Tomasz Piątek

Jestem szalona

Czy na diecie, czy przy poście

Ciągle myślę o kompoście

Kocham tę mistyczną masę

Czy na diecie, czy przy poście

Ciągle myślę o kompoście

Kocham tę mistyczną masę

Jest mym stróżem i kompasem


Od kilku dni w mojej głowie rodzą się nieustannie takie wierszyki. Mój terapeuta mówi, że to znak. To znak, że zaczynam odczuwać potrzebę. Nie kompostu, tylko szaleństwa. Szaleńczego i totalnego zaprzeczenia wszystkiemu, co mnie otacza. 

I gdy o tym myślę, zadaję sobie pytanie: czy tylko ja tego szaleństwa potrzebuję? Czy nie jest tak, że potrzebujemy go my? My w sensie lewica i my w sensie społeczeństwo? Dwie najpotężniejsze siły rządzące światem to egoizm i szaleństwo. Widać to doskonale na polskiej scenie politycznej. PO reprezentuje egoizm, PiS reprezentuje szaleństwo. Jeżeli chcemy przejąć władzę, musimy dosiąść któregoś z tych koni, egoizmu albo szaleństwa. Ale egoizmu dosiąść nie możemy: domeną lewicy jest altruizm. Pozostaje nam szaleństwo. Jeżeli chcemy pociągnąć za sobą ludzi, musimy przedstawić nasz altruizm jako jeszcze bardziej pociągające szaleństwo niż wszelkie nacjonalistyczne (a więc quasi-egoistyczne) szaleństwa prawicy. Na ich mistycyzm musimy mieć nasz mistycyzm.


Oczywiście, nie nakłaniam, abyśmy pozbyli się wszystkich naszych intelektualnych skarbów, naszych racjonalnych i racjonalistycznych narzędzi. Jako protestant, jestem wielkim fanem takiego układu, w którym trzeźwe, racjonalne narzędzia służą Jednemu Wielkiemu Irracjonalnemu czy też Nadracjonalnemu Czynnikowi, z którego wszystko wynika. I o ten Pierwotny Nadracjonalny Czynnik mi chodzi – chcę, żeby był Pierwszą Przyczyną wszelkich naszych poczynań. Nie wszyscy, oczywiście, muszą wierzyć w Boga. Ale wszyscy, mam nadzieję, wierzymy w ten Imperatyw, na którym zbudowana jest lewica – Imperatyw podzielenia się naszymi dobrami z kimś, kto jest w potrzebie. Ten Imperatyw można przedstawiać jako racjonalny i wielu już tego próbowało. Można na przykład argumentować, że kiedy dzielę się z kimś potrzebującym, to wtedy ten ktoś przestaje mi zagrażać, zostaje włączony w społeczną tkankę i zaczyna przyczyniać się do jej rozkwitu, a więc pośredniego także do mojego dobrostanu… Używając jednak egoistycznych argumentów, koniec końców tylko wzmacniamy egoizm. Egoista zawsze nam powie: OK, dzieląc się z potrzebującym, pośrednio i w dalszej perspektywie pomagam sobie. Ale nie dzieląc się, pomagam sobie bezpośrednio i w bliższej perspektywie. A dążenie do zysków krótkoterminowych wypiera wszelkie myślenie o dalszej przyszłości, taka jest logika rozwiniętego kapitalizmu. Nie możemy używać egoizmu jako argumentu, bo gdy argumentuje się egoistycznie, egoizm bardziej egoistyczny (a więc bardziej łapczywy) wygra z egoizmem mniej egoistycznym (a więc bardziej rozsądnym).


Sądzę więc, że byłoby bardziej sensowne, a nawet bardziej skuteczne, gdybyśmy kierujący nami Imperatyw przedstawili jako Płomień, a nie jako wykalkulowaną Konieczność (mniej Marksa, więcej Brzozowskiego). Dobrze byłoby sprzeciwić się duchowi naszego czasu, który domaga się od wszystkich, aby robili wielką karierę (a jednocześnie uniemożliwia jakąkolwiek karierę masom młodych ludzi). Dobrze byłoby sprzeciwić się duchowi naszego czasu, który nieustannie obiecuje wszystkim podniesienie poziomu życia (a jednocześnie ten poziom obniża). Budzilibyśmy większy szacunek, gdybyśmy odważnie powiedzieli młodym ludziom, że proponujemy im rezygnację z marzeń o indywidualnym sukcesie i intensywnej konsumpcji. Gdybyśmy odważnie powiedzieli, że proponujemy im w zamian służbę, wysiłek, walkę. Gdybyśmy odważnie powiedzieli, że krajom najbardziej rozwiniętym obiecujemy nie podniesienie poziomu życia, ale jego obniżenie, jeżeli takiego obniżenia będzie wymagać podzielenie się dobrobytem Zachodu z biednymi społeczeństwami całego świata. Powinno być jasne, że potępiamy kapitalistyczną globalizację nie za to, że pieniądze przepływają z Zachodu do krajów biedniejszych, ale za to, że razem z pieniędzmi nie przepływają tam prawa pracownicze i socjalne.


Paradoksalnie, mówiąc takie rzeczy bylibyśmy bardziej pociągający. Głosilibyśmy nie powszechne kłamstwo o podnoszeniu naszego poziomu życia, ale brutalną prawdę o nadchodzącym jego obniżeniu (domagalibyśmy się tylko, żeby to obniżenie przyniosło korzyści tym, którzy są od nas biedniejsi, a nie globalnej oligarchii finansowej). Brutalna prawda, która demaskuje powszechne kłamstwo, zawsze przyciąga uwagę. Co więcej, może być wyzwalająca. Tym bardziej, że konsumpcja jest w naszym świecie jest nie tylko przyjemnością, ale i przymusem.   


Tyle chciałem powiedzieć, ale ponieważ felieton powinien być śmieszny, postanowiłem napisać jeszcze o czymś, nad czym można popłakać się ze śmiechu, albo i bez śmiechu. W piśmie „Templum”, a może „Templum Novum” (nie do końca jest dla mnie jasne, jak toto się w końcu nazywa), które reklamuje się jako „Kanonada Narodowego Romantyzmu”, pewien narodowy romantyk, niejaki Ronald Lasecki napisał, że w walce ze społeczeństwem otwartym narodowi romantycy gotowi są współpracować z komunizmem, pod warunkiem, że będzie to komunizm antydemokratyczny i antyhumanistyczny, czyli bolszewizm. Nieźli romantycy. Romantykowi Laseckiemu mówię więc od razu, żeby powstrzymał się od narodowej masturbacji nad niniejszym felietonem. Kiedy piszę (romantycznie, nie zaprzeczam) o służbie, wysiłku i walce, mam na myśli służbę, wysiłek i walkę w imię demokracji i humanizmu.


A teraz wracam do wnętrza mojej głowy.

 

Czy to w ciszy, czy to w huku

Ciągle myślę o kauczuku

Czy to blady czy rumiany

Zawsze pragnę być gumiany  


www.tomaszpiatek.pl    

 

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij