Każdy kolonizator kocha kolonizowanych, twierdzi Zabużko. To miłość typu: tak cię kocham, że nigdy nie dam ci odejść, raczej cię zabiję. Kinga Dunin czyta „Planetę Piołun” Oksany Zabużko.
Oksana Zabużko, Planeta Piołun, przeł. Anna Łazar, Joanna Majewska, Katarzyna Kotyńska, Wydawnictwo Agora 2022
26 kwietnia 1986 roku w Kijowie, w okolicach Szulawki, spadł śnieg.
Niebo zapłonęło dziwnym, metalicznym blaskiem. Ludzie wstrzymali oddech z zachwytu. W Czarnobylu doszło do katastrofy. Na szczęście wiatr nie wiał w kierunku Kijowa, wiał w kierunku Mińska.
Zbiór esejów Oksany Zabużko otwierają jej rozważania dotyczące znaczenia tego wydarzenia dla ukraińskiej świadomości zbiorowej. Dla nas to już tylko anegdoty o płynie Lugola, dla Białorusi i Ukrainy dramat, z którego nie do końca zdajemy sobie sprawę.
Dla Ukraińców zaś katastrofa miała jeszcze jeden wymiar – jakby wydarzenie to zdjęło z nich klątwę rzuconą przez Wielki Głód (w latach 1932–1933 w wyniku polityki Stalina, która miała złamać opór przed kolektywizacją, z głodu umarło 3–6 mln Ukraińców). Pokonał on ducha, nauczył lęku przed władzą i bezradności. Zabużko katastrofę czarnobylską nazywa „radioaktywnym haustem wolności”. Może to wyglądać na paradoks, ale, jak twierdzi, właśnie wtedy Ukraińcy przekonali się, że jest potęga większa od sowieckiej. Gwiazda Piołun to obraz zaczerpnięty z Apokalipsy („I trzeci anioł zatrąbił…”), lecz to zemsta natury uczyniła wyłom w poczuciu bezradności i jej zdaniem zakończyła pewną epokę.
czytaj także
Eseje Zabużko sprawiały mi pewien kłopot. Przede wszystkim ze względu na bogactwo odniesień do kultury i historii Ukrainy. Myślałam, że coś wiem, okazało się, że jednak niewiele. Ale może po prostu tak jest, że dużo sprawniej poruszamy się w kręgu kultury zachodniej, szczególnie anglosaskiej. I nie chodzi o jakąś dogłębną wiedzę, tylko zwykłe osłuchanie. Wystarczy zobaczyć chociażby film Stowarzyszenie umarłych poetów, żeby wiedzieć, że istniał Whitman. W prawie każdej poważniejszej powieści z tego kręgu znajdziemy cytaty z Szekspira. Po prostu tą kulturą bardziej oddychamy. A kto wie, kto to był Skoworoda i dlaczego jest ważny? A Łesia Ukrainka?
Ostatecznie jednak, pomińmy braki w wiedzy, Planeta Piołun jest jednym wielkim esejem o ukraińskiej tożsamości. Nie tylko historycznej. Przywoływanie, czy też tworzenie tradycji, własne dzieła kultury, język to narzędzia, dzięki którym się ona manifestuje. A jej istotną częścią jest wyjątkowy stosunek do ziemi i przyrody oraz doświadczenie kolonialne. Oraz stosunki z kolonizatorem.
Każdy kolonizator kocha kolonizowanych, twierdzi Zabużko. To miłość typu: tak cię kocham, że nigdy nie dam ci odejść, raczej cię zabiję. Zabużko nazywa ją fagoerotyczną, czyli „pożerającą, bo główną jej cechą jest organiczny brak zainteresowania innością swojego obiektu, nienasycona i pałająca chęć zawłaszczenia go, opanowania, unieruchomienia, uczynienia częścią siebie…”.
I tak do pewnego stopnia jest – Ukraina, jej kultura, jest częścią Rosji, która ją zasymilowała i bez której Rosja nie może istnieć, nie może do końca być sobą. To Kijów był kolebką ruskiej kultury, a co za tym idzie – rosyjskiego imperium, które potem skolonizowało Ukrainę. I tutejsza kultura była silniejsza i bogatsza niż kultura kolonizatora. Poszukiwanie własnych środków wyrazu dla mniejszościowych kultur zawsze zaczyna się od doskonałego opanowania języka kolonizatora. Ale kolonizowany ma też własne kody, mówi po „swojemu” i po „ichniemu”. Dlatego zamysły rosyjskie są dla Ukrainy jasne, a Ukraina jest dla Rosji mrokiem albo zestawem fantomów i stereotypów.
Bilewicz: Ukraińcy dokonali wyboru i są gotowi oddać za to życie
czytaj także
Przykład takiej postawy? Tego pewno się nie spodziewacie. Josif Brodski. Poeta, noblista, dysydent, ikona „dobrej Rosji”. Swoje spotkania z nim w Stanach Zjednoczonych – dwa, przy czym przy powtórnym jej nie poznał – Zabużko opisuje dość kąśliwie. Było to na początku lat 90., kiedy odbywały się w Stanach (to tam mieszkał Brodski po wyrzuceniu go z ZSRR) rozmaite debaty o przemianach w Europie Wschodniej, a Zabużko starała się walczyć o miejsce swojej kultury i literatury w świadomości zachodnich elit. Brodski był zaś „autorytarnie-monologowy, przyzwyczajony do roli proroka” (jeśli dodamy do tego protekcjonalny stosunek do kobiet, to krótko mówiąc: „dziaders”).
Pytał ją prowokacyjnie, gdzie właściwie jest Ukraina? Ale chyba wiedział, a dowody na wielkoruskie myślenie można znaleźć w jego mało znanym wierszu Na niepodległość Ukrainy, do którego Zabużko kilkakrotnie się odwołuje i znajduje w nim przykład „zjadliwej arogancji wobec obcych, w szczególności zaś wobec ludów przez Rosję zniewolonych”. Odszukałam ten wiersz i rzeczywiście okazał się gorszy, niż się spodziewałam. Z tymi wszystkimi stereotypami (arbuzy, stepy, pielmieni) i „żegnajcie, chachły”, „krzyż wam na drogę”. „Niechaj teraz w lepiance chórem z wami Hansy/z Lachami zrobią porządek, pohańcy”.
Planetę Piołun kończy tekst Długie pożegnanie ze strachem. Badania terenowe nad ukraińskim seksem dwadzieścia lat później, który powstał z okazji ukazania się książki we Francji. (Dostaje się temu krajowi przy okazji trochę przykrych uwag o utraconym w czasie wojny honorze). W Polsce jednocześnie z Planetą… ukazuje się wznowienie tej powieści będącej rodzajem psychoanalizy Ukrainy i wiwisekcji tutejszych związków męsko-damskich. Jest to historia ukraińskiej poetki i wykładowczyni na amerykańskim uniwersytecie uwikłanej w trudne relacje i zmagającej się z ciężkim bagażem historii swojego kraju. (O tym bagażu jeszcze więcej w Muzeum porzuconych sekretów).
Wydaje mi się, że dzisiaj, kiedy staliśmy się z oczywistych powodów bardziej uwrażliwieni na naszego sąsiada, książki te zyskują nowe życie. Są bardziej zrozumiałe. A mają też w sobie mocny ładunek feminizmu, dający się dostrzec także w ich formie. Rozwichrzona, nielinearna narracja, nieoczywisty splot dygresji, emocjonalność…
czytaj także
Na koniec swojej psychoanalizy Zabużko od literatury przechodzi nieoczekiwanie do… statystyki. Statystyki wyszukiwań na PornHubie i narodowych zróżnicowań preferencji. Czego najczęściej szukają Rosjanie? Seksu analnego. Niekoniecznie musi się on kojarzyć z homoseksualnością, raczej z więzieniem, władzą, hierarchią, skłonnością do przemocy. Trudno nie przypomnieć w tym miejscu słynnej sceny z powieści Władimira Sorokina Dzień oprycznika, kiedy w łaźni mężczyźni bawią się w kręgu połączonym właśnie w ten sposób. (Chyba jednak nie jestem za całkowitym bojkotem rosyjskiej kultury. Natomiast interesujący wydaje mi się argument Zabużko skierowany przeciwko „wielkim rosyjskim dziełom”, tym wszystkim „Dostojewskim i innym”. I rzecz nie tylko w zawartości ideowej, ale w tym, że za ich światowym prestiżem zawsze stała imperialna potęga Rosji, po prostu armaty. Czy nie było równie dobrych twórców z mniejszych kultur, którzy nie znaleźli takiego miejsca w globalnej wyobraźni?) Ale pewno chcecie zapytać, jakiej pornografii szukają Ukraińcy. Otóż czegoś z prezerwatywą albo lateksem. Zawsze w zbroi, zawsze muszą się chronić, interpretuje Zabużko.
Ja natomiast chciałabym zadać autorce inne pytanie. O Zachodnią Ukrainę, też kiedyś skolonizowaną, ale przez Polskę.