22 grudnia 2019 roku Chorwaci poszli do urn, głosować w wyborach prezydenckich. Do drugiej tury przeszedł socjaldemokrata Zoran Milanović i urzędująca prezydentka, centroprawicowa, chrześcijańska demokratka Kolinda Grabar-Kitarović. Druga tura 5 stycznia.
Mimo długiej listy kandydatek i kandydatów, walka toczyła się pomiędzy urzędującą prezydentką oraz dwoma innymi kandydatami.
Kolinda Grabar-Kitarović startująca jako niezależna, ale ciesząca się poparciem chadeckiej, centroprawicowej Chorwackiej Unii Demokratycznej, zasiada w pałacu prezydenckim od 2015 roku. Grabar-Kitarović po wybuchu kryzysu migracyjnego w Europie była w kampanii kreowana na ten „najbardziej racjonalny wybór”. Z jednej strony tłumiła rozszalałą skrajną prawicę i odradzających się Ustaszy, z drugiej zaś robiła co w jej mocy aby wszyscy mieli jasność, że kryzys uchodźczy traktuje jako problem wewnątrz granic Chorwacji.
Największym rywalem Kitarović w wyścigu o fotel prezydencki był wieloletni lider Socjaldemokratycznej Partii Chorwacji oraz premier Chorwacji w latach 2011−2016 − Zoran Milanović.
Ekipa Milanovicia miała w zanadrzu wiele reform, które cieszyły się poparciem wśród Chorwatów. Jednak nieumiejętne prowadzenie dialogu z narodem odbiło się rządowi socjaldemokratów czkawką i odebrało im w kolejnych wyborach (w 2015 r.) 17 miejsc w Saborze [chorwackim parlamencie].
Po niecałym roku w Chorwacji doszło do przyspieszonych wyborów, które socjaldemokraci znów przegrali i dodatkowo stracili kolejne dwa miejsca.
Trzecim najpoważniejszym kandydatem na prezydenta był muzyk Miroslav Škoro − przedstawiciel chorwackiego folk-popu oraz sezonowy polityk. O starcie w wyborach poinformował 23 czerwca poprzez video na platformie FB.
czytaj także
Škoro nie zorganizował „burzy mózgów” w stylu Roberta Biedronia ani nie zabrał się od razu do jeżdżenia po kraju w celu namawiania wyborców − dobrze wiedział, że ma w kraju markę i renomę.
Fenomen Miroslava Škoro, choć wielu może się wydawać podobny do fenomenu Pawła Kukiza, jest jednak nieco inny. Przede wszystkim chorwacki muzyk miał już pewne doświadczenie polityczne. W latach dziewięćdziesiątych pełnił funkcję konsula na Węgrzech, a w 2007 roku wszedł do parlamentu jako kandydat partii HBZ, z której wywodzi się obecna prezydentka. Poselski mandat złożył po 10 miesiącach, zawiedziony tym, w jaki sposób media traktują polityków.
Poparcie Škoro szybko rosło w siłę. Muzyk od samego początku osadził się po prawej i antyestablishmentowej stronie chorwackiej sceny politycznej, odbierając głosy urzędującej prezydentce. W kampanii narzekał, że urząd prezydenta jest za mało prestiżowy i obiecywał, że jeśli uda mu się wygrać, to z pewnością doprowadzi do zwiększenia uprawnień prezydenckich. Nazwał się „prezydentem dla wszystkich”.
Socjaldemokrata czy chadeczka
Kampania odbyła się bez większych skandali czy wyciągania brudów. Wiadomo było, że dla centro-lewicowego Milanovicia najlepszym scenariuszem był ten, w którym do drugiej tury wejdzie on oraz Miroslav Škoro. Radykalizm muzyka przyniósłby Milanovićowi w drugiej turze wsparcie od dużej części establishmentowego elektoratu obecnej prezydentki.
Frekwencja w pierwszej turze wyniosła 51.20% i ostatecznie do drugiej tury weszli socjaldemokrata Milanović z niemal 30 proc. poparciem i obecna prezydentka, centroprawicowa, chrześcijańska demokratka − Kolinda Grabar-Kitarović.
Bardzo trudno jest ustalić, kto ma większe szanse na zwycięstwo. W teorii, prawicowy elektorat, który przyciągnął do siebie Miroslav Škoro powinien w drugiej turze oddać głos na Grabar-Kitarović. W praktyce jednak, ludzie głosujący na muzyka-polityka prędzej utożsamiają się z szeroko pojmowanym antyestablishmentem aniżeli z łatkami „lewica”, „prawica”. Bardzo możliwe jest zatem, że przynajmniej jakaś część wyborców Škoro nie zagłosuje za Milanoviciem, ale raczej przeciwko obecnej prezydentce, pomagając tym samym socjaldemokracie.
Wszystko wyjaśni się w niedzielę 5 stycznia 2020 roku.
**
Michał Konarski (ur. 2002) – współpracownik Europe Elects, aktywista, publicysta młodzieżowego portalu Alternatywa.