Michał Sutowski

Po co ta rekonstrukcja?

Kaczyński ma w zapasie plan B. B jak „Beata out”.

Po co ta rekonstrukcja? Żeby coś przykryć? Kogoś ukarać? Zdyscyplinować własne szeregi i premier Szydło? Chyba nie w tym rzecz. Choć faktycznie: ostatnie kilka dni w mediach zdominowały spekulacje o odejściu ministra Szałamachy i nowym superresorcie dla Mateusza Morawieckiego, spychając na chwilę w cień społeczną reakcję na antyaborcyjny projekt Ordo Iuris, krytyczne głosy w sprawie budżetu czy kolejne historie zawrotnych karier dzieci, szwagrów i pociotków polityków PiS. Odwołany minister zdołał się też narazić – projekt podatku od sieci handlowych zakwestionowała Komisja Europejska, a przecież efektywny podatek od handlu był jednym z flagowych projektów „sprawiedliwościowych” PiS. I wreszcie: Beatę Szydło arbitralnie pozbawiono „jej człowieka w rządzie” i znacznie wzmocniono „człowieka Prezesa”, zrywając ostatnie zasłony pozorów jej podmiotowości. Ale raczej nie te – doraźne i drugorzędne cele – stały za decyzją prezesa PiS.

Jarosław Kaczyński zainwestował w ministra Morawieckiego wiele (choć nie wszystko, o czym za chwilę) i nie bez powodu. Silny efekt polityczny Rodziny 500+ niedługo się wyczerpie (to, co uzyskane szybko, potraktujemy jako dane i oczywiste), a już w grudniu, jak mówił w Jachrance prezes PiS , czekają jego partię „dramatyczne posiedzenia w Sejmie”; można domniemywać, że z okazji dożynania TK i być może nowej ofensywy przeciwko środowiskom prawniczym. W takiej sytuacji konieczna będzie ucieczka do przodu, czyli gospodarcza ofensywa na kilku frontach naraz.

Realizacja planów inwestycyjnych musi ruszyć z kopyta – a w świetle obaw sektora prywatnego i perturbacji w stosunkach z Komisją Europejską – z konieczności będą to inwestycje publiczne. Stąd potrzeba konsolidacji wszystkich instrumentów w rękach jednego, zdeterminowanego i zaufanego człowieka Prezesa, do której wstępem była dymisja ministra skarbu Dawida Jackiewicza i podporządkowanie jego resortu szefowi Komitetu Stałego, ministrowi Kowalczykowi. Teraz z kolei unia personalna resortów Rozwoju oraz Finansów rozstrzyga spór o kontrolę nad Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Uczynienie tej instytucji filarem Polskiego Funduszu Rozwoju (w zamyśle kontrolowanego przez resort Morawieckiego) napotykało bowiem na opór ministra Szałamachy, który pragnął zachować BGK dla siebie. Miał zresztą dobre powody, bo to „zbrojne ramię” Ministerstwa Finansów pozwala prowadzić operacje walutowe poza NBP (a więc np. wpływać na kurs złotego) i konsolidować wolne środki z rachunków różnych agend publicznych (co pozwala oszczędzać na emisji obligacji).

Rekonstrukcja rządu czyni ten spór nieaktualnym. Na krótką metę likwiduje również osobną funkcję „głównego księgowego”, którego priorytety mogły stawać w sprzeczności z ambitnymi planami superministra: panowie starli się np. przy okazji projektowania podatku handlowego, bo jeden (Morawiecki) chciał wspierać „konsolidację polskiego handlu”, czyli ulżyć rodzimym sieciom detalicznym, a drugi (Szałamacha) ściągnąć jak najwięcej pieniędzy do budżetu.

Taka skoncentrowana władza bez ograniczeń zrzędzących księgowych i z błogosławieństwem Prezesa może przez rok, dwa, dwa i pół, a może trzy utrzymać koniunkturę – i powszechne poczucie, że „rząd wreszcie coś robi” i że „buduje się”. Do wyborów powinno wystarczyć.

Wszystkie sznurki w ręku Morawieckiego (obok tego najważniejszego, na którym Morawieckiego trzyma Prezes) de facto pacyfikują resortowy opór (o który kiedyś, przy okazji zupełnie innych reform rozbił się Jerzy Hausner), a samemu wicepremierowi odbierają wymówkę „że się nie da” (bo jakiś Jackiewicz czy inny Misiewicz torpeduje odpowiedzialny rozwój). Bo Prezes Morawieckiego ceni i mu ufa, ale jako że sam na gospodarce zna się tak jak marszałek Piłsudski (czyli wcale), to i zaufać swojemu Kwiatkowskiemu nie może do końca. Weryfikacją zdolności i mocy sprawczych Morawieckiego będzie więc pełna (w gospodarce) władza. A dlaczego nie pełna w rządzie? Dlaczego od razu nie zrobić Morawieckiego premierem?

Najprostsza odpowiedź byłaby taka, że Kaczyński jako wybitny taktyk nie lubi wiązać sobie rąk.

Wyobraźmy sobie, że rząd zacznie się potykać o własne nogi i to wcześniej niż za 3 lata. Okazji jest przecież kilka: procedura nadmiernego deficytu od wrogiej KE, gorszy rating i wzrost kosztu obsługi długu, spadek inwestycji prywatnych, ostra deprecjacja złotego, konieczność dotkliwych cięć itp. Wtedy zostanie Kaczyńskiemu plan, a właściwie dwa plany B. B jak „Beata out”: ponieważ dymisja Morawieckiego byłaby przyznaniem się do klęski flagowego projektu Prezesa, więc w razie kłopotów można (bezkosztowo) panią premier usunąć i dostosować formę rządzenia do realnej treści. W pełni (z premierem Kaczyńskim i Morawieckim od gospodarki w rządzie) bądź w części (z premierem Morawieckim i Kaczyńskim wciąż z tylnego siedzenia). Każda rekonstrukcja tego typu daje władzy nowy impet wizerunkowy, a awansowanym w roszadzie – nowy kredyt zaufania.

Rekonstrukcja rządu Beaty Szydło nie jest „kosmetyczna”: cała władza gospodarcza w rękach ministra rozwoju (a od środy, także finansów) zwiastuje przejście do ofensywy z użyciem środków spółek Skarbu Państwa (zwłaszcza energetycznych) i BGK – tym ważniejszych dla realizacji planu Morawieckiego, im gorsze będą relacje Polski z UE. Zapowiada się wielki Drang nach vorne – pytanie tylko, czy zamiast odpowiedzialnego rozwoju nie zostanie po nim spalona ziemia. I czy zdążymy ją zauważyć do następnych wyborów.

Krytyka Polityczna dołącza do Strajku Kobiet. W #czarnyponiedziałek, 3 października, nie pracujemy, nie odpisujemy na mejle. Spotkacie nas na demonstracjach i akcjach społecznych, gdzie będziemy się upominać o prawo kobiet do decydowania o własnym ciele.

DOSC-GRY-POZORÓW- MLODZI-MACIE-GLOS-Adam-Cymer-Piotr-Kuczynski

**Dziennik Opinii nr 273/2016 (1473)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij