Gospodarka

Nie znam się, to się wypowiem

Nauka, choć ma wiele wad, jest dotąd naszą najlepszą bronią przeciw „zdrowemu rozsądkowi”.

Ręce mi dziś rano opadły, gdy przeczytałem kuriozalną replikę Wojciecha Maziarskiego na zarzuty Jacka Żakowskiego. Co można powiedzieć? #gdziebylredaktor ewentualnie #dlaczegosobietopanrobi? Zresztą zobaczcie sami: 

Żakowski […] podpiera się publikacjami naukowymi, których nie czytałem, oraz konferencjami, w których nie uczestniczyłem. Nie wiem, skąd się w lewicy bierze ta odwieczna potrzeba ubierania ideologicznych pomysłów w szaty „światopoglądu naukowego”.

Pozostawiam Wojciecha Mazierskiego z jego rozterką, bo interesuje mnie coś innego. Doprawdy nie wiem, skąd bierze się u naszych publicystów tendencja do rzucania różnych pomysłów bez żadnego sensownego uzasadnienia, podparcia się jakimiś danymi, badaniami czy właściwie czymkolwiek. Niedawno np. Dominika Wielowieyska UJAWNIŁA, że przez Kartę Nauczyciela nie wyszliśmy z naszej grupy na Euro 2012. Pomysły podobnie wysokich lotów mają różni niezawodni eksperci, jak np. Jeremi Mordasewicz. W końcu doszło do tego, że gdy jakiś publicysta przed napisaniem artykułu obciąża swoje krzesło balastem danych i faktów, tak by zbytnio nie odlecieć, wytacza się przeciw niemu najcięższe w polskiej debacie oskarżenie. Ideologia!

Oczywiście, nie ma bezstronnych ekspertów, a przy interpretacji statystyk wypada być równie ostrożnym, co przy wejściu na wybieg dla niedźwiedzi w zoo. Mimo wszystko warto korzystać z danych i prac badawczych. Nauka, choć ma wiele wad, jest dotąd naszą najlepszą bronią przeciw „zdrowemu rozsądkowi”. A ten, jak uczy doświadczenie, często bywa największym wrogiem dla polityków, dziennikarzy, w efekcie nas wszystkich.

Nie trzeba się szczególnie wysilać, by znaleźć przykład. W Łodzi, gdzie staram się mieszkać, urzędnicy nie marzą chyba o niczym innym niż o rozbudowie sieci dróg. Co i rusz pojawiają się kolejne pomysły: poszerzymy taką a taką ulicę, tu się zrobi tunel dla tramwajów, tu zbudujemy nową drogę, tu wyburzymy starą kamienicę. Wszystkiemu winne oczywiście korki, a korki robią się dlatego, że mamy za mało ulic, za mało pasów ruchu. Inne miasta pewnie też mają te same problemy. Ale czy receptą na komunikacyjne fiasko faktycznie jest więcej asfaltu? Długo mnie to nurtowało, więc choć nie mam samochodu, kupiłem sobie parę książek o transporcie i polityce miejskiej i porozmawiałem z kilkoma działaczami łódzkiego Fenomenu, organizacji która zajmuje się m.in. polityką transportową miasta. Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Okazało się, że dodawanie nowych pasów ruchu do zatłoczonych dróg jednak nie jest najlepszym rozwiązaniem. Wszystko dlatego, że każdy dodatkowy pas ma mniejszą przepustowość. Tom Vanderbilt, autor książki Traffic, opisał badania dwóch kanadyjskich naukowców, z których wynika, że przez skrzyżowanie dwóch dróg jednopasmowych w ciągu godziny przejedzie około 625 pojazdów. Po drugim pasie przejadą już tylko 483 samochody, po trzecim – 385. Poza tym te pierwotnie przejezdne ulice już wkrótce i tak będą zapchane, bo kierowcy przekonani, że w ten sposób oszczędzają czas, wybiorą nową trasę. Z innej beczki: przyczyną korków często są różne wydarzenia losowe, np. kraksy. Ekonomista Thomas Schelling policzył, że gdy kierowcy zwalniają, by popatrzeć na wypadek, średnia prędkość na drodze maleje o 12,7 proc.  Nietrudno dotrzeć do tych badań, mimo wszystko rzadko się z nimi spotykam, gdy czytam o kolejnych pomysłach rozwiązania problemu korków. Rozum samochodziarski wygrywa, a komfort poruszania się po mieście maleje.

Albo weźmy inną sprawą. Skąd wzięło się przekonanie, że wszyscy nagle zaczniemy odkładać więcej pieniędzy na przyszłe emerytury? Zgodnie z panującą mądrością ekonomiczną wszyscy nagle powinni zacząć ładować pieniądze na Indywidualne Konta Emerytalne i samodzielnie wybierać Otwarte Fundusze Emerytalne. Wybór jest duży, w zasadzie przytłaczający. Ja dałem się wylosować i naprawdę nie sądzę, by była to gorsza decyzja, niż gdybym wybrał fundusz samodzielnie. Badania pokazują, że nie jestem sam. Ludzie z reguły nie myślą o tym, ile powinni oszczędzać i w co inwestować. W Stanach np. zmierzono kiedyś, ile czasu poświęca się na podejmowanie decyzji o inwestycjach emerytalnych. Aż 58 proc. respondentów odpowiedziało, że zajęło im to mniej niż godzinę. To mniej więcej tyle czasu, ile co tydzień poświęcam na zrobienie listy zakupów. Co powinno się zrobić na „zdrowy chłopski rozum”? Trzeba by kształcić! Edukacja ekonomiczna to brzmi dumnie, prawda? Zgadza się to ze dominującym w ekonomii przekonaniem, że to brak informacji przeszkadza nam w podejmowaniu roztropnych decyzji. Ale nauka jest trudna. Richard Thaler i Cass Sunstein, odpowiednio ekonomista behawioralny i prawnik, w bardzo ciekawej (i raczej nieszczególnie lewicowej) książce Nudge opisali historię dużej amerykańskiej firmy, która chciała pomóc pracownikom w podejmowaniu jak najlepszych decyzji o emeryturach. Zorganizowano dla nich szkolenie z podstaw finansów i by sprawdzić jego skuteczność urządzono dwa testy jednokrotnego wyboru – przed i po szkoleniu. Efekt? Przed szkoleniem średni wynik to 54 proc. poprawnych odpowiedzi, po szkoleniu – 55 proc. Nawet gdybyśmy rozwiązywali test na ślepo, powinniśmy osiągnąć wynik w granicach 50 proc. Ale może to szkolenie było słabe. Zdarza się. Gdyby nawet było najlepsze, nie ma gwarancji, że wiedza przełoży się na to, co zrobią z nią ludzie. Żeby się o tym dowiedzieć, wystarczy przeczytać pracę jakiekolwiek psychologa społecznego. Być może więc nie ma co liczyć, że każdy sobie sam zaoszczędzi na emeryturę i trzeba nam w tym jakoś pomóc?

Pozostaje jeszcze odpowiedź na pytanie o to, skąd wzięła się niechęć do „światopoglądu naukowego”. I choć się nie znam, to się wypowiem (bo to przecież stara dobra publicystyczna tradycja). Całkiem na miejscu będą tu słowa pewnego filozofa: „Jeśli teoria nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla faktów”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Bożek
Jakub Bożek
Publicysta, redaktor w wydawnictwie Czarne
Publicysta, redaktor inicjujący w wydawnictwie Czarne, wcześniej (do sierpnia 2017) redaktor prowadzący w Wydawnictwie Krytyki Politycznej. Absolwent Centrum Kształcenia Międzynarodowego Politechniki Łódzkiej i socjologii na Uniwersytecie Łódzkim. Redagował serwis klimatyczny KP. Otrzymał drugą nagrodę w konkursie w Koalicji Klimatycznej „Media z klimatem!”. Współtworzył Klub Krytyki Politycznej w Łodzi.
Zamknij