Kraj

Dymek: „Normalna rodzina” kontra porno

Niełatwo dziś wyobrazić sobie w Polsce taki antypornograficzny sojusz radykalnego feminizmu i religijnej prawicy, jak w USA w latach 80.

Podczas gdy prawicowe młodzieżówki oprotestowują w Warszawie Fuck for Forest, w Wielkiej Brytanii całkiem serio rekomenduje się włączenie informacji o porno do szkolnych programów. Można by z tego zbudować prostą opowieść o polskim konserwatyzmie i brytyjskiej postępowości. Jednak niedawne wybuchy oburzenia składają się na dużo ciekawszą historię.

Fuck for Forest to dokument w reżyserii Michała Marczaka, który opisuje misję organizacji o tej samej nazwie. Organizacja zbiera fundusze na ochronę środowiska dzięki publikowaniu amatorskiej erotyki. Fuck For Forest ma w swojej historii bardziej i mniej kontrowersyjne epizod. Głośno było o niej dwa lata temu, gdy dwójka jej aktywistów uprawiała seks w katedrze w Oslo.

Warszawski protest nie był jednak polemiką ze strategią tej grupy czy filmem Marczaka. Był wymierzony w porno jako takie. Wśród haseł wymalowanych na transparentach były m.in „Porno, przemoc, pedofilia, patologia” i „Zboczeńcy nie przejdą”. Zwalczanie heteroseksualnego porno przy pomocy haseł o „patologii” i „zboczeniu” nie jest z nowe – skutecznie stosowano ten schemat w USA w latach 50, gdy kolporterów rozbieranych fotografii kojarzono z siatką pedofilską, a nawet sowieckimi agentami. Koniec końców chodziło bowiem o obronę ustalonego porządku społecznego i „wartości rodzinnych”, a nie dyskusję o pornografii.

Małżeństwo konserwatyzmu i feminizmu

Dlaczego więc ten język jest dla dzisiejszych konserwatystów atrakcyjniejszy niż inne argumenty przeciwko pornografii, których od lat 50. wymyślono przynajmniej kilka? Głównie dlatego, że prawica w takich sytuacjach musi się zmierzyć z następującym problemem: jak walczyć z porno i zarazem nie być feminizmem. Konserwatyści w Polsce, gdy chcą powiedzieć coś o pornografii, muszą meandrować pośród sprzecznym poglądów. Jak potępiać porno za seksizm na tle własnego heteroseksistowskiego programu? Jak oskarżać pornografię o promowanie przemocy wobec kobiet i zwalczać europejską konwencję przeciwko przemocy wobec kobiet?

Oczywistą amunicją jest retoryka przeciwstawionego zboczeniom „porządku naturalnego” czy „normalnej rodziny”. Jednak przeciwnikom pornografii trudno jest prowadzić kampanię bez oskarżania porno o prowokowanie przemocy, gwałtów i uprzedmiotowianie kobiet. Te właśnie argumenty wydają się odnosić skutek: „osłuchały się”, a jednocześnie można przy ich pomocy powoływać się na statystyki przestępczości i czerpać niezliczone przykłady ze „spornografizowanej” sfery publicznej. Tyle tylko, że dzisiejsi konserwatyści zawdzięczają te argumenty wczorajszym feministkom, konkretnie antypornograficznemu feminizmowi lat 80. A to dziedzictwo jest dla polskiej prawicy, wrogiej wobec feminizmu w każdej prawie postaci, mało wygodne.

Niełatwo dziś wyobrazić sobie w Polsce antypornograficzny sojusz radykalnego feminizmu i religijnej prawicy, który zdominował amerykańską debatę o porno w dekadzie Reagana. Wendy McElroy, autorka książki XXX: A woman’s right to pornography, opisuje paradoksalność takiego układu: konserwatystki nie podzielają feministycznego rozumienia praw kobiet; sojusz z religijną prawicą wyklucza ze wspólnych feministycznych działań lesbijki; antypornograficzny „konsensus” osiągnięty w ramach takiego sojuszu ma nieodmiennie konserwatywny odcień – do głosu sprzeciwu wobec pornografii dołącza się niezgodę na aborcję czy antykoncepcję.

Porno w szkole?

Brytyjska organizacja promująca edukację seksualną Sex Education Forum wydała pod koniec kwietnia materiały mające pomóc nauczycielom, którzy chcą podczas lekcji kompetentnie rozmawiać z uczniami o pornografii. Mówi się w nich między innymi, że porno jest „wyjątkowo zróżnicowane” i nie wszystko, co można znaleźć w szufladzie z pornografią, jest jednoznacznie złe. Te umiarkowane w gruncie rzeczy tezy, pod którymi podpisałyby się przedstawicielki większości nurtów współczesnego feminizmu, wywołały oburzenie.

Pippa Smith, aktywistka i współautorka raportów o „bezpieczniejszych mediach”, pisze w Huffington Post: „Każda pornografia jest zła, a większość dostępnego online porno jest brutalne, obelżywe i poniżające. (…) Delikatna pornografia prowadzi do pornografii hard-core i, co gorsza, do wizerunków wykorzystywanych dzieci. Pornografia wspiera także prostytucję i handel ludźmi. […] Nawet bardzo dosłowna edukacja seksualna i rozprowadzanie środków antykoncepcyjnych (często bez zgody rodziców) nie powstrzymały rosnącego poziomu rozwiązłości wśród młodzieży i wynikającego z niej olbrzymiego przyrostu zakażeń chorobami wenerycznymi”.

Tak zakreślony sprzeciw dotyczy jednak pornografii tylko pozornie: to raczej lista zastrzeżeń wobec jakiejkolwiek liberalnej, to jest zakładającej wolność wyboru obywateli, polityki seksualnej. To dlatego Pippa Smith oskarża o demoralizację młodzieży pośrednio także edukację seksualną i antykoncepcję. Tak jak ci, którzy w swoich dobrych intencjach do propozycji cenzurowania porno dołączają paragrafy przeciwko aborcji. Z kolei jej obawy, że nauczyciele mówiący uczniom o pornografii staną się koneserami treści pedofilskich, zupełnie przykrywają fakt, że do większości przestępstw seksualnych wobec dzieci dochodzi w kręgu bliskich.

Smith opowiada się za odgórną cenzurą prewencyjną, uniemożliwiającą dostęp do porno z jakiejkolwiek publicznej sieci. Apeluje o mobilizację zasobów Google i portali społecznościowych, które miałyby odcinać nieletnich użytkowników od nieodpowiednich treści. Eksperymenty z tego rodzaju blokadami, także w Polsce, pokazały jednak, że nie blokują one skutecznie pornografii, za to nierzadko automatycznie odcinają od informacji o seksie, antykoncepcji czy nawet od reprodukcji dzieł sztuki przedstawiających nagie postaci. Nie mówiąc już o tym, na ile taka forma cenzury jest do pogodzenia ze współczesnym rozumieniem wolności w internecie

Za co krytykować porno?

Jak każdy inny dyskurs o seksualności porno nie jest bez wad: pojawiające się w nim treści niekoniecznie są niewinne, nawet jeśli teza o pornografii popychającej do aktów pedofilii jest zupełnie pozbawiona podstaw. Można pytać o warunki pracy w seksbiznesie, o wizerunki czy o niekończący się romans głównonurtowej pornografii z rasistowskimi i klasistowskimi stereotypami.

Paleokonserwatywny bunt przeciwko legalnej pornografii opiera się jednak na założeniu, że nie tylko młodzież, ale i dojrzali ludzie nie wiedzą, co dla nich dobre, i podchodzą do pornografii bez odrobiny wątpliwości czy krytycyzmu. Nawet jeśli używa feministycznych argumentów –  dotyczących wizerunków przemocy czy uprzedmiotowienia aktorek porno – to traktuje je instrumentalnie, na tyle, na ile dają się nagiąć do retoryki „normalnej rodziny”. Krzycząc więc  „Zboczenia nie przejdą!”, anty-pornograficzny konserwatyzm krzyczy także (choć niezbyt głośno) „Feminizm nie przejdzie!”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Dymek
Jakub Dymek
publicysta, komentator polityczny
Kulturoznawca, dziennikarz, publicysta. Absolwent MISH na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował Gender Studies w IBL PAN i nauki polityczne na Uniwersytecie Północnej Karoliny w USA. Publikował m.in w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Tygodniku Powszechnym", Dwutygodniku, gazecie.pl. Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. 27 listopada 2017 r. Krytyka Polityczna zawiesiła z nim współpracę.
Zamknij