Od 40 lat Stany Zjednoczone i inne rozwinięte gospodarczo państwa wprowadzają w życie neoliberalny program obniżania podatków, deregulacji i cięcia świadczeń socjalnych. Nie ma już żadnych wątpliwości, że to podejście poniosło spektakularną porażkę. Jedyne pytanie brzmi: co nadejdzie – albo powinno nadejść – po nim.
NOWY JORK. Jaki rodzaj systemu gospodarczego najlepiej sprzyja temu, by ludziom żyło się dobrze? To pytanie zaczęło definiować obecną epokę, bo po czterdziestu latach neoliberalizmu w Stanach Zjednoczonych i innych zaawansowanych gospodarkach świata wiemy już bardzo dobrze, co się nie sprawdziło.
Neoliberalny eksperyment – niższe podatki dla bogatych, deregulacja rynku pracy i produktów, finansjalizacja i globalizacja – okazał się spektakularną porażką. Wzrost gospodarczy jest niższy niż w pierwszych 25 latach po II wojnie światowej, a większość owoców tego wzrostu została zgromadzona na szczycie struktury dochodów. Po dziesięcioleciach stagnacji, a nawet spadków dochodów wszystkich gospodarstw domowych poza najbogatszymi, czas ogłosić, że neoliberalizm umarł i został pogrzebany.
czytaj także
O sukcesję po neoliberalizmie konkurują przynajmniej trzy główne alternatywne rozwiązania polityczne: skrajnie prawicowy nacjonalizm, centrolewicowy reformizm i lewicowy progresywizm (przy czym centroprawica reprezentuje neoliberalną porażkę). A jednak z wyjątkiem lewicowego progresywizmu wszystkie opcje zawdzięczają coś ideologii, której czas dobiegł (a na pewno powinien dobiec) końca.
Czas ogłosić, że neoliberalizm umarł i został pogrzebany.
Centrolewica to obóz neoliberalizmu z ludzką twarzą. Usiłuje dostosować politykę byłego prezydenta USA Billa Clintona i byłego premiera Wielkiej Brytanii Tony’ego Blaira do realiów XXI wieku, przy drobnych jedynie korektach standardowego trybu finansjalizacji i globalizacji. Nacjonalistyczna prawica odcina się tymczasem od globalizacji, oskarżając o wszystkie dzisiejsze problemy migrantów i obcokrajowców. Jednak jak pokazała prezydentura Donalda Trumpa, prawica – przynajmniej w amerykańskim wydaniu – wykazuje nie mniejszy niż neoliberałowie entuzjazm dla obniżania podatków najbogatszym, deregulacji i ograniczania lub eliminowania programów socjalnych.
Zupełnie inaczej wyglądają postulaty trzeciego obozu, który nazywam progresywnym kapitalizmem, postulującego radykalnie odmienną agendę gospodarczą opartą na czterech priorytetach. Pierwszy to przywrócenie równowagi między rynkiem, państwem i społeczeństwem obywatelskim. Takie problemy jak spowolniony rozwój gospodarki, wzrost nierówności, niestabilność finansowa i degradacja środowiska naturalnego są zrodzone z rynku, więc sam rynek nie może ich przezwyciężyć. Państwo ma obowiązek ograniczać i kształtować rynek za pomocą regulacji dotyczących ochrony środowiska, zdrowia, bezpieczeństwa pracy itd. Zadaniem władz jest także robienie tego, czego rynki nie mogą albo nie chcą robić, na przykład aktywne inwestowanie w badania podstawowe, technologię, edukację i opiekę zdrowotną obywateli.
Drugim priorytetem jest dostrzeżenie, że „bogactwo narodów” bierze się z badań naukowych – poszerzania wiedzy o świecie wokół nas – oraz z takich form organizacji społecznej, które pozwalają dużym grupom ludzi pracować razem dla wspólnego dobra. Rynki wciąż mają do odegrania kluczową rolę wspomagaczy społecznej współpracy, ale mogą ją spełniać tylko wtedy, gdy kierują się zasadą praworządności i podlegają demokratycznej kontroli. W przeciwnym razie pojedynczy obywatele mogą się bogacić, wyzyskując innych, i czerpać dochody z tzw. pogoni za rentą [ang. rent-seeking, negocjowanie korzystnych biznesowo regulacji i rozstrzygnięć ze strony władz – przyp. tłum.], zamiast tworzyć bogactwo dzięki prawdziwej pomysłowości. Wielu współczesnych bogaczy zdobyło ogromne majątki przez to, że wybrali drogę wyzysku i nadużyć. Wspaniale przysłużyła im się polityka Donalda Trumpa, która zachęca do pogoni za rentą, a jednocześnie niszczy fundamentalne źródła tworzenia bogactwa. Progresywny kapitalizm dąży do czegoś dokładnie przeciwnego.
Spowolniony rozwój gospodarki, wzrost nierówności i degradacja środowiska to problemy zrodzone z rynku, więc sam rynek ich nie przezwycięży.
W ten sposób dochodzimy do priorytetu numer trzy: zajęcia się problemem koncentracji siły rynkowej (możliwości jednostronnego wpływania na cenę). Dominujące firmy wyzyskują przewagę informacyjną, wykupują potencjalnych konkurentów i tworzą bariery do wejścia na rynek dla innych przedsiębiorstw, a więc prowadzą pogoń za rentą na wielką skalę kosztem wszystkich innych. Wzrost siły rynkowej wielkich korporacji w połączeniu ze spadkiem siły negocjacyjnej pracowników w dużej mierze tłumaczy, dlaczego obecnie nierówności są tak duże, a wzrost gospodarczy tak mizerny. Dopóki władze państw nie zaczną odgrywać bardziej aktywnej roli, niż dopuszcza neoliberalizm, te problemy będą się pogarszać, również ze względu na postępy w robotyzacji i rozwój sztucznej inteligencji.
Czwartym priorytetem w programie progresywnym jest zerwanie powiązania między siłą ekonomiczną a wpływami politycznymi. Siła ekonomiczna i wpływy polityczne wzmacniają się nawzajem i zabezpieczają – szczególnie w tych krajach, gdzie bogaci obywatele i korporacje mogą łożyć nieograniczone środki na kampanie wyborcze, tak jak w USA. Stany Zjednoczone zmierzają pewnym krokiem w stronę fundamentalnie niedemokratycznego systemu, w którym „jeden dolar to jeden głos”.
Bińczyk: Ludzkość jest dziś jednocześnie supersprawcza i bezradna!
czytaj także
Wkrótce niezbędny dla demokracji system instytucjonalnej i obywatelskiej kontroli najprawdopodobniej przestanie działać, a wtedy już nic nie zdoła ograniczyć potęgi bogatych. To nie tylko problem moralny i polityczny: gospodarki, w których nierówności są większe, osiągają gorsze wyniki. Progresywne reformy muszą się więc zacząć od zmniejszenia nierówności majątkowych i ograniczenia wpływu politycznego, jaki dają pieniądze.
Nie ma jednego, prostego rozwiązania, które cofnęłoby szkody spowodowane przez dekady neoliberalizmu. Jednak kompleksowy program, taki jak naszkicowany powyżej, z pewnością jest w stanie to zrobić. Wiele zależy od tego, czy determinacja reformatorów, by pokonać problemy w rodzaju nadmiernej siły rynkowej albo nierówności, dorównuje determinacji sektora prywatnego, by je tworzyć.
Kompleksowa agenda musi się skupiać na edukacji, badaniach naukowych i innych prawdziwych źródłach bogactwa. Musi chronić środowisko i walczyć ze zmianami klimatycznymi z taką samą determinacją, jaką wykazują zwolennicy Zielonego Nowego Ładu w USA i uczestnicy ruchu Extinction Rebellion w Wielkiej Brytanii. Musi przygotowywać programy publiczne gwarantujące, że żaden obywatel nie będzie pozbawiony podstawowych warunków do godnego życia. Obejmuje to bezpieczeństwo ekonomiczne, dostęp do pracy i godziwej płacy, odpowiednią opiekę zdrowotną i warunki mieszkaniowe, a także bezpieczną emeryturę i dobre wykształcenie dla dzieci.
Budżet jak najbardziej stać na ten program. Trzeba wręcz powiedzieć, że nie stać nas na to, by go nie wprowadzać. Alternatywy proponowane przez nacjonalistów i neoliberałów gwarantują, że obecne trendy – stagnacja, wzrost nierówności, degradacja środowiska, zajadłe polityczne spory – będą się umacniać, co może doprowadzić do rezultatów, których wolimy sobie nie wyobrażać.
czytaj także
Progresywny kapitalizm to nie oksymoron. To najbardziej przekonująca i elektryzująca alternatywa dla ideologii, która poniosła oczywistą porażkę. Stanowi naszą najlepszą szansę na to, by wyrwać się z politycznego i ekonomicznego marazmu, w którym tkwimy obecnie.