Piotr Kuczyński

System emerytalny to neverending story

Mateusz Morawiecki mówił dwa tygodnie temu, że „nie ma jeszcze ostatecznych ustaleń, jeśli chodzi o OFE i to jest uczciwa odpowiedź”. Ta odpowiedź nie jest jednak zadowalająca.

Mogłoby się wydawać, że na temat systemu emerytalnego wszystko już powiedziano, ale okazało się, że tak nie jest, a winnym tego stanu rzeczy jest brak porozumienia wewnątrz rządu na temat losu OFE.

Pogłoski o OFE krążyły na rynku od dawna (i zapewne dlatego część funduszy inwestycyjnych opuszczała GPW), ale kropkę nad i postawił wicepremier Mateusz Morawiecki mówiąc dwa tygodnie temu, że „nie ma jeszcze ostatecznych ustaleń, jeśli chodzi o OFE i to jest uczciwa odpowiedź”. Kto i z czym się nie zgadza?

Europa potrzebuje podwyżki

W poniedziałek 25 września dwie gazety („Rzeczpospolita” i „Dziennika Gazeta Prawna”) na swoich pierwszych stronach informowały, że reforma OFE została odłożona na półkę, a Sejm niedługo będzie pracował jedynie nad Pracowniczymi Programami Kapitałowymi – dotychczas mówiono, że obie reformy będą uchwalana równolegle.

Przypomnijmy, o co chodzi, bo warto temat śledzić, jako że rozwiązania nie tylko będą wpływały na notowania na GPW, ale i na wysokość naszych emerytur. Otóż wicepremier Morawiecki chciał, żeby 25 procent portfela obecnych OFE przeszło do Funduszu Rezerwy Demograficznej, a 75 procent zmieniłoby się z OFE na normalne TFI, czyli de facto ta część przeszłaby definitywnie w prywatne ręce ludzi, którzy wcześniej płacili składki do OFE.

Słowo „definitywnie” ma tu podstawowe znaczenie – żaden polityk nie mógłby już zmienić przeznaczenia tych pieniędzy. Nic dziwnego, że (jak wieść gminna niesie) minister Elżbieta Rafalska (minister w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej) oraz minister Henryk Kowalczyk (przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów) są takiemu rozwiązaniu przeciwni. Podobno chcą, żeby całość OFE przeszła do FRD.

Ja nawet to stanowisko potrafię zrozumieć. Program 500+ i inne proponowane programy socjalne wymagają potężnych środków. O nie na razie jest stosunkowo łatwo, ale jeśli gospodarka polska wejdzie w fazę cyklicznego osłabienia (to norma w gospodarce kapitalistycznej), nie mówiąc już nawet o światowym kryzysie (bardzo prawdopodobnym), to budżet z pewnością wydatków nie udźwignie, a limit zadłużenia zapisany w Konstytucji (60 procent PKB) uniemożliwi dalsze zadłużenie państwa.

Należałoby wtedy odebrać ludziom to, co hojną ręką im dawano w okresie dobrej koniunktury, czyli tak naprawdę należałoby popełnić polityczne seppuku… Nic dziwnego, że są politycy, którzy przewidując taki obrót sytuacji, chcą zapewnić sobie potężny bufor w postaci 180 mld złotych z OFE.

Wicepremier Morawiecki też oczywiście o tym wie, ale wie też, że przejęcie OFE przez FRD po pierwsze zantagonizuje wielu wyborów. Po pierwsze, ale nie najważniejsze, bo Polacy już chyba z tymi kolejnymi rozbiorami OFE się pogodzili (pierwszy rozbiór – przejęcie i umorzenie obligacji – popierałem).

Po drugie, jednak do FRD nie przejdą akcje o wartości 180 mld złotych tylko o kilkadziesiąt procent mniejszej. Dlaczego? Dlatego, że zapowiedź takiej decyzji doprowadziłaby do exodusu inwestorów z GPW (szczególnie zagranicznych), a to drastycznie obniżyłoby ceny akcji. Wiele spółek stanie się spółkami skarbu państwa, bo połączone procentowe udziały każdego z OFE w jakiejś spółce po przekazaniu jednemu podmiotowi (państwowemu) spowodują, że rządzić tam będzie skarb państwa.

Po trzecie, możliwość potężnej podaży akcji (gdyby potrzebne były budżetowi środki na cele społeczne) na długie lata sprowadziłyby GPW do roli szczątkowej, nieistotnej, pseudogiełdy. Czy jest się czym martwić z tego powodu? Co prawda zmniejszą się emerytury, ale zależą ona w tak małym stopniu od wartości portfela w OFE, że mało kto się tym przejmie. Dużo gorsze jest jednak to, że uderzenie w GPW pozbawi gospodarkę, na której zależy Morawieckiemu, jednego, ważnego filara, dzięki któremu spółki mogły pozyskiwać kapitał.

Teraz już wiadomo (chyba), że OFE na razie pozostaną w obecnej formie. Z tego wynika, że będzie to forma rezerwy – jeśli rządowi zabraknie pieniędzy to niewątpliwie po akcje z OFE sięgnie. Będzie to swego rodzaju miecz Damoklesa wiszący nad giełdą. Nie spadnie on ani w tym, a nie zapewne w przyszłym roku, więc GPW w chwili publikacji wspomnianych wyżej tekstów udawała, że nie ma się czym przejmować. Dwa lata dla współczesnych rynków finansowych to wieczność.

Teoretycznie giełdzie ma być dostarczona „podpórka”, czyli wspomniane wyżej Pracownicze Programy Kapitałowe (PPK). To dzięki nim nasze emerytury mają być wyższe (coś nam to przypomina?), a giełda dostanie dodatkowe, spore pieniądze. Na czym ma to polegać? Przedstawię sprawę w dużym skrócie, bo w tym tekście nie miałem opisywać PPK.

Obecnie pracujący na etacie Polak odprowadza ze swojego wynagrodzenia 19,52 procent do ZUS i OFE – środki odprowadzane są przez pracownika i pracodawcę, po 50 procent każdy. My zajmiemy się tutaj pracownikiem, bo to od jego decyzji będzie zależało, czy program się przyjmie (pracodawcy zachwyceni nie będą…). Do PPK wpłacać będziemy dodatkowe środki. I bardzo ważne jest tu słowo „dodatkowe”.

Oprócz obecnej składki, czyi 9,76 procent (połowa 19,52 procent) będzie trzeba płacić do PPK dodatkowe 2 procent, a pracodawca będzie dopłacał 1,5 procent. Te dwa procent będziemy mogli docelowo zwiększyć do 4 procent z dopłatą pracodawcy też 4 procent. Poza tym państwo da nam prezent na wejściu (250 zł.) i pod pewnymi warunkami dopłaci rocznie 6 procent płacy minimalnej (obecnie 120 zł. za rok). System na początku będzie obowiązkowy, ale każdy będzie mógł się z niego wypisać.

Wygląda obiecująco? Tak, o ile, po pierwsze, Polacy zgodzą się z potrącaniem dodatkowych środków ze swojego wynagrodzenia. Po drugie, jeśli będą wierzyli, że zarządzający funduszami nie trafią w jakiś światowy kryzys, który część pieniędzy zabierze. Po trzecie, jeśli Polacy dojdą do wniosku, że zmiany będą trwałe. Po czwarte, jeśli uwierzą, że rząd nie przejmie OFE rujnując polską giełdę – bo przecież fundusze zarządzające PPK będą na niej inwestowały, więc wyniki będą zależne od losów GPW.

Kolonizacja na prawie Morawieckiego

Wiele warunków? Zgadzam się, wiele. Dlatego też poważnie się obawiam, że większość Polaków szybko się z PPK wypisze, a jeśli pojawi się światowy kryzysy, to jeszcze szybciej niż szybko. Większość moich kolegów, zarządzających funduszami, wierzy, że z powodu PPK na giełdę będą płynęły miliardy złotych. PPK zajmą więc według nich miejsce dawnych OFE.

Żeby to właśnie ci moi koledzy mieli rację, a nie ja, konieczne jest, żeby nie odkładać tematu „los OFE” na półkę. Żeby wicepremier Morawiecki był w stanie szybko (znowu ważne słowo) przeforsować swój pomysł (opisany na początku tekstu). Jeśli bowiem OFE będą w poczekalni jako swoista rezerwa budżetowa to nie rokuję powadzenia programowi PPK, co będzie początkiem zagłady GPW.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij