Hollande nie wie do czyjej kieszeni sięgnąć po pieniądze, a francuska doktryna ekonomiczna to dziś wielka improwizacja.
Jestem wyraźnie zdezorientowany polityką makroekonomiczną François Hollande’a. Kiedy doszedł do władzy, swym priorytetem uczynił redukcję deficytu budżetowego – tym samym stracił szansę pokierowania jakąś opozycją wobec dominującej w Europie polityki cięć. Zarazem francuska polityka zdawała się jakoś różnić od tej w pozostałych krajach strefy euro – redukcję deficytu miała bowiem przynieść raczej podwyżka podatków niż cięcia wydatków. Jak już wskazywałem, oszczędnościowy jastrząb Komisji Europejskiej, nalegający na cięcia Oli Rehn, nie był zbyt zadowolony.
Polityka francuska zdaje jednak zmieniać pierwotnie obrany przez Hollande’a kierunek. W styczniu prezydent zapowiedział cięcia składek socjalnych opłacanych przez przedsiębiorców. Wiele głosów z zewnątrz sugerowało, że to ruch „w kierunku centrum”. Jego przemówienie mogło również wskazywać, że prezydent nawrócił się na prawo Saya [to podaż tworzy popyt, a nie odwrotnie, a udogodnienia po stronie produkcji wygenerują ostatecznie większy dochód – przyp. tłum.]. Ale może za jego polityką stała nieco nowocześniejsza logika: redukując koszty zatrudnienia, rząd próbował wprowadzić „dewaluację wewnętrzną”.
Nie tak dawno Hollande obiecywał obniżkę podatków wyborcom z klasy średniej. Przy braku wzrostu i rosnącym deficycie budżetowym, makroekonomiczna logika, jaka stoi za tą polityką pozostaje zagadką. Wielu podatników całkiem rozsądnie stwierdzi, że wszelkie obniżki podatków będą chwilowe, w związku z czym zaoszczędzą istotną ich część – w efekcie ich wpływ na popyt będzie dużo słabszy w porównaniu z cięciami wydatków publicznych, niezbędnymi do ich pokrycia. Deflacyjne cięcia wydatków budżetowych to ostatnia rzecz, jakiej potrzeba przy luce PKB wynoszącej 3 albo i więcej procent. Z bardziej pozytywnych akcentów, prezydent będzie chyba próbował tworzyć sojusze na rzecz poluzowania gorsetu fiskalnego strefy euro, acz nie wiadomo, czy mu się to uda.
Ostatnie prognozy OECD przewidują stopniowe zwiększanie wzrostu, pomimo ostrych cięć budżetowych, które i tak nie wystarczą do ustabilizowania relacji długu do PKB w roku 2015. Zagrożenie jest już dobrze znane: cięcia osłabią wzrost w większym stopniu, niż progności przewidują, co z kolei wytworzy presję na dalsze cięcia. Czy jest jakaś jasna strategia uniknięcia tego scenariusza, a może rację ma Thomas Piketty, kiedy mówi, że zasmuca go „permanentna improwizacja François Hollande’a”?
Przeł. Michał Sutowski
Tekst ukazał się na blogu Simona Wren-Lewisa
***
Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych