Gdyby teorie spiskowe o idei 15-minutowego miasta były prawdziwe, rzeczywiście zapowiadałoby się to dość okropnie, jak koszmarna wizja totalitaryzmu godna pióra Orwella. To oczywiście bujda, ale skrajnej prawicy i tak udało się wygenerować potężną panikę wokół pomysłu, że miasto ma służyć ludziom.
Mieszkańcy okręgów innych niż Don Valley w brytyjskim South Yorkshire mogli nie słyszeć o Nicku Fletcherze. Był częścią nowej fali posłanek i posłów, którzy na czele z Borisem Johnsonem w grudniu 2019 roku przejęli tzw. czerwoną ścianę brytyjskiego parlamentu. Od 1922 roku okręg wyborczy Don Valley pozostawał w rękach Partii Pracy, dopóki Fletcher nie odebrał go posłance Caroline Flint niespełna cztery lata temu.
Przez następne dwa lata w Westminsterze o Fletcherze nie było ani widu, ani słychu, aż do chwili, gdy nagle w 2021 roku zabłysnął wypowiedzią z okazji Międzynarodowego Dnia Mężczyzn, w której wspomniał, że przestępczość wśród młodych mężczyzn wynika z przejęcia przez kobiety tradycyjnie męskich ról w nowych odsłonach Pogromców duchów, Doktora Who i Gwiezdnych wojen. Logika wypowiedzi sprowadzała się do tego, że chłopcy, nie mając męskich wzorów do naśladowania, zamiast bawić się mieczami świetlnymi i wydawać dźwięki TARDIS-ów, zostają gangsterami. Fletcher próbował później wyjaśniać, że nie zrozumiano należycie „niuansu” jego przekazu, a potem znów zapadł się jak kamień w wodę pośród rzeszy szeregowych posłanek i posłów.
Niedawno jednak objawił się ponownie, i to w bajecznym stylu, zadając Penny Mordaunt, przewodniczącej Izby Gmin, pytanie dotyczące pewnej palącej kwestii:
„Czy pani przewodnicząca przeznaczy w ramach obrad Izby nieco czasu na debatę o międzynarodowej socjalistycznej koncepcji zwanej 15-minutowymi miastami? […] Strefy czystego transportu w obecnej formie wyrządzają nieopisane wręcz szkody gospodarcze […] jednakże ten drugi krok będzie również odebraniem swobód osobistych”.
Rzeczywiście, przerażające. Fletcher dodał także przestrogę: „Sheffield już jest na tym kursie, a nie chcę, aby i w Doncaster, pod rządami socjalistycznych laburzystów, stało się to samo. Za 15-minutowe miasta zapłacimy osobistą wolnością”.
czytaj także
Pytanie wywołało falę wesołości na ławach zasiadających w Izbie Gmin zielonych, a także w internecie. Jednakże, zagłębiwszy się w podniesioną przez Fletchera kwestię, muszę przyznać, że to, co powiedział, wcale śmieszne nie jest. Przeciwnie – sprawia, że czuję ciarki na plecach.
Nienowy pomysł
Czymże są zatem owe 15-minutowe miasta? Termin ukuł profesor Carlos Moreno, pochodzący z Kolumbii doradca Anne Hidalgo, która od 2014 roku jako merka Paryża z ramienia Partii Socjalistów próbuje wprowadzać w życie niektóre z jego pomysłów.
Profesor Moreno opisuje je w siedmiominutowym wykładzie z serii TEDtalk, nagranym w 2020 roku. W skrócie chodzi o to, że rozległe miasta nie sprawdzają się w praktyce. Są źle zaprojektowane, mają koszmarny system transportu, ich ulice często się korkują, a wszystko zorientowane jest na samochody – nie zaś na ludzi, którym miejskie środowisko ma służyć.
Uczony postuluje, abyśmy ponowne przyjrzeli się temu środowisku i zastanowili, w jaki sposób możemy z niego korzystać w sposób bardziej dynamiczny i przyjaźniejszy dla środowiska. To zaś sprowadza się do takiego zaprojektowania miasta, by wszystko, co mieszkańcom potrzebne – sklepy, przychodnie lekarskie, tereny zielone, szkoły, mieszkania i miejsca rozrywki – znajdowały się w promieniu 15 minut i by można się tam było bez trudu dostać na piechotę bądź rowerem.
Jak mówi profesor Moreno: „15-minutowe miasto powinno mieć trzy główne cechy. Po pierwsze, rytm miastu powinni nadawać ludzie, nie samochody. Po drugie, każdy metr kwadratowy powinien służyć wielu różnym celom. I po trzecie, osiedla należy projektować tak, żebyśmy mogli mieszkać, pracować i mieć pod ręką wszystko, czego nam potrzeba, bez konieczności ciągłego dojeżdżania gdzieś indziej”.
Takie dążenie nie jest nowością.
W 1898 roku planista Ebenezer Howard wpadł na ten sam pomysł i przedstawił go w książce Tomorrow: A Peaceful Path to Real Reform (Jutro: Pokojowa droga ku prawdziwej reformie). Pomysł polegał na tym, że ludzi można wyzwolić ze slumsów i śmietnisk wielkich miast i stworzyć dla nich nowe domy w jasnych, nowoczesnych metropoliach. Takie specjalnie wybudowane konurbacje łączyłyby wszystkie korzyści wynikające z mieszkania w mieście (jest gdzie wyjść wieczorem, jest energia, są miejsca pracy) z korzyściami mieszkania na wsi (czyste powietrze, przyroda, poczucie wspólnoty) – a wszystko to miałoby być dostępne niemal na własnym progu.
Strefy Czystego Transportu nie zaszkodzą uboższym mieszkańcom [wyjaśniamy]
czytaj także
Pomysły Howarda zainspirowały „ruch miast-ogrodów” – na takich zasadach zbudowano Welwyn Garden City i Letchworth. Nowe miasta, które pojawiły się w latach powojennych, podążyły podobną drogą. Celem było ograniczenie zanieczyszczeń i dostosowanie środowiska miejskiego tak, by działało na korzyść zamieszkujących je ludzi i by pod każdym innym względem uczynić miasta lepszymi miejscami do życia.
Tak jak w przypadku wszystkich utopijnych strategii urbanistycznych i tu były, nadal są, pewne problemy.
Nie wszystko w miastach-ogrodach działa bez zarzutu. Model 15-minutowego miasta w istniejących już ośrodkach miejskich też daleki jest od ideału, nie tylko dlatego, że często wymaga (niekoniecznego) ograniczania ruchu drogowego, co bywa nie w smak mieszkańcom, taksówkarzom i sklepikarzom, którzy używają pojazdów do pracy. Istotnym problemem są również trudności napotykane przez osoby o ograniczonej mobilności, które potrzebują pojazdów, aby móc się przemieszczać. Niestety, władze niektórych miast, gdzie wprowadzono ograniczenia ruchu pojazdów, uczyniły to mało dyplomatycznie i nie zawsze z korzyścią społeczną.
Inkluzywne dla ludzi, wykluczające dla aut. Takie mają być miasta
czytaj także
Wszystkie te problemy można jednak przezwyciężyć, zaś ambicja stworzenia czystszego, spieszonego, powodującego małe skutki dla otoczenia środowiska miejskiego jest zasadniczo dobra. Wielu mieszkańców miast już teraz żyje w takich społecznościach. Ludzie są zadowoleni ze zmniejszenia korków, hałasu i zanieczyszczeń. Dla wielu osób 15-minutowe miasta oznaczałyby również znaczne skrócenie przejazdów i poprawę przepustowości miejskich sieci transportowych.
Oczywiście, jeśli ktoś uważa udogodnienia takie jak parki, szkoły czy szpitale za „stalinowskie”, niekoniecznie będzie chciał mieć je w pobliżu. Nie dotyczy to jednak większości z nas. A jednak ideę 15-minutowego miasta udało się przerobić na jedną wielką i trudną do rozwikłania teorię spiskową.
…i nowy spisek
Najnowsze lęki wydają się wynikać z posta o ogromnym zasięgu, który 4 grudnia 2023 roku opublikowano na stronie internetowej Watts up with that, powołując się na inną stronę, o nazwie Jo Nova. Post dotyczył planowanej jakoby przez władze hrabstwa Oxfordshire „próbnej kwarantanny klimatycznej od 2024”. Napisano tam, co następuje:
„Władze hrabstwa Oxfordshire zatwierdziły wczoraj plany ograniczenia poruszania się mieszkańców do jednej z sześciu stref w celu »ratowania planety« przed globalnym ociepleniem. Ostatni etap programu »15-minutowego miasta« zakłada zainstalowanie elektronicznych bramek na drogach dojazdowych do miasta i zamknięcie mieszkańców w obrębie osiedli.
Według nowego planu, jeśli mieszkańcy będą chcieli opuścić swoją strefę, będą musieli zwrócić się do władz o pozwolenie i to władze będą decydować, kto zasługuje na swobodę, a kto nie. Mieszkańcom wolno będzie opuszczać swoją strefę przez nie więcej niż 100 dni w roku, aby jednak zyskać taką możliwość, każdy mieszkaniec będzie musiał podać szczegółowe dane swojego pojazdu do rejestru władz, a te będą śledzić jego ruch poprzez rozmieszczone na terenie miasta inteligentne kamery”.
czytaj także
Gdyby to była prawda, rzeczywiście zapowiadałoby się to dość okropnie. Prawdziwie koszmarna wizja totalitaryzmu, godna Orwella i Philipa K. Dicka, niemal dorównująca rzeczywistym ekscesom nazistowskich Niemiec i Korei Północnej. Na szczęście to kompletna bzdura – do tego niebezpieczna.
Władze hrabstwa Oxfordshire nie planują zamknąć ludzi w domach ani ograniczyć im możliwości poruszania się po mieście. Dlaczegóż miałyby w ogóle rozważać coś takiego? Byłoby to niezgodne z prawem.
To powstałe w średniowieczu miasto od dawna boryka się z korkami, dlatego władze planują zainstalować sześć tzw. filtrów ruchu na sześciu prowadzących do miasta drogach. Ma to zachęcić ludzi, by rzadziej korzystali z samochodów w godzinach pracy. I tyle. Nie będzie żadnych fizycznych szykan, a ludzie będą mogli swobodnie poruszać się po mieście, jak zawsze.
Mieszkańcy Oksfordu i niektórych sąsiadujących z nim terenów będą mogli starać się o pozwolenie na przejeżdżanie przez owe filtry ruchu drogowego przez nie więcej niż sto dni w roku. To jednak stanowczo nie to samo, co podają zwolennicy teorii spiskowej.
Czy to celowo, czy nie, na stronie Watts up with that mylnie zinterpretowano i przedstawiono fakty dotyczące planowanych działań, nakręcając panikę i wywołując niepokój. O dziwo – choć może po części z racji ograniczeń covidowych – tysiące osób zdecydowało się w to uwierzyć i oto mamy sytuację, w której nawet poseł Partii Konserwatywnej interpeluje w tej sprawie w Izbie Gmin.
Tymczasem kłamstwo, że od 2024 roku mieszkańcy Oksfordu przez 265 dni w roku będą mogli poruszać się wyłącznie w swoim bezpośrednim otoczeniu, rozprzestrzenia się dalej poprzez sieć istniejących kont na Facebooku i X – tych samych, które rozpowszechniają poglądy covidosceptyczne i antyszczepionkowe. Tak oto kompletnie wyssany z palca mit zyskuje coraz większy zasięg.
W końcu zaczęły się protesty. 18 lutego 2023 roku odbyła się w Oksfordzie duża demonstracja, na którą zjechało do miasta aż dwa tysiące osób, aby przemaszerować ulicami w sprzeciwie wobec tych i innych planów wprowadzenia stref o małym natężeniu ruchu (low traffic neighbourhood). Wiele osób uczestniczących w tej demonstracji niosło transparenty z hasłem „Uwolnić ulice”, opatrzone dodatkowo hasztagiem #Together (razem).
czytaj także
#Together to oddolny antyautorytarny ruch, utworzony w celu sprzeciwiania się ograniczeniom nakładanym przez rząd podczas pandemii. Ma profesjonalnie wyglądającą stronę internetową i oferuje szeroką gamę „opcji członkostwa”, począwszy od „Oswobodzenia” za 50 funtów rocznie, aż po „Wolność” za 799 funtów rocznie, za którą to kwotę dostaje się płócienną torbę, comiesięczną „zdzwonkę” na żywo z innymi członkami oraz bluzę z kapturem.
W ekipie ruchu znalazły się nazwiska dobrze znane czytelnikom libertariańskiej strony internetowej Spiked Online, utworzonej w 2000 roku, po upadku wydawanego przez Rewolucyjną Partię Komunistyczną czasopisma „Living Marxism”.
Twórcy Spiked i dawnej sieci Living Marxism okazali się biegli w tworzeniu podobnych fałszywie „oddolnych” ruchów i wykorzystywaniu uzyskanych w ten sposób, całkiem pokaźnych wpływów w różnych mediach i w rządzie w celu przepychania swojej „wolnościowej” agendy. To pewnie nie przypadek, że raz za razem widzimy te same nazwiska – że wciąż pojawia się tam na przykład Lesley Katon, która odegrała znaczącą rolę w tworzeniu brytyjskiej Brexit Party.
Wielka koalicja wyznawców teorii spiskowych
Wielu działaczy i autorów publikujących w Spiked Online to osoby znane w gronach negujących zmianę klimatu, które aktywnie sprzeciwiały się wprowadzaniu ograniczeń podczas pandemii. Już w październiku ubiegłego roku w jednym z artykułów umieszczonych na tej platformie kolejny wierny współpracownik, James Woudhuysen, złorzeczył na „szaleństwo 15-minutowych miast”. Tekst zamykało wiele mówiące zdanie: „Nie po raz pierwszy ani nie ostatni program zeroemisyjny wydaje się czerpać zdecydowanie za dużo inspiracji z czasów pozbawiającej nas swobód kwarantanny”.
Do bólu przewidywalne. Kiedy jednak zagłębimy się w treści publikowane na Facebooku i w innych mediach społecznościowych na kontach osób, które 18 lutego ubiegłego roku uczestniczyły w oksfordzkim wiecu, staje się całkiem jasne, że teoria spiskowa o 15-minutowym mieście jest już czymś więcej niż tylko sprzeciwem wobec wprowadzania środków zmniejszających natężenie ruchu. Stała się, w istocie, punktem skupiającym i gromadzącym wyznawców wszelkich innych teorii spiskowych, jakie w 2023 roku pozostawały w obiegu.
Zdjęcia i nagrania pokazują protestujących z plakatami z podobizną Klausa Schwaba, prezesa Światowego Forum Gospodarczego, z zamazaną twarzą, a tuż obok „listami gończymi” z podobizną Billa Gatesa, Anthony’ego Fauciego – byłego dyrektora Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych w USA, i Nadhima Zahawiego – brytyjskiego posła z ramienia Partii Konserwatystów i ministra ds. szczepień. Pojawiały się także transparenty sugerujące, że dzieci wykorzystuje się jako dawców organów, co jest ogranym wątkiem QAnon/Pizzagate. W obiegu była także kolejna rozprzestrzeniająca się teoria spiskowa, jakoby Unia Europejska próbowała zastąpić mięso insektami z hodowli. A także kłamstwo, jakoby szczepionki mRNA uśmierciły więcej osób niż sama pandemia.
czytaj także
Na wiecu w Oksfordzie obecny był także skrajnie prawicowy ruch o nazwie Front Patriotyczny, z transparentami „Nie skrajna opcja, lecz racja”. Inni protestujący, rzeczywiście maszerujący przeciwko planowanym regulacjom ruchu, jakoś nie widzieli problemu w tym, że idą z nimi ramię w ramię.
Broszura rozdawana podczas wydarzenia zachęcała protestujących do „kwestionowania wszystkiego” i podawała linki do stron internetowych podważających liczbę zgonów podczas pandemii, eksponujących zagrożenia związanie z technologią 5G i wpływem pól elektromagnetycznych, „globalną pandemię handlu dziećmi” oraz „Wielki reset”.
Spisek 15-minut przyciąga także uwagę libertariańskich influencerów, takich jak James Melville, Laurence Fox i Neil Oliver, którzy pilnie i pracowicie go rozpowszechniają.
15 lutego Melville opublikował wideo nakręcone w Chinach, przedstawiające rzekomo „15-minutowe miasta. Miejski karcer. Osiedlowe strefy podzielone płotem z drutu kolczastego. Każdy, kto chce opuścić strefę, musi mieć kod QR/paszport covidowy i zeskanować swoją twarz”.
W sylwestra Jordan Peterson opublikował wiadomość: „Idea poruszania się pieszo po osiedlu jest świetna. Ale pomysł, żeby ci zidiociali biurokratyczni tyrani mieli wedle własnego widzimisię decydować, gdzie »pozwala się« nam jeździć, to zapewne najgorsze wykolejenie tej idei, jakie tylko można sobie wyobrazić – a nie łudźcie się, taki jest dobrze udokumentowany plan”.
czytaj także
Największą zgrozę budzi fakt, że nie chodzi tu tylko o paru dobrze znanych pieniaczy, tych samych, co zawsze. Przeglądając Facebooka łatwo się przekonać, że wiele skądinąd „zwykłych” osób połknęło haczyk i całkowicie dało się nabrać, przy czym podobieństwa do ruchu QAnon w Stanach są uderzające.
Chciałbym zakończyć jakimś żarcikiem i optymistycznym akcentem, ale mam takie straszne, mdlące wrażenie, że będzie tylko gorzej. Dużo gorzej.
**
Otto English jest autorem książek Fake History: Ten Great Lies and How They Shaped the World i Fake Heroes: Ten False Icons and How They Altered the Course of History.
Artykuł opublikowany w magazynie Byline Times. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.