Dlaczego ludzie w ogóle chorują na niepłodność, Panie Boże?
Kardynałowi Dziwiszowi jest bardzo smutno z powodu przyjęcia ustawy o in vitro. Tak bardzo smutno, że postanowił wydać komunikat w tej sprawie, gdzie pisze: „Kościół, otaczając troską i współczuciem małżonków cierpiących z powodu braku potomstwa, wspiera działania i metody prawdziwego leczenia niepłodności, które szanują każde ludzkie życie od chwili poczęcia”. Jakie to działania? Naprotechnologia, która nie jest metodą leczenie niepłodności, tylko obserwowania śluzu? Nie jestem pewien, czy ta metoda szanuje każde życie ludzkie, gdyż podczas dokładnego obserwowania śluzu można zauważyć, że większość zarodków okazuje się wadliwa genetycznie i ulega poronieniu na etapie tak wczesnym, że kobiety nie są często tego nawet świadome. Może gdyby kobiety dokładniej obserwowały swój śluz, byłyby świadome holocaustu zarodków, który dokonuje się każdego dnia na całym świecie? Ale w sumie dlaczego to kobiety miałyby obserwować swój śluz? Może powinni obserwować go księża oraz prawicowi politycy? Bo to chyba oni mają przede wszystkim problem z przyjęciem podstawowych naukowych faktów.
Kardynał Dziwisz nie pisze jednak o jakie metody mu chodzi, więc mogę tylko przypuszczać. Niewykluczone, że według niego prawdziwą metodą leczenia niepłodności jest wprowadzanie ludzi w błąd, gdyż w swoim oświadczeniu stwierdza, że przyjęta ustawa zezwala na metodę, która łączy się z niszczeniem zarodków. Tymczasem ustawa zakazuje niszczenia zarodków zdolnych do prawidłowego rozwoju – grozić będzie za to kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5. Albo więc arcybiskup kłamie, albo chodzi mu o niszczenie zarodków niezdolnych do prawidłowego rozwoju. Jeśli o to drugie, to jednak arcybiskup powinien być smutny z powodu praw boskich i to im się sprzeciwiać. Może wystosuje jakiś list do pana Boga, że w Kościele katolickim uznali, że każdy zarodek to „organizm ludzki na wczesnym etapie rozwoju”, więc jak może pozwalać, żeby większość z nich nie była zdolna do prawidłowego rozwoju?
Panie Boże, ty masowy morderco, jak możesz pozwalać na holocaust zarodków? Dlaczego wszystkie zarodki nie mogą rozwijać się prawidłowo? Dlaczego ludzie w ogóle chorują na niepłodność? Dlaczego pozwalasz na tyle zła i cierpienia? Panie Boże?
Bóg jednak najwyraźniej nie ma nic przeciwko niszczeniu zarodków, skoro pozwala, żeby to się działo podczas naturalnego cyklu rozrodu. Dlaczego więc kardynał Dziwisz decyduje się występować przeciwko prawu naturalnemu? Widocznie ma w tym jakiś inny interes. Nawet chyba wiem jaki – kardynał Dziwisz i jego poplecznicy chcieliby mieć większą kontrolę nad seksualnością i płodność kobiet. To dlatego Kościół promuje nieskuteczną i poniżającą metodę zmuszania kobiet do codziennego, porannego obserwowania swojego śluzu.
Kolejną osobą, dla której nieznajomość ustawy nie jest przeszkodą w wypowiadaniu się na jej temat, jest posłanka Wróbel. Pyta ona: „co stanie się tymi milionami zarodków, które będą miały ochronę państwa tylko przez 20 lat? Czy zostaną zniszczone?” Wystarczyłoby się trochę doinformować, żeby się dowiedzieć, co się z nimi stanie. Po dwudziestu latach zarodki zostaną przekazane do mikroadopcji, która pozwoli skorzystać z nich parom pragnącym mieć dzieci, a nie mogącym się dorobić własnych zarodków. Niepłodność dotyczy w Polsce około piętnastu procent osób w wieku płodnym, czyli 3 milionów ludzi w Polsce. I nic nie wskazuje, żeby ten problem miał się zmniejszyć. Nasza niezdrowa cywilizacja jest coraz bardziej szkodliwa dla ludzkiej płodności. Jakoś jednak nie widać, żeby hierarchowie Kościoła piętnowali kryzys ekologiczny czy neoliberalny kapitalizm z takim samym zdecydowaniem, z jakim występują w obronie zarodków. Cóż, walcząc z kapitalizmem czy globalnym ociepleniem trzebasię sprzeciwić naprawdę potężnym interesom. Walcząc w obronie zarodków, możemy kreować się na rycerzy broniących bezbronnych i nie zajmować się tymi, którym naprawdę jest źle. Nowa papieska encyklika to oczywiście krok w dobrym kierunku, ale wciąż za mały, żeby zmienić kierunek, w którym zmierza świat.
Głos musiał też oczywiście zabrać Jarosław Gowin, który sprzeciwia się tworzeniu nadliczbowych zarodków. Czyli kolejny katolik, którzy sprzeciwia się stworzonym przez Boga prawom biologii. Gdyby Bóg chciał, żeby wszystkie zarodki stawały się ludźmi, to każde zapłodnienie kończyłoby się ciążą. Skoro tak się nie dzieje, to widocznie ma inne plany. Dlaczego pan Gowin sprzeciwia się prawom boskim? To nie jest oczywiście tajemnicą. To kolejny samiec, dla którego ważniejsze od biologii jest męczenie kobiet. Dlaczego stosować skuteczniejsze metody, która pozwolą na większą szansę urodzenia dziecka, skoro można stosować mniej skuteczną metodę i zmuszać kobiety do wielokrotnego przechodzenia tej samej procedury, gdy samotny zarodek nie rozwinie się prawidłowo? Po raz kolejny los kobiet jest mniej ważny od losu zarodków.
Jeśli tak ważny i smutny jest los zarodków, to dlaczego zapalczywi obrońcy ich nie adoptują? Dlaczego Dziwisz i Gowin nie zorganizowali jakiejś akcji adoptowania płaczących zarodków i pozwolili im ginąć w sedesach? W końcu koszt zorganizowania niewielkiej chłodni, w której by trzymali niewykorzystane zarodki, nie mógłby być taki duży. Można by też np. takie małe lodóweczki sprzedawać katolikom chcącym chronić je przed cywilizacją śmierci. Ale łatwiej pokrzyczeć i wygłaszać gniewne i kłamliwe oświadczenia, zamiast zrobić coś mającego natychmiastowe, pozytywne skutki dla zarodków.
Osobiście nie mam nic przeciwko niszczeniu zarodków. Bardziej mnie już martwi los królików. Czy wiecie, że w samej UE 330 milionów królików znajduje się w klatkach z przeznaczeniem na mięso? Te króliki naprawdę cierpią, w przeciwieństwie do „organizmów ludzkich na wczesnym etapie rozwoju”. Zresztą, to w końcu czyjś zarodek, więc działa święte prawo własności – którego ja co prawda nie jestem fanem, ale Gowin przecież jest – i to ono powinno jego posiadaczom dać prawo do rozporządzania nim. Czy zaraz ktoś nam zacznie zakazywać wyrywania zębów, przeszczepów, a może nawet transfuzji krwi? Chyba jednak nie, więc może zarodkom też dajmy trochę wolności. Nic nie powstrzyma zarodków przed tym, żeby ulegały zniszczeniu.
Tak, jak nic nie powstrzyma ludzi przed pragnieniem posiadania dzieci. Dlatego ograniczenie ustawy in vitro wyłącznie do paro heteroseksualnych byłoby absurdem. Nie ma żadnych dowodów, żeby samotna matka albo para homo nie mogła wychować szczęśliwych dzieci, a za to są dowody, że takie osoby również mogą się mierzyć z niepłodnością. Jeśli będzie im zależało, oczywiście obejdą ustawę. Zawsze można znaleźć jakiegoś kolegę, który poświadczy, że jest ojcem. Chyba jednak państwo nie będzie wymagało aż tylu dowodów miłości, żeby nie można było tego obejść. W takim przypadku znów mielibyśmy więc do czynienia z wykluczaniem pewnych grup osób ze względu na to, kim są. A są samotnym kobietami i osobami homoseksualnymi. I to wystarczający powód, żeby je wykluczać z prawa, które mają inne osoby.
Jeślibyśmy naprawdę szczerze uważali, że osoby samotne lub homoseksualne nie powinny wychowywać dzieci, należałoby je odbierać parom po rozwodzie lub osobom, których partner umrze.
Podobnie należałoby stworzyć jakieś brygady chodzące po mieszkaniach i sprawdzające seksualność rodziców. To się nie stanie. Więc dlaczego utrudniać im życie?
I to wszystko oczywiście robią osoby, którym na sercu leży dzietność w Polsce. Chcemy, żeby było więcej dzieci, ale nie pozwolimy na ich posiadanie pewnym osobom, a jeszcze innym utrudnimy możliwość ich spłodzenia. Typowa prawicowa logika. Najważniejszy jest zarodek, a czym więcej zyskuje podmiotowości, tym bardziej trzeba mu utrudniać życie.
**Dziennik Opinii 180/2015 (964)