Opozycyjny Komitet Oporu przeciw Dyktaturze, choć targają nim konflikty, jest poważnym zagrożeniem dla rządzącej Partii Regionów i – w uczciwych wyborach – wygraną ma w zasięgu ręki. Tylko czy to coś zmieni na Ukrainie? Komentarz Pawła Pieniążka.
28 października na Ukrainie odbędą się wybory parlamentarne. Opozycja wciąż nie może ustalić strategii wyborczej, a do tego została poważnie osłabiona – była premier Julia Tymoszenko i eksminister spraw wewnętrznych Jurij Łucenko przebywają w więzieniu, a poprzedni prezydent Wiktor Juszczenko całkowicie stracił zaufanie wyborców. Opozycyjny sojusz może odczuć te straty podczas najbliższych wyborów, zwłaszcza że nieustannie targają nim wewnętrzne konflikty. Mimo to wciąż jest on poważnym zagrożeniem dla rządzącej Partii Regionów i – w uczciwych wyborach – wygraną ma w zasięgu ręki. Tylko czy to coś zmieni?
Prawo dla swoich
W listopadzie 2011 roku Rada Najwyższa uchwaliła nowe prawo wyborcze. Wprowadzono system mieszany: 225 deputowanych zostanie wybranych w okręgach jednomandatowych, a drugie tyle z partyjnych list krajowych. Prawdopodobnie zakonserwuje to obecny podział polityczny. Kandydaci z Partii Regionów i sprzyjających im partii (o ile nie zostaną one włączone do ugrupowania Janukowycza) będą wybierani przeważnie na wschodzie i południu, a opozycyjni w centrum i na zachodzie, czyli w regionach, gdzie od zawsze cieszą się większym poparciem i mają lepiej zorganizowane struktury.
Według nowej ustawy każdy kandydat ma prawo startować jednocześnie w okręgu jednomandatowym i z listy partyjnej, jednak zapis ten prawdopodobnie zostanie usunięty. Oficjalnie dlatego, że wymaga tego Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy. Nieoficjalnie ma to zniechęcić polityków opozycji do wystawiania mocnych kandydatów w niepewnych dla nich okręgach.
Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy nalega też, by przywrócić poprzedni zapis dotyczący progu wyborczego – w nowej ustawie podniesiono go z 3 do 5 procent. Krytykowany jest również zakaz tworzenia bloków wyborczych. Politycy z Partii Regionów za bardzo się tym jednak nie przejmują. Chcą utrzymać próg wyborczy na poziomie 5 procent, gdyż stawia to mniejsze partie z koalicji rządzącej przed dylematem: albo samodzielny start i ryzyko nieprzekroczenia progu, albo połączenie się z Partią Regionów. Co ważniejsze, opozycyjne bloki w obecnym parlamencie składają się z wielu małych ugrupowań, które z powodu różnych animozji nie chcą tworzyć jednej partii. Osobne kandydowanie oznacza, że zapewne wiele z nich pożegna się z miejscami w Radzie Najwyższej.
Komitet Oporu przeciw Dyktaturze
W obliczu coraz mniej demokratycznych działań prezydenta Wiktora Janukowycza opozycja postanowiła zjednoczyć się w Komitecie Oporu przeciw Dyktaturze. W jego skład weszło kilkanaście partii parlamentarnych i pozaparlamentarnych, między innymi Batkiwszczyna, Front Zmian, Nasza Ukraina czy Swoboda.
Początkowo założeniem Komitetu była koordynacja działań opozycji na poziomie centralnym i regionalnym. Z czasem coraz częściej zaczęto mówić o większej integracji partii w ramach KOD. W styczniu 2012 roku, w Dniu Jedności Ukrainy, podpisano porozumienie o wspólnych działaniach zjednoczonej opozycji. Dokument zakłada, że zostanie przygotowana wspólna strategia wyborcza i w każdym okręgu będzie startował jeden kandydat z partii należącej do KOD. Ponadto – co wydaje się najtrudniejsze do realizacji – po ewentualnej wygranej ma powstać koalicyjna większość, która stworzy nowy rząd.
„Gwiazdy” w okręgach
KOD podjął decyzję, że będą startować w 150 z 225 okręgów wyborczych. Największe opozycyjne partie – Batkiwszczyna (pod koniec 2011 roku połączyła się z Ludową Samoobroną Jurija Łucenki), Front Zmian i Swoboda – mogą liczyć na miejsca w 110 okręgach, 40 przypadnie pozostałym partiom. Ostateczna liczba okręgów wyborczych i ich rozmieszczenie zapewne jeszcze się zmienią na korzyść kandydatów Partii Regionów –ostatecznie poprawki muszą pojawić się na 175 dni przed wyborami, co oznacza, że do początku maja sprawa jest otwarta.
O ile KOD udało się porozumieć w sprawie wspólnych kandydatów w okręgach jednomandatowych (według zasady: jeden okręg – jeden kandydat zjednoczonej opozycji), o tyle w przypadku list krajowych sytuacja wygląda dużo gorzej. Wiązałoby się to de facto z utworzeniem jednej partii, a na to nie ma zgody wśród opozycjonistów. I na nic apele Tymoszenko w tej sprawie – przewodniczący nacjonalistycznej Swobody Ołeh Tiahnybok stwierdził, że „to nierealne”, bo „trudno łączyć w jedną siłę polityczną absolutnie różne ideologicznie organizacje polityczne”. Stąd każda z nich próbuje wciągnąć na swoją listę znane twarze. Jarosław Hrycak pisze w felietonie, że proponowano mu wysokie miejsce. Podobną propozycję mieli usłyszeć też znany pisarz Jurij Andruchowycz czy były rektor Akademii Kijowsko-Mohylańskiej Wiaczesław Briuchowiecki.
Zmiana twarzy czy zmiana na serio?
Nawet jeśli KOD wygra wybory, to utrzymanie koalicji będzie szalenie trudnym zadaniem. I mniej mają znaczenie różnice ideologiczne; chodzi przede wszystkim o władzę i pozycję lidera opozycji, którą zajmuje obecnie Batkiwszczyna – i chce ją zachować. Świadkami podobnej sytuacji byliśmy podczas rządów pomarańczowych, którzy również stworzyli koalicję partii z całego spektrum ideologicznego, gdzie każdy reprezentował swoje własne interesy. Wskutek tego lata 2005–2010 stały pod znakiem kłótni Juszczenki i Tymoszenko, co sparaliżowało kraj i doprowadziło go na skraj bankructwa. Opozycja w końcu rozpadła się z hukiem.
A sami ukraińscy wyborcy? Mogą poprzeć działania opozycji na rzecz odsunięcia Partii Regionów, chociaż wcale nie oznacza to, że marzą o powrocie do władzy polityków z pomarańczowego obozu. Raczej potraktują ich jako mniejsze zło. Zmiana układu sił na Ukrainie, jeśli w ogóle nastąpi, będzie miała – ku rozczarowaniu zachodnich komentatorów – raczej kosmetyczny charakter: politycy z dużych opozycyjnych partii liczą, że po wyborach będą u władzy, a ci z mniejszych mają nadzieję, że załapią się chociaż do parlamentu.