Włoska telewizja RAI wszczęła śledztwo w sprawie tego, co właściwie wydarzyło się w ubiegłym miesiącu w programie „Detto Fatto”. Niepotrzebnie. Wszyscy znają odpowiedź: niemal w całości złożony z mężczyzn zespół producentów wymyślił kolejny obleśny i uwłaczający kobietom show.
Nawet jeśli nie mamy żadnych szczególnych powiązań z Włochami, to pewnie i tak widzieliśmy ten filmik. 25 listopada, podczas Międzynarodowego Dnia Zwalczania Przemocy wobec Kobiet, w popołudniowym włoskim programie telewizyjnym Detto Fatto pokazano materiał, który najłagodniej można nazwać niestosownym. Tytuł tego dzieła to Jak seksownie robić zakupy.
W programie tym kobieta o nazwisku Emily Angelillo, pracująca jako baletnica i tancerka na rurze, doradza widzom, jak osiągnąć wystarczająco zalotny wygląd podczas wizyty w supermarkecie. Występując w szpilkach i skórzanej minispódniczce, instruuje najwyraźniej kobiecą część publiczności, jak sięgać po produkty z najwyższej półki, jednocześnie eksponując nogi. Następnie radzi oglądającym, że mogą „przypadkowo” coś upuścić, co stworzy pretekst do celowo prowokacyjnego nachylenia się.
Powiecie, że to satyra albo przynajmniej humorystyczna część programu. Tu jednak niespodzianka – nie. Była to absolutnie pozbawiona ironii lekcja, służąca jednemu celowi – wzmocnieniu stereotypu, według którego główną życiową rolą kobiety jest zwrócenie na siebie oślizgłego, męskiego spojrzenia.
Nie ma się co dziwić, że do RAI i państwowego przedsiębiorstwa mediów publicznych, które wyemitowały ten materiał, napłynęły tysiące skarg, a sam klip wkrótce zatoczył szerokie kręgi w mediach społecznościowych.
Mizoginiczna góra lodowa
Oczywiście kobiety na całym świecie każdego dnia ponoszą konsekwencje podobnych stereotypów. Jednak we Włoszech, a zwłaszcza we włoskiej telewizji, seksizm często przybiera wręcz groteskową formę.
Część winy za to należy przypisać okresowi lat 90. i pierwszemu dziesięcioleciu XXI wieku, kiedy krajem rządził Silvio Berlusconi. Były premier sprawował bezpośrednią kontrolę nad wielkim medialnym imperium, na które składało się – jeśli uwzględnimy jego prywatną firmę MediaSet oraz wpływy w RAI – ponad 90 proc. krajowej telewizji. Zatrważająca liczba, prawda?
To pod okiem Berlusconiego włoska telewizja przekształciła się w swoisty kulturowy Dziki Zachód, stając się odzwierciedleniem jego własnych mizoginicznych fantazji.
Symbolem tamtych czasów stała się velina – postmodernistyczna wersja dziewczyny z rewii, jednak w ujęciu jeszcze bardziej seksualnym, w poniżający sposób uległym wobec męskiej woli berluscońskich gospodarzy telewizyjnych shows.
Dziesięć lat temu veliny były wszędzie. W istocie były tak rozpoznawalne, że dla młodych kobiet – zwłaszcza w biedniejszych częściach kraju i na południu, gdzie narzucanie ról płciowych jest ogólnie silniejsze – stały się wzorem do naśladowania.
Krytycy z całego spektrum partii politycznych, począwszy od katolickich stowarzyszeń, a skończywszy na lewicujących dziennikarzach takich jak Erik Gandini (który w swoim dokumencie pt. Videocracy przedstawia niepokojące ujęcie tego zjawiska), potępili seksizm wpisany w tę rolę. Co na to Berlusconi? Otóż ogłosił, że włoska telewizja jest „najlepsza i cieszy się największą na świecie wolnością”.
Dziś, na szczęście, polityczna kariera Berlusconiego dobiegła mniej więcej końca. Niestety, właśnie to sprawia, że materiał puszczony w Detto Fatto wart jest uwagi. Poza tym, że sam w sobie ma ponury wydźwięk, ujawnia także o wiele większą porażkę części włoskiego społeczeństwa, która nie zmierzyła się z tym, co poszło nie tak podczas rządów Berlusconiego.
Od 2013 r., kiedy centrolewica ponownie zdobyła władzę, włoska Partia Demokratyczna, Trybunał Konstytucyjny i Komisja Europejska opracowały dokumenty postulujące podjęcie działań na rzecz uregulowania kwestii reprezentacji – i równości – płci w telewizji. Jak dotąd jednak nie przyjęto żadnych istotnych przepisów w tym zakresie.
Druga fala COVID-19 we Włoszech. Pandemia sparaliżowała… prawicę
czytaj także
Owszem, w porównaniu z latami 90., obecnie widzi się na ekranach włoskich telewizorów nieco więcej kobiet wykonujących czynności inne niż gotowanie, tańczenie czy pieszczenie sportowych samochodów. Nadal pokutują jednak wieloletnie zaniedbania. Kobiety nadal prawie nie są zapraszane do jakichkolwiek poważnych programów telewizyjnych, gdzie dyskutuje się o polityce. Jeszcze w ubiegłym roku kierownictwo RAI publicznie broniło pomysłu, że kobiety powinno się zachęcać do konsumpcji „treści dotyczących ich własnego stylu życia”, które docierałyby do kobiet za sprawą algorytmów działających podczas oglądania telewizji on-line. Jak widać, materiał Jak seksownie robić zakupy stanowi – niestety – jedynie wierzchołek mizoginicznej góry lodowej.
Jednym z najgorszych przykładów był program wyemitowany w lipcu tego roku, kiedy producenci programu Ciao Darwin umieścili pochodzącą z Afryki kobietę w rurze oznaczonej etykietą „obcokrajowiec” i za każdym razem, kiedy ta traciła punkt, była „zatapiana” w wodzie. Naturalnie, w show nie zabrakło również veliny, przyglądającej się temu w zakontraktowanym milczeniu.
Ręce opadają każdemu, kto w jakikolwiek sposób interesuje się perspektywą zbudowania przez Włochów bardziej postępowego społeczeństwa.
RAI wszczęła śledztwo w sprawie tego, co właściwie wydarzyło się w ubiegłym miesiącu w programie Detto Fatto, ale tak naprawdę wszyscy już znają odpowiedź: niemal w całości złożony z mężczyzn zespół producentów wymyślił obleśny i uwłaczający projekt, który został wewnętrznie zatwierdzony, bez większych sprzeciwów. Bez nadzoru i kontroli. Odstręczający program został przepuszczony przez sito recenzji w ramach stacji, ponieważ przez całe dziesięciolecia setki rządzących telewizją osób po cichu uznawały, błędnie zresztą, że takiego rodzaju spektakle są tylko rozrywką i nie przynoszą realnych skutków społecznych.
W krajach takich jak Szwecja z seksizmem na ekranach poradzono sobie na przykład poprzez zakaz seksistowskich reklam i wprowadzenie systemu skali, definiującego wytyczne dotyczące pokazywania przemocy wobec kobiet w filmach. Włoska kultura zarządzania mediami i przepisy dotyczące całego ich systemu nadal tkwią w latach 90.
Ale uwaga! Wiele czytających mój tekst osób może wyciągnąć z niego podszyty rezygnacją wniosek, że „Włosi są po prostu bardziej seksistowscy niż reszta Europejczyków”. To jednak nieprawda. Mimo że we Włoszech seksizm przyjmuje szczególnie jaskrawą formę, a sam kraj znajduje się na szarym końcu statystyk dotyczących równości płci, obraz ten jest jednak niepełny.
Upieranie się, że Włochy są w obszarze praw kobiet trwale zacofane, niemal jakby było to wrodzoną cechą tego narodu, jedynie niweczy pracę działaczek i działaczy feministycznych, którzy starają się doprowadzić do zmiany. Tymczasem istnieje mnóstwo włoskich ugrupowań sprzeciwiających się patriarchatowi. Jedną z najbardziej imponujących i inspirujących jest międzypokoleniowy kolektyw zrzeszający osoby ze styku różnych kategorii Non una di meno, które organizują demonstracje i akcje protestacyjne w całym kraju. Regularnie uczestniczą w nich tysiące ludzi.
Zamiast rozpaczać lub po prostu wyśmiewać włoską telewizję, postępowcy z całego świata powinni wzmacniać i nagłaśniać przekaz tych działaczek i działaczy, nawołujących m.in. do publicznej debaty na tak kluczowe tematy jak parytety i lepsze struktury pilnujące poszanowania prawa i obecności kobiet w mediach.
Obecnie, podczas trwającego kryzysu związanego z COVID-19, włoscy politycy wydają się nie dostrzegać tych dyskusji. W miarę jak rośnie presja ze strony opinii publicznej, wyrażająca się w ulicznych protestach, nadchodzi czas, aby RAI i inne stacje przestały postrzegać feminizm jedynie jako jeden z tematów pojawiających się czasami w wiadomościach i uznały, że feminizm jest istotny dla ich własnej przyszłości.
Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.