Polak wchodzący do kebabu staje się człowiekiem globalnym.
Kebaby to miejsca bardziej pospolite niż pierogarnie czy tak zwane „kuchnie polskie” – które zawsze jednak starają się uwieść klienta jakimś strzępem wystroju, jakąś namiastką rustykalności, na przykład wiankiem na ścianie albo pojedynczym drewnianym meblem. Bar z kebabem nie ma takich ambicji: kafelki na ścianie, lodówki firmowe coca coli, jeden lub dwa ruszty, na którym kręcą się słupy mięsa, lodówka z surówkami, kasa, bar. Kebab to jest naga prawda o jedzeniu, bez dekoracji. Ale tutaj, na tym poziomie zero polskiego jedzenia, ujawnia się zupełnie inna Polska: kosmopolityczna, międzynarodowa.
W kebabie Aden na rogu Jana Pawła i Alej Jerozolimskich właściciel, Jemeńczyk, porozumiewa się ze swoim pracownikiem, Bengalczykiem, po polsku. Ze swoim drugim pracownikiem porozumiewa się po arabsku. Z wieloma klientami mówi się po angielsku – to okolice Dworca Centralnego i wieżowców warszawskiego City. Więc tu, w tym kebabie w bloku w centrum Warszawy, nagle pojawia się Polska inna, Polska nie biała, nie wyłącznie katolicka, tylko Polska, w której jest miejsce na bardzo różne historie i doświadczenia.
Fot. Krzysztof Bieliński
Kebab Aden jest otwarty o dziewiątej rano (o piątej albo szóstej zamykają) i już wtedy są klienci rozpoczynający dzień od ociekającego sosem kebabu. I coś bardzo ciekawego się dzieje, kiedy etniczni, biali Polacy wchodzą do tego baru po kebab, który jest ich podstawowym pożywieniem w dzień powszedni. Ten biały, polski klient wśród Jemeńczyków i Bengalczyków staje się obcym, nagle nie jest u siebie, jest objętym procesami globalizacji obywatelem świata, wykorzeniony z własnej kultury kulinarnej, wrzucony w obce, bezosobowe miejsce. Polak wchodzący do kebabu w Warszawie staje się – nareszcie, chce się powiedzieć – obcy w świecie, staje się cudzoziemcem, staje się człowiekiem globalnym. Nie dzieje się to w sushi barze ani w klubie golfowym – nie, ta oddolna, realna globalizacja ma miejsce właśnie w tych barach.
Ale niestety – kebab jest niewidzialny. W kulturze polskiej kebab nie występuje. W spisie typowych polskich dań kebab nie istnieje. W kebabach nie prowadzi się rozmów o filozofii (jak w kawiarniach), nie idzie się tam na podryw (jak do klubu), nie załatwia się tam interesów (jak w drogich barach czy restauracjach), nie ogląda się wspólnie meczy.
W kebabie nie było nigdy konkursu jednego wiersza, nie było dyskusji ani debaty z udziałem znanych gości, nie odbyła się żadna premiera książki. Nie było wernisażu w kebabie. W kebabie nie robi się nic, co by potem mogło zostać opisane w książce, sfilmowane w filmie, pokazane w telewizji. Kebab jest miejscem jednego wymiaru: w kebabie je się kebab. Nic więcej.
W parze z niewidzialnością miejsca idzie niewidzialność pracowników – pracownicy kebabów, emigranci, cudzoziemcy, pracujący legalnie lub nie, obywatele Polski czy obywatele innych krajów – ci ludzie są niewidzialni w naszej kulturze. Nawet jeśli lubią Polskę, jeśli czują się tu całkiem nieźle, to nie mają podstawowych relacji z kulturą polską, ponieważ ta kultura tych relacji nie szuka. Imigranci nie mają w Polsce żadnej reprezentacji politycznej – mimo obecności posłówimigrantów w Sejmie. Żadna partia opozycyjna też nie garnie się do tego, by zagospodarować głosy emigrantów i nieetnicznych Polaków, mimo że tych głosów byłoby całkiem sporo. Nie ma żadnego medium, które by mówiło w imieniu emigrantów. Ani jednego programu telewizyjnego, ani jednej stacji radiowej. Jako emigrant można stworzyć sobie relacje z polskim otoczeniem tylko poprzez stawanie się Polakiem pod względem zainteresowań, urazów, obsesji, nałogów. Tym samym trzeba zniszczyć w sobie tożsamość emigranta, zapomnieć o całym życiu przed Polską.
Fot. Krzysztof Bieliński
Co by musiało się zmienić, by ci ludzie, Polacy, tyle że urodzeni gdzie indziej, mogli się stać uczestnikami naszej kultury? Nasze media, nasi politycy, nasza sztuka, musiałyby odkryć kebab, ten kebab, mieszczący się w bezpośrednim sąsiedztwie naszych biur i mieszkań. W tym kebabie widać szansę na inną Polskę: wieloetniczną, nieprowincjonalną, miejską, wielojęzykową, dwudziestoczterogodzinną. Polskę, w której można opowiedzieć różne historie, także historie niemające z Polską nic wspólnego.
Zapraszamy na 10 politycznych piosenek w reżyserii Michała Zadary – dokument teatralny o pracownikach warszawskich kebabów.