Kraj, Michał Sutowski

Duda przegrał kupiony mecz. Ale nie z Trzaskowskim

W „Piłkarskim pokerze” by tego nie wymyślili, co wyczyniała TVP w środowej debacie prezydenckiej. Czy można przegrać kupiony mecz? Andrzejowi Dudzie się to udało. Komentarz Michała Sutowskiego.

Od czego by tu zacząć? Może od kuriozalnych pytań. W dobie kryzysu pandemicznego, wstrząsów geopolitycznych i rosnącego bezrobocia prowadzący debatę w pisowskiej telewizji na 10 dni przed wyborami chciał się dowiedzieć od kandydatów, czy ich zdaniem Polska powinna godzić się na przymusową relokację uchodźców („polityka zagraniczna”), czy dzieci do pierwszej komunii powinny przygotowywać się w szkole („wartości”), czy zawetują równość małżeńską par jednopłciowych jako wstęp do adopcji dzieci („polityka społeczna”), czy Polska powinna przyjąć euro („gospodarka”), a także czy państwo powinno zakupić – gdy ta powstanie – szczepionkę na COVID-19 i czy powinna być ona obowiązkowa („ochrona zdrowia”).

O co chodziło? No właśnie – nie wiadomo. Na pierwszy rzut oka chyba o ramę debaty, w której prezydent Duda broni polskich granic i spójności narodu, jego wiary, tradycyjnej rodziny, suwerenności gospodarczej i troszczy się o zdrowie Polaków. Prezydent, walczący w końcu o 50 procent plus jeden głos w pierwszej turze, miał wypaść na wiarygodnego strażnika polskich interesów i godności, a jednocześnie nie ekstremistę.

Bo według Andrzeja Dudy (w wersji ze środy): uchodźcy to niekoniecznie terroryści czy nosiciele pasożytów; chodzi mu tylko o to, by mogli pojechać sobie, dokąd chcą (czyli do Niemiec, nie do nas). Katecheza zdaniem Dudy nie jest przecież obowiązkiem czy przymusem społecznym, tylko sprawą rodzicielskiego wyboru. Prawa gejów? Przecież o kształcie małżeństwa mówi konstytucja (wprawdzie nie to, co twierdzi prezydent, ale w debacie to drugorzędne). Wreszcie, o euro warto rozmawiać, ale jak dogonimy w zarobkach Niemców. Aha, a szczepionka na koronawirusa będzie dla wszystkich, ale tylko tych chętnych.

Znaczy, umiarkowana konserwa w granicach obowiązującego prawa.

Mecz ustawiony, zawodnik Duda zawiódł

Sprytne, prawda? Tylko żeby to zadziałało, ktoś powinien ten polski i swojski wszechświat prezydenta ostro zaatakować. I to ktoś, kto naprawdę idzie po władzę, kogo można się po prostu bać. Bo co to za obrońca okopów, skoro nikt z pretendentów na urząd Dudy nie atakuje? Tymczasem o euro właściwie wszyscy powiedzieli to samo (poza Bosakiem i planktonem, ale to za chwilę). Czyli „czemu nie, w sumie tak, ale kiedyś”. O religii w szkole zdaniem niemal wszystkich powinni decydować rodzice, ewentualnie, że prawdziwa katecheza to powinna być w kościele, jak za dawnych lat. Związki partnerskie czy inne cywilne to owszem, może nawet zróbmy referendum, byle bez adopcji i świeckich sakramentów. No a uchodźcy to temat zastępczy, trzeba pomagać kobietom i dzieciom, a najlepiej gdzieś tam na miejscu, gdzie toczy się wojna. Szczepić ogólnie warto, zwłaszcza osoby starsze.

Groteskowa TVPiS jako największe zaniechanie Donalda Tuska

Wszyscy kandydaci łatwo demaskowali pisowską propagandową ustawkę, dla niepoznaki określoną „prezydencką debatą telewizyjną” – mimo że prowadzący po belfersku groził, że będzie przerywał mówiącym nie na temat. Wyszło żałośnie, bo niemal wszyscy przyjęli taktykę ignorowania pytań – może poza tym poczciwcem z Radia Maryja i Waldemarem Witkowskim, który odpowiadał na nie konkretnie i wyraziście. W efekcie nie wyglądało na to, że goście programu migają się od odpowiedzi, lecz że TVP gra pod prezydenta Dudę. A mimo podawania mu piłek wypada blado i nijako. Nawet pytanie „komunijne”, które miało wprost zawstydzić Trzaskowskiego, którego dzieci do komunii nie poszły, nie mogło mu tak naprawdę zaszkodzić – bo ani Polaków to bardzo nie wzrusza, ani prowadzący nie spróbował go w temacie docisnąć.

Poza Jakubiakiem i Piotrowskim właściwie wszyscy walili w pisowski rząd jak w bęben. Niektórzy walili też w cały PO–PiS. Ideowo na tym tle wyróżniali się wyraźnie świecki i postępowy Biedroń oraz odkrycie wieczoru – Waldemar Witkowski. Polityk Unii Pracy spokojnym głosem mówił rzeczy na lewo od Zandberga (euro tak, żeby finansjera nie spekulowała na krajowych walutach, adopcja przez pary homoseksualne – czemu nie, lepiej, żeby dzieci nie wegetowały w sierocińcach), dość przekonujące dla twardej lewicy społecznej, ale także części postkomunistycznej inteligencji. Niejeden lewak czy lewaczka poczuli, jak im się cieplej robi na sercu – bo u Witkowskiego, jak nie pojawiała się spółdzielczość, to Karol Modzelewski…

To nie jest potężny elektorat, ale ze względu na możliwe przepływy Robert Biedroń ma się czego po tej debacie obawiać. Także ruch w sieci sugeruje, że sporo ludzi zechciało się w jej trakcie dowiedzieć, kto zacz ten Witkowski.

Za: Tomasz Sawczuk. Facebook.com
Wyniki wyszukiwania frazy „Waldemar Witkowski”. Źródło: Google Trends

Szymon Hołownia z kolei był błyskotliwy, dość konkretny i tak słuszny i ogólny w tej słuszności, że już bardziej się nie da. Bo kto, poza rodziną Radia Maryja, tak naprawdę lubi ojca Rydzyka? Kto w tzw. szerokim centrum nie widzi, że z tą tacą i nieruchomościami Kościoła coś jest mocno nie w porządku? Kto by nie chciał tworzyć dla biednych Syryjczyków „korytarzy humanitarnych” wspólnie z Caritasem? No i kto z nas nie rozumie, że to euro to w najlepszym razie pieśń odległej przyszłości?

A komu punkty procentowe zabierze Hołownia w pierwszej turze? Minimalnie Biedroniowi, może trochę Trzaskowskiemu, swoich utwierdzi, że w sporze daje radę i potrafi walnąć na odlew. Na przykład tak:

Kosiniak-Kamysz – ogólnie z sensem, ogólnie, że liczy się dialog i że ważne są sprawy ważne, a nie zastępcze. W drugiej turze brałbym w ciemno, ale drugiej tury dla PSL nie będzie.

A Trzaskowski? Spięty jak cholera, choć nie popełnił żadnego błędu. Jakby nastawił się na brutalne ciosy, a tu okazało się, że przeciwnik nie w formie – a on nadal nie dowierzał i jakby czekał, kiedy przeciwnik ostro sfauluje, a sędzia przymknie oko.

Jak wszyscy inni kandydaci w debacie, Trzaskowski mówił swoje. I wyszedł na radykalnego centrowca, co chętnie uderzy w pisowską TVP, ale „totalny” czy „radykalny” nie będzie. W temacie świeckości państwa jest ostrożniejszy nawet od Hołowni, a do tego budować będzie żłobki i przedszkola zamiast przekopywać mierzeję. W pierwszej turze może stracić trochę głosów na rzecz Hołowni, ale z punktu widzenia gry na demobilizację wyborców PiS w turze drugiej to wcale nie najgorszy efekt debaty. Trzaskowski na pewno miał najwięcej do stracenia, bo wciąż ma dobrą passę. We wczorajszej debacie udało mu się zwłaszcza jedno – nie zrobić złego wrażenia.

Cała debata wyglądała jednak tak, jakby ten cały ustawiony przy zielonym stoliku Jacka Kurskiego mecz postanowił wygrać ktoś inny, niż zostało wcześniej dogadane.

Kosiniak-Kamysz nie musi wygrać z Dudą, by zrealizować swoje polityczne cele

Śpiewając Jutro należy do mnie w publicznej telewizji 

Na pytania ułożone pod konserwatywną publiczność, pozornie kłopotliwe, to nie Andrzej Duda, jedynie narodowiec i radykał Krzysztof Bosak z Konfederacji odpowiadał dokładnie tak, jak powinien z uwagi na wyborczą strategię. Celując w swój kilkunastoprocentowy potencjał, idealnie wstrzelał się między miałkiego prezydenta Dudę a kabaretowy plankton z prawicy.

Co zrobił Bosak? Najpierw rzecz oczywistą – szybkie i zwięzłe diagnozy i odpowiedzi wyraźnie na prawo od Dudy, bez niedomówień. A potem zwrot: a teraz, drodzy państwo, porozmawiajmy poważnie. Uchodźcy? Gdyby nie my, toby PiS robił to samo co PO, a poza tym sprowadza nam na potęgę Ukraińców. Małżeństwa homoseksualne? Zastępczy i niepoważny temat, po prostu zepchnijmy LGBT do getta, raz a dobrze, mocą prawa. Religia w szkołach? Dajcie spokój, niech państwo płaci rodzicom, którzy chcą zakładać prawdziwie katolickie i prawdziwie patriotyczne szkoły. Euro? Nie ma i nie będzie, ale powiedzcie lepiej, czemu chcecie razem z Trzaskowskim pogłębiać integrację europejską? No i wreszcie COVID-19 – antyszczepionkowcy dosłyszeli u Bosaka tę samą konspiracyjną nutę, którą sami sobie podśpiewują, a wszyscy pozostali dostali od niego przekaz, że rząd PiS kluczy w sprawie pandemii i ogólnie sobie nie radzi.

Podsumowując – gdybym był korwinistą, ogarniętym ONR-owcem, oczytanym fanem Janusza Walusia, antyszczepionkowcem, ostrym homofobem – miałbym po tej debacie swojego pewniaka. Mało tego. Bo gdybym był po prostu wkurzonym gówniarzem, co chciałby, żeby politycy przestali pierdolić bez sensu, obniżyli podatki, może przy okazji przegonili to całe LBGAGD, pozwolili nam żyć, jak chcemy, i przyznali po prostu, że świat jest dżunglą – to też wiedziałbym, na kogo głosować.

Ilu takich ludzi się zbierze? Zobaczymy za 10 dni. Ale ważniejsze jest coś innego. Na tle skrajnie prawicowego Krzysztofa Bosaka, dumnie śpiewającego Jutro należy do mnie w publicznej telewizji, prezydent Duda wyszedł w debacie na starego, niezdecydowanego pierdołę, który kluczy, uspokaja, mówi naokoło, a tak naprawdę to się boi telefonów z wiadomych ambasad. Wielu wyborców o takich właśnie poglądach przypomni sobie o tym 12 lipca.

Kto wygrał debatę prezydencką w TVP?

Moim zwycięzcą relatywnym debaty prezydenckiej w TVP jest przewodniczący Unii Pracy Waldemar Witkowski, ale w liczbach bezwzględnych i na dłuższą metę wychodzi na to, że – przykra sprawa – Krzysztof Bosak.

To co, Krzysztof Bosak na 15 procent? Nowa inkarnacja Bola? Pytania, które miały być niby kłopotliwe dla Trzaskowskiego…

Opublikowany przez Michała Sutowskiego Środa, 17 czerwca 2020

Na pocieszenie mam to, że Andrzej Duda i PiS przegrali środową debatę po dwakroć. Przegrali w oczach większości normalsów – bo oto jego partia i jego telewizja zorganizowały mu ordynarną ustawkę, a ten nie potrafił jej nawet wygrać. Przegrali w oczach prawicowych młodych gniewnych, bo im po debacie Duda będzie się jawił jako mentalny kuzyn Bronisława Komorowskiego. I na myśl, że mieliby poprzeć go w drugiej turze, zrobi im się niedobrze. Jeśli ten nieplanowany sojusz prezesa Kurskiego z Bosakiem odbierze w drugiej turze parę procent urzędującemu prezydentowi, to może dać w efekcie zwycięstwo demokratycznej opozycji.

Cóż, przynajmniej będziemy wiedzieli, że Duch Dziejów ma poczucie humoru. A jeśli nie ma? Środowa farsa w przebraniu medialnej debaty prezydenckiej już za miesiąc może przynieść tragedię dla PiS, ale jeśli Krzysztof Bosak to nowa inkarnacja Bolesława Piaseckiego, to całą Polskę czekają tragedie dużo poważniejsze.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij