Piotr Kuczyński

Czy PiS wie, co robi (w gospodarce)?

Bilans sześciu tygodni: wiele słusznych stwierdzeń, mało konkretów i sporo niepokoju.

Minęło sześć tygodni od wyborów parlamentarnych. Tygodni pełnych napięcia politycznego, ale na razie o polityce pisał nie będę (chociaż ręka mnie świerzbi). Pomówmy nadal o gospodarce. Tutaj sytuacja też rozwija się i staje się nad wyraz interesująca.

Przede wszystkim wicepremier Mateusz Morawiecki zaczął udzielać wywiadów, co zrodziło wiele pytań. Na przykład w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” uniknął odpowiedzi na pytanie o podatek od kopalin, z kolei to, co jednak powiedział, mogło sugerować, że rząd będzie się poruszał w ramach zarysowanych przez poprzedników. To z kolei – w sytuacji, kiedy cena miedzi sięgała kolejnego, sześcioletniego dna – przeceniało akcje KGHM. Potem okazało się, że rzeczywiście obietnica przedwyborcza zniesienie lub zawieszenia tego podatku nie zostanie spełniona.

Cały wywiad pełen był słusznych stwierdzeń, ale było w nim za mało konkretów. Z pewnością zapowiedzi wspomagania małych i średnich polskich firm należy pochwalić. Pochwalić też trzeba to, że realizowanie obietnic wyborczych (skoro nie ma innego wyjścia i trzeba je zrealizować) będzie stopniowe i też będzie zależało od przychodów budżetowych.

Jak się to ma jednak do tego, co mówiła premier Beata Szydło, która obiecywała w swoim wywiadzie (też dla „Rzeczpospolitej”), że wszystkie obietnice będą wprowadzone od początku 2016 roku? Już wiemy na przykład, że program 500+ wystartuje najwcześniej w kwietniu 2016 roku.

Taki brak spójności w wypowiedzi najważniejszego (dla gospodarki) wicepremiera i premier polskiego rządu może niepokoić.

Takich niespójności można znaleźć więcej. Wicepremier mówi na przykład o mniejszym uzależnieniu polskiej gospodarki od zagranicy. Brawo. Jednak jednocześnie twierdzi, że nasza gospodarka musi być bardziej proeksportowa. A przecież wzrost eksportu uzależnia Polskę od wpływu czynników zagranicznych. Sensowne byłoby pójście w stronę wzrostu napędzanego płacami Polaków, czyli popytem wewnętrznym, ale o tym wicepremier już nie wspomina.

Jeśli już mówimy o zależności od zagranicy, to muszę coś przypomnieć – ja od lat mówię, że Polska powinna się zadłużać u swoich obywateli. Japonia ma 250% PKB długu (my około 50%) i nikt jej nie atakuje, bo 95% długu jest w posiadaniu Japończyków. My powinniśmy zwolnić zakup obligacji na rynku pierwotnych z podatku Belki i w celu przeniesienia zadłużenia z zagranicy do Polski zwiększyć podaż obligacji na rynku detalicznym.

Gospodarce szkodzi też niesprecyzowanie posunięć zmierzających do nałożenia podatków sektorowych (banki i sklepy wielkopowierzchniowe) oraz do załatwienia kwestii przewalutowania kredytów walutowych. Skoro Prawo i Sprawiedliwość było przygotowane na wygranie wyborów (a było), to wszystko powinno być jasne już po pierwszych tygodniach. Nie chodzi o ustawy – chodzi o sprecyzowanie projektów.

Niepokoić też może niefrasobliwość w wypowiedziach na temat deficytu budżetowego i stóp procentowych. Wicepremier Morawiecki mówił o konieczności nowelizacji budżetu na ten rok o 0,2% i możliwości zwiększenia w 2016 roku deficytu do 3,3%, podobnie twierdził minister finansów Paweł Szałamacha (nowelizacja w 2016 roku o 3,9 mld zł), ale minister Henryk Kowalczyk na wspólnej konferencji prasowej z premier Szydło mówił o nowelizacji aż o 5-10 mld. Potem okazało się, że nie miał racji. Nawiasem mówiąc premier dwa razy pomyliła się mówiąc o nowelizacji budżetu na rok przyszły zamiast o nowelizacji budżetu na ten rok…

Zawodowcy od konstruowania budżetu mówią, że luka w planowanych dochodach w wysokości 13 mld złotych nie powinna prowadzić do (rzeczywiście dość kuriozalnej) nowelizacji tegorocznego budżetu w miesiącu kończącym ten rok. Realizacja wydatków państwa jest niższa o 10 mld złotych, a resztę można tak skonstruować, żeby nie potrzebna była nowelizacja budżetu. Z tego wynika, że nowelizacja ma za zadanie przesunięcie części wydatków z 2016 roku na 2015, a części dochodów z 2015 na 2016 rok (np. zapłaty 9 mld złotych za aukcje LTE), po to, żeby zrobić więcej miejsca w 2016 roku dla wydatków realizujących obietnice wyborcze.

Poszukiwaniem tych pieniędzy jest też zapowiedź zwiększenia przyszłorocznego deficytu. Wzrost o 0,5 punktu procentowego (do 3,3%, jak chce wicepremier Morawiecki) to zadłużenie wyższe o około 9 mld złotych. Poza tym nie po to wyszliśmy z procedury nadmiernego deficytu, żeby szybko do niej wrócić. Faktem jest jednak, że zapłacilibyśmy za to dopiero … w 2018 roku. W 2016 deficyt byłby wyższy od 3%, w 2017 KE wszczęłaby procedurę i na 2018 musielibyśmy zacisnąć pasa. A kto wie, co wydarzy się przez dwa lata…

Zapowiedź zwiększenia deficytu i obniżenia stóp procentowych teoretycznie powinny osłabiać złotego i podnosić rentowność obligacji, ale jak wiadomo na współczesnych rynkach finansowych nie zawsze teoria pokrywa się z praktyką. Na szczęście dla wszystkich Polaków złoty i rynek długu nie zareagowały. Nie znaczy jednak, że nigdy nie zareagują. Zachowanie przeceniającej się (z powodu zapowiedzi politycznych) GPW może być poważnym ostrzeżeniem.

Szukając pieniędzy mających pobudzić polska gospodarkę wicepremier Morawiecki powinien pamiętać, że jednym ze źródeł kapitału jest giełda. Dzięki GPW spółki mogą (nie korzystając z kredytów) zdobywać kapitał na rozwój. Niszczenie GPW (a taki jest skutek niepewności – węgierski BUX w tym roku zyskał ponad 40%, a polski WIG20 stracił ponad 20%) jest odbieraniem gospodarce jednego z filarów wzrostu.

Ostrzegam, że w dłuższym terminie nasza waluta może z tego powodu tracić, co miałoby zróżnicowany wpływ na gospodarkę.

Podnosiłoby PKB i inflację (co teraz nie byłoby zmartwieniem), a to zwiększałoby wpływy do budżetu, co ułatwiałoby finansowanie obietnic wyborczych. Z drugiej strony podnosiłoby jednak koszty obsługi długu zagranicznego, szkodziłoby importerom, a pomagało eksporterom. A przede wszystkim stan zawieszenia i niepewności prowadzi do zawirowań na rynkach i do wzrostu niepewności, co szkodzi całej gospodarce.

 

**Dziennik Opinii nr 341/2015 (1125)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij