Usługi publiczne znajdą się zapewne w centrum zainteresowań wielu ugrupowań, ale pozostaje kwestia wiarygodności. Ta zaś bierze się na przykład ze złożonych projektów ustaw. Lewica te ustawy ma – mówi posłanka Anna-Maria Żukowska.
Katarzyna Przyborska: Jaki będzie temat przewodni kampanii wyborczej?
Anna Maria Żukowska: Myślę, że większość Polek i Polaków potrzebuje wiedzieć, że zmiana, którą przyniosą wybory, da im poczucie bezpieczeństwa. Może je dać państwo: to nie tylko armia, ale bezpieczeństwo energetyczne, ciepło, usługi, prawa i bezpieczeństwo kobiet. No i praca − PiS zapewne będzie straszyć, że PO będzie dusić inflację kosztem rosnącego bezrobocia.
Prawdopodobnie właśnie przez zapaść usług publicznych kolejne wybory toczyć się będę wokół dostępu do nich. To konik lewicy. Jak będziecie o tym opowiadać, by nie dać sobie tego tematu odebrać?
Usługi publiczne znajdą się zapewne w centrum zainteresowań wielu ugrupowań, ale pozostaje kwestia wiarygodności. Ta zaś bierze się na przykład ze złożonych projektów ustaw. Lewica te ustawy ma. Wiadomo, czego można się po nas spodziewać w sprawie zamrożenia stawki WIBOR, renty wdowiej czy równości małżeńskiej. Jest konkret, nie sama obietnica, że wszystko się cudownie zmieni już dzień po wyborach.
Ktoś, kto obieca, że od razu po wygranej w każdej szkole będzie psycholog, będzie obiecywał gruszki na wierzbie, bo nie mamy w Polsce tylu psychologów. Trzeba przedstawić plan, pokazywać, jak zamierzamy go wdrożyć w życie, ale dzisiejsza opozycja nie da rady zmienić źle funkcjonującego systemu w ciągu pierwszych stu dni po wyborach. To populistyczna zagrywka, która może przynieść rozczarowanie wyborców i załamanie poparcia, na co teraz nas nie stać.
Czego możemy się przez te sto powyborczych dni spodziewać?
Trzeba przeprowadzić projekty konieczne, żeby móc wdrażać inne – czyli zacząć od praworządności. Przez kolejne 365 dni prezydent Andrzej Duda może ustawy wetować albo kierować do trybunału Julii Przyłębskiej. Sprawy do trybunału może też skierować grupa 50 posłów, a nie spodziewam się, by PiS po wyborach miało ich mniej.
Zatem najpierw należy zrobić porządek z trybunałem – usunąć sędziów dublerów, zaprzysiąc tych wybranych prawidłowo w 2015 roku, zmienić regulamin i samą ustawę. Pozostaje pytanie, jak to rozegramy jako opozycja i czy damy okienko nadziei zasiadającym w trybunale sędziom, licząc na to, że zmienią swoje nastawienie, spróbują uratować nazwisko przed infamią, zachowają się propaństwowo i odejdą samodzielnie.
czytaj także
To na gruncie wartości, a na gruncie ceny? Co z tego wycofania się mogą mieć?
Można przenieść ich w stan spoczynku z zachowaniem prawa do uposażenia. Są rozmaite propozycje. Radykalna, proponowana przez prof. Sadurskiego, uznaje, że zasiadający w trybunale w ogóle nie byli sędziami TK, skoro zasiadali razem z dublerami, a więc cały skład został „skontaminowany”.
Perspektywa 100 dni po wyborach pokazuje, że nastroje opozycyjne są optymistyczne. Wszystkie partie spodziewają się, że do wiosny poparcie dla PiS spadnie tak, że wygrana będzie w zasięgu. Potwierdzają to ostatnie sondaże Kantara.
Wyborcom opozycji potrzebna jest nadzieja, zwłaszcza w sytuacji kryzysu, pandemii, wojny, zagrożenia egzystencjalnego. Takiej kumulacji nieszczęść już dawno nie było.
Rozumiem, że powtarzanie, że PiS-owi władza już wymyka się z rąk, widoczny na kolejnych konwencjach entuzjazm i pewność zwycięstwa mają być wiatrem w żagle po latach marazmu. Z drugiej strony, czy na opozycyjnych wyborców nie zadziałają demobilizująco?
Trochę się tego obawiam. Pozytywne nastroje panowały także przed czterema przegranymi przez opozycję elekcjami z rzędu. Wydawało się, że kolejne skandale PiS zatapiają, a jednak wygrali i wybory parlamentarne, i europejskie. Dlatego nawet kiedy PiS traci w sondażach tak jak teraz, to nie można być pewnym ich przegranej.
Kiedy Lewica jeździła po Polsce z programem Bezpieczna Rodzina, najczęściej pojawiającym się pytaniem było to, czy zimą będzie czym ogrzać dom. Jeśli na te bytowe, egzystencjalne lęki nałoży się konieczność świadczenia pomocy kolejnej dużej liczbie uchodźców, która przybędzie z Ukrainy, to PiS stanie przed kolejnym potencjalnie kryzysowym wyzwaniem, a my będziemy musieli się przygotować na ewentualne napięcia społeczne, które będą ochoczo podsycane przez siły takie jak Konfederacja.
Nie powinniśmy też tracić czujności, bo PiS pewnie jeszcze niejedno ma w zanadrzu i niejedną ustawą nas zaskoczy. Być może także taką, która dotyczy kodeksu wyborczego i zmian okręgów.
Możliwy manewr jest taki, by PiS-owskich samorządowców wciągnąć na listy wyborcze i obsadzić nimi podokręgi, na które zostaną podzielone okręgi wyborcze. Podokręgów ma być aż 230, a jedna partia będzie wskazywała tylko jednego kandydata i jego zastępcę. Znajoma twarz może przekonać wielu.
Aż tak wielu popularnych samorządowców PiS nie ma. W większości miast rządzą partie opozycyjne, natomiast na wsi nadal wielu samorządowców jest z PSL. Są oczywiście w terenie radni z PiS, wójtowie, ale nie sądzę, by taki manewr był game changerem pozwalającym na wygraną. Zwiększenie liczby obwodowych komisji wyborczych z reguły uważam za słuszne, bo ułatwi to wielu obywatelom możliwość realizacji ich czynnego prawa wyborczego. W części gmin do lokalu wyborczego trzeba jechać 10–20 km. Jeżeli te lokale byłyby bliżej, być może więcej osób zdecydowałoby się wziąć udział w wyborach. Aczkolwiek rzeczywiście, prawdopodobnie głosy te w znacznej mierze zebrałoby Prawo i Sprawiedliwość, które ma większe poparcie na terenach niezurbanizowanych, odległych od ośrodków miejskich.
czytaj także
A jak wyglądają możliwości struktur lewicowych w samorządach? Mogą wystawić rozpoznawalne lokalnie kandydatki w zagęszczonych obwodach?
Nowa Lewica ma struktury w 240 powiatach (na 308), a więc prawie wszędzie jesteśmy obecni na poziomie lokalnym. W 2018 roku w wyborach samorządowych z samych list SLD wystartowało w kraju 24 tysiące osób, a przecież teraz będziemy startowali wspólnie z Partią Razem, która wówczas też wystawiała swoje listy. Mam również nadzieję, że uda się, choćby w Warszawie, pójść we wspólnym komitecie wyborczym z ruchami miejskimi, z którymi łączy nas wieloletnia walka o te same idee, z którymi mamy w większości wspólne cele.
Włodzimierz Cimoszewicz na konwencji o sprawiedliwości przekonywał, że do przeprowadzenia zmian mających na celu przywrócenie praworządności potrzebna jest większość konstytucyjna. A zatem wspólna lista.
Oczywiście, w świecie idealnym najwygodniej byłoby mieć większość konstytucyjną, ale nawet PiS jej nie ma. Nie jest to warunek, choć na pewno byłaby to łatwiejsza droga do opowiedzenia ludziom: zmieniamy konstytucję, więc sprzątanie po PiS to zmiana nie tylko jakościowa, ale i systemowa. Ale można wiele zmienić za pomocą ustaw. Do zmian w TK nie jest potrzebna zmiana konstytucji.
A czy negocjacje wspólnej listy nie są okazją do forsowania lewicowej agendy, zbierania poparcia choćby dla tych ustaw, które już leżą w Sejmie?
Szanse na realizację czegokolwiek Lewica może mieć wtedy, kiedy będzie miała odpowiednią liczbę szabel w Sejmie, kiedy bez jej poparcia nie uda się sformować rządu. Bez tego losy ustaw zależeć będą tylko od dobrej woli najprawdopodobniej Donalda Tuska, jako przewodniczącego największego opozycyjnego ugrupowania. Jeżeli ma się realną siłę, potrzebną do uzyskania większości w Sejmie, wtedy można negocjować. A jeśli nie jest się tym elementem koalicji, który nie powoduje utrzymania albo utraty większości, to i zdolności negocjacyjne są mniejsze.
Jakie są aspiracje lewicy, ile chcecie tych szabel w przyszłym Sejmie mieć?
Chcemy co najmniej powtórzyć wynik z poprzednich wyborów w 2019 roku, choć oczywiście wszyscy mielibyśmy ochotę na więcej. Jest jednak polaryzacja, pojawił się też nowy byt polityczny, czyli Polska 2050 Szymona Hołowni. Wszystkie sondaże pokazują, że przepływy elektoratu są niewielkie, kilkuprocentowe. Część osób być może odpłynie od PiS.
Dokąd?
Na pewno nie będzie głosować na PO ani na żadną listę, na której będzie PO, właśnie z powodu polaryzacji. Lewica ma możliwość przyciągnięcia tych ludzi do siebie, bo jako jedyna jest wiarygodnym gwarantem utrzymania świadczeń takich jak 500+, które od początku popierała. Polska 2050 wtedy nie istniała, a KO zmieniało w tej sprawie zdanie kilka razy. Lewica może być nową przystanią dla tych wszystkich, którzy zdecydują się odejść od popierania PiS, ale boją się pogorszenia swojej sytuacji ekonomicznej po wyborach. Nawet jeśli to będzie tylko 1 proc. „urwany” PiS, to może to zaważyć na całych wyborach na korzyść opozycji.
czytaj także
Co należy do waszej żelaznej agendy? Bo jeśli wyborcy zależy na praworządności, to ma do wyboru kilka partii.
Tak, ale to dobrze, bo to podstawa współpracy. Ale są sprawy, o których jedni mówią, a inni je robią, związane z bezpieczeństwem socjalnym, rynkiem pracy, jego stabilnością i kontrolą. Mówię tu o rozszerzeniu uprawnień Państwowej Inspekcji Pracy, która nie dysponuje tyloma pracownikami, by w rzeczywisty sposób kontrolować, czy pracodawcy zatrudniają swoich pracowników legalnie, czy płacone są nadgodziny, respektowane urlopy. O tym mówi tylko Lewica, która wniosła też do debaty temat mieszkalnictwa, istotny szczególnie dla młodych ludzi. Jeżeli młody samotny mężczyzna – co jest ważne, bo ma to wpływ na rating kredytowy – zarabiający 5 tys. zł nie dostanie kredytu na mieszkanie, to kto go dostanie? Dziewczyna z dzieckiem? Osoba zarabiająca mniej? Tylko lewica jest też wiarygodna w kwestii walki o prawa reprodukcyjne; lewicowe kobiety i mężczyźni od lat ramię w ramię o to walczyli.
Pozostaje też kwestia podatków, bo bez podatków na poziomie europejskim nie da się zbudować silnego państwa.
O prawdziwej progresji podatkowej lewica również mówi od dawna. Teraz progów jest za mało. A ci, którzy zarabiają pensję minimalną, nie powinni płacić PIT-u wcale (kwota wolna od podatku powinna zawsze wynosić tyle, ile wynosi płaca minimalna). Pierwsza stawka powinna wynieść tylko 1 proc. i powinna rosnąć wraz z zarobkami, aż do poziomu 40 proc. od nadwyżki od kwoty 500 tys. zł brutto. Kolejną sprawą są podatki osób prawnych: naszym zdaniem również CIT powinien być progresywny. To rewolucja. Podatnicy, którzy mają dochody do 45 tys. złotych i przychody do dzisiejszej granicy 9 mln złotych, zapłacą stawkę podatku pomiędzy 0 a 9 proc. Powyżej tej kwoty podatek naliczany będzie od przychodu danej firmy.
Z kolei VAT powinien być na większość produktów mniejszy. Do 2030 roku jednolita stawka podatku VAT powinna już wynieść 15 proc. Dojście do tego poziomu opodatkowania powinno być stopniowe, co roku stawka podatku VAT powinna być zmniejszana o 1 punkt procentowy. Dodatkowo wiele towarów i usług powinno być objętych stawką 0 proc.
Waszym wyborcą jest osoba płacąca pensję minimalną czy klasa średnia, aspirująca, tracąca teraz przez inflację, kredyty, ceny energii?
Badania pokazują, że praktycznie każdy Polak uważa się za członka klasy średniej. Bo choć średnia to około 6500 zł, czyli pani i Obajtek tyle zarabiają średnio, to mediana zarobków w Polsce wynosi około 4000 zł, a dominanta – czyli najczęściej otrzymywana przez Polaków wysokość pensji – to 2900 zł. I to jest grupa docelowa lewicy.
Przy okazji Polskiego Ładu ta grupa dała się przekonać, że jej interesy są tożsame z interesami klasy wyższej.
To akurat była bardzo dobrze przeprowadzona strategia medialna osób z klasy wyższej, które podawały się za klasę średnią. Przy kolejnej rozmowie o podatkach pewnie znów wyjdą osoby jak premier Gowin, który w radiu narzekał, że 14 tysięcy nie starcza mu na życie. W ten sposób wywierana jest presja na ludzi myślących aspiracyjnie, którzy już się tam widzą, już widzą te 14 tysięcy.
Poczucie godności w Polsce często wynika z tego, że sobie człowiek radzi – mimo państwa. Jak przenieść aspiracje na państwo? Że jesteśmy dumni, że mamy państwo, które dowozi?
Są badania społeczeństw europejskich, które pokazują, z czego są dumne. Czasem ze szkolnictwa, czasem z opieki zdrowotnej, czasem z jednego i z drugiego, co się zdarza najczęściej w państwach, w których wiele lat rządziła socjaldemokracja. Natomiast w Polsce ludzie są najbardziej dumni z siebie. Badanie, które ostatnio to pokazywało, było zrobione przy okazji pomocy uchodźczyniom z Ukrainy. I słusznie, ale to też pokazuje, że nie liczymy na państwo, liczymy na siebie i to jest smutne, ten brak poczucia, że państwo daje stabilność.
Wspólna lista opozycji czy kilka bloków? Policzyliśmy i znamy odpowiedź
czytaj także
Jeżeli obywatel nie domaga się od państwa, to i państwo nic z tym nie robi. I choć formalnie jesteśmy już państwem rozwiniętym, a nie rozwijającym się, poziom naszej gospodarki nie przekłada się na komfort obywateli i poczucie wspólnoty. Dlatego tak trudno było rozmawiać na początku o 500 plus, bo dlaczego państwo ma oferować świadczenie dla dzieci, skoro nie każdy ma dzieci? Ale na tej samej zasadzie można skrytykować emerytury czy terapie onkologiczne. A na tym polega społeczeństwo, że sobie wzajemnie pomagamy. Społeczeństwo jest silne wtedy, gdy jest solidarne.
**
Anna Maria Żukowska – posłanka, prawniczka, anglistka, wiceprzewodnicząca mazowieckiej Nowej Lewicy.