Od redakcji

Kinga Dunin urodzinowo. Nie tylko o książkach

Kinga Dunin odgrywa olbrzymią rolę w codziennej pracy zespołu Krytyki Politycznej. Nie tylko w opiniowaniu, planowaniu i druzgocącej nierzadko krytyce pracy dziennika, ale też np. poprzez lekturę wczesnych wersji książek naszych autorów i autorek. Trudno sobie wyobrazić, byśmy bez jej wiedzy i luzu doszli tu, gdzie jesteśmy.

Trudno wytłumaczyć młodszym czytelniczkom specyfikę medialnego pejzażu millenialsów, dla których kształtujące charakter czasy szkoły średniej przypadły na pierwsze lata członkostwa Polski w UE. Cyfrowe archiwa tytułów prasowych dopiero ślamazarnie krzepły, paywalle były pieśnią przyszłości, biblioteki w mniejszych ośrodkach nie puchły od nowości z Czarnego, Karakteru, Krytyki Politycznej czy ArtRage. W edukacji na własną rękę pomagał fascynujący także i dziś projekt „śmietnika internetowego” Niniwa.

Taka dobra literatura, a taki banalny wniosek?

W moim przypadku śmietnik wydatnie przyczynił się do odszyfrowania ciągłości poprzełomowego dyskursu – trwające wówczas (czyli za pierwszego PiS-u) na łamach centroprawicowych dzienników – debaty o przecenianej i niedocenianej literaturze, o potencjalnych polskich noblistach i noblistkach. Obszerne wywiady o ideach i innych wielkich słowach miały swoje odpowiedniki w prasie lat 90.

Przykładem może być szereg polemik, które wywołał tekst Kingi Dunin w „Ex Librisie”. W głośnym artykule z 1994 roku Kinga postulowała m.in. to, co pisze również dziś – zamiast Janka Muzykanta poczytajcie sobie dla zdrowotności le Carré czy Le Guin. Stylówa Kingi znacznie różniła się od naszpikowanych cytatami z wysokiego literaturoznawstwa essayów. Weźmy np. takiego króciaka o Piesku przydrożnym Miłosza, w którym nasza krytyczka polemizuje z zachwytem Przemysława Czaplińskiego, późniejszego promotora swojego doktoratu:

Eutanazja w Polsce: Salus aegroti suprema lex esto?

„Wszystko to prawda, ale dla mnie wciąż jest to książka nieistotna, usiana banałami, nudna. Książka mądra – twierdzą krytycy, ale czy nie są to mądrości potoczne: starość nie radość, gdyby boga nie było, należałoby go wymyślić, facet tworzy, baba rodzi i komu to szkodzi… Jest jak kryształ bez skazy, pisze o Piesku Tomasz Jastrun. Jak kryształ w serwantce u mieszczucha”.

Noblista elegancko dojechany. To było zaczepne pisanie, które już wtedy, jako porcysowy poptymista, polubiłem, co nie znaczy, że nie miałem wrażenia, że te sławne feministki, podobnie jak zieloni niczym ciasto kiwi kosmici z książek fantasty Lema, są zbyt wyraźne, hałaśliwe, widzę je zbyt jasno. Na usprawiedliwienie młodzieńczych błędów i wypaczeń mogę tylko sięgnąć po inne teksty z tamtego okresu. Na przykład ten, jak się wydaje, autorstwa samego admina Niniwy, w którym pisze, że Dunin w Karocy z dyni pisze o „potwornościach patriarchatu”.

Samo określenie sugeruje, że Kinga jest bez mała jakąś bijącą w tarabany histeryczką. Nic bardziej mylnego – w jej antypatriarchalnych tekstach dominują ironiczne, złośliwe i dowcipne próby spuszczenia powietrza z napompowanych balonów męskiego ego. Możemy także zerknąć do sylwetki Kazimiery Szczuki, w której Kinga, już wtedy będąca ostoją środowiska Krytyki Politycznej, pojawia się jako następczyni Szczuki w programie Dobre książki. Zostańmy jednak na chwilę przy Szczuce. Paweł Dunin-Wąsowicz przywołuję pewną „dyskusję”:

„Zdarzyła się rzecz fatalna. Szczuka zaatakowała w wywiadzie Jacka Podsiadłę. To prawda, że on zaczął, pisząc, że chce mu się rzygać, jak na nią patrzy. Odpowiedziała jeszcze ostrzej, zrobił się rynsztok. Podsiadło zadzwonił do mnie wściekły. Straciłem autora i przyjaciela. Kazia nie była tego warta”.

Nie do wiary. Jakiś chłop, pal sześć, że przy okazji dobry poeta, mówi o krytyczce-feministce, że na jej widok „chce mu się rzygać”, a i tak koniec końców redaktor popularnego pisma literackiego staje po jego stronie. O samej Dunin Witold Bereś mówi: „nienawidziłem felietonów Dunin, ale okazała się ona sympatyczną osobą”. Chyba nie muszę dodawać, że mam szczere wątpliwości, by starsi panowie mogli dziś śmiało rzucać podobnymi uwagami w przestrzeni publicznej. I że bardzo mnie to cieszy, gdyż, jak Kuba Szafrański, „bardzo lubię cywilizację woke i jej kibicuję”. Oraz że Kinga ma w tym swoje niemałe zasługi.

Jeszcze za życia papieża Polaka wychwalała cywilizację śmierci. Jako socjolożka medycyny brała udział w dyskusjach o aborcji, eutanazji i bioetyce od zarania III RP – ma pełne prawo, żeby czuć się istotną częścią zmiany, która w języku debaty o prawach kobiet dokonała się od czasów, gdy jako licealista czytałem jej teksty na Niniwie, do dziś, kiedy co tydzień redaguję jej teksty dla Krytyki Politycznej.

Polacy są uformowani do lamentu i rytuałów żałobnych

„To nie tylko o książkach!” – upomina mnie czasem dzisiejsza solenizantka. Ja to akurat doskonale wiem, ale im więcej czytelniczek to zrozumie i wyrobi sobie nawyk zaglądania do rubryki Kinga Dunin czyta, tym lepiej dla nich, dla społeczeństwa, dla świata. Nawet szybki rzut oka na dorobek Kingi wystarczy, by zrozumieć, że książki to tylko punkt wyjścia.

Niewiele zostało już takiego pisania w zorientowanym na kliki i zasięgi 2024 roku, takiego dziennikarstwa, publicystyki kulturalnej. Jako typek wychowany m.in. na Niniwie, przyzwoicie orientujący się w tym, jak się robiło magazyny społeczno-kulturalne w USA w latach 60. i 70., mam wielką słabość do takiego ludzkiego, nienapuszonego, niewywyższającego się odczytywania i ciągłej fascynacji literaturą.

Kinga Dunin nieustannie odgrywa olbrzymią rolę w codziennej pracy zespołu Krytyki Politycznej – nie tylko w opiniowaniu, planowaniu i druzgocącej nierzadko krytyce pracy dziennika, ale też np. dzięki lekturze wczesnych wersji książek naszych autorów i autorek. Trudno sobie wyobrazić, byśmy bez jej wiedzy i luzu doszli tu, gdzie jesteśmy – do bycia największym lewicowym dziennikiem i najbardziej wpływowym kręgiem lewicowych intelektualistek w Polsce. Nawet ja, choć w strukturach stowarzyszenia dochrapałem się co najwyżej rangi żółtodzioba, mógłbym o tej roli gadać godzinami.

Ale przecież chodzi o co innego – o to, żeby ktoś wziął na siebie bęcki, które nieuchronnie spadną ze strony solenizantki na autora zbyt czołobitnego lub w inny sposób niedorobionego, okazjonalnego hołdu dla naszej ikony. To bierę. Wszystkiego najlepszego, Kingo.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Łachecki
Łukasz Łachecki
Redaktor prowadzący w Krytyce Politycznej
Zamknij