Gospodarka

Majmurek: Rockefellerowie peryferii

Nie mam pretensji do naszych milionerów, że zarabiają na tym, na czym zarabiają. Chciałbym tylko, by państwo wspierało bardziej innowacyjne przedsięwzięcia.

Publikowana co roku przez tygodnik „Wprost” lista stu najbogatszych Polaków nie mówi nam oczywiście o tym, jak żyje się większości z nas, ale zawiera pewne cenne informacje. Przyglądając się, skąd biorą się pieniądze naszej elity finansowej, można dowiedzieć się wielu rzeczy. Często sprzecznych z dominującym w mediach obrazem polskiej gospodarki.

Miliarderzy rządowi

Ranking pokazuje przede wszystkim, jak wielką rolę w tworzeniu fortun odgrywało państwo. Majątki wielu bohaterów rankingu tygodnika biorą swój początek w prywatyzacjach lat 90. Państwowe, utworzone jeszcze w PRL firmy, były wtedy sprzedawane inwestorom, często po nieszczególnie zawyżonej wartości. Ci restrukturyzowali, racjonalizowali, po czym bardzo często sprzedawali je z wielkim zyskiem silniejszym w danym sektorze rynku graczom zagranicznym. Dotyczy to zwłaszcza przedsiębiorstw w przemyśle maszynowym czy energetycznym.

Wiele fortun pochodzi także z sektorów żyjących z publicznych pieniędzy bądź silnie regulowanych przez państwo. Najbogatsi zarabiali na budowie autostrad, energetyce czy telewizji naziemnej (podział niewielkiej liczby koncesji w erze przedcyfrowej zależał ściśle od decyzji instytucji państwowych). Wbrew opinii części telewizyjnych ekspertów państwo wcale więc nie „przeszkadzało” swoimi interwencjami przedsiębiorcom, wręcz przeciwnie.

Magnaci podwykonawstwa

W jakich branżach najbogatsi zarobili swoje pieniądze? Dominuje bankowość, handel, nieruchomości, różnego rodzaju usługi – od kurierskich, przez ochroniarskie, po outsourcing pracy. Mniejszość zarabia na przemyśle. A jeśli już, to nie są to te jego gałęzie, które we współczesnej gospodarce są najbardziej zyskowne i innowacyjne. Na liście dominują przedstawiciele przemysłu spożywczego, meblarskiego, drzewnego, odzieżowego i wydobywczego. Są producenci napojów gazowanych, jogurtów, pokryć dachowych, ogrodzeń ogrodowych, drzwi, mebli biurowych, ropy i gazu. Ci z najbardziej zaawansowanych branż produkują tabor kolejowy, maszyny górnicze, w najlepszym wypadku leki.

W pierwszej setce najbogatszych Polaków nie ma praktycznie przedstawicieli najbardziej dziś zyskownych, innowacyjnych, a przy tym kapitałochłonnych sektorów: IT, technologii komputerowych, biotechnologii. W branży IT działają właściciele Comarchu i Asseco, w związku z przejęciem Polkomtela działania wymagające dużych nakładów kapitałowych i technologicznych wydaje się wchodzić także imperium Zygmunta Solorza-Żaka, ale poza tym w większości wypadków nasi najbogatsi nie są liderami technologicznych innowacji. Nawet produkujący niegdyś komputery Roman Kluska dziś prowadzi ekologiczne gospodarstwa produkujące kozi ser.

Przy tym wielu polskim bogaczy pracuje jako podwykonawcy większych, bardziej zaawansowanych globalnych graczy. W rankingu „Wprost” ciągle można przeczytać opisy typu: „Pod Poznaniem rozbudowuje fabrykę kapsułek żelatynowych […] gdzie na zamówienie koncernów farmaceutycznych wytwarza leki […]. Druga z przemysłowych spółek rodzinnego holdingu […] wytwarza obudowy do telewizorów. Ich głównym odbiorcą jest koreański potentat LG”. „Po 20 latach firma osiągnęła pozycję lidera przetwarzania szkła dla budownictwa w Europie”. „Nakrętki produkowane przez jego firmę […] można zobaczyć na butelkach polskich i zagranicznych wódek”. „Pianki i gąbki produkowane tą firmę znajdują się w materacach firmy Ikea, foteli samochodowych, a nawet wyścielają wnętrza butów”.

Królowie jogurtów

Wszystko to pokazuje peryferyjny charakter polskiej gospodarki. Tworzone tu fortuny nie są nagrodą za technologiczne, przemysłowe i biznesowe innowacje; nasi miliarderzy nie wyznaczają żadnych trendów i nie udało im się stworzyć żadnej mocnej, globalnej marki. Jakie konsekwencje ma to dla naszej gospodarki? Na pewno sprawia, że jest ona silnie uzależniona nie tylko od rynków, ale także od płacących jej za podwykonawstwo podmiotów z zewnątrz. Gospodarka oparta na produkcji okien, jogurtów i jajek czy usługach ochroniarskich nie stworzy ciekawych, dobrze płatnych miejsc pracy, które mogłyby wchłonąć wykształconą populację.

Obywatelstwo i podatki

Nie mam pretensji do naszych miliarderów i milionerów, że zarabiają na tym, na czym zarabiają. Niech zarabiają nawet więcej. Chciałbym tylko, by państwo potrafiło wspierać mniej peryferyjne, bardziej innowacyjne, mogące przynieść rozwój i lepsze miejsca pracy przedsięwzięcia. I by tych, którzy mają i tak bardzo dużo, potrafiło przyzwoicie opodatkować – proporcjonalnie do ich majątku. PiS zrobił za swoich rządów prezent najbogatszym, znosząc podatek spadkowy. Na liście „Wprost” zaczynają się już więc pojawiać przedstawiciele drugiego pokolenia milionerów, z przekazanymi przez ojców i matki majątkami, których nie nadszarpnął fiskus.

Ciekawe też jest, ilu z „najbogatszych Polaków” płaci podatki w Polsce, a ilu rozlicza się z urzędem skarbowym na Cyprze, wyspie Guernsey czy na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych? Gdyby „Wprost” dołączył za rok do swojej listy takie informacje, mógłby być z niej jeszcze większy pożytek.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij