Piotr Kuczyński

Malezyjski boeing przyczyną wojny gospodarczej?

Poważne sankcje gospodarcze oczywiście najbardziej zaszkodzą Rosji, ale odczują to też i kraje sankcje nakładające – najmocniej Polska, najmniej USA.

Tekst miał być kontynuacją poprzedniego – tego o zależności płac CEO od wyników spółek. Uzupełnieniem tego badania było bowiem inne, w którym okazało się, że według Amerykanów demokracja w USA nie działa, a krajem rządzą rodzimi oligarchowie (oczywiście nazywani biznesmenami) oraz rynki finansowe, a generalnie po prostu pieniądze. Temat jednak musi poczekać, bo z pewnością przez bardzo długi czas nie straci aktualności.

Oczywiście znowu pojawi się w tym tekście Rosja i prezydent Władimir Putin. Trudno tego uniknąć po zestrzeleniu samolotu Boeing 777 malezyjskich linii lotniczych. Nawiasem mówiąc nad tymi liniami zawisło jakieś fatum. Jeden samolot zaginął, drugi został zestrzelony. Pasażerowie muszą zadawać sobie pytanie, czy ta czarna seria się już skończyła, czy może znowu coś tragicznego się wydarzy.

Mnie jednak interesuje zupełnie co innego. Na początku jednak zrobię pewne założenia. Oczywiste jest, że winni tego zestrzelenia są „separatyści” działający na Ukrainie, bo to oni nacisnęli spust. Oczywiste jest też to, że sprzętu, którego użyli, nie można kupić w sklepie, a do jego obsługi potrzebni są wyszkolenie ludzie. Z tego wniosek, że sprzęt został dostarczony przez Rosję. Teoretycznie mógł zostać zdobyty na Ukrainie, ale wtedy wojska ukraińskie by o tym poinformowały. Tak więc winnymi tego morderstwa (cóż z tego, że pomyłkowego?) są „separatyści”, czyli zapewne najemnicy i Rosja. 

Nie biorę przy tym pod uwagę fantastycznych teorii wysnutych z klasycznego, kryminalnego procesu szukania winnych. Oczywiście, że odpowiedź na pytanie: „komu to służy, kto miał motyw?” jest tylko jedna – władzom ukraińskim. Zdecydowanie nie wierzę jednak w to, żeby taka prowokacja mogła pozostać w ukryciu. Służby amerykańskie i rosyjskie mają zbyt dobre narzędzia.

Nie zmienia to faktu, że władze ukraińskie nie są w tej sprawie całkiem niewinne. Nie potrafię zrozumieć dlaczego nie zamknęły przestrzeni powietrznej nad terytorium, na którym prowadzone są działania wojskowe. To była skrajna i karygodna bezmyślność. Szczególnie, że podobno wiedziano o tym, że wyrzutnia BUK1M jest w rękach „separatystów”, a dzień wcześniej został zestrzelony samolot transportowy lecący na wysokości ponad 6 tys. m. Uważam, że winne są też linie lotnicze, które za dobrą monetę wzięły to, że przestrzeń powietrzna nad terenem, na którym prowadzi się walki, jest otwarta. Nasz LOT był na tyle przezorny, że od dawna już nad tym obszarem nie latał.

Na koniec tych założeń podkreślam: wina Ukrainy i linii lotniczych w niczym nie zmienia sytuacji, jeśli chodzi o tych, którzy są mordercami i ich pomocnikami. Mówię o „separatystach” i Rosji. To oni zaatakowali rakietą cywilny samolot, zabijając 298 osób, i nic ich winy nie zmaże.

Jaki będzie wpływ tego wydarzenia na świat? Czy w ogóle będzie jakiś wpływ? Są komentatorzy, którzy uważają, że zestrzelenie tego samolotu doprowadzi do deeskalacji, że Rosja się wycofa z prokurowania wojny na Ukrainie. Ja w to nie wierzę.

Nie wierzę, bo wtedy prezydent Putin musiałby przyznać, że to Rosja miesza w ukraińskim kotle, że to Rosja pomogła w zestrzeleniu samolotu, że Rosja poddaje się i nie będzie już walczyła o Ukrainę.

Czyli tak naprawdę prezydent przyznałby, że popełnił błąd, co skazałoby go na utratę zaufania Rosjan, a to byłby już jego polityczny koniec. Jeśli dobrze czytam to, czego chce Putin, to twierdzę, że on się nie ugnie i żadne sankcje w krótkim terminie (2-3 lata) tego nie zmienią. Po zrobieniu tych wszystkich założeń przejdźmy do meritum.

Nierosyjski świat wie, kto jest winien. Owszem, ludzie pamiętają o zestrzelonym przez pomyłkę przez Rosjan samolocie koreańskim (1983 rok), irańskim samolocie zestrzelonym przez Amerykanów (1988 rok), rosyjskim samolocie zestrzelonym przez Ukraińców (2001 rok), ale wiedzą też, że tutaj sytuacja jest zupełnie inna. Gniew ludzi (elektoratu) doprowadził już teraz do potężnego zwiększenia nacisku na polityków. Oni muszą zrobić coś, co będzie znaczącym ruchem, nawet jeśli zaszkodzi to gospodarkom zainteresowanych krajów.

Skoro tak, to muszą uruchomić prawdziwe sankcje gospodarcze. Muszą to zrobić, mimo że zdają sobie sprawę (przynajmniej powinni sobie zdawać sprawę) z tego, że sankcje w krótkim terminie z pewnością nie zmienią polityki Rosji. Politycy wiedzą też, że badania naukowe pokazują małą skuteczność sankcji (5-15%). Zresztą wystarczy spojrzeć na kraje, które od dziesięcioleci są obłożne sankcjami (Kuba, Korea Północna, Iran), żeby stwierdzić, że w krajach z autorytarnymi rządami (a Rosja jest takim krajem) sankcje rządzącym nie szkodzą. Tak więc politycy to (mam nadzieje) wiedzą, ale nie mają wyjścia, bo stracą twarz i wyborców.

Poważne sankcje gospodarcze oczywiście najbardziej zaszkodzą Rosji, ale odczują to też i kraje sankcje nakładające (najmocniej Polska, najmniej USA). O potencjalnych skutkach pisałem już w jednym z poprzednich tekstów. Nacisk na polityków spowoduje, że straty własne przestają się liczyć. Wygląda więc na to, że politycy nie mają wyboru.

Dla jasności: gdybym był politykiem, to najpewniej też bym tak działał, ale przynajmniej miałbym przekonanie, że mogę uruchomić sprzężenie zwrotne.

Sankcje sprowokują bowiem Rosję do własnych posunięć (w kierunku Iranu, Syrii) i do nałożenia własnych sankcji w stosunku do firm z państw, które uznane zostaną za nieprzyjazne Rosji.

To może doprowadzić do kolejnej fali sankcji i kolejnej odpowiedzi. Mówi się już też o dostarczaniu broni na Ukrainę, a może i o zaangażowaniu wojsk (pokojowych).

Wszystko to idzie w bardzo niedobrym kierunku. Nie mogę się pozbyć obawy, że zestrzelony samolot może się stać swoistym zastrzelonym arcyksięciem XXI wieku. Nie wierzę w to, że tak jak zabójstwo arcyksięcia rozpoczęło I wojnę światową, zestrzelenie samolotu rozpocznie trzecią, ale wojna gospodarcza z tego może wyniknąć. A światowa gospodarka nadal jest przecież bardzo słaba…

Fot. Paweł Pieniążek, twitter.com/p_pieniazek

Czytaj także:

Michał Sutowski, Wojna wewnątrz Europy

Paweł Pieniążek z Doniecka: Nikt nic nie robi, walki się zaostrzają

Jakub Majmurek: Kto zyska na zestrzeleniu boeinga?

Jakub Dymek, Amerykańska dyplomacja i europejska bezczynność

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij