Kraj

Liberalna strategia Razem nie działa [polemika]

To apel do lewicowych liberałów – wasza retoryka się nie sprawdziła.

Żyjemy w czasie ekstremizmu, czasie rewolucji. W czasie, kiedy musi dojść do zmiany. Ludzie u władzy nadużyli jej i teraz musi nadejść zmiana. Musi być zbudowany lepszy świat, a jedyny sposób na jego zbudowanie to sięgnięcie po ekstremalne metody. I dołączę do każdego, nie ważne jakiego koloru, kto chce zmienić ten nędzny stan, który istnieje na tej Ziemi.

Malcolm X, w trakcie debaty w Oxfordzie

***

Wiele wskazuje na to, że liberalna strategia Razem nie działa. Partia spada z niecałych czterech procent w wyborach parlamentarnych do stabilnych dwóch na dwulecie istnienia. Zaufanie zbudowane dzięki obietnicy odnowy polityki wietrzeje.

Nadzieje na zmianę umierają jeszcze bardziej, jeśli barometrem może być entuzjazm, jaki wzbudził tekst Adriany Rozwadowskiej, który pokazuje, że standard europejskich chadeków to w gruncie rzeczy górna granica aspiracji partii. Czemu to tak ważne? Czy się to komuś podoba czy nie, sytuacja lewicy w Polsce jest obecnie w dużej mierze zależna od tego, co zrobi Razem – trzeba dokładnie przyglądać się działaniom partii.

Lewica nie da rady wygrać, bez lewicy PO musi przegrać

Nostalgia nie umiera

Razem pozbyła się tęsknoty do nieistniejącej idylli PRL i krytycznie odnosi się do okresu autorytarnych rządów PZPR. Niestety, nostalgii tej nie zabiła odważna wizja przyszłości – jeden sentyment zastąpiono innym, jeszcze bardziej odległym kulturowo – do państwa opiekuńczego lat sześćdziesiątych. To jeden z większych hamulców w stworzeniu spójnej, nowej wizji świata. Raj obiecany już istniał, podatki były sprawiedliwe, a kapitał służył robotnicom.

Ale ta wizja nie załapała w polskich warunkach. I nie ma w tym nic dziwnego, bo nawet same mieszkanki przeszłego raju miały na jego temat inne zdanie. W 1968 roku Zachód doświadczył niewyobrażalnego wstrząsu. W powszechnej świadomości pozostał obraz studenckich strajków i postulatów rewolucji seksualnej, ale były to dwa tygodnie, kiedy świat otarł się o socjalistyczną rewolucję. Wobec strajku, w którym uczestniczyła jedna czwarta populacji, Francuzki były o pół kroku od obalenia rządu i istniejących stosunków własności, a protestantki walczyły z patologiami kapitalizmu, które objawiały się w pełnym obrazie nawet w komforcie sprawiedliwych podatków i opiekuńczego państwa.

Nie ma przyjaciół wśród liberałów

Liberalne ciągoty lewicy uzasadnione są w dużej mierze preferencjami mediów głównego nurtu. „Wyborcza”, TVN24 czy „Polityka” chwalą za postrzegane przez nich objawy racjonalizmu i karcą za radykalizm. Pozaparlamentarna partia musi szczególnie dbać o ekspozycję medialną i nie obejdzie się bez trudnych wyborów, ale powinna to być decyzja komunikacyjna, nie programowa.

Ani pochwały, ani kary mediów nie mają żadnej obiektywnej podstawy – nie ma postulatów, którymi lewica może zadowolić liberałki, bo w sterowaniu lewicowymi programami chodzi przede wszystkim o delegitymizację wszystkich poglądów, które mogą podważyć wiarę w kapitalizm. Racjonalne centrum nie ma problemu z udzielaniem głosu faszystom, religijnym fundamentalistom, a nawet swoim politycznym przeciwnikom, ale lewica zawsze będzie w szczególny sposób na socjal-liberalnym celowniku, ponieważ jest jedyną siłą, która może domagać się wyeliminowania systemowych przyczyn problemów.

Dlatego w jednym zdaniu usłyszymy, że lewica za mało broni konstytucji oraz że jest zbyt twardogłowa, żeby odpuścić te artykuły, które mówią o prawach lokatorów. Lewica może być równocześnie zbyt progresywna, domagając się bardziej sprawiedliwego społeczeństwa i za bardzo wsteczna, domagając się osiągnięć sprzed lat. Nie chodzi o prawdziwą dyskusję. Chodzi o eliminację. O wykluczenie z debaty środowisk, które szukają źródeł problemów współczesnego świata.

Kaczyński może nas niechcący wyprowadzić z Europy

W tym kontekście centrum ma rację nazywając lewicowców radykałami (od łac. radix: korzeń, podstawa). W końcu, jeśli kogoś nie interesuje łagodzenie objawów, tylko leczenie źródeł chorób, konieczny jest radykalizm.

Świat krzyczy o zmianę

Brak sukcesów lewicy to efekt braku nowej, spójnej wizji świata. Nie można odpowiedzialnie obiecywać poziomu życia Europejczyków z połowy ubiegłego stulecia. Aktywność klasy średniej tego okresu była pierwszym krokiem do zniszczenia środowiska, a aspiracje, które rozbudziła w reszcie mieszkanek planety, mogą być dla Ziemi gwoździem do trumny. Jeśli lewica chce znaleźć dla siebie misję, na pewno jest nią opracowanie propozycji, która będzie do przełknięcia dla ciężko pracujących mas, które chcą uwolnić się od cierpienia, ale nie będą w stanie zamieszkać w odpowiedniku amerykańskiej suburbii ery atomowej.

Świat domaga się zmiany – sukcesy Trumpa, Brexitowców, PiS, a nawet francuski pojedynek, który dał dwie kandydatury spoza mainstreamu są odpowiedzią na niesprawiedliwość, której świadkami są pracujący ludzie od Bangladeszu po USA. Wyborcy potrafią świadomie zagłosować wbrew swoim własnym interesom, żeby pokazać elitom środkowy palec. Wobec tego źle wygląda inna polityka, której głównym przesłaniem jest „będziesz pracowała w tej samej bezsensownej pracy, z tym samym szefem, ale o godzinę krócej”.

Inna polityka nie może sprowadzać się również do utrzymania starych zasad, ale przy pomocy parytetowego rządu. Wszystkie patologie tego podejścia pokazuje Justin Trudeau, którego obrazkowo różnorodny gabinet zapewnia baronów naftowych, że będą mogli zamienić Albertę w apokaliptyczną bitumiczną pustynię, sprzedaje broń szejkom w drodze na paradę równości i forsuje CETA, odwracając uwagę skarpetkami z R2D2.

Trudeau i kanadyjska anomalia

Bezrefleksyjne skupienie na postulatach programowych w postaci progresywnych podatków, miejscach w żłobkach i budownictwie komunalnym to kult cargo polityki. Wywalczenie kilku reform ma uczynić świat bardziej solidarnym, ale każdy z tych postulatów może zostać wykorzystany dla zwiększenia hegemonii kapitału, jeśli nie idzie za nimi odpowiednia ideologia. Progresywne podatki mogą służyć prowadzeniu imperialnych wojen, żłobki zostaną wykorzystane jako element nacisku na przyjmowanie prekaryjnej pracy, komunalne budownictwo służyło koszarowaniu siły roboczej i rozrywaniu więzi społecznych.

Patrząc tylko na objawy, mecenasi socjal-liberalizmu zapominają o najważniejszym źródle państwa opiekuńczego. Nie było nim przekonanie liberalnych publicystów, że podatki się opłacają. Była to gehenna wojny, po której Europie zostały krwawe ruiny, składane z powrotem w miasta przez kalekich weteranów i straumatyzowane gwałtem kobiety. Był to paniczny strach kapitalistycznych elit przed nominalnie komunistycznym ZSRR. To wewnętrzny nacisk radykalnej lewicy, która domagała się prawdziwej zmiany, a nie malowania trawy na zielono.

Społeczeństwo zmęczenia

czytaj także

Prawdziwą lekcją realpolitik jest zrozumienie, że ustępstwa kapitalizmu nie są efektem dobrej woli, a bardzo brutalnej politycznej walki na ekstremalnych końcach debaty. Kuszenie nagrodami w zamian za uległość służy wyłącznie oddaleniu konieczności zmian. I chociaż nie musimy odbudowywać zniszczonego świata, to jeszcze większym wyzwaniem będzie powstrzymanie zniszczenia, które niesie ze sobą zmiana klimatu. Pozbywać się na tym etapie klasowej krytyki i radykalnych postulatów zmiany całego systemu ekonomicznego, znaczy złożyć broń i przyznać, że dla lewicy nie ma już miejsca na świecie.

Kompromis przestał być wartością, kiedy wyzwaniem stało się przetrwanie. To apel do lewicowych liberałów – wasza retoryka się nie sprawdziła. Jeśli chcecie zobaczyć chociaż cień umiarkowanych postulatów, do głosu muszą dojść ci, którzy będą mieli radykalną wizję zmiany walącego się na naszych oczach świata.

***

Jakub Danecki – działał w ruchach miejskich w Krakowie, były członek Razem.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij