W drugim tygodniu 2013 roku Międzynarodowy Fundusz Walutowy, w raporcie przygotowanym przez Oliviera Blancharda, swojego głównego ekonomistę, przyznał, że jego programy oszczędnościowe dla Grecji (ale również dla innych krajów strefy euro) opracowano na podstawie błędnych założeń, co doprowadziło do dużo głębszego niż oczekiwane załamania gospodarki tych krajów.
Można powiedzieć, że wtedy, kiedy bardzo podobne (a nawet ostrzejsze) zalecenia Funduszu dotyczyły krajów rozwijających się (Meksyk, Argentyna, azjatyckie tygrysy, ale i Polska), to nikt się nad tymi krajami nie litował. Tylko ekonomiści spoza głównego nurtu oskarżali MFW o bezmyślność lub o świadome szkodzenie gospodarkom krajów, którym Fundusz pożyczał pieniądze. Zyskiwały na tym przede wszystkim firmy z państw mających dużo do powiedzenia w Funduszu (szczególnie USA).
Nie Funduszowi jest jednak ten tekst poświęcony. Poświęcony jest błędom popełnianym przez instytucje mające olbrzymi wpływ na losy gospodarek i społeczeństw (a czasem tylko klientów) oraz błędom kierujących nimi ludzi. Przykładów jest aż nadto. Na przykład podczas niedawnej konferencji po posiedzeniu Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi, szef banku, powiedział, że w 2013 roku wzrośnie zaufanie na rynkach finansowych, a inflacja zejdzie poniżej 2 proc. Jak godzi prezes to, że inflacja będzie spadała, kiedy gospodarka zacznie rosnąć, a rynki finansowe będą pompowały ceny surowców, to tylko on wie.
Zupełnie kuriozalne było stwierdzenie Draghiego, że nie widzi przesady (exuberance) w zachowaniu rynków i nie widzi nawet ryzyka pojawienia się takiej przesady. Było to wyraźne nawiązania do słów Alana Greenspana z 1996 roku, kiedy mówił on o „irracjonalnej przesadzie” (irrational exuberance) panującej na rynkach finansowych. Teraz Mario Draghi twierdzi, że przesady nie ma. Świat ratowany jest za pomocą drukowania pieniędzy, gospodarki wpadają w recesję, realne stopy procentowe są ujemne, indeksy od 2009 roku wzrosły o ponad sto procent, ale nie ma przesady? Historia kiedyś prezesowi ECB to stwierdzenie przypomni.
Przypomniała już błędy wspomnianemu wyżej Alanowi Greenspanowi. Człowiekowi, który w latach 1987 do 2006 sprawował funkcję prezesa Rezerwy Federalnej (Fed), czyli najpotężniejszego człowieka w świecie finansów. To Greenspan odpowiadał za nadmierny rozrost sektora śmieciowych kredytów hipotecznych. Po załamaniu z lat 2007–2008 były szef Fed zeznawał przed komisjami Kongresu i przyznał, że jego ideologia była błędna. Powiedział między innymi, że znalazł błędy w modelu, który w jego rozumieniu miał opisywać funkcjonowanie świata. Wydawałoby się, że po takich wyznaniach powinien zostać najbardziej wyśmiewanym człowiekiem w świecie finansów. Nic z tych rzeczy – cieszy się szacunkiem i nadal doradza…
Warty przypomnienia jest też przypadek funduszu hedżingowego Long Term Capital Management (LTCM). Stworzyli go w 1993 roku trzej geniusze: dwóch noblistów z dziedziny ekonomii (Robert Merton i Myron Scholes) oraz John Meriwether uważany za geniusza rynku obligacji. Fundusz wykorzystywał najnowsze odkrycia noblistów i dzięki skomplikowanej strukturze wielokrotnego zabezpieczenia miał produkować zyski. Nawet mu się to przez kilka lat udawało, ale przyszedł rok 1998, kiedy to tylko i wyłącznie dzięki pomocy Fed świat uniknął tego, co spotkało go dziesięć lat później, kiedy upadł Lehman Brothers. Nobliści ponieśli porażkę.
Na naszym, polskim, podwórku też mamy (przy zachowaniu wszelkich proporcji) taki przypadek. Znany profesor ekonomii, pan Krzysztof Rybiński kieruje w ramach TFI Opera powstałym w lutym 2012 funduszem Eurogeddon. Jak sama nazwa sygnalizuje fundusz ma zyskiwać w przypadku dużych problemów strefy euro (takie są poglądy twórcy funduszu). Najwięcej zyskałby, gdyby strefa euro upadła. Na szczęście niewielu klientów skusiło się ofertą funduszu, bo w końcu 2012 roku jego strata wynosiła ponad trzydzieści procent. I będzie większa, bo Europejski Bank Centralny i państwa strefy euro mają jeszcze sporo broni na pokładzie.
Jak więc widać, to, że ktoś jest znakomitym ekonomistą (lub jest za takiego uznawany, jak Alan Greenspan), nie gwarantuje sukcesów w realnej gospodarce, a tym bardziej na rynkach finansowych. Od dawna uważam, że ekonomia to nie nauka, a sztuka. A w sztuce mistrza najczęściej poznaje się po śmierci… Oczywiście nie jest tak, że analitycy (czyli moja branża) się nie mylą. Mylą się i to bardzo często. Nic dziwnego, że w naszym środowisku krąży kawał o dwóch analitykach. Brzmi on mniej więcej tak: na ekranie spadający szybko np. WIG20, jeden z analityków chwyta się za głowę, patrzy na wykres i mówi „Nic z tego nie rozumiem”, włącza się z pomocą drugi „Mogę ci to wytłumaczyć”. Na co pierwszy odpowiada: „Wytłumaczyć to ja też potrafię”…