Na okupowanych terenach Rosja rozmyślnie niszczy ukraińską kulturę, dążąc do wyeliminowania ukraińskiej kultury i języka. Jakub Majmurek rozmawia z muzealniczkami z obwodu ługańskiego.
Na konferencji zorganizowanej przez fundację Obmin w Warszawie gościły muzealniczki z Ukrainy. Fundacja wspiera ukraińskie muzea w nawiązywaniu międzynarodowych kontaktów oraz pomaga placówkom zniszczonym w wyniku prowadzonych przez Rosję działań wojennych. W rozmowie z Jakubem Majmurkiem dwie uczestniczki konferencji opowiadają o wojennych losach muzeów w obwodzie ługańskim.
Jakub Majmurek: Reprezentują panie dwa ukraińskie muzea z obwodu ługańskiego, których normalne funkcjonowanie zakłóciła wojna. Mogą panie powiedzieć o nich coś więcej?
Muzealniczka 1*: Pracuję w regionalnym muzeum w niewielkim mieście w obwodzie ługańskim. Zajmujemy się głównie regionalną historią, etnografią, geografią. Prowadziliśmy intensywną działalność edukacyjną, co roku we wrześniu organizowaliśmy na przykład wystawę narodowej sztuki ukraińskiej.
Muzealniczka 2: Ja jestem pracowniczką Regionalnego Muzeum Krajoznawczego w Ługańsku. Przedstawiamy historię regionu, związane z nią obiekty archeologiczne, informacje o lokalnych obyczajach i folklorze.
Te muzea przestały normalnie działać po rozpoczęciu otwartej inwazji w zeszłym roku, czy już wcześniej, w roku 2014, gdy kontrolę nad częścią obwodu ługańskiego przejęli separatyści?
M1: W 2014 moje miasteczko roku znalazło się na dwa miesiące pod kontrolą tzw. separatystów. Zawdzięczaliśmy to naszym „przyjaciołom” z Rosji, bo to oni stali za owymi „separatystami”. Wtedy muzeum działało w zasadzie normalnie, musieliśmy jednak zdjąć ukraińską flagę i eksponaty związane z ukraińskimi bohaterami narodowymi. Jeszcze w 2014 roku miasteczko zostało wyzwolone przez siły zbrojne Ukrainy. Wszyscy odczuliśmy wielką ulgę, na osiem lat wróciło normalne życie, miejscowość znów zaczęła się rozwijać, a życie w niej wyglądało coraz bardziej europejsko.
Listy o demokracji: Hostomel, Czernihów, Niżyn. Twierdze na granicy Europy
czytaj także
Muzeum cały czas było otwarte?
M1: Tak, poza jednym epizodem. W 2015 roku w muzeum powstała sala poświęcona operacji antyterrorystycznej wymierzonej w lokalnych separatystów. Kilka lat temu, to mógł być rok 2018, ktoś zaatakował muzeum, wybito okna – ale na szczęście zadziałał sygnał alarmowy. Podejrzewam, że atak mógł mieć związek z tą ekspozycją, sprawę badały ukraińskie służby.
W 2022 roku pani miasto dostało się pod kontrolę Rosjan?
M1: W zeszłym roku miejscowość znalazła się na trasie rosyjskiej ofensywy. Miasto było ciężko ostrzeliwane. W maju, po walkach trwających około dwóch i pół miesiąca, zostało w całości zajęte przez Rosjan. Mnie udało się wydostać z miasta i przedostać na terytorium kontrolowane przez Ukrainę. Moi koledzy i koleżanki z pracy rozproszeni są w różnych miejscach Ukrainy, nie zawsze mamy kontakt.
Z tego co wiem, muzeum zostało rozkradzione. Po wejściu do miasteczka Rosjanie kradli przede wszystkim elektronikę i na samym początku wyczyścili z niej budynek muzeum. Nie wiem, co stało się z eksponatami, nie udało się ich ewakuować do tej części kraju, która dziś znajduje się pod ukraińską kontrolą. Najpewniej też zostały rozkradzione lub zniszczone. Od pewnego momentu w mieście kradli nie tylko żołnierze, ale też maruderzy. Koledzy z pracy, którzy zostali na miejscu, pisali mi, że „wszyscy kradną wszystko”.
Jak to wyglądało w Ługańsku?
M2: W 2014 roku zespół muzeum podzielił się na część wspierającą separatystów i część, która opowiedziała się za Ukrainą. Ta pierwsza grupa została w Ługańsku, ja razem z drugą ewakuowałam się do Starobielska w 2015 roku, gdzie też działało muzeum regionalne. Tam ja, moi koledzy i koleżanki z Ługańska pracowaliśmy do 2022 roku, gdy w wyniku inwazji zespół musiał po raz drugi ewakuować się na tereny kontrolowane przez Ukrainę.
Dziś zespół znajduje się we Lwowie, gdzie działa przy tamtejszym Muzeum Terroru. Niestety, nie udało się wywieźć kolekcji ani z Ługańska, ani ze Starobielska, gdzie po 2014 roku gromadzono najcenniejsze eksponaty całej Ługańszczyzny. Nie wiem co się teraz z nią dzieje, w jakim stanie jest kolekcja, czy najcenniejszych eksponatów nie wywieziono do Rosji.
W Ługańsku działa teraz „separatystyczna” albo „rosyjska” wersja pani muzeum?
M2: Tak, przedstawia prorosyjską narrację na temat regionu: Ukraina i Rosja to „bratnie narody”, Ługańszczyzna to część Rosji itd. Podobnie działa też Muzeum w Starobielsku. Po inwazji i zajęciu miasta część pracowników poszła na współpracę z Rosjanami.
A jak wygląda wasza praca we Lwowie?
M2: Organizujemy różnego rodzaju wydarzenia o charakterze edukacyjnym, nastawiamy się silnie na działalność zdalną, więc np. wszelkie publiczne dyskusje albo wykłady organizowane pod szyldem naszej instytucji transmitujemy w sieci.
Mają państwo ciągle wypłacane pensje jako pracownicy „muzeum na uchodźctwie”?
M2: Trochę czasu zajęło, zanim zaczęliśmy je ponownie dostawać. Wszystkie muzea przemieszczone po 2022 roku, które nie zdołały ewakuować swoich kolekcji, były badane przez prokuraturę – bo to dyrekcja ponosi odpowiedzialność za zbiory. Konieczny był też proces formalnego przerejestrowania muzeum, by mogło zacząć działać w nowym miejscu i okolicznościach. Dopiero gdy wszystkie te czynności zostały zamknięte, a muzeum zyskało nowy status jako placówka działająca przy lwowskim Muzeum Terroru, zespół zaczął normalnie dostawać pensje.
Finansowanie jest jednak bardzo ograniczone, musimy liczyć i rozliczać każdy grosz. Nie możemy liczyć na żadne dodatki i bonusy, a nasze pensje są niższe niż przed lutym 2022 roku. Trwa wojna i muzea nie są priorytetem budżetowym, co jest zrozumiałe. By zakupić dla zespołu sprzęt, czyli głównie komputery do pracy, musieliśmy albo szukać dodatkowego finansowania na zewnątrz, albo kupować za własne pieniądze. Bardzo pomogła nam tu finansowo fundacja Obmin.
Żadnej społecznej fascynacji kulturą rosyjską w Ukrainie nie będzie
czytaj także
Pani też ma normalnie wypłacaną pensję?
M1: Tak, moje muzeum już w czerwcu 2022 roku wznowiło działalność, tylko rzecz jasna zdalnie. Pensje są wypłacane pracownikom, którzy są w stanie zdalnie pracować.
Na czym polega ta praca?
M1: Naszym podstawowym zadaniem jest dziś prowadzenie edukacyjnej i kulturalnej działalności w sieci. Opowiadamy więc na naszej stronie internetowej o historii mojego miasta. W wyniku rosyjskiej inwazji w 2022 roku opuściło je około 5 tysięcy mieszkańców, którzy znajdują się albo na terenie Ukrainy kontrolowanym przez władze w Kijowie, albo w Europie. Muzeum prowadzi więc zdalnie działalność, która ma do nich trafiać.
Jesteśmy jednym z miejsc, gdzie mogą czerpać informacje o swoim mieście. Ja osobiście prowadzę na stronie muzeum „kronikę wydarzeń”: zbieram informacje na temat tego, co dzieje się w mieście i okolicy, monitoruję różne źródła, przeglądam portale społecznościowe, tak by przedstawić jak najbardziej aktualny i dokładny obraz wydarzeń na miejscu.
Niemcy chcą odbudowywać Ukrainę, ale nie spieszą się z przyjmowaniem jej do UE
czytaj także
Władze ukraińskie nie popełniły błędu, nie ewakuując zbiorów z muzeów ze wschodniej Ukrainy przed 24 lutego?
M1: Trudno o jednoznaczną odpowiedź na to pytanie. Nikt na świecie nie był tak naprawdę przygotowany na to, że Rosjanie faktycznie rozpoczną inwazję na Ukrainę, na rozmiary tej wojny i zniszczenia jakie przyniesie. Nie chcę wchodzić w rolę oskarżycielki władz Ukrainy, bo jedynym, kogo należy w tej sytuacji oskarżać, jest Rosja.
Przed lutym 2022 roku moje muzeum i inne podobne placówki z regionu stosowały się do rekomendacji dotyczących np. zabezpieczenia cennych zbiorów. Jak się jednak okazało, niewiele to pomogło, gdy weszli Rosjanie. Nie uchroniło to muzeów przed żołnierzami, maruderami, szabrownikami.
Możemy na pewno żałować tego, że przed inwazją nie przeprowadziliśmy pełnej cyfryzacji zbiorów. Wtedy przynajmniej wiedzielibyśmy po wojnie, które eksponaty udało się ocalić, a które zaginęły lub zostały zniszczone.
M2: Dyrektorka naszego muzeum w nocy z 23 na 24 lutego 2022 roku korespondowała z Muzeum Terroru we Lwowie w sprawie ewakuacji zbiorów, które znajdowały się w Starobielsku. Placówka ze Lwowa zgodziła się je przyjąć. Problemem był jednak transport. Muzeum nie miało własnych ciężarówek, którymi mogłoby przewieźć eksponaty na zachód Ukrainy. Próbowano je znaleźć – bez skutku. Kolekcja została więc na terenach dziś kontrolowanych przez Rosję.
Nie jestem w tej chwili w stanie powiedzieć, kto, jeśli ktokolwiek, ponosi za to odpowiedzialność, czy ktoś faktycznie czegoś zaniedbał albo nie wykonał swojej pracy. Po zakończeniu wojny będzie czas na wyjaśnienie takich rzeczy.
Rosja z premedytacją bierze na cel swojej wojny ukraińskie muzea i inne instytucje kultury?
M1: Tak. Nie wierzę, by ich niszczenie było przypadkowe. Rosja dąży do wyeliminowania ukraińskiej kultury i języka. Świadomie niszczy też ukraińską przyrodę, ofiarą wojny padają lasy na Ługańszczyźnie, płuca całego regionu.
Po zniszczeniu zapory w Kachowce: ekobójstwo musi być uznane za zbrodnię
czytaj także
Liczą panie, że wrócą do swoich instytucji w niedalekiej przyszłości? Ukraińscy muzealnicy myślą już, jak odbudować wygnane muzea po wojnie?
M2: Jestem przekonana, że wygramy tę wojnę, że okupacja się zakończy i ostatecznie nasze muzeum będzie mogło wrócić do Ługańska. Tylko by to było możliwe, nie wystarczy zakończenie okupacji, bo sam jej koniec nie oznacza jeszcze, że będzie można bezpiecznie wrócić do Ługańska.
Zostałyśmy wrzucone w nową sytuację. Wojna zmusiła nas do tego, by robić muzeum praktycznie bez fizycznej siedziby, w dużej mierze online lub korzystając ze współpracy różnych zaprzyjaźnionych instytucji, często z zagranicy. Niedawno otworzyliśmy dużą wystawę w Szwajcarii, planujemy wystawę w Polsce.
Uczymy się w ten sposób nowych umiejętności. Mam nadzieję, że to doświadczenie uda się wykorzystać przy prowadzeniu placówki już w normalnych, pokojowych warunkach.
* Personalia bohaterek zostały zanonimizowane na ich życzenie.