Agata Popęda

Jak fałszuje się wybory w USA

Poznajcie Krisa Kobacha, sekretarza stanu Kansas, głównego bohatera filmu dokumentalnego „Najlepsza demokracja, jaką można kupić”.

Oczywiście, mamy dwie wersje. Trump, który nadal nie może przeboleć, że dostał o kilka milionów mniej głosów niż Hillary, właśnie powołał Komisję Uczciwości Wyborczej (Commission on Election Integrity). Jej celem jest wyłapanie tych milionów „nielegalnych”, którzy ważyli się zagłosować na Clinton i tym samym boleśnie zranić delikatne ego amerykańskiego prezydenta. Z drugiej strony, na lewicy od dawna dyskutuje się o republikańskich strategiach manipulowania wyborów. Najgłośniejszą z nich jest tzw. gerrymandering, czyli przesuwanie granic okręgów wyborczych. Jednym z przykładów jest Austin w Teksasie, gdzie miastowi od jakiegoś czasu ciągną na lewo. W odpowiedzi republikanie poszatkowali miasto, włączając jego części w obręb bardziej konserwatywnych regionów podmiejskich.

Sygnalizuje się jednak inne formy represji. Facetem, który na zlecenie Trumpa zawiaduje Komisją Uczciwości, jest Kris Kobach, sekretarz stanu Kansas, który nota bene przymierza się w przyszłym roku do gubernatorstwa. Jak na ironię, Kobach jest również głównym bohaterem filmu dokumentalnego Najlepsza demokracja, jaką można kupić (The Best Democracy Money Can Buy) autorstwa kontrowersyjnego dziennikarza Grega Palasta.

Film odsłania kulisy tzw. Insterstate Crosscheck List – bazy danych zestawiającej profile wyborcze z 30 stanów. Baza została utworzona z inicjatywy Kobacha. Jej celem jest złapanie tych, którzy głosują dwa razy lub „wiele razy”, jak często oburza się Donald Trump. Np. jeśli Jose Garcia jest zarejestrowany w Kentucky, to trzeba go wykreślić w Ohio. Problem polega na tym, że jeśli delikwent z Ohio nazywa się Jose T. Garcia, też się go wykreśla. To samo dotyczy wszystkich Hendersonów, Martinezów i Jacksonów – popularnych nazwisk noszonych przez setki czarnych i Latynosów. Powtarzalność nazwisk wśród kolorowych jest bardzo duża. Jeśli Jose Martinez z Florydy popełnił przestępstwo odbierające mu prawo głosu, to będzie to użyte jako pretekst, żeby wykreślić z listy Jose M. Martineza z Teksasu i J. Jose Maria Martineza z Kentucky. Bazy danych i manipulacje trzymane są oczywiście w ścisłej tajemnicy. Kogo interesuje ten temat i jest w stanie przełknąć irytująco młodzieżową estetykę filmu, polecam. Przy okazji Greg Palast pokazuje, w jaki sposób Kobach jest podłączony do sieci braci Koch, którzy finansują całe przedsięwzięcie, żeby wyeliminować maksymalną ilość demokratycznych wyborów.

Oto ostateczny dowód na socjopatię Trumpa

Tak czy owak, Komisja Uczciwości rozpoczęła swoją szlachetną działalność do zażądania od wszystkich stanów szczegółowych informacji na temat wyborców: nazwiska, adresy, przynależność partyjna i numer Social Security (czyli czegoś na styl PESELu). Tutaj być może należałoby dodać, że kwestia zależności stanów od rządu federalnego jest przedmiotem jednego z najważniejszych sporów Ameryki od jej zarania, przy czym tradycyjnie republikanie strzegą niezależności poszczególnych stanów, podczas gdy demokraci skłonni są poświęcić część tej „wolności” w imię dobra i bezpieczeństwa narodowego. Komisja Uczciwości nie tylko wzbudziła więc podejrzenia demokratów, ale wkurzyła większość republikanów, którym nie podoba się taka próba federalnego nadużycia. W rezultacie, 44 z 50 stanów odmówiło współpracy, a Sekretarz Stanu Missisipi poradził Trumpowi i Kobachowi, żeby skoczyli do Zatoki Meksykańskiej…

Indywidualne oszustwa wyborcze należą w USA do rzadkości. Jeśli wybory są fałszowane, to raczej na prawo, nie na lewo i nie indywidualnie, ale systemowo. Ponadto, administracja Trumpa wszystko robi niezdarnie i byle jak. Przekonaliśmy się o tym w przypadku reformy zdrowia i zakazu wjazdu dla Muzułmanów, gdzie Trump sam rzuca sobie kłody pod nogi, popełniając jedną formalną gafę za drugą (nie licząc tych nieformalnych). Nakaz Komisji w sprawie udostępnienia profili wyborczych narusza The Paperwork Reduction Act (PRA) z 1980 roku. W świetle prawa tego rodzaju nakaz musi najpierw przejść przez Office of Management and Budget’s Office of Information and Regulatory Affairs (OIRA). Stany mają więc pełne prawo zignorować wezwanie Komisji.

Jeśli jednak Komisja faktycznie postawi na swoim i zorganizuje taką bazę, należy obawiać się dwóch możliwym rezultatów. Po pierwsze, patronat Kobacha, znanego ze swojej niechęci wobec imigrantów, wskazuje na to, że nowa baza stanowić będzie doskonalszą, sfederalizowaną wersję Interstate Crosscheck List. Dalej będzie się więc wykreślać demokratycznych wyborów – tych najbiedniejszych i najmniej zorientowanych w swoich prawach. Co więcej, nawet gdybyśmy wierzyli w dobre intencje Trumpa i Kobacha, powstanie takiej bazy wręcz prosi się o zhakowanie. Niezbyt dużo się o tym mówi, ale USA dosyć kiepsko radzi sobie z bezpieczeństwem cybernetycznym, zwłaszcza na szczeblu federalnym. Prezydentura Trumpa i niezdarność jego administracji też tu nie pomaga. Nota bene, gdyby Obama powołał taką Komisję kilka lat temu, republikanie nie posiadaliby się z oburzenia. Po raz kolejny rząd ingeruje w naszą prywatność?

Komisja stanowi więc dalsze zagrożenie dla nadwyrężonej już amerykańskiej demokracji, a w najlepszym wypadku – stratę pieniędzy podatników. W tym samym czasie Trump ściska rękę Putina w Hamburgu. Kwestia ingerencji Rosji w wybory 2016 nie interesuje ani prezydenta, ani Komisji Uczciwości Wyborczej.

Jak robotnicy z Polski pracowali dla Donalda Trumpa

czytaj także

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij