Dla psychologa społecznego historia zbrodni w Gniewczynie to zaprzeczenie naiwnej wiary w idylliczną integrację ludzi różnych kultur. O książce Jakie to ma znaczenie, czy zrobili to z chciwości? Zagłada domu Trynczerów Aliny Skibińskiej i Tadeusza Markiela pisze Michał Bilewicz.
Ta książka zaczyna się jak księga pamiątkowa odległej wsi podkarpackiej, gdzieś pomiędzy Rzeszowem, Przemyślem a Leżajskiem. Tadeusz Markiel przywołuje postaci słynnych mieszkańców Gniewczyny, historie zacnych i patriotycznych rodzin Browińskich, Dałomisów czy Chruścielów – tych od „Montera”. Ten sposób pisania przywodzi na myśl żydowskie jizkor buchy, pełne nostalgicznych wspomnień o rodzinnych stronach autorów. Kolejne rozdziały wyrywają jednak czytelnika z nastroju sentymentalnego. Oto w sielskiej atmosferze podkarpackiej wsi już przed wojną polscy mieszkańcy gardzą swoimi żydowskimi sąsiadami, a niemal każde święto staje okazją do kolejnych wyszukanych antysemickich szykan. Przedwojenne prześladowania są jednak niczym w porównaniu do tego, co w Gniewczynie miało się zdarzyć w latach okupacji. W książce Jakie to ma znaczenie, czy zrobili to z chciwości? Zagłada domu Trynczerów Tadeusz Markiel opowiada o zbrodniach, których był świadkiem jako kilkunastoletni chłopiec. Jest to relacja niezwykła – tak jak jej autor, wychowany na wsi wojskowy mechanik artylerii, a tak naprawdę wrażliwy humanista, prawdziwy erudyta głęboko osadzony w polskiej literaturze.
Dzięki temu mamy do czynienia z relacją na miarę Czy ja jestem mordercą? Calka Perechodnika, której autor patrzy na świat przez pryzmat wszystkich ważnych punktów odniesienia polskiej kultury – chrześcijaństwa, tradycji romantycznej, pozytywistycznych nadziei na postęp i patriotycznych uniesień powstańczych. To właśnie z tej perspektywy emerytowany mechanik przedstawia zbrodnie w domu Trynczerów, gdzie grupa uwięzionych Żydów poddawana była torturom i gwałtom przez swoich polskich sąsiadów, a w końcu wydana na zagładę Niemcom.
Opowieść chrześcijańsko-patriotyczna, podobnie jak opowieść sentymentalno-regionalna to dwie polskie narracje ukrywające dawną przemoc i zbrodnie. Koncentrując się na przeszłych bohaterach i na urokach ziemi ojczystej bardzo trudno opowiadać historię o zbrodni dokonanej przez rodaków. W tego typu narracji sprawców zbrodni traktuje się zwykle jako przestępczy margines, wioskowych chuliganów, wszelakich „ludzi luźnych” – przeciwstawiając ich „zdrowej” większości.
Tadeusz Markiel pokazuje jednak, że zbrodni dokonują nie odszczepieńcy – lecz gorliwi wyznawcy hasła „Bóg-Honor-Ojczyzna”, zaangażowani patrioci i członkowie szanowanych rodzin. Pomimo to nie boi się on nazwać ich „mafią”, która terroryzuje własną społeczność – czasem kolaborując z okupantem, a jednocześnie w pewnym sensie wykorzystując okupantów do własnych niecnych celów. W tym sensie jego analiza bardzo bliska jest socjologicznym analizom przestępczości zorganizowanej (np. Diego Gambetty) – które wskazują na społeczną rolę mafii i jej genezę w czasach okupacji i zamętu. Niemal zawsze gdy brak jest legalnych i uznanych władz pojawiają się struktury mafijne, które reprezentując własną społeczność żerują na niej i sieją przemoc. Markiel opisuje napaści na niewinnych ludzi, których owa mafia (po części pokrywająca się z lokalnymi strukturami dywersji AK) posądzała o kolaborację z wrogiem. Jego opisy znajdują przecież odzwierciedlenie w wydanej niedawno przez Kartę relacji Stefana Dąbskiego (Egzekutor), który również w okolicach Rzeszowa, jako nastoletni żołnierz dywersji dokonywał mordów na Ukraińcach, PPR-owcach oraz domniemanych kolaborantach i ich rodzinach. Zbrodnie na Żydach w Gniewczynie to kolejny dowód na wyradzanie się w czasie okupacji instytucji cieszących się społecznym poważaniem (jak Ochotnicza Straż Pożarna czy Komenda Dywersji AK). Pewnie dlatego też działania katów spotykały się zwykle z milczącym przyzwoleniem pozostałych mieszkańców. I choć relacje nastoletniego chłopca można by pewnie łatwo podważyć, uzupełniająca książkę skrupulatna analiza historyczna Aliny Skibińskiej, która dotarła do chyba wszystkich istniejących źródeł, korespondencji i relacji potomków ofiar, stanowi solidne potwierdzenie faktów przytaczanych we wspomnieniach Markiela.
Dla psychologa społecznego historia zbrodni w Gniewczynie to zaprzeczenie naiwnej wiary w idylliczną integrację ludzi różnych kultur. Od lat trzydziestych psychologowie wierzą bowiem, że częste kontakty pomiędzy sąsiadami są w stanie zapobiec uprzedzeniom i przemocy wobec obcych. Gniewczyna przed wojną była wsią zintegrowaną – żydowscy mieszkańcy niczym nie różnili się od Polaków. Ubierali się identycznie, mówili tym samym językiem, posyłali dzieci do tych samych szkół. Żydzi nie byli tu zamożniejsi od reszty ludności. Rodziny dobrze się znały, do spotkań dochodziło w zasadzie na każdym kroku. Nie zapobiegło to jednak nienawiści, a później – przemocy. Legendy o żydowskim złocie i ukrytym bogactwie wywołały zawiść wobec ludzi, którzy faktycznie byli często znacznie biedniejsi od Polaków. To wystarczyło, by w czasie okupacji doszło do masowego wydawania Żydów Niemcom. Czemu zajścia te miały w Gniewczynie tak brutalny przebieg? Dlaczego sąsiedzi sąsiadów nie tylko wydawali Niemcom, ale też gwałcili i torturowali? Tu również mogły odgrywać pewną rolę przekonania o żydowskim bogactwie. Gdy do sprawców zaczynało docierać, że bogactwo ich ofiar jest mitem, a skazani na zagładę Żydzi to w większości biedacy, pojawiał się dysonans – który mógł wywoływać nadmiarową brutalność. Przemoc pozwalała zagłuszyć pojawiające się wyrzuty sumienia, uzasadniała ludobójcze działania.
Współczesna literatura Holokaustu wiąże ludobójstwo z nowoczesnością i postępem. Idąc tropem Theodora Adorno i Zygmunta Baumana badacze Holokaustu uczynili Adolfa Eichmanna prototypem ludobójcy tamtej epoki, a symbolem tamtych czasów stały się obozy zagłady. Polska szkoła badań nad Holokaustem – do której należą m.in. Jan Tomasz Gross, Jan Grabowski, Barbara Engelking i Alina Skibińska – ukazuje światu zupełnie inne oblicze Holokaustu. Holokaust był na polskich ziemiach dokonywany nie tylko przez „zbrodniarzy zza biurka”. Często miał on oblicze takie jak w Gniewczynie czy Jedwabnem, gdzie to sąsiedzi bili, gwałcili i torturowali sąsiadów. Philip Gourevitch opisując ludobójstwo w Rwandzie pisał, że w tym afrykańskim kraju „sąsiedzi rąbali sąsiadów na śmierć w ich domach, a koledzy mordowali kolegów w miejscu pracy. Księża zabijali parafian, a nauczyciele swoich uczniów”. Tadeusz Markiel i Alina Skibińska pokazują, że tej miary barbarzyństwo może się zdarzyć nawet na podrzeszowskiej wsi.
Tekst pochodzi z tygodnika „Przekrój”.