Jest środek nocy, mam napisać felieton, a tu przykra niespodzianka, Piątek zabrał mi temat. Też zirytował mnie tekst Vargi My, ateiści, chociaż na pewno inaczej niż Tomka. Może zresztą bardziej rozbawił, niż zirytował. Myślałam, że Krzysztof Varga, absolwent katolickiego liceum, młodzieńczy problem z teodyceą ma już za sobą. Wyobrażałam sobie chudego, pryszczatego Krzysia, który nieśmiało podnosi rękę i drżącym głosem pyta: „Księże prefekcie, unde malum???”.
No to zmieniam swoją wizję. Oto młodzieniec przeglądający pod ławką świerszczyki, który nigdy nie słyszał o Leibnizu. Nie wie, że z teodyceą zawsze był kłopot, ale ci, którym było to potrzebne, zawsze znajdywali jakąś odpowiedź. Vide Piątek. Tajemnica niedocieczona dla ludzkiego umysłu, boskie rozumienie dobra jest niepojęte itp. Tomek zadzwonił kiedyś do mnie, żeby powiedzieć mi, że Jezus mnie kocha. Odpowiedziałam, że wolałabym, aby okazywał to mnie i reszcie świata w inny sposób. I tak chyba wygląda świecka, zdroworozsądkowa reakcja, ale nie argument.
Poza tym jest jeszcze inna odpowiedź na pytanie o zło i cierpienie, najprostsza, ale dziś kompletnie niemodna: za zło na świecie odpowiada Szatan. To, że śnieg zimą pięknie wygląda – to zasługa boska, a że komunikacja stanęła – wina Szatana. Proste, prawda?
W każdym razem nie z takich rozważań wziął się mój ateizm, zresztą chyba z żadnych. Ateizm wydaje mi się czymś naturalnym, natomiast wiara wynikiem ciężkiej pracy kultury, chociaż Edward Wilson twierdził, że religijność mamy w genach. Ja nie miałam, może z moimi genami coś jest nie tak. A z kulturą jakoś sobie poradziłam. Potrzebę fikcji, rozmaitych psychologicznych projekcji, kompensacji i innych -cji zaspakajam, czytając literaturę, fikcję literacką, ze sporą sympatią do fantastyki. To jest uczciwy kontrakt, nikt mi nie każe wierzyć w istnienie Hansa Castorpa. Macanie za pomocą metafory niepoznawalnego i nienazywalnego to też taka fikcja literacka.
Zgadzam się z Rortym, że filozofia jest po prostu gatunkiem literackim, podobnie zresztą jak teologia. I mogę powiedzieć: to lubię! Ale uważam, że tak naprawdę ciekawe jest poznawanie tego, co jest, a nie obmacywanie mgły. Zresztą dziś, kiedy fizyka dotarła tam, gdzie dotarła, to też trochę obmacywanie mgły, ale przynajmniej odbywa się ono w języku, który da się uzgodnić. I jeśli mam jakieś metafizyczne uczucia, to wywołuje je we mnie raczej mechanika kwantowa niż litania do Serca Jezusowego. Gdybym mogła przed urodzeniem wybierać! Gdyby jakiś bóg albo Wielka Złota Rybka spytała mnie: kim chcesz być? Odpowiedziałabym bez wahania: poproszę o wysokie IQ, talent matematyczny i posadę w CERN. Znając metody działania Złotych Rybek zapewne urodziłabym się wówczas jako Stephen Hawking. Ech…
Wróćmy jednak do ateizmu Vargi. Chciałby on rozpropagować go w społeczeństwie, nie ruszając przy tym Kościoła, krzyży i liceów katolickich. Które jak widać niewiele uczą.
I z tym trudno mi się zgodzić. Nie ruszałabym wiary innych ludzi. Niech każdy ma, co mu jest potrzebne. Przemawia przeze mnie także ostrożność wynikająca z bycia mniejszością. Jestem przekonana, że na świecie żyje więcej osób wierzących niż czytających literaturę piękną, filozoficzną czy nawet teologiczną. I nie chciałabym, aby wtrącali się oni do mojego życia wewnętrznego. Natomiast warto walczyć o kanon liberalnej demokracji, zdjęcie krzyży z miejsc publicznych, zniesienie uprzywilejowania Kościoła itp. I nie jest to żaden antyklerykalizm, nie mówię przecież: kościoły z ziemią zrównamy.
Poza tym ateizm à la Varga, albo raczej à la GW, coś mi przypomina. Przez lata GW wymyślała sobie katolicyzm, który w niczym by nikomu nie szkodził. Nie Rydzyk, tylko sympatyczni księża zajmujący się sierotami chorymi na AIDS, pełni miłości bliźniego i opowiadający po góralsku anegdoty. Teraz mamy kolejny etap – właściwych ateistów, którzy Kościołowi nic nie uszczkną, nienawidzą antyklerykalizmu, każdego, kto głosował na Palikota, uważają za pajaca, tak tylko trochę sobie pofilozofują. I jest milusio. A kiedy Varga mówi – my, ateiści, to znaczy – my, jedynie słuszni ateiści z GW.
PS. Za tydzień może odpowiem Spokojnemu, który rozbawił mnie do łez. A może nie odpowiem…