Kraj

Rodzina 500+ – Szach mat, czy punkt wyjścia do debaty?

Jak z lewicowego punktu widzenia ocenić rok funkcjonowania programu Rodzina 500+?

Zapewne dla wielu osób czytelników tego tekstu miniony rok rządów PiS zdominowała kwestia demontażu demokratycznego państwa prawa i zagrożeń dla obywatelskich praw i wolności, a także wzbierająca, za przyzwoleniem władzy, fala nacjonalistycznej przemocy w przestrzeni publicznej i społecznej. Rozumiem związane z tym emocje i je w pełni podzielam. Warto jednak uzmysłowić sobie, że dla wielu ludzi ten rok był czasem rozbudzonych i w pewnej mierze też zrealizowanych nadziei na państwo bardziej opiekuńcze, na większy poziom socjalnego bezpieczeństwa oraz odzyskanie poczucia godności. Symbolem – zaznaczmy, bardzo namacalnym symbolem – tych nadziei był program „Rodzina 500+”. Jeśli nie przyjmiemy tego do wiadomości i nie spróbujemy na ten fakt konstruktywnie odpowiedzieć, będziemy tylko bezsilnie patrzeć, jak są demontowane kolejne standardy demokratyczne w Polsce, a rządząca ekipa i tak utrzyma szeroką legitymację do dalszego rządzenia. Sugerują to już grudniowe wyniki sondaży, pokazujące, że choć ogromna część Polaków nie popiera działań władzy w kwestii kryzysu parlamentarnego, to i tak jej notowania nie spadają.

Chodzi nie tylko o program świadczeń dla rodzin z dziećmi, ale cały pakiet zmian przyjętych w minionym roku – od wprowadzenia 13-złotowej stawki godzinowej i podniesienia płacy minimalnej, po leki dla seniorów oraz dopiero co zainicjowany program Mieszkanie+. Jednak program Rodzina 500+ to dotąd największa i najbardziej spektakularna składowa całej polityki społecznej, nawet więc gdyby nie towarzyszyły mu działania na innych polach, i tak robiłby wielkie wrażenie. Efekty programu dotyczą nie tylko prawie 3 mln rodzin, którym przyznano w minionym roku świadczenie, ale też wielu osób nie korzystających z niego bezpośrednio. Otrzymują oni bowiem sygnał, że władza o byt obywateli się troszczy i wzmacnia nadzieję na to, że w przyszłości obiektem tej troski będą nie tylko rodziny z dwójką i więcej dzieci.

Przed środowiskami lewicy twardy orzech do zgryzienia. W minionym roku lewica radziła sobie z nim na różne sposoby: krytykując, afirmując, pomijając oraz – co najbardziej przeze mnie popierane – sugerując potrzebę modyfikacji programu Rodzina 500+ i całej polityki społecznej przezeń zdominowanej. Przyjrzyjmy się bliżej tym postawom.

 Postawa pominięcia

Podejście to opiera się na uznaniu, że skoro najważniejsze i najbardziej pilne zagrożenia płynące z obecnego układu politycznego dotyczą nie ładu społeczno-ekonomicznego, lecz porządku ustrojowego i praw obywatelskich (niekiedy też – praw człowieka), sensowne jest przerzucanie całego zaangażowania właśnie na te zagadnienia. W związku z tym Rodzina 500+ i inne działania (bądź zaniechania) władzy w sferze socjalnej nie stanowią tematu sporu lub pojawiają się w nim okazjonalnie, na marginesie gorących wydarzeń o stawce „ogólnospołecznej”. Pogląd ten ma pewne racjonalne podstawy (i dlatego tak łatwo mu ulec), ale też kryje poważną pułapkę. Programy rządowe nie napotykają wówczas kontry wyrażającej wrażliwość i argumenty lewicowej części socjopolitycznego spektrum. Trudno skrytykować wówczas choćby wątpliwy kształt programu Rodzina 500+ z punktu widzenia sprawiedliwości społecznej, czyli to, że niezbyt zamożna matka z jednym dzieckiem, pracująca za nieco ponad minimalne wynagrodzenie, może nie dostać wcale świadczenia, podczas gdy nawet bardzo bogata rodzina z trójką dzieci otrzyma od państwa 1000 złotych. Dodatkowo, uznając sprawy socjalne za niewymagające większej uwagi, tracimy z pola widzenia wiele tych problemów i wyzwań, wobec których rząd PiS wykazuje opieszałość. Przykładem może być konsekwentnie ignorowana przez cały rok 2016 sprawa tzw. wykluczonych opiekunów niepełnosprawnych, którzy bezskutecznie domagają się realizacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego w ich sprawie i respektowania ich praw do zabezpieczenia finansowego. Lewica powinna tę sprawę (podobnie jak wiele innych) dostrzegać i głośno podnosić. Gdy nikt poza obozem władzy nie będzie pokazywał, że na poważnie zajmuje się sprawami socjalnymi, obywatele, dla których sprawy te z powodów życiowych lub ideowych są ważne, będą mieli poczucie, że tylko na formację rządzącą mogą w tej materii liczyć, co oczywiście utrwali jej polityczną hegemonię.

 Postawa afirmacji

Drugą postawę – wedle mojego oglądu na lewicy również dość popularną – cechuje raczej afirmacja, dotyczy to szczególnie programu 500+, ale niekiedy też ogólnego kierunku przemian społeczno-ekonomicznych wprowadzanych przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Postawę taką widać np. w komentarzach części publicystów związanych ze środowiskiem „Nowego Obywatela”, choć nie tylko tam. Reprezentanci tej postawy nie zawsze postrzegają Rodzinę 500+ bezkrytycznie, dostrzegają pewne słabości programu, jednak w dyskusjach publicznych skłonni są silnie akcentować raczej korzyści i bronić programu przed wszelką krytyką.

Lewica, która w kwestiach socjalnych gotowa jest po prostu przyklasnąć prawicowej i hołdującej chadeckiemu modelowi społecznemu władzy, może jawić się w oczach prospołecznego elektoratu jako zbędna.

Dla podejścia tego również można znaleźć uzasadnienie (wszak dyskutowany program przynosi ważne korzyści, jak choćby radykalne zmniejszanie ubóstwa wśród rodzin z dziećmi), jednak i ta postawa zawiera pułapkę, nieco podobną do tej związanej z „postawą pominięcia”. Nie wykorzystuje się bowiem tym samym szansy do wyartykułowania słabości i negatywnych skutków ubocznych programu, a także legitymizuje obóz władzy, zarówno w jego socjalnych poczynaniach, jak też – nawet pośrednio i niezamierzenie – w ogólnym kierunku jego polityki. Lewica, która w kwestiach socjalnych gotowa jest po prostu przyklasnąć prawicowej i hołdującej chadeckiemu modelowi społecznemu władzy, może jawić się w oczach prospołecznego elektoratu jako zbędna.

Postawa krytyki

To podejście – częstsze w środowiskach liberalnych – jest stosunkowo słabo obecne w głównym nurcie lewicowej publicystyki i życia partyjnego. Mało która formacja lewicowa czy pojedynczy komentator w sposób wyrazisty i systematyczny poddaje program krytyce i właśnie na tej krytyce próbuje budować swój polityczny przekaz. Co najwyżej punktuje się niewystarczalność programu, postuluje konieczność jego modyfikacji, a przede wszystkim obudowania innymi działaniami, wreszcie wskazuje na jego niepewną przyszłość, jeśli chodzi o finansowanie. Ostrzejsza krytyka pojawia się sporadycznie, np. we wcześniejszych wypowiedziach Barbary Nowackiej, która przeciwstawiała „transferowy” program Rodzina 500+ strategii opartej na usługach publicznych (głównie żłobkach i przedszkolach) oraz aktywizacji zawodowej kobiet. Wydaje się jednak, że totalna krytyka programu Rodzina 500+ byłaby również niewskazana. Po pierwsze, oznaczałaby niesłuszne pominięcie niewątpliwych społecznych walorów programu, a po drugie upodabniałaby lewicową krytykę do tej, jaką stosują neoliberałowie. To zaś zamykałoby drogę do porozumienia z tą częścią społeczeństwa, o której przychylność lewica musi z obecną władzą konkurować, a która bezpieczeństwa socjalnego wyraźnie oczekuje. Postawa krytyczna może natomiast stanowić punkt odniesienia dla czwartej z możliwych postaw, którą nazwałbym „poszukiwaniem alternatywy”.

Poszukiwanie alternatywy

W tej postawie liczy się nie tylko umiejętność wyważenia realnie słabych i mocnych stron programu, ale też sformułowania na tej podstawie przekonującej społecznie i ekonomicznie alternatywy, a wreszcie zdolność stworzenia wokół tego narracji, która skutecznie trafiałaby do opinii publicznej. Wydaje mi się, że taką alternatywę można zarysować w siedmiu punktach.

Po pierwsze, uznać trzeba, że rodzinie należy się wsparcie, przy czym adresowane nie tylko do osób najbardziej potrzebujących. Polityka społeczna nie może być ręką podaną tym, którzy sobie nie radzą, lecz raczej wsparciem kompensującym koszty, jakie towarzyszą wychowaniu dziecka oraz stwarzającym możliwości rozwoju członkom rodzin objętych pomocą. Można poprzeć ideę 500+ jako świadczenia uniwersalnego, choć niekoniecznie w obecnej formie, w której przyjęto próg dochodowy dla rodzin z jednym dzieckiem i to wcale nieszczególnie wysoki.

Po drugie, bezpośrednie wsparcie pieniężne powinno być ważnym (choć nie podstawowym, jak to ma miejsce obecnie) elementem polityki rodzinnej. Nie należy więc przeciwstawiać rzekomo „złych” transferów pieniężnych „dobrym” usługom publicznym, tylko szukać optymalnej ich kombinacji, możliwej do przyjęcia przy posiadanych zasobach.

Po trzecie, trzeba powiedzieć wprost, że program Rodzina 500+ jest bardzo dyskusyjny z punktu widzenia sprawiedliwości społecznej i dlatego wymaga pilnej korekty. Jak już wspominałem, trudno z lewicowego punktu widzenia bronić programu, w wyniku którego bardzo zamożna rodzina z trójką dzieci otrzyma co miesiąc 1000 złotych, a zarabiająca nieco tylko ponad krajową płacę minimalną samotna matka nie dostanie nic. Jeśli państwo nie jest skłonne lub nie jest w stanie dać 500 złotych na każde dziecko, to trzeba zacząć rozmawiać o zmianie kryteriów tak, by bardziej odpowiadały potrzebom. Można pomyśleć o upowszechnieniu świadczenia, ale kosztem jego zmniejszenia (np. 250 złotych, ale na każde dziecko), ewentualnie o upowszechnieniu świadczenia, ale kosztem wprowadzenia wysokiego progu dla wszystkich (np. 500 na każde dziecko, ale tylko dla gospodarstw z dochodem poniżej około 2000 złotych na osobę w rodzinie, a więc w okolicach progu uprawniającego do świadczenia becikowego). Możliwości jest wiele, warto odważnie ich szukać, nie zapominając przy tym o horyzoncie społecznej sprawiedliwości.

Po czwarte, warto przypominać, że polityka rodzinna (a tym bardziej szeroko rozumiana polityka społeczna) powinna realizować – przy pomocy zróżnicowanych instrumentów – cały szereg precyzyjnie i jasno określonych celów (jak umożliwienie aktywności zawodowej obojga rodziców, godzenia pracy z opieką, dostępu do usług publicznych, wyrównywania nie tylko dochodu, ale także szans osób z rodzin o różnym pochodzeniu itd.). Znacznie większą rolę muszą tu odgrywać usługi opiekuńcze wobec osób zależnych w różnym wieku, poczynając od fazy żłobkowej. Należy o to zabiegać, ale nie wyłącznie głosząc, że „zamiast 500 + potrzebne są powszechnie dostępne żłobki”, tylko przedstawiając wiarygodne koncepcje, co zrobić, by dostęp do publicznej infrastruktury opieki nad małymi dziećmi systematycznie się zwiększał.

Po piąte, nie należy wypierać ani lekceważyć głosów dotyczących potencjalnych negatywnych ubocznych skutków programu, np. dla poziomu aktywności zawodowej części kobiet wraz z dramatycznymi konsekwencjami emerytalnymi. Wprawdzie ocena dotychczasowego wpływu programu 500+ na rynek pracy bywa sporna, gdyż np. dane płynące z badań BAEL, mówiące o wzroście liczby kobiet deklarujących brak aktywności zawodowej ze względu na obowiązki rodzinne, można interpretować nie tyle jako efekt 500+, ile jako efekt rosnącego obciążenia opieką nad osobami starszymi w rodzinie. Nie należy jednak wykluczać – sugeruje to i dobrze uzasadnia w swych prognozach fundacja CENAE – że w pewnych grupach społeczno-demograficznych skłonność do opuszczenia rynku pracy może się pod wpływem tego programu zwiększyć. Trzeba zdawać sobie sprawę z tych uwarunkowań i konsekwencji oraz mierzyć się z nimi, zamiast z góry dezawuować wszelkie wątpliwości jako skażone postawą redukcji człowieka do jego użyteczności rynkowej czy możliwości wyzysku przez pracodawcę.

Skoro grupy zamożniejsze mogą korzystać z dobrodziejstw państwa opiekuńczego na równych lub zbliżonych prawach do warstw mniej zamożnych, powinny w zamian więcej dołożyć do wspólnej kasy.

Po szóste, warto wskazać, że powszechnym świadczeniom pieniężnym na dzieci – zwłaszcza jeśli chcielibyśmy obudować je równie powszechnymi usługami publicznych – powinno towarzyszyć zwiększenie progresji podatkowej. Realne, a nie tylko symboliczne, jakie miało miejsce przy okazji zmiany w kwocie wolnej od podatku. Przemawia za tym nie tylko potrzeba zwiększenia środków budżetowych na bardziej hojną politykę społeczną i zapewnienie jej finansowej stabilności, ale także względy pryncypialne. Skoro grupy zamożniejsze mogą korzystać z dobrodziejstw państwa opiekuńczego na równych lub zbliżonych prawach do warstw mniej zamożnych, powinny w zamian więcej dołożyć do wspólnej kasy. Na tym z grubsza rzecz biorąc polega socjaldemokratyczna umowa społeczna, która przez lata przetrwała w krajach nordyckich. Tymczasem obecna władza w Polsce z jednej strony wprowadza świadczenia według formuły nieco przypominającej socjaldemokratyczne wzorce, a z drugiej rezygnuje z planów zwiększenia progresji rodzimego systemu podatkowego – tego, który przed niemal dekadą sama niemiłosiernie spłaszczyła, czyniąc go jeszcze mniej sprawiedliwym.

Po siódme, nie wystarczy przyjęcie strategii, która uwzględniłaby choćby część zaproponowanych powyżej założeń. Potrzeba jej żywego komunikowania w debacie publicznej. W kolejnych miesiącach rząd planuje przeprowadzić przegląd programu. Warto, by kręgi lewicowe już teraz przygotowywały się do wykorzystania tej okazji, żeby sformułować skuteczny przekaz własnej alternatywy na tym polu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Rafał Bakalarczyk
Rafał Bakalarczyk
Doktor nauk społecznych
Doktor nauk o polityce publicznej, współredaktor naczelny pisma „Polityka senioralna”, członek komisji ekspertów ds. osób starszych przy RPO, współpracownik m.in. Fundacji Norden Centrum, OMS im. Ferdynanda Lassalle'a. Magazynu Kontakt i portalu Więź.pl. Ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Zajmuje się polityką społeczną, głównie senioralną, rodzinną, wobec osób z niepełnosprawnościami, opieką długoterminową oraz ubóstwem i wykluczeniem.
Zamknij