiast wyjść do knajpy, raz ugotują obiad w domu.

„500+ na zdrowie” – czy na prywaciarza?

Fakt, że trzeba pisać aż takie oczywistości i że wzbudzają one oburzenie wśród liberalnej części komentariatu, najlepiej świadczy o tym, że polski dyskurs przejęty jest przez rozkapryszonych bogaczy, którzy dostają palpitacji serca, gdy muszą wydać na wspólne państwo kilka stów więcej. I jest to wstyd i hańba.

PS Czy ktoś jeszcze pamięta, że na tarcze antycovidowe państwo przeznaczyło 212 miliardów zł i ciągle słyszeliśmy płacze, że to mało i mało?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij