Gdy w pierwszym odcinku „Bo to grzech” pojawia się wzmianka o tajemniczej „gejowskiej chorobie”, która rozprzestrzenia się w Ameryce, wiemy już, że głównym tematem filmu będzie AIDS.
Brytyjski scenarzysta Russell T. Davies zasłynął przed ponad 20 laty jako twórca serialu Queer as Folk, pierwszej „seryjnej” telewizyjnej produkcji, która rozgrywała się w środowisku gejowskim. Co więcej, opisywała jego obyczaje od wewnątrz, z perspektywy pozbawionej moralnego zatroskania i ekscytacji „egzotyczną” obrzędowością. Serial odniósł spory sukces. W wersji brytyjskiej powstały co prawda tylko dwa sezony, ale wersja amerykańska liczyła ich aż pięć.
Bogata filmografia Davisa obejmuje także m.in. scenariusz miniserialu Skandal w angielskim stylu (2018) opowiadającego prawdziwą historię brytyjskiego polityka Jeremy’ego Thorpe’a, oskarżonego o zlecenie zabójstwa swego kochanka, Normana Scotta.
Z kolei serial Bo to grzech, który Davies wymyślił i który można teraz oglądać na HBO GO, składa się z pięciu odcinków i przenosi nas do Londynu lat 80. Akcja trwa dokładnie 10 lat – zaczyna się w roku 1981, kończy w 1991. Gdy w pierwszym odcinku pojawia się wzmianka o tajemniczej „gejowskiej chorobie”, która rozprzestrzenia się w Ameryce, wiemy już, że głównym tematem filmu będzie AIDS, choroba siejąca w latach 80. paniczny lęk na całym świecie, demonizowana i obarczona całym bagażem znaczeń, które Susan Sontag opisała w swoim eseju AIDS i jego metafory. Przede wszystkim jednak mająca swój bardzo konkretny i dosadny wymiar – śmierć milionów ludzi, w tym także tych bardzo młodych.
AIDS towarzyszyła panika i lęki, które ujawniają się również teraz
czytaj także
Zbiorowym bohaterem Bo to grzech jest grupa przyjaciół, którzy wynajmują wspólnie mieszkanie ochrzczone mianem „Różowego Pałacu”. Ritchie (w tej roli wokalista zespołu Years & Years Olly Alexander) i jego najlepsza przyjaciółka, Jill (Lydia West) są aspirującymi aktorami marzącymi o światowej karierze. Ritchie, wyrwawszy się z rodzinnego domu na nudnej wyspie Wight, rzuca się w wir przygód seksualnych, jakie oferuje metropolia. Jego przeciwieństwem jest zahukany, wiecznie wystraszony Colin (Callum Scott Howells), podejmujący pracę w firmie krawieckiej z długimi tradycjami. Z kolei Roscoe (Omari Douglas) pochodzi z rodziny nigeryjskich emigrantów, a zarabia jako call boy, utrzymanek m.in. prominentnego polityka. Jest także Ash (Nathaniel Curtis), długowłosy tancerz o hinduskich korzeniach.
Część bohaterów umrze na AIDS, część pozostanie przy życiu, by opłakiwać zmarłych przyjaciół. Atmosfera z odcinka na odcinek staje się coraz bardziej dramatyczna i elegijna zarazem, a dojmującego smutku nie są w stanie przegnać nawet hity lat 80., które gęsto upchano na ścieżce dźwiękowej. Usłyszeć można m.in. grupy OMD, Soft Cell, Blondie, Bronski Beat, Culture Club, Erasure, Eurythmics czy Kate Bush i Kim Wilde. A także, oczywiście, Pet Shop Boys i ich przebój, który dał tytuł filmowi – It’s a Sin (choć, o dziwo, z ekranu rozbrzmiewa jedynie kilkusekundowe instrumentalne intro piosenki).
Serial pokazuje dynamikę postaw wobec AIDS. Jest więc i lekceważenie problemu (vide – monolog Ritchiego, który uznaje AIDS za coś w rodzaju medialnej hucpy), i przekonanie, że HIV szerzy się wyłącznie w Stanach Zjednoczonych, i zamykanie chorych na cztery spusty w izolatkach lub palenie ich rzeczy, bo mogą przenosić wirusa. Ale mamy także bunt wobec biernej postawy rządu i chciwości koncernów farmaceutycznych, czyli sceny ukazujące demonstracje i inne działania aktywistów walczących o prawa chorych.
czytaj także
Przede wszystkim zaś serial skupia się na zmowie milczenia, wynikającej z przypisanego AIDS statusu choroby „niemoralnej”, której ofiarą padają wyłącznie „zboczeńcy” prowadzący „rozpustny tryb życia”. Rodziny wolą przemilczeć prawdziwą przyczynę śmierci swoich bliskich, podając w nekrologach jakąś mniej obciążającą, bardziej „nobliwą” chorobę – raka albo zapalenie płuc.
Strach przed wypowiedzeniem nazwy AIDS łączył się, co serial dobrze obrazuje, z groźbą podwójnego wyautowania tego, kogo ta choroba dotknęła – jako geja i jako człowieka, który „sam na siebie sprowadził nieszczęście”. Na polskim gruncie widać to, gdy na przykład Izabella Cywińska w autobiograficznej książce – dzienniku Nagłe zastępstwo, wydanej w latach 90., w kontekście chorego na AIDS reżysera Janusza Nyczaka pisała: „Jeszcze nikt z nas nie odważył się głośno wymienić nazwy choroby”.
W latach 80. wciąż nie jest jasne, jak przenosi się wirus HIV. Wiadomo, że na pewno przez spermę i krew, ale może także przez ślinę? Dochodzi więc do paradoksalnej sytuacji, w której z jednej strony uważa się AIDS za coś, co atakuje wyłącznie grupy marginalizowane, za swoisty „bicz boży”, a z drugiej HIV budzi groźbę, że owe grupy mogą nader łatwo przenieść wirus na „porządnego” człowieka, wypaczając tym samym jego biografię i stwarzając fałszywe wrażenie, że on także zalicza się do „zboczeńców”.
Jednak akurat ten aspekt choroby nie został ujęty w Bo to grzech. Na AIDS zapadają tu wyłącznie geje (choć nie wyłącznie ci „rozpustni”). Trudno więc pozbyć się wrażenia, że twórcy wskrzeszają cokolwiek przebrzmiały stereotyp: pedalstwo = AIDS = śmierć. Sprzyja mu także niewielka, jak to się obecnie mówi, inkluzywność serialu. Prezentuje on niemal wyłącznie gejów, nie ma w nim lesbijek, a osoby transpłciowe pojawiają się w dalekim tle.
Znamienne jest także to, że jedyną osobą, której nie grozi „wpadka”, która pozostaje całkowicie poza sferą rażenia HIV, jest aseksualna Jill, niemająca własnego życia intymnego i całkowicie oddana grupie swych homoseksualnych znajomych. Wielokrotnie przerobiony już schemat „geje i ich najlepsza przyjaciółka” wypada raczej anachronicznie. Jill odgrywa tutaj rolę mentorki, która z jednej strony napomina chłopaków, żeby się zabezpieczali, z drugiej – oskarża ich rodziców o brak miłości i inne zaniedbania.
czytaj także
Świat przedstawiony w serialu jest konstytuowany przez wstyd. Davies niewątpliwie celnie pokazał jego znaczenie w budowaniu gejowskiej tożsamości. Wstydem jest nie tylko samo AIDS. Wstydzą się także rodzice (z nielicznymi wyjątkami), że mają „nienormalnego” syna, który zapadł na „wstydliwą” chorobę. Wstydzą się również sami bohaterowie. Wstydzą się tego, że są gejami – Ritchie na przykład woli się nie ujawniać ze strachu, że zaszkodzi to jego karierze aktorskiej.
Ale ten wstyd wykracza poza kwestię społecznej mimikry. Wnika znacznie głębiej i powoduje – co zresztą expressis verbis wypowie Jill w swym końcowym monologu – że chłopcy w poczuciu winy niejako ściągają na siebie AIDS jako karę za grzech niewłaściwej orientacji i skandalicznego stylu życia. Stąd też i tytuł serialu. Tyle że jesteśmy tutaj niebezpiecznie blisko tego, o czym pisała Sontag – czyli metaforyzowania choroby, nadawania jej metafizycznych znaczeń, pokazywania jako czegoś więcej niż tylko zwykłą, cielesną przypadłość, która może spotkać każdego.
czytaj także
Pocieszającego morału Bo to grzech szukałbym więc gdzie indziej. Serial Daviesa przypomina, że to, co budzi dzisiaj w Polsce wielką zazdrość – otwarcie Wielkiej Brytanii na osoby LGBT+, fakt, że małżeństwa jednopłciowe wprowadzili tam konserwatyści – nie wzięło się znikąd, lecz wykuło się w walce, chociażby z wprowadzonym pod koniec lat 80. zakazem propagandy homoseksualnej. Wstyd musiał więc zostać przemieniony w dumę. A że tej dumy jest w serialu stosunkowo niewiele? Być może więcej jej będzie w kolejnym sezonie. O ile takowy powstanie.
*
Bo to grzech (It’s a Sin), prod. Russell T. Davies, Wielka Brytania 2021
**
Bartosz Żurawiecki – dziennikarz, krytyk filmowy, felietonista i pisarz. Laureat Nagrody im. Krzysztofa Mętraka (1996) i Nagrody PISF-u (2014). Autor powieści Trzech panów w łóżku, nie licząc kota (2005), Ja, czyli 66 moich miłości (2007), Nieobecni (2011) i Do Lolelaj. Gejowska utopia (2017), a także zbioru dramatów Erotica alla polacca (2005). Jeden z założycieli Kampanii Przeciw Homofobii (KPH).