Majdan uczynił społeczeństwo ukraińskie mniej refleksyjnym, bardziej skłonnym do odruchowych reakcji.
Jakub Majmurek nazywa Majdan Siergieja Łoznicy „filmem, którego nie da się oglądać”, filmem, którego widz „nudzi się ciągle, odpada po pierwszym kwadransie, odkleja się od filmu”. A jednak podczas ukraińskiej premiery tego dokumentu na festiwalu filmowym w Odessie stało się coś dziwnego: za każdym razem, gdy na ekranie wykonywano hymn Ukrainy, cała widownia się podnosiła, śpiewając razem z postaciami na ekranie.
Każda z tych reakcji jest w równym stopniu chybiona. Trzeba tu powiedzieć, że Majdan nie jest dokumentem propagandowym ani łzawym melodramatem o losie bohaterów i bohaterek Majdanu. Jest filmem Siergieja Łoznicy w pełnym znaczeniu: długie, niekończące się ujęcia, brak wyraźnej fabuły czy bohatera – jednym słowem: dla widza nie ma litości. Zachwycona reakcja ukraińskiej widowni na ten dokument świadczy o tym, że Majdan na Ukrainie całkowicie zmienił relację pomiędzy rzeczywistością a jej reprezentacją: Majdan Siergieja Łoznicy jest odbierany jako bezpośrednia emanacja Majdanu Niepodległości podczas trwania protestów. Czyli, wbrew pozorom, Majdan uczynił społeczeństwo mniej refleksyjnym, bardziej skłonnym do odruchowych reakcji.
Taki odbiór filmu Łoznicy przypomina opowieści o tym, jak po paryskim pokazie Pancernika Potiomkin Siergieja Eisensteina widzowie zaczęli budować barykady tuż przy wyjściu z kina. Z tą różnicą, że film Eisensteina był dla owych czasów czymś w rodzaju filmu akcji, a Majdan jest wyrafinowanym eksperymentalnym dokumentem. Kiedyś Łoznica zrobił słynny dokument Pejzaż, w którym ledwo ruszającą się kamerą w ciągu godziny obserwował zaniedbany autobusowy przystanek w rosyjskim zagłębiu; teraz zrobił dokument w bardzo podobny sposób – tylko że przedmiotem jego obserwacji jest powstanie narodowe.
Dokument Łoznicy jest świetną reprezentacją Majdanu choćby dlatego, że ten film wywołuje równie sprzeczne reakcje co jego przedmiot.
Dla kogoś Majdan był niezbyt sensownym, obleśnym bałaganem w centrum Kijowa, dla kogoś innego – wzniosłym doświadczeniem wspólnoty czy wcieleniem radykalnych praktyk oddolnej samoorganizacji.
Jeszcze trudniej jest z odbiorem „historycznej specyfiki wydarzenia Majdanu”, która zdaniem Majmurka w tym filmie „ginie”. Nie chciałbym wywrzeć wrażenia, że używam swojej pozycji świadka i uczestnika Majdanu dla tłumaczenia innym, na czym ta specyfika polega – ale z pewnością mogę powiedzieć, że przed obejrzeniem filmu Łoznicy miałem większe problemy ze zrozumieniem historycznej specyfiki Majdanu niż po tym, jak go zobaczyłem.
Dokument otwiera przydługie ujęcie zrobione na wejściu do okupowanego ratusza w Kijowie: ludzie jeden po drugim wchodzą przez obracające się drzwi, przedstawiciele Samoobrony Majdanu rutynowo sprawdzają ich kieszenie, szukają prowokatorów. Od samego początku więc jest to film o samoustanawianiu, kształtowaniu i przekazywaniu władzy, film o suwerenności, którą pragnie posiadać powstały naród.
Okupując miejsca sprawowania władzy – kijowski ratusz jest tylko jednym z nich – ludzie zaczynają tworzyć warunki do ekspansji swej suwerenności poza granice tej tymczasowej autonomicznej strefy. Oczywiście, trwanie i poszerzanie się tej strefy wywołuje reakcję ze strony „legalnej władzy”, państwa jako suwerena, które jest zmuszone do posługiwania się coraz mniej legalnymi środkami.
Wbrew pozorom Majdan Łoznicy opowiada bardzo konkretną, linearną historię. Jest to historia zderzenia dwóch suwerenów: oddolnego, ludowego podmiotu Majdanu i władzy państwowej, która opiera się przede wszystkim na przemocy.
Ceną za zwycięstwo Majdanu okazuje się więc jego zakażenie wirusem przemocy.
Oglądając dokument Łoznicy właśnie teraz, podczas wojny toczonej przez Rosję i jej sympatyków przeciwko Ukrainie, trudno nie odnieść wrażenia, że Majdan w pewnym sensie był miniaturową wersją obecnej tragedii. Przecież działania Rosji można wytłumaczyć jako roszczenia suwerena posiadającego, jego zdaniem, prawa do pewnych terytoriów i ludności, które w tej chwili próbuje się mu odebrać. Odebrać, jego zdaniem, w całkowicie nieuprawniony sposób, bo podmiot, który miałby to zrobić – nowy ukraiński rząd – jest odbierany przez Rosję jako nieprawny. Czyli dokładnie tak, jak reżim Janukowycza odbierał Majdan.
Już wiemy, jak to się skończyło dla owego reżimu. Niedługo dowiemy się, jak to się skończy dla reżimu Putina. Oraz – jak opór wobec tego reżimu skończy się dla nowej ukraińskiej władzy. Niewykluczone, że zacznie przypominać putinowską „suwerenną demokrację” w ten sam sposób, jak aktywiści Majdanu w pewnym momencie niechcący zaczęli przypominać funkcjonariuszy Berkutu.